Travel on Gravel!

kubolsky
Wpisy archiwalne w kategorii

ciekawe

Dystans całkowity:8617.93 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:409:09
Średnia prędkość:21.06 km/h
Maksymalna prędkość:76.41 km/h
Suma podjazdów:23064 m
Maks. tętno maksymalne:197 (107 %)
Maks. tętno średnie:143 (74 %)
Suma kalorii:282821 kcal
Liczba aktywności:62
Średnio na aktywność:139.00 km i 6h 35m
Więcej statystyk
Sobota, 17 sierpnia 2013 Komentarze: 5
Dystans 46.94 km
Czas 02:19
Vśrednia 20.26 km/h
Uczestnicy
Vmax 38.00 km/h
Tętnośr. 135
Tętnomax 176
Kalorie 2051 kcal
Sprzęt [RIP] Kross
Więcej danych
Prowadzę sobie taki projekcik, co się Rowerowe Gniezno zowie. Konkretnie się w niego wkręciłem :). Moim celem/marzeniem jest integracja rowerowej społeczności miasta Gniezna i póki co raz lepiej (to częściej), raz gorzej (to rzadziej) mi się udaje. Któregoś dnia pomyślałem sobie - hej, nie ma chyba lepszego sposobu na integrację rowerowej braci niż rajd. Jak pomyślałem - tak zrobiłem. Dziś mamy 17 sierpnia, a rajd właśnie się zakończył. Było ekstra! Szczegóły poniżej.

Zgodnie z opisem eventu na FB (zresztą mojego autorstwa ;) ) rajd zaplanowany został właśnie na 17.08.2013, a wystartować miał z gnieźnieńskiego Rynku, dokładnie w południe. Na miejscu stawiłem się jakieś pół godziny przed czasem mocno zdziwiony ilością obecnych tam ludzi, która grubo przekraczała ilość tych zadeklarowanych. Gdy podjechałem bliżej okazało się, że prezydent Kowalski znowu częstuje Gnieźnian pierogami, a Ci jak zwykle są mega schapani :/. W sumie do teraz nie wiem z jakiej to okazji. Na Rynku szybko odnalazłem p. Jurka, z którym ustawiliśmy się z boku w oczekiwaniu na resztę rowerzystów. Po chwili dojechał Marcin, a tuż po nim Uziel i tak z minuty na minutę grupka zaczęła się powiększać. Tuż przed 12.00 ekipa liczyła ponad 20 osób i na takiej ilości stanęło.

Na Rynku tuż przed startem © kubolsky


Niby to nie dużo, ale jednak jak na pierwszy raz chyba całkiem nieźle :). Przed startem wygłosiłem jeszcze płomienną przemowę ;), tzn. przywitałem szanownych uczestników, pokrótce przypomniałem przebieg trasy, poinformowałem o planowanej pauzie w Czerniejewie, no i ruszyliśmy. Początkowo osobiście prowadziłem peleton przez miasto. Najpierw w dół rynku na Wenecję...

Wystartowaliśmy! © kubolsky


Rajd przemierza ścieżki wzdłuż Wenecji © kubolsky


...później kawałek ul. Dalkoską, by dalej ul. Orzeszkowej i bokami Poznańskiej przecisnąć się na serwisówkę wzdłuż DK5. Tam ekipa się rozciągnęła dzieląc się na mniejsze grupki.

Wraz z p. Jurkiem prowadzimy peleton © kubolsky


Woźniki © kubolsky


Z serwisówki zjechaliśmy do Woźnik, a stąd przecinając tory polnym skrótem dotarliśmy do Baranowa, gdzie znowu chwyciliśmy asfalt.

Baranowo. Na pierwszym planie reprezentacja GKKG © kubolsky


Jedziemy do Pawłowa © kubolsky


Najbardziej klimatyczny uczestnik rajdu - p. Andrzej © kubolsky


Z Baranowa droga wiodła prosto do Pawłowa, lecz tą wieś zostawiliśmy z lewej strony kręcąc w stronę Lasów Czerniejewskich. Wjazd do lasu ucieszył sporą grupę rowerzystów miłujących jazdę w terenie :). Tu też rajd podzielił się na dwie części - pierwsza ta bardziej zaprawiona w jeździe offroadowej, druga bardziej amatorska, wręcz miejska. Obie oczywiście asekurowane przez osoby odpowiadające za organizację rajdu :). Gdzieś w 1/3 trasy przez las poczekaliśmy za resztą. Gdy Ci do nas dołączyli, to już jedną paczką dotarliśmy do Brzózek. Stąd znowu czarnym dywanem śmignęliśmy do Czerniejewa, gdzie na placu przy restauracji "Wozownia" zaplanowana została przerwa.

Przerwa w Czerniejewie © kubolsky


Przyjemna dyskusja z Prezesem GKKG © kubolsky


Jaguar E-Type. Cudo! © kubolsky


Na przypałacowym trawniku poczęstowaliśmy uczestników izotonikami, energetykami, oraz słodkościami i rozpoczęliśmy dyskusje na przeróżne tematy. W międzyczasie Uziel poinformował mnie, że swoim nowiutkim 29er-em Krossa zmierza do nas Bobiko. Ten zjawił się po parunastu minutach od naszego przybycia, witany bardzo entuzjastycznie :).

Jest Bobiko! © kubolsky


Podziwiamy Bobikowego 29er-a © kubolsky


Mniej więcej po pół godzinie zebraliśmy się w dalszą część trasy. Przemknęliśmy przez Czerniejewo, a następnie przez Kąpiel, Nidom, Kosmowo i Gębarzewo, ulicą Pustachowską wpadliśmy z powrotem do Gniezna.

Z powrotem do Gniezna © kubolsky


Gębarzewo © kubolsky


W mieście już prosto ścieżką pieszo-rowerową wzdłuż ul. Kostrzewskiego i przez Dalki dotarliśmy z powrotem na Wenecję, a konkretnie w okolice stadionu Mieszka Gniezno, gdzie oficjalnie zakończyliśmy rajd. Tu też wygłosiłem kolejną, jeszcze bardziej płomienną ;) przemowę, podziękowałem uczestnikom za przybycie i nieskromnie pochwalę się - zostałem obdarowany gromkimi oklaskami :P. Przyznam, że po czymś takim serce się raduje, a człowiek uświadamia sobie, że to co robi ma sens. Zadeklarowałem się, że przygotuję kolejną trasę na kolejny rajd, pożegnałem całą grupę która rozjechała się do domów, a z ekipą BS omówiłem jeszcze pokrótce jutrzejszy wypad do Piechcina. Po paru minutach pożegnałem się również z nimi i solo pokręciłem do domu. Na jutro kroi się konkret wypad. Jaram się! ;)
Aha, wielkie dzięki dla p. Jurka, Marcina i Artura za pomoc w trakcie imprezy!

Na koniec jeszcze dwa klipy. Pierwszy autorstwa p. Andrzeja...
<object width="100%" height="450"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/SNcdWv8ONMw"> <embed src="http://www.youtube.com/v/SNcdWv8ONMw" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="100%" height="450"></embed></object><br>
...i drugi, gościnnie od Uziela.


Mapka rajdu:
Piątek, 2 sierpnia 2013 Komentarze: 1
Dystans 101.85 km
Czas 04:46
Vśrednia 21.37 km/h
Uczestnicy
Tętnośr. 122
Tętnomax 172
Kalorie 3772 kcal
Sprzęt [RIP] Kross
Pomysł na nocną jazdę powstał dzień wcześniej. Wstępnie umówiłem się tylko z Marcinem, ale ten poinformował mnie że na śmiganie po zmierzchu pisze się również Micor. Spoko :). Po południu otrzymałem sms-a z informacją, że spotykamy się punkt 23.00 na Wenecji. Tuż przed 11.00 wieczorem gotowy wyruszyłem na miejsce zbiórki. Nie dalej jak 500 m od domu musiałem zaliczyć rogala - wziąłem w sakwę wszystko oprócz bluzy. Po szybkiej cofce w końcu ostatecznie pokręciłem na Wenecję, gdzie już czekał Micor. Chwilę pogadaliśmy gdy na horyzoncie, wśród czerni nocy zaczęły wyłaniać się dwa światełka. Dziwne... Okazało się, że wraz z Marcinem, dość niespodziewanie przybył Marcina kumpel - Piotrek. W końcu w komplecie ruszyliśmy przez opustoszałe miasto w kierunku Dębówca. Po drodze zahaczyliśmy jeszcze o Lotos, gdzie zakupiłem zapasowe baterie do lampki, gdyż ta sygnalizowała niski poziom mocy w zainstalowanych ogniwach. Na Orchół śmigało się elegancko - temperatura była optymalna, wiatr powiewał delikatnie, a na drodze panowały pustki (minął nas raptem jeden samochód). Dalej już lasem, przez Dębówiec i Ganinę dotarliśmu na Gołąbki.

We wsi Gołąbki © kubolsky


Jazda w nocy ma swój niepowtarzalny klimat - trasy doskonale znane wydają się obce, a jedyny widoczny punkt to ten, który oświetla lampka zainstalowana na kierownicy. No i ta cisza... :). Ze wsi Gołąbki śmignęliśmy objeżdżanym już wcześniej, nowiutkim, asfaltowym dywanem w okolice Gąsawki. Na krzyżówce odbiliśmy w kierunku Drewna, a następnie przez Niestronno, Wieniec i Czaganiec dotarliśmy do Padniewka. Drogi koło 1.00 w nocy były oczywiście opustoszałe, więc mogliśmy elegancko kręcić całą ich szerokością ;). Tuż przed Mogilnem zatrzymaliśmy się na BP gdzie zakupiliśmy i szybko skonsumowaliśmy energetyki (padło na 0,5 L Monsterka - Poweeeer! ;) ), a Micor w końcu wymienił baterie w lampkach, bo te ledwo żyły.

Przerwa na energetyka © kubolsky


Z Padniewka do Mogilna mieliśmy żabi skok, więc po niecałych 15 minutach znajdowaliśmy się już na półmetku naszej nocnej wyprawy, czyli przy fontannie.

Półmetek zaliczony - fontanna w Mogilnie © kubolsky


Trochę czasu tu spędziliśmy, gdyż kręcąc naszym tradycyjnym, niekoniecznie niskim tempem po pustych drogach wypracowaliśmy spory zapas czasu, który trzeba było zgubić ;). Po mniej więcej pół godzinie ruszyliśmy dalej, zaliczając po drodze sklep całodobowy serwujący Radlery ;). Z Mogilna na Wał Wydartowski wspięliśmy się terenem przez Wyrobki i Izdby, a u stóp wieży znaleźliśmy się na dwie godziny przed wschodem słońca :).

Cel osiągnięty - wieża w Dusznie © kubolsky


Dostępny czas wykorzystaliśmy na uzupełnienie płynów, zapełnienie żołądków prowiantem i krótką drzemkę.

Kolacja/śniadanie (?) © kubolsky


Drzemka na wierzy © kubolsky


Im widniej się robiło, tym bardziej stawało się jasne, że szanse na obserwowanie wzejścia słońca z najwyższego punktu pojezierza Gnieźnieńskiego są nikłe - ze wschodu nadchodziła wielka chmura przysłaniająca to, na co tyle czasu czekaliśmy. Jako że z naturą trudno wygrać zadecydowaliśmy, że się ewakuujemy. Z Wału zjechaliśmy asfaltami przez Wydartowo, Kierzkowo i Niewolno tym samym trafiając do Trzemeszna. Zmęczenie ostro dawało się we znaki, więc ustaliliśmy, że odbijamy na stację na kawkę. Tam niemiła niespodzianka - przerwa, a więc stacja nieczynna. Nosz God dammit! Trudno się mówi - jedziemy do domów. Do Gniezna dotarliśmy okołowierzbiczańskimi terenami, czyli przez Wymysłowo, Kujawki i Lubochnię.

Grupfoto na Wierzbiczanach © kubolsky


Na przejeździe kolejowym na Dalkach okazało się, że do domknięcia "setki" brakuje jeszcze kilku kaemów, więc wraz Marcinem postanowiliśmy potowarzyszyć Micorowi w drodze do domu, przy okazji żegnając się z Piotrem. W Mnichowie nasza trójka się rozjechała, a ja śmignąłem do domu polami i wpadłem przez Skiereszewo bezpośrednio na swój fyrtel. Dopiero tutaj, po raz pierwszy tego dnia ujrzałem wyglądające zza chmur słońce. Lepiej późno niż wcale ;). Wyjazd zakończyłem dokładnie o 6.30 mijając się praktycznie z Żoną i Juniorem w drzwiach. Teraz czas odespać wojaże :P.

Mapka trasy:
Środa, 24 lipca 2013 Komentarze: 2
Dystans 109.38 km
Czas 05:47
Vśrednia 18.91 km/h
Tętnośr. 132
Tętnomax 155
Kalorie 4326 kcal
Sprzęt [RIP] Kross
Pierwszy dzień właściwego pobytu nad morzem, pierwsza (i jak się później okaże - ostatnia) okazja do pośmigania rowerem po nowych, nieznanych mi szlakach. Padło na Łebę, przez Słowiński Park Narodowy, oczywiście szlakiem R10. Udało mi się już na samym starcie - przemiła dziewczyna kasująca za wjazd do parku nie miała wydać i stwierdziła, że mam jechać - Ona jakby co była w toalecie :). No to pojechałem. W parku ludzi trochę się kręciło, więc początkowa jazda to właściwie slalom. Im bardziej wgłąb, tym łazików mniej. W końcu opuściłem zadrzewioną część parku i wypadłem na pierwsze, piaszczyste drogi wśród łąk. Te na początku akurat sąsiadowały z jez. Gardno.

SPN - piaszczysty dukt w okolicy jez. Gardno © kubolsky


SPN - Łąki jak okiem sięgnąć ;) © kubolsky


SPN - Ciekawe drzewo © kubolsky


Chwilę popodziwiałem okolicę i ruszyłem dalej. Od początku prowadziły mnie drogowskazy, wskazujące miejscowości które czekają mnie po drodze. Na drogowskazach widniał również magiczny symbol R10 - znaczy, że dobrze jadę.

Nieoficjalne oznaczenie szlaku R10 © kubolsky


Tak zamiennie - raz lasem, raz łąką dotarłem do Smołdzina. Stąd również obrałem kierunek wskazywany przez owe drogowskazy, co okazało się błędem. Dwa drogowskazy później jakoś podejrzanie przestały one występować, a na drzewach ewidentnie brakowało towarzyszących mi dotychczas oznaczeń szlaku. Ten to w ogóle jest strasznie zamazany i gdyby nie pojawiające się co jakiś czas tabliczki to bez mapy ani rusz. W końcu zabrakło również tabliczek, więc trzeba było skorzystać z załadowanej do Locusa mapy. Okazało się, że w Smłodzinie obrałem zły kierunek i zamiast udać się szlakiem na północny-wschód, ruszyłem na wschód. Tym sposobem w Rówienku musiałem nanieść korektę, by w końcu dotrzeć do Skórzyna i wrócić na znakowaną trasę.

Szopa/stodoła? Cokolwiek to jest - jest klimat :) © kubolsky


Polny dukt przede mną © kubolsky


Stąd już poszło gładko - przez Zgierz ;), Izbicę i Gać dotarłem z powrotem do SPN, w okolice jeziora Łebsko. Tu już bezlitośnie grząskimi piaszczystymi duktami prowadzącymi aż do samej Łeby ruszyłem do mojego punktu docelowego.

Symbioza trzech gatunków drzew © kubolsky


Oznaczenie szlaków © kubolsky


Ruchome wydmy nad jez. Łebsko © kubolsky


W końcu udało się chwycić miejski asfalt i lekko klucząc dotarłem na koniec Polski ;).

Na końcu Polski ;) © kubolsky


Łeba - Plaża Marina © kubolsky


Ilość znajdujących się w mieścinie ludzi, oraz wszędobylski ścisk i zgiełk spowodowały, że chęć objechania Łeby pękła niczym bańka mydlana. Zawróciłem, przystanąłem jeszcze w sklepie by uzupełnić zapas wody i strzelić na miejscu izotonika i ruszyłem w drogę powrotną. Do Skórzyna śmigałem dokładnie tymi samymi drogami, by w końcu we wsi wskoczyć na właściwy, znakowany szlak R10. Wcześniej nie widziany odcinek wiódł przez mokradła, rzadkie lasy oraz łąki aż do miejscowości Kluki.

Rzeczka gdzieś na szlaku © kubolsky


Okazało się, że w Klukach (o czym wcześniej nie wiedziałem) znajduje się skansen - Muzeum Wsi Słowiańskiej.

Skansen w Klukach © kubolsky


Przystanąłem na chwilę, popatrzyłem, pooglądałem i ruszyłem dalej asfaltem do Łokciowych. Tu szlak zakręcał w stronę Smołdzina, a wiódł betonowymi "jumami" przy których co jakiś czas napotykałem gipsowe rzeźby.

Znowu łąki i wzgórze w oddali © kubolsky


Rzeźba nr 1 © kubolsky


Rzeźba nr 2 © kubolsky


Ciekawe to to, choć nigdzie nie opisane, więc nie bardzo wiem o co z tymi rzeźbami chodzi. Ze Smłodzina ponownie śmiganą już trasą przez Słowiński Park Narodowy dotarłem do Rowów. Zatrzymałem się jeszcze przy budce na wejściu do parku, zakupiłem zaległy bilet czym wprowadziłem sprzedającą je dziewczynę w zdziwienie i ze spokojnym sumieniem ruszyłem do kwatery pod prysznic. Ty sposobem jedyny właściwie wypad rowerowy po wybrzeżu zakończył się dystansem 110 km w czasie niecałych 6 godzin. Piachy i temperatura ostro dały popalić, a był to dopiero początek męczących upałów...

Mapka:
Sobota, 20 lipca 2013 Komentarze: 10
Dystans 105.97 km
Czas 05:01
Vśrednia 21.12 km/h
Uczestnicy
Vmax 55.60 km/h
Tętnośr. 132
Tętnomax 174
Kalorie 5899 kcal
Sprzęt [RIP] Kross
Więcej danych
Właściwie zupełnie przypadkowo (dzięki fejsbuniu, dzięki Bobiko!) wczoraj, w godzinach wieczornych dowiedziałem się, że Grigor wraz z Piotrasem szykują się do wypadu na Wał Wydartowski. Jako że chcąc, nie chcąc musieli przebić się przez Gniezno, razem ustaliliśmy wspólny wypad. Za punkt zborny obraliśmy plac przykaterdralny, sąsiedztwo Bolka Chrobrego. W umówionym miejscu stawiłem się koło 9.30 rano, gdzie już czekali: Pan Jurek, Mateusz, oraz Micor.

W oczekiwaniu na przyjezdnych © kubolsky


Po chwili pojawili się Oni - Goście z zachodu ;).

Jadą! :) © kubolsky


Chłopakom w drodze do Gniezna towarzyszyła na swojej szosie Asia. Nie zdążyliśmy nawet się dobrze wszyscy przywitać, gdy dobił do nas Marcin i trzeba było zaczynać od nowa ;). W końcu zebraliśmy się do dalszej jazdy, przy okazji żegnając powracającą do domu Joannę, gdy okazało się że Marcin złapał panę. To się nazywa pesio - nie dość, że nie mógł nam towarzyszyć podczas całej wyprawy, to jeszcze w miejscu zbiórki gałązka akacji przeprowadziła udany zamach na Jego koło ;).

Marcina dopadła pana jeszcze przed startem © kubolsky


Serwis poszedł szybko i wreszcie mogliśmy ruszać. Obraliśmy kierunek nad jez. Wierzbiczańskie, nad które dotarliśmy maksymalnie terenowym wariantem. Na miejscu chwila zadumy, oraz czas na focenie i można śmigać dalej.

Nad jez. Wierzbiczany © kubolsky


Skoro zjechaliśmy jużna dół, to dalsza droga mogła wieść jedynym słusznym wariantem - rozpoczęliśmy przeprawę zarośniętym, nadbrzeżnym singielkiem. Tradycyjnie było ekstra, tradycyjnie też odradzam jazdę nim bez kasku. Mnie po drodze solidnie łupnęły w łupinę dwie gałęzie. Wypadając na plaży na Kujawkach pokręciliśmy w górę do asfaltu, a następnie udaliśmy się w kierunku skarpy podziwiać panoramę jeziora.

Na skarpie © kubolsky


Stąd już bez dodatkowego kluczenia ruszyliśmy do naszego pierwszego dziś celu - wieży widokowej w Dusznie. Na Kalinie pożegnaliśmy Marcina, który musiał wracać do domu.

Marcin opuszcza towarzystwo © kubolsky


Dalej przez Wymysłowo, Pasiekę, Hutę Trzemeszeńską, Kruchowo, najpierw gruntem później asfaltem dotarliśmy do Wydartowa gdzie zaczęły się lokalne górki i zjazdy. Na pierwszy - niezbyt ostry lecz dość długi jak na płaskie, Wielkopolskie warunki natknęliśmy się już w Wydartowie.

Wydartowo - pierwsze podjazdy © kubolsky


W końcu z powrotem chwyciliśmy grunty oraz piachy i po paru zjazdach i wspinaczkach osiągnęliśmy najwyższe w okolicy wzniesienie, a na nim wieżę widokową.

Duszno zdobyte! :) © kubolsky


Na górze tradycyjnie zdjęcia...

Kominy elektrowni w Koninie © kubolsky


Gnieźnieński Manhattan (os. Winiary) © kubolsky


W oddali Piechcin © kubolsky


Kierunki świata wróciły na wieżę © kubolsky


Grupfoto na wieży © kubolsky


...na dole tradycyjnie uzupełnianie spalonych kalorii ;)

Zasłużony posiłek w toku © kubolsky


Po krótkiej przerwie ruszyliśmy w dalszą drogę, alternatywnym szlakiem. Po drodze przystanęliśmy podziwiać widoki, a Micor przy okazji objaśnił nam prawidłową technikę zjazdu drogą, którą za chwilę mieliśmy pokonać.

Micor objaśnia zjazd przed nami © kubolsky


Miał Chłopak rację. Warto było się jeszcze bardziej rozpędzić, to by się nie zaryło w piachach na dole ;). Na kolejnym rozjeździe ustaliliśmy, że o tak wczesnej porze nie wypada kierować się do domów, więc ruszyliśmy ku Przyjmie. Mijając nieczynną już chyba kopalnię soli dotarliśmy do Palędzia Dolnego. Na horyzoncie majaczył sklep - to znak, że przystajemy na chwilę uzupełnić zapas płynów i wtrząchnąć po lodziku :).

Przerwa w sklepie © kubolsky


Zenony Jaskuły ;) © kubolsky


Korzystając z okazji Grzechu postanowił zagadnąć siedzących w przysklepowej altance lokalsów. Jeden z Nich był chyba blisko spokrewniony z Grzegorzem Markowskim z Perfectu ;).

Grigor nawiązuje nowe znajomości z lokalsami ;) © kubolsky


Po dziesięciominutowej nawijce Grzechu może z czystym sumieniem dodać dwóch nowych znajomych na fejsbuniu :P. Nasza dalsza droga to długi podjazd do kolejnego Palędzia, tym razem Kościelnego. Skoro pokonaliśmy podjazd to przed nami musiał być zjazd. Był. A za nim kolejny, jeszcze dłuższy podjazd. Taka to już pofałdowana okolica... W końcu jednak dotarliśmy do Niestronna, gdzie czekała nas rozkmina. Wspólnie szybko ustaliliśmy, że odbijamy w kierunku Gąsawy przyjmując ewentualność odwiedzenia Wenecji. Obrany wariant dalszej trasy był nam znany, więc wiedzieliśmy że przed nami będzie najpierw zjazd na którym można pokusić się o dzienny rekord prędkości, a następnie ostra wspinaczka. Wspinaczkę zakończyliśmy przy odbiciu wiodącym do Doliny rzeki Gąsawki. Jako że Piotrek nie miał jeszcze okazji odwiedzić tego przeurokliwego miejsca, decyzja o naszym kolejnym celu była czystą formalnością.

Grupfoto w Dolinie rzeki Gąsawki © kubolsky


Przejazd przez dolinkę przebiegł bardzo sprawnie, co nie znaczy że bez zawieszenia oka na dostępnych tam widokach (rym nie zamierzony ;) ).

Gąsawka © kubolsky


Drogą którą tam dotarliśmy wróciliśmy z powrotem do krzyżówki, a tam czekał nas kolejny dylemat. Ponieważ wskazówki na tarczy wskazywały mocno zaawansowane popołudnie postanowiliśmy, że czas ruszyć w drogę powrotną. Na szczęście przed nami wiła się długa, nowa a więc jeszcze równiutka droga asfaltowa w samym środku lasu. Tu też mogliśmy ostro przydepnąć :). W konkretnym tempie pozostawialiśmy za sobą kolejne kilometry aż dotarliśmy na Gołąbki, na plaże przy jez. Przedwieśnia. Na miejscu z kąpieli słonecznej oraz tej właściwiej - wodnej korzystała spora grupa ludzi.

Rekonesans na plaży w Gołąbkach © kubolsky


Przeprowadziliśmy rekonesans, wciągnęliśmy po ciastku i ruszyliśmy dalej. Kilka kilometrów dalej przyszedł czas pożegnać naszych dzisiejszych, przyjezdnych kompanów. Nie mogło obyć się bez ostatniej fotki w grupie.

Grupfoto na do widzenia © kubolsky


Podziękowaliśmy Grigorowi i Piotrasowi za fantastyczny, wspólny wypad, przybiliśmy sobie po piątce i rozjechaliśmy się w swoje strony.

Chłopaki wracają do domów © kubolsky


Nas czekała przeprawa przez Lasy Królewskie, a dalej jazda do Gniezna przez Dębówiec, Orchół i Wełnicę. Chcąc dodatkowo urozmaicić sobie ostatnie chwile na rowerach odbiliśmy jeszcze nad Łazienki, a stamtąd przez miasto i brzegiem Wenecji dotarliśmy na przejazd kolejowy przy Dalkoskiej. Pożegnaliśmy p. Jurka i Mateusza, a następnie wspólnie z Micorem ruszyłem do Mnichowa odprowadzić Go do domu. Decyzja ta podyktowana była kilkoma brakującymi do stówy kilometrami. Nie można było tego tak zostawić :). W Mnichowie pożegnałem ostatniego uczestnika dzisiejszego wypadu rowerowego i pokręciłem do domu. Na sam koniec, jak na złość wzmógł się wiatr, który sporą część drogi wiał mi prosto w ryja :/. W domu zjawiłem się z po przejechaniu ponad 105 km, mega zadowolony! Wypad zaliczam do tych naprawdę udanych. Grzegorz, Piotr - miło było poznać osobiście! Oby tak częściej!

Mapka:
Piątek, 5 lipca 2013 Komentarze: 3
Dystans 76.74 km
Czas 03:39
Vśrednia 21.02 km/h
Sprzęt [RIP] Kross
Wyprawy rowerowej "Polska Wschodnia 2013" dzień szósty. Budzimy się jak jeden mąż na dźwięk budzika, startujemy o ustalonej dzień wcześniej godzinie.

Szykowanie do wyjazdu © kubolsky


Na dziś zapowiadane jest spore zachmurzenie oraz popołudniowe opady. Jak się później okaże opady nas nie dopadną, a niższa temperatura i zachmurzenie będą dla nas zbawienne. Sama prognoza nas za specjalnie nie rusza - ot miła alternatywa dla wcześniejszych upałów. Wyjazd poza granice Chełma to bezustanny, dziesięciominutowy zjazd. Zastanawiamy się jak "przyjemnie" by było wjeżdżać rowerami od tej strony do miasta ;). Dzisiejszy cel to Zamość. Trasę postanawiamy jednak urozmaicić o wizytę w Wojsławicach i na Starym Majdanie - wsiach na terenie których toczą się przygody Jakuba Wędrowycza, bohatera cyklu opowiadań autorstwa Andrzeja Pilipiuka. Po zjeździe z głównej szosy na drogę do Wojsławic trzymamy wysokie tempo, które po krótkim czasie zostaje solidnie obniżone przez pierwszy dłuższy podjazd.

Pierwsze górki przed nami © kubolsky


Była górka, jest i zjazd © kubolsky


Szczerze mówiąc wcześniej nie rozpoznaliśmy trasy, więc czeka nas solidne zaskoczenie. Podjazd pokonujemy sprawnie, zjeżdżamy oczywiście najszybciej jak tylko się da (rekordzista osiągnął 56,8 km/h z sakwami)... a przed nami kolejna górka. Potem kolejna, kolejna, później kolejna i jeszcze jedna i tak aż do Wojsławic. Grupa dzieli się na dwie części - na froncie trójka zaprawionych w boju (w tym ja :) ), z tyłu kolejna trójka ciut słabszych sakwiarzy. W końcu docieramy do Wojsławic gdzie strzelamy sobie parę fotek przy tablicy. Przy okazji zagaja nas lokalny bajker który prezentuje ekipie mieścinę i towarzyszy nam aż do samego Zamościa. Informuje nas również, że stąd aż do Kraśniczyna czeka nas jazda po płaskim, natomiast dalej do samego Zamościa będzie bardzo ciekawie :). Dojazd do Kraśniczyna faktycznie poszedł sprawnie, po drodze obowiązkowa fota przy tablicy "Stary Majdan", później jednak zaczął się hardkor.

Stary Majdan - Jakubowy fyrtel :) © kubolsky


Droga od owego Kraśniczyna do samego Zamościa to ciągłe długie podjazdy i szybkie zjazdy.

Kolejny raz w dół © kubolsky


Chałupa na uboczu © kubolsky


Pola na zboczu © kubolsky


Najostrzejszy podjazd na trasie pokonany © kubolsky


Góra, dół, góra, dół © kubolsky


Najdłuższy jednak był dopiero przed nami. Po minięciu Skierbieszowa zaczął się długaśny uphill, który zakończył się jakieś 5 km przed naszym dzisiejszym celem. Na górze chwila na odetchnięcie i śmigamy w dół.

Cel osiągnięty! © kubolsky


O Zamościu nasłuchaliśmy się wiele dobrego, lecz pierwsze wrażenie było co najwyżej średnie - ot miasto jak każde inne. Przyznać trzeba jednak, że odnowiona starówka robi niesamowite wrażenie.

Kamienice Ormiańskie © kubolsky


Ratusz w Zamościu © kubolsky


Jan Zamoyski © kubolsky


Rynek nocą © kubolsky


Pod wieczór pizza, parę piwek i koło północy część z nas grzecznie idzie spać. Wyjazd pociągiem o 5.39 rano.

Mapka:


"Polska Wschodnia 2013", Dzień 5

"Polska Wschodnia 2013", Dzień 7
Czwartek, 4 lipca 2013 Komentarze: 3
Dystans 70.60 km
Czas 04:09
Vśrednia 17.01 km/h
Sprzęt [RIP] Kross
Wyprawy rowerowej "Polska Wschodnia 2013" dzień piąty. Wstajemy o 7.00 rano, planowany wyjazd o godzinie 8.00. Chcemy dotrzeć do celu przed prognozowanym na popołudnie skwarem. Po wieczornym imprezowaniu zaliczamy poślizg i ostatecznie startujemy pół godziny później. Kierunek - były Hitlerowski Obóz Zagłady w Sobiborze. Początkowo kręcimy asfaltami, by dalej leśnym duktem wzdłuż jedynej w okolicy linii kolejowej dotrzeć do celu.

W drodze do Sobiboru © kubolsky


Sobibór © kubolsky


Tablica pamiątkowa © kubolsky


Na miejscu oglądamy tereny gdzie ulokowany było obóz, w którym 14 października 1943 wybuchło powstanie zakończone ucieczką 200 więźniów. Po tym incydencie Niemcy całkowicie zlikwidowali obóz. Z Sobiboru udajemy się szlakiem rowerowym do Woli Uhruskiej. Początkowo trafiamy do lasu, którego sporą część stanowią mokradła przez które trzeba przepychać rowery.

Dziki las © kubolsky


Przeprawa przez mokradła © kubolsky


Wysoka trawa © kubolsky


Zakrzywiamy czasoprzestrzeń ;) © kubolsky


Gdzieś w lesie © kubolsky


Chałupinka na skraju lasu © kubolsky


Dalej znowu kawałek asfaltem i ponownie w las. Z lasu wyjeżdżamy lekko skołowani, gdyż po drodze, po raz kolejny zgubiliśmy szlak. Chwila przerwy, analiza map, krótki rekonesans i już wiemy że musimy się kawałek cofnąć. Ponownie na szlaku przejechaliśmy kilka małych wzniesień...

Terenowy podjazd © kubolsky


Motylek :) © kubolsky


...parę leśnych skrzyżowań i...znowu się pogubiliśmy. Tym razem nie było tak łatwo. W lasach krzyżowało się kilka dróg i nie bardzo wiedzieliśmy do której krzyżówki wracać. Z jednym z towarzyszy postanowiliśmy wyruszyć na rekonesans drogą wiodącą spory kawałek pod górę. Opłaciło się. Mimo, że nadal nie byliśmy na szlaku, to widok na jaki trafiliśmy w 100% rekompensował tą niedogodność. Przed nami rozpościerała się piękna panorama Lubelszczyzny.

Panorama Lubelszczyzny © kubolsky


Zadzwoniliśmy po resztę chłopaków, strzeliliśmy kilka fotek i pokręciliśmy w dół.

Ku Woli Uhruskiej © kubolsky


Pola, pola, wszędzie pola © kubolsky


W końcu udało nam się wrócić na znakowaną drogę polną i po chwili wpadliśmy do Woli Uhruskiej.

Wola Uhruska © kubolsky


Tu zrobiliśmy sobie przerwę obiadową, a po godzinie solidnie najedzeni ruszyliśmy dalej. Za daleko jednak nie zajechaliśmy. Opóźnienie przy starcie, kluczenie po lasach, cofki i przerwa obiadowa spowodowały, że dane nam było jechać w największym w ciągu dnia skwarze. Nie chcąc się bez sensu męczyć zarządziliśmy kolejną pauzę na karimatach, w cieniu przy sklepie. Tam na drzemce zleciała nam kolejna godzina.

Pauza pod sklepem © kubolsky


W końcu ponownie pełni sił, asfaltami ruszyliśmy do Chełma. Do miasta trafiliśmy w zaskakująco krótkim czasie. Jeszcze spożywając zasłużony obiad w Woli Uhruskiej natknęliśmy się na lokalnego bajkera w wieku (tak na oko) 60+. Polecił nam On nocleg w schronisku młodzieżowym przy I LO w Chełmie, i tam też się udaliśmy. Za dosłownie grosze (doba 25 zł/osoba) nocowaliśmy w 14 osobowej sali w całości tylko dla nas, a do dyspozycji mieliśmy TV, kuchnię ze zmywarką, łazienkę i pralnię z dwoma automatami i suszarnią. Przeluksus! :)

Schronisko młodzieżowe w Chełmie © kubolsky


Wieczorem ruszyliśmy na miasto celem konsumpcji kebsa i wypicia zimnego browara.

Chełm © kubolsky


W ogródkach na rynku przekonałem się, że Lech Pils nie jest już naszym lokalnym koncerniakiem, a koncerniakiem dostępnym w całej Polsce. Bez sensu :/. Następnie udaliśmy się obejrzeć kompleks cerkiewno-klasztorny na Górze Chełmskiej, na który składa się bazylika NMP, dzwonnica, budynki im przyległe, oraz sama Góra Chełmska. Wdrapaliśmy się na nią by móc podziwiać panoramę miasta.

Panorama Chełma © kubolsky


Na dobranoc, przez Żabkę wróciliśmy do schroniska.

Mapa:


"Polska Wschodnia 2013", Dzień 4

"Polska Wschodnia 2013", Dzień 6
Środa, 3 lipca 2013 Komentarze: 2
Dystans 29.83 km
Czas 01:46
Vśrednia 16.88 km/h
Sprzęt [RIP] Kross
Wyprawy rowerowej "Polska Wschodnia 2013" dzień czwarty. Tego dnia pauzujemy w Okunince, więc wstajemy dość późno - po 10.30. Na śniadanie spora jajecznica ze szczypiorkiem, pomidorami i kiełbasą - w końcu najeść się musi sześciu chłopa ;). Jeszcze później, bo po 13.00 ruszamy "na lekko" (dla niekumatych - bez sakw ;) ) w kierunku Włodawy nowiutką ścieżką pieszo-rowerową.

W drodze do Włodawy nowiutką ścieżką pieszo-rowerową © kubolsky


Gdybyśmy dzień wcześniej byli świadomi jej istnienia, to byśmy się przez las piachami nie pchali. Z drugiej strony nasze mapki nie były takie świeże (choć najaktualniejsze z możliwych), bo z 2008 roku, a ścieżka to ewidentny "nówka funkiel". Wizytę w "mieście trzech kultur" rozpoczęliśmy od Lidla ;). Po chwili pokręciliśmy zwiedzać centrum - świątynie, rynek, starówkę czy "Czworobok".

Barokowy kościół parafialny pw. św. Ludwika © kubolsky


"Festiwal Trzech Kultur" © kubolsky


Graffiti © kubolsky


Trzy kultury, trzy religie © kubolsky


Wielka Synagoga © kubolsky


Ponieważ samo zwiedzanie w tak małym mieście zajmuje niewiele czasu, postanowiliśmy, że zaliczymy trójstyk granic (Polskiej, Białoruskiej i Ukraińskiej). Mimo że szlak do tego miejsca na mapkach nie istniał, to na nasze szczęście droga została niedawno oznakowana.

Okolice Włodawy © kubolsky


Okolice Włodawy © kubolsky


Po zjechaniu z asfaltów po raz kolejny przywitaliśmy się z piachem, a przy samym Bugu musieliśmy przedzierać się mocno zarośniętym singielkiem. Niestety po raz kolejny Matka Natura była górą - przy samej końcówce szlak był zalany. Spróbowaliśmy jeszcze drogi alternatywnej, ale tu było to samo :(. Generalnie zmuszeni zostaliśmy do odwrotu jakieś 100 metrów od obranego celu... Do Okuninki wróciliśmy krótszą drogą, której również na mapach nie było. Trudno się dziwić - to był nowy, czarny i równy jak stół asfalt. Popołudnie i wieczór nad j. Białym spędziliśmy sącząc piwko, kibicując Janowiczowi w boju o półfinał i kąpiąc się w jeziorze.


"Polska Wschodnia 2013", Dzień 3

"Polska Wschodnia 2013", Dzień 5
Wtorek, 2 lipca 2013 Komentarze: 3
Dystans 84.24 km
Czas 04:59
Vśrednia 16.90 km/h
Sprzęt [RIP] Kross
Wyprawy rowerowej "Polska Wschodnia 2013" dzień trzeci. Startujemy koło 9.00 rano zahaczając od razu o "Groszek", gdzie uzupełniamy zapas wody. Następnie udajemy się w kierunku Jabłecznej. Po drodze czeka nas przeprawa przez piachy w środku lasu przy niemiłosiernie grzejącym słońcu i atakującym zewsząd robactwie.

Przed nami las, skwar i piach © kubolsky


Chłopaki zapychają rowery - nie da się jechać © kubolsky


Krajobraz niczym w Słowińskim Parku Narodowym © kubolsky


W końcu udaje nam się wydostać na polną drogę, gdzie z powrotem wsiadamy na rowery i uciekamy z nieprzyjaznej okolicy. Dalej już asfaltami docieramy do Jabłecznej. Tu urządzamy sobie przerwę w altance przy sklepie/świetlicy wiejskiej/bibliotece/remizie OSP.

Drewniana chata w Jabłecznej © kubolsky


W sklepie czas się zatrzymał © kubolsky


Zagaja nas przemiły jegomość, który okazał się być komendantem Ochotniczej Straży Pożarnej w Jabłecznej. Prezentuje nam swój skarb - Stara z lat 60-tych (mega zadbanego) z napędem na trzy osie i zawieszeniem na wysokości mojej klaty. Robi wrażenie!

Komendant OSP w Jabłecznej prezentuje nam swój skarb © kubolsky


Po jakiejś godzinie udajemy się do znajdującego się nieopodal wsi Monasteru św. Onufrego. Tam udaje się nam zwiedzić jedynie tereny klasztorne, do środka na rowerowo nie wpuszczają.

Wielki dąb przy Monastyrze w Jabłecznej © kubolsky


Palowa chata na terenie Monastyru © kubolsky


Świątynia na terenie Monastyru © kubolsky


Bagienko © kubolsky


Po 15 minutach zwiedzania krótka cofka i starymi, choć kompletnie nie rozjeżdżonymi asfaltami przez Sławatycze i Kuzawkę trafiamy do mieściny o wdzięcznej nazwie Hanna. Tu odwiedzamy kolejny "Groszek" na naszym szlaku, kupujemy prowiant i za pobliskim mostkiem, przy rzeczce urządzamy kolejny postój.
Po kolejnej godzinie przestoju, nadal szlakiem przez Dołhobrody kierujemy się na Włodawę. Niestety gdzieś pośrodku łąk po raz kolejny gubimy trasę. Przy okazuje się, że na naszej drodze znajduje się rozlewisko i trzeba zawracać.

Drewniana chata i kolorowy ogród gdzieś po drodze © kubolsky


Klekoty urządziły sobie szwedzki bufet na łące © kubolsky


Po raz kolejny gubimy szlak i pomykamy środkiem łąki © kubolsky


Wracamy więc na szosę do Włodawy i tempem oscylującym koło 30 km/h (z sakwami i innymi tobołami!), przez coraz częściej pojawiające się pagórki zasuwamy do miasta.

Asfaltowe górki na prostej do Włodawy © kubolsky


Na rogatkach wracamy na szlak, który prowadzi nas obrzeżami miasta w stronę Bugu.
Miasto zaliczymy następnego dnia.

Słup graniczny nr 1136 we Włodawie © kubolsky


Dalej już polnymi duktami i kolejnymi piachami (choć tym razem przejezdnymi w siodle) trafiamy do Okuninki, gdzie planujemy pozostać jeden dodatkowy dzień.

Jezioro Białe o zachodzie słońca © kubolsky


Mapa:


"Polska Wschodnia 2013", Dzień 2

"Polska Wschodnia 2013", Dzień 4
Poniedziałek, 1 lipca 2013 Komentarze: 3
Dystans 77.98 km
Czas 04:43
Vśrednia 16.53 km/h
Sprzęt [RIP] Kross
Wyprawy rowerowej "Polska Wschodnia 2013" dzień drugi. Rano ogarnęliśmy się, zjedliśmy śniadanie, wypiliśmy do dna kawę (oczywiście sypaną, a jak!) i terenami stadniny (łączna ich powierzchnia to ponad 2500 ha!) ruszyliśmy w kierunku Bugu.

Ruszamy ku przygodzie, kierunek - Bug © kubolsky


Przepędzanie koni w stadninie w Janowie Podlaskim © kubolsky


XIX wieczna stajnia w stadninie w Janowie Podlaskim © kubolsky


Pierwsze otwarte i niezaludnione połacie ziemskie © kubolsky


Roślinność okolic Bugu © kubolsky


Jakieś pół godziny od startu trafiliśmy nad brzeg rzeki, tym samym znajdując się tuż przy granicy z Białorusią. Tu też po raz pierwszy spotkaliśmy przemiłego pogranicznika (w ogóle ludzie są tam niezwykle uprzejmi i uczynni), który doradził nam którędy możemy jechać, a którędy nie z powodu rozlanego jeszcze Bugu. Dodatkowo wziął od nas dane i zgłosił wycieczkę do lokalnych jednostek Straży Granicznej.

Przy samej granicy © kubolsky


Szeroki Bug © kubolsky


Krasuli gorąco się zrobiło ;) © kubolsky


Kawałek dalej, również po raz pierwszy zgubiliśmy nasz szlak. Ogólnie wyszło to nam na dobre, gdyż mieliśmy okazję śmigać szerokimi, przepięknymi łąkami tuż obok rzeki.

Tereny zalewowe Bugu © kubolsky


Takie tam z okularami ;) © kubolsky


Pierwsze przeprowadzanie rowerów przez bród © kubolsky


Startujący klekot © kubolsky


Widokówka © kubolsky


Dalej przez wsie, wioski i osady o których cywilizacja zapomniała pokręciliśmy w stronę Kodnia. Nadmienię jeszcze, że przejechaliśmy przez owe wioski dobre paręnaście/parędziesiąt kilometrów nie napotykając po drodze żadnego sklepu. W końcu "góra przyszła do Mahometa" i we wsi Łęgi trafiliśmy nas sklep obwoźny :).

Pauza w Łęgach © kubolsky


Ponownie jadąc chwilę wzdłuż Bugu, a następnie okolicznymi osadami mięliśmy okazję napawać się pięknem lokalnej przyrody.

Widok ze skarpy na meandrujący Bug © kubolsky


Słup graniczny nr 1287 © kubolsky


Ruski czołg © kubolsky


Widokówka nr 2 © kubolsky


Cmentarz Tatarski w Zastawku © kubolsky


Rekonesans © kubolsky


Przed Kodniem, w którym nocowaliśmy zatrzymaliśmy się jeszcze w cerkwi neounickiej w Kostomłotach.

Kapliczka przy cerkwi w Kostomłotach © kubolsky


Cerkiew neounicka św. Nikity Męczennika w Kostomłotach © kubolsky

Oczywiście jeszcze mapka:


"Polska Wschodnia 2013", Dzień 1

"Polska Wschodnia 2013", Dzień 3
Niedziela, 30 czerwca 2013 Komentarze: 3
Dystans 56.50 km
Czas 02:55
Vśrednia 19.37 km/h
Sprzęt [RIP] Kross
Wyprawy rowerowej "Polska Wschodnia 2013" dzień pierwszy. Z miejsca informuję, że zmuszony jestem odbiec od tradycyjnych szeroko zakrojonych opisów wycieczek, gdyż zwyczajnie nazbierało się tego tyle, że nie znajdę na to czasu. We wpisach opisywał będę co najwyżej najciekawsze momenty każdego z dni jazdy, a na ewentualne pytania mogę odpowiadać w komentarzach.

Pierwszy dzień to właściwie głównie jazda pociągami TLK. Spotkanie przy Chacie Polskiej na ul. Wolności i w piątkę (szósty z nas jechał już pociągiem z Poznania) ruszamy rowerami do Wrześni na pociąg. Na dworcu jesteśmy z godzinnym wyprzedzeniem. W Wawie oczywiście zamieszanie na stacji Warszawa Zachodnia. Jakoś jednak trafiliśmy do pociągu do Białej Podlaskiej i o czasie jesteśmy na miejscu. Tu od razu udaje nam się dorwać parę lokalsów na rowerach, którzy wyprowadzają nas z miasta i wskazują drogę do Janowa Podlaskiego. Nocujemy w hotelu na terenie stadniny koni.

Dworzec PKP Września © kubolsky


Warszawa Centralna PKP © kubolsky


Dworzec PKP Biała Podlaska © kubolsky


W drodze do Janowa Podlaskiego © kubolsky


CPN w Janowie Podlaskim © kubolsky


Aha, wyjątkowo we wpisach z wyprawy zamieszczał będę mapki z gpsies.com. Są one dokładniejsze od tych z Endomondo, a to pozwoli Wam lepiej zapoznać się z przejechanymi szlakami.



"Polska Wschodnia 2013", Dzień 2

TROCHĘ O MNIE

Ten blog rowerowy prowadzi kubolsky z miasta Poznań
  • Mam przejechane 86421.40 kilometrów
  • Jeżdżę ze średnią prędkością 21.87 km/h


86421.40

KILOMETRÓW NA BLOGU

21.87 km/h

ŚREDNIA PRĘDKOŚĆ

164d 16h 07m

CZAS W SIODLE