Travel on Gravel!

kubolsky
Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2015

Dystans całkowity:442.85 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:20:48
Średnia prędkość:21.29 km/h
Maksymalna prędkość:46.11 km/h
Maks. tętno maksymalne:170 (88 %)
Maks. tętno średnie:143 (74 %)
Suma kalorii:15465 kcal
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:34.07 km i 1h 36m
Więcej statystyk
Sobota, 28 marca 2015 Komentarze: 0
Dystans 29.30 km
Czas 01:43
Vśrednia 17.07 km/h
Uczestnicy
Vmax 45.73 km/h
Tętnośr. 121
Tętnomax 149
Temp. 8.0 °C
Więcej danych
Weekendowy wyjazd na działkę niósł za sobą jeden konkretny cel - maksymalnie rowerowo wykorzystać nie najgorzej zapowiadającą się sobotę. Do Ostrowa dotarliśmy jeszcze w piątek późnym wieczorem. Na miejscu szybki ordnung, palimy w kominku i napawamy się ciszą panującą w około. W ręce obowiązkowo browar :].

Płomień w kominku to najlepsze co może człowieka spotkać w chłodny wieczór © kubolsky

Sobotni poranek przywitał nas mżawką i pochmurnym niebem. Powiem szczerze, że dotychczasowe pozytywne nastawienie pękło niczym bańka mydlana. Postanowiłem się po prostu ubrać i z samego rana skoczyć samochodem do Powidza na zakupy. Poszło bardzo sprawnie i po 20 minutach byłem z powrotem. Po śniadaniu po raz kolejny wyściubiłem nos na zewnątrz i...moje zaskoczenie przeszło wszelkie granice, a radość z bezchmurnego nieba i świecącego słońca wywołała ukryte gdzieś głęboko ADHD. Zmobilizowanie Agi do wyjścia na rower chwilę zajęło, ale chyba w końcu po prostu postanowiła się przebrać i śmignąć ze mną, zamiast słuchać i oglądać chorobliwie radośnie latającego we wszystkie strony mnie :P. Na początek ruszyliśmy leniwie w kierunku Przybrodzina kręcąc wzdłuż torów gnieźnieńskiej wąskotorówki. Gdzieś w okolicy mostku pomiędzy jez. Powidzkim a jez. Powidzkim Małym dobił do nas bliżej niezidentyfikowany biker. Pozdrowiliśmy się serdecznie, po czym w tempie rozpadu atomu skojarzyłem fakty - rower już znałem, więc zapytałem czy ów biker jest Mariuszem. Potwierdził! A więc żółwik i śmigamy dalej we troje :). Ruszyliśmy przez Wylatkowo w kierunku OW w Skorzęcinie. Po drodze obowiązkowo skrót przez łąkę i drewniany, prowizoryczny mostek na jez. Niedzięgiel. Dalej singletrack, delikatnie do góry i jesteśmy na leśnym trakcie łączącym Skorzęcin z Wylatkowem, Piłką i Skubarczewem. Na miejscu obowiązkowo zaliczamy molo, a na nim fotostop.

Tradycyjny przystanek na molo w Skorzęcinie © kubolsky

Na molo zeszło nam jakieś 10 minut, które w zupełności wystarczyły by chmury na niebie przybrały złowieszczo szary kolor. Decyzja - ewakuacja. Mariusz postanowił wracać do domu, my natomiast zaryzykowaliśmy i pokręciliśmy do Powidza. Z Mariuszem rozstaliśmy się na Zakręcie Kopary 2015 (Bobiko będzie wiedział o co kaman :P ). We Wylatkowie odbiliśmy w alternatywną, krótszą drogę do Powidza po drodze zatrzymując się na chwilę przy małym obelisku postawionym na skraju lasu. Obelisk poświęcony został dwóm okolicznym mieszkańcom pomordowanym podczas II WS przez hitlerowców - nauczycielowi i gospodarzowi. W Powidzu zaliczyliśmy PORR (Powolny Objazd Rynku Rowerem), a następnie udaliśmy się na Łazienki. Na miejscu okazało się, że coś tam ryją w ziemi i nie ma sensu pakować się na plażę. W związku z powyższym pokręciliśmy wraz z Agą przybrzeżną promenadą na Dziką Plażę. Tam trochę powspominałem Majówkę 2014, strzeliłem parę fotek z pomostu, oraz poopowiadałem trochę Agnieszce o okolicy i samym jez. Powidzkim, gdyż była to Jej pierwsza wizyta w tej okolicy. Oby nie ostatnia ;).

Widok na Powidz z Dzikiej Plaży © kubolsky

Ponieważ zaczęło robić się coraz chłodniej szybko wsiedliśmy na koń i ruszyliśmy bez zbytnich udziwnień trasy z powrotem w stronę Ostrowa. Tuż przed domem zaczęło z powrotem siąpić. Tego dnia więcej na rower nie wsiadłem.
Niedzielę rozpocząłem od sprawdzenia pogody na zewnątrz. Lało....

Piątek, 27 marca 2015 Komentarze: 0
Dystans 49.72 km
Czas 02:11
Vśrednia 22.77 km/h
Uczestnicy
Vmax 41.68 km/h
Tętnośr. 131
Tętnomax 163
Kalorie 1854 kcal
Temp. 10.0 °C
Więcej danych
Zaległy wpis sprzed 5 dni. Pamięć już niestety nie ta, a ja nie mam zamiaru szyć, więc będzie krótko i na temat. Po pracy odezwał się Marcin z propozycją wspólnej jazdy. Jako że mnie nie trzeba przekonywać zadeklarowałem swoją obecność o wybranej porze, w wybranym miejscu. Na Wenecji stawiłem się punktualnie, a wraz ze mną z przeciwnej strony nadjechał Pan Jurek. Po chwili dobił do nas Marcin i ruszyliśmy przed siebie. Zdecydowaliśmy się na wariant asfaltowy, ponieważ do południa trochę popadało. Wspólnie i w sumie jednogłośnie zadecydowaliśmy, ze obieramy kierunek na Mieleszyn. Do Mieleszyna dotarliśmy przez Krzyszczewo, Modliszewko i Nowaszyce, skąd betonówką przez las pomknęliśmy w kierunku drogi łączącej Mieleszyn z Mielnem (nie, nie tym od zupy ;) ). Terenu niby było niewiele, ale wystarczyło by się upierniczyć jak na bikera nie stroniącego od MTB przystało :P. Wpadając na śródleśną szosę pomknęliśmy w stronę Mieleszyna, mijając po drodze Popowo Podleśne i radośnie podśpiewując "Chryzantemy Złociste" :D. Pierwotny plan zakładał, że na krzyżówce w Przysiece odbijamy w lewo i przez Mączniki i Zdziechowę wracamy do domów. Jechało się jednak na tyle przyjemnie, że postanowiliśmy wydłużyć naszego tripa. Ostatecznie w lewo odbiliśmy w Mieleszynie, obierając kierunek na Karniszewo. W Karniszewie przecięliśmy kolejną lokalną drogę piątej kategorii odśnieżania i przez Bojanice dotarliśmy do Mącznik. Z Mącznik już prostą drogą przez Zdziechowę pokręciliśmy do Gniezna. Rozstaliśmy się na Powstańców Wlkp. Marcin z Jerrym śmignęli prosto, ja natomiast Żabią i Świętokrzyską udałem się na Winiary do domu. Naprawdę przyjemne pięć dyszek :)

Z Marcinem na trasie Gniezno-Zdziechowa (foto: Mr Jerry) © kubolsky

Czwartek, 26 marca 2015 Komentarze: 0
Dystans 44.87 km
Czas 02:02
Vśrednia 22.07 km/h
Uczestnicy
Vmax 40.80 km/h
Tętnośr. 128
Tętnomax 156
Kalorie 1590 kcal
Temp. 11.0 °C
Więcej danych
Dzisiejsza aura od samego rana nieszczególnie zachęcała do jazdy na rowerze. Pochmurne niebo, siąpiący deszcz i ogólnie niesprzyjające ciśnienie zwiastowały dzień bez siodła.Nastawienie zmieniło się podczas powrotu z pracy do domu. Im bliżej Gniezna byłem, tym bardziej byłem pewny, że opady na dziś ustały i może coś jeszcze da się wykręcić. Dojeżdżając do domu zaproponowałem Marcinowi wspólne śmiganie po okolicy. Umówiliśmy się na spotkanie na Wenecji, na której byłem jakieś pół godziny po powrocie :). W oczekiwaniu na mojego kompana wykręciłem trzy okrążenia wokół jeziora. W końcu pojawił się Marcin, z którym obraliśmy kierunek Łubowo. Plan na dziś to trasa: S5 - Łubowo - Owieczki - Dębnica, a później się zobaczy. Do samego Łubowa jechało się średnio, gdyż prosto w ryja wiał nam chłodniejszy niż ostatnimi dniami wiatr. Jakoś jednak daliśmy radę, a odbijając w prawo w stronę Owieczek zapewniliśmy sobie przyjemną ciszę. Pomykaliśmy dalej do Dębnicy w coraz większych ciemnościach zwracając baczną uwagę na żaby, które wylazły na drogę i nie kwapiły się do zejścia na pobocze. Po dotarciu do Obory postanowiliśmy wydłużyć sobie trasę kręcąc przez Obórkę, Krzyszczewo i wrócić do miasta przez Pyszczyn. Tym samym z Marcinem pożegnałem się pod samą furtką z przejechanym dystansem rzędu 45 km. Jak zwykle bardzo przyjemnie.Aha, jeszcze jedno - oby prognozy na weekend po raz kolejny były błędne :P.

Środa, 25 marca 2015 Komentarze: 3
Dystans 57.82 km
Czas 02:21
Vśrednia 24.60 km/h
Vmax 46.11 km/h
Tętnośr. 143
Tętnomax 165
Kalorie 2373 kcal
Temp. 15.0 °C
Więcej danych
11 stopni na plusie o godzinie 10:00, 19 stopni na plusie tuż po południu - to nie mogło się zakończyć inaczej, jak tylko śmiganiem i nabijaniem kolejnych kaemów :). Z pracy wróciłem po 16:00, nie tracąc czasu wbiłem się w obcisłe na półkrótko, zatankowałem bidon i ruszyłem na podbój szlaków. Co ciekawe, zasiadając na rower wyjątkowo miałem w głowie gotowy plan dzisiejszej trasy - postanowiłem kopsnąć się na wieżę do Duszna. Żwawo kręcąc ul. Orcholską w stronę Dębówca stwierdziłem, że 16:30 to chyba jednak za późna pora na wyprawę na sam szczyt Wału Wydartowskiego, tym samym postanowiłem zmienić dzisiejsze plany i udać się na Gołąbki. Mijając odbicie na Wełnicę przyuważyłem przed sobą niezidentyfikowanego bikera. Początkowo myślałem, że to Mr. Jerry pomyka sobie na szosie, ale szybko topniejący dystans który nas dzielił odwlekł mnie od tego przypuszczenia. Mijając kolegę rzuciłem dziarskie "cześć" i pomknąłem w stronę Lasów Królewskich. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się tak grząskich piachów o tej porze roku. Część trasy przez las to rzucanie rowerem raz na prawo raz na lewo. Przemknąłem nieprzyjaznym traktem i dotarłem w okolice grobu nieznanego żołnierza Napoleońskiego.

Grób nieznanego żołnierza Napoleońskiego © kubolsky

Widać, że okoliczni mieszkańcy bardzo dbają o mogiłę i chwała Im za to. Spod grobu ruszyłem dalej przed siebie, do celu (pośredniego) mojej dzisiejszej wyprawy. Przemykając przez wieś Gołąbki minąłem się z kolejnymi dwoma bikerami i po chwili byłem już nad brzegiem jeziora Przedwieśnia.

Panorama jeziora Przedwieśnia © kubolsky

Na miejscu  krótką chwilę poświęciłem na odpoczynek i regenerację, gdyż cały odcinek z Gniezna po samą plażę solidnie przepalałem łydy. Pierwotnie plan zmodyfikowanej trasy zakładał cofkę do drogi prowadzącej do Jastrzębowa, a następnie powrót przez Strzyżewa do Gniezna, ale jakoś tak mało km by wyszło :P. Trzeba było coś z tym fantem zrobić. Wymyśliłem sobie, że pomknę w stronę Trzemeszna przez Grabowo i Kruchowo. Jak wymyśliłem - tak uczyniłem. Wpadając na łuk drogi przy dworku w Kruchowie przez głowę przeszła mi myśl, by odbić na Wydartowo i dotrzeć jednak na tą wieżę. Po chwili zastanowienia stwierdziłem jednak, że to za dużo jak na tak późną porę i ruszyłem w stronę Trzemeszna przez Niewolno. W Trzemesznie przeciąłem DK15, ekspresem śmignąłem przez centrum miasteczka i napotkałem kolejny dylemat - prosto na Miaty, czy w prawo na Wierzbiczany? Zamiłowanie do naszych "lokalnych Kaszub" wzięło górę i padło na opcję nr 2. Po drodze po raz kolejny miałem okazję gonić węża po piachu, ale w ogólnym rozrachunku stwierdzam, że jakiejś wielkiej tragedii nie było. W końcu ponownie chwyciłem gładki jak lustro asfalt i pognałem nim w stronę  Lubochni. Z Lubochni pokręciłem już bezpośrednio do Gniezna z założeniem kolejnego, solidnego przepalenia łydek. Postanowiłem sobie, że stąd aż po samą tablicę "Gniezno" prędkość przelotowa nie spadnie poniżej 30 km/h. Tak też się stało (no, może z jednym czy dwoma wyjątkami) i w zaskakująco krótkim czasie znalazłem się z powrotem w mieście. Jedyne co mi pozostało to przejazd przez Centrum i powrót do domu. Ciekawe czy jutro uda się dotrzeć do Duszna... :P

Poniedziałek, 23 marca 2015 Komentarze: 0
Dystans 73.27 km
Czas 03:19
Vśrednia 22.09 km/h
Uczestnicy
Vmax 43.74 km/h
Tętnośr. 137
Tętnomax 168
Kalorie 2973 kcal
Temp. 5.0 °C
Więcej danych
Zaczynamy nowy tydzień. Zorientowani w temacie wiedzą, że w moim wypadku poniedziałek to Home Office, a co za tym idzie - spora część dnia dla siebie. Wiosenna aura zachęcała do jazdy, a że chęci mi nie brakuje to postanowiłem dorzucić parę kilometrów do kolekcji. Tradycyjnie zaproponowałem wspólne kręcenie Marcinowi. Ten oczywiście przystał na mój koncept, lecz dostępny był dopiero w godzinach wieczornych. Nie chcąc tracić dnia wyskoczyłem więc na solówkę, by później już w duecie zakończyć dzisiejsze śmiganie po okolicznych fyrtlach.
Na początek za cel obrałem częściowy objazd trasy nie organizowanego już niestety maratonu zaliczanego do cyklu Grand Prix Wielkopolski. Kręcąc wzdłuż DK15 drogą terenową, a dalej polną trafiłem na Wełnicę.

Droga polna wzdłuż DK15 prowadząca na Wełnicę © kubolsky

Tu chwilowo chwyciłem asfalt, przekroczyłem krajówkę dołem i znalazłem się w Jankowie Dolnym. Wpadając ponownie na terenowy etap trasy maratonu przyuważyłem przed sobą śmigającego bikera. Chciałem go dogonić, lecz na tym fragmencie był ode mnie zdecydowanie szybszy i w mgnieniu oka zniknął z mojego pola widzenia. Trudno, jadę dalej swoim tempem. Urokliwymi leśnymi i polnymi duktami dotarłem do OW w Jankowie Dolnym. Tu czekał mnie podjazd do przystanku kolejowego, przecięcie szlaku kolejowego Gniezno-Inowrocław i jestem na Wierzbiczanach. Chwilowy postój na podziwianie widoków i mknę dalej w dół, by asfaltową serpentyną dotrzeć do wsi.

Widok na Wierzbiczańskie stawy © kubolsky

Do miasta wracam przez Szczytniki Duchowne i Konikowo. Dalej ruszam ku centrum przez Park Miejski, by ostatecznie dotrzeć na Skiereszewo. Dosłownie sekundę po tym jak zeskoczyłem z siodła odezwał się Marcin. Wsiadłem więc z powrotem, wpiąłem buty w pedały i ruszyłem Mu na spotkanie. Wpadliśmy na siebie na drodze pieszo-rowerowej ciągnącej się wzdłuż ul. Kostrzewskiego. Bez konkretnego planu ruszyliśmy przed siebie. Za pierwszy checkpoint obraliśmy ZK w Gębarzewie gdzie czujny strażnik postanowił dla zabawy poświecić nam latarką po oczach. Kawalarz... Dalej przez Gębarzewko śmignęliśmy do Pawłowa. Po drodze urodził się pomysł, by przez Lasy Czerniejewskie przemknąć do Wierzyc. Jak pomyśleliśmy - tak uczyniliśmy. Muszę przyznać, że eksploracja lasu po zmroku ma swój niepowtarzalny klimat. Pomijając fakt, że natknęliśmy się na stado saren żerujących dosłownie obok nas, jak również przecinającą nam drogę parę jeleni, to jazda znanymi trasami dostarczyła nowych i niesamowitych wrażeń. Szlaki, które całkiem nieźle znaliśmy wydawały się zupełnie obce, natomiast trasa którą zaplanowaliśmy nijak się miała do rzeczywistości. Jadąc trochę na czuja dotarliśmy w końcu na skraj lasu. Nie były to zaplanowane wcześniej Wierzyce. Las opuściliśmy w Chwałkówku, skąd serwisówką wzdłuż S5 pokręciliśmy do Gniezna. Jechało się wyśmienicie - średnia przelotowa sporadycznie spadała poniżej 28 km/h. Po jakichś 20 minutach znaleźliśmy się na Skiereszewie, skąd ul. E. Orzeszkowej ruszyliśmy ku centrum. Z Marcinem pożegnałem się na ul. Cienistej i dalej sam brzegiem Wenecji pomknąłem na Rynek (obowiązkowa kontrola temperatury powietrza :) ). Z rynku obrałem kierunek Piotr i Paweł, tam małe zakupy i do domu. Pod drzwiami licznik wskazywał 73 km. Nieźle jak na poniedziałek - 3 dzień kalendarzowej wiosny :).

Sobota, 21 marca 2015 Komentarze: 0
Dystans 27.22 km
Czas 01:51
Vśrednia 14.71 km/h
Vmax 39.80 km/h
Więcej danych
Od rana do Euro-Bike'a na Franowo po nowy rower dla Agnieszki. Po południu wspólnie na spokojnie (bardzo) po Radojewie, Morasku i Suchym Lesie. Chcieliśmy odwiedzić Rezerwat Meteoryt Morasko, ale w pewnym momencie zamiast skręcić w prawo skręciliśmy w lewo i wróciliśmy do Poznania. Cóż, jest powód by ruszyć tam raz jeszcze. 

Środa, 18 marca 2015 Komentarze: 1
Dystans 42.42 km
Czas 01:52
Vśrednia 22.73 km/h
Uczestnicy
Vmax 40.03 km/h
Tętnośr. 135
Kalorie 1512 kcal
Temp. 7.0 °C
Więcej danych
Po raz kolejny udało mi się wyciagnąć Marcina na wspólny objazd okolicznych rewirów. W związku z tym, że mój dzisiejszy Kompan postanowił pokatować szosę, Jemu przypadło w udziale planowanie trasy. Zaraz po powrocie z pracy nastąpiło tzw. szybkie ogarnięcie, by po chwili w obcisłym montować bloki w pedały i sadzać kuper na siodle. Umówiliśmy się na spotkanie na Orcholskiej. Ponieważ to praktycznie mój fyrtel, dosłownie po pięciu minutach przybijałem piątkę z Marcinem. Ruszyliśmy współnie w kierunku Strzyżewa Kościelnego. W pewnym momencie z mijającego nas cudu koreańskiej myśli technicznej w postaci Hyundaia i10 zagaił nas umundurowany z prośbą (poleceniem?) by jechać jeden za drugim. Może się nie znam, ale znowelizowane przepisy pozwalają rowerzystom jeździć parami gdy nie utrudnia to ruchu na drodze. A nie utrudniało... Cóż, szanowny Pan Władza powinien się chyba dokształcić. Ten sam Hyundai zaczaił się na nas raz jeszcze w Strzyżewie gdy omijaliśmy kroczącego w poprzek ulicy kaczora, ale tym razem tylko nas wyminął i pojechał przed siebie. My natomiast odbiliśmy w prawo w kierunku Lulkowa. Po drodze udało mi się uchwycić spacerujące po polu żurawie.

Żurawie na Polu w okolicach Lulkowa © kubolsky
Dalej, przecinając górą DK15 śmignęliśmy w stronę Jankowa, by po chwili odbijać w kierunku Wierzbiczan. Chcąc skręcać (sygnalizując to odpowiednio wcześnie) zachowawczo obejrzałem się za siebie. To był bardzo dobry ruch, gdyż jakaś tępa Baba z Brzydgoszy postanowiła nas akurat w tym momencie wyminąć. Gdybym się nie spojrzał, prawdopodobnie wmontowałbym się jej w maskę... Noszkurwamać, co za ludzie!!! Na szczęście dalej było już "z górki". Widok na jez. Wierzbiczańskie nas uspokoił, kręcąc sobie leniwie napawaliśmy się cudownymi okolicznościami przyrody. Tu akurat najlepsze przed nami - polecam tą okolicę w maju/czerwcu. Nie, wróć! Wierzbiczany polecam o każdej porze roku :). Z Wierzbiczan pokręciliśmy w stronę Szczytnik Duchownych, a następnie przez Osiniec wpadliśmy z powrotem do Gniezna. Pokręciliśmy jeszcze wspólnie Pustachowską w okolice kościoła gdzie zakończyliśmy wspólną jazdę. Marcin wrócił do domu, natomiast ja miałem jeszcze zdecydowanie za mało km w girach :). Ruszyłem dalej ul. Południową w kierunku Mnichowa mijając po drodze liczne stada saren żerujących w polu. Kilka z nich przecięło drogę dosłownie przed moim nosem. Swoją drogą zawsze się zastanawiam jak to jest, że taka sarna śmignie 5-7 metrów przede mną, a dosłownie parę sekund później patrząc w kierunku w którym czmychnęła w ogóle jej nie widać... Po przyjemnej dawce terenu znalazłem się w Mnichowie, przeciąłem drogę Gniezno-Czerniejewo i ruszyłem w kierunku S5. Po drodze zatrzymałem się jeszcze by uchwycić zachód słońca nad ekspresówką. Niestety ekspresówki na zdjęciu nie widać ;).

Zachód słońca nad S5 © kubolsky
Z tego miejsca prostą drogą wpadłem z powrotem do miasta. Przez Skiereszewo pokręciłem do Centrum i tradycyjnie przecinając Rynek udałem się do Piotra i Pawła po napitek i szamunek. Z Piotra i Pawła dość szybko czmychnąłem do domu, gdyż zaczęło się robić nieprzyjemnie chłodno. Ciężko się dziwić - w końcu nadal marzec. Piękna wiosna tej zimy jak widać :)
Wtorek, 17 marca 2015 Komentarze: 0
Dystans 26.51 km
Czas 01:05
Vśrednia 24.47 km/h
Vmax 41.20 km/h
Kalorie 1270 kcal
Temp. 12.0 °C
Więcej danych
Po powrocie z roboty, a przed ponownym wyjazdem do pracy na inwentaryzację wypadało skorzystać z pięknej, wiosennej aury i wykręcić kolejne kilometry. Niestety byłem ścigany przez szybko upływający czas, więc nie mogłem pozwolić sobie na zbytnie szaleństwo. Wskoczyłem w obcisłe, na półkrótko (+13 stopni w marcu zobowiązuje :P ) i ruszyłem w kierunku Pyszczyna. Postanowiłem powtórzyć ostatnio objechany z Marcinem podwieczorny wariant Krzyszczewo- Obora-Braciszewo z rozszerzeniem o Mnichowo i Zdziechowę. Jak postanowiłem tak też uczyniłem. Do Obory jechało się znakomicie, czego dowodem była średnia prędkość na poziomie 27.7 km/h. Niestety przemiesczając się z Obory do Braciszewa trafił mnie nieziemski wordewind, chyba najmocniejszy w tym roku. Wiał tak solidnie, że skutecznie obniżył moją średnią. A miało być tak pięknie... Do miasta wskoczyłem przez Skiereszewo, objechałem rodzinny fyrtel i przez Centrum pognałem z powrotem do siebie. Kolejne 26 km w nogach :).
Poniedziałek, 16 marca 2015 Komentarze: 0
Dystans 33.48 km
Czas 01:40
Vśrednia 20.09 km/h
Uczestnicy
Vmax 46.10 km/h
Tętnośr. 138
Tętnomax 168
Kalorie 1753 kcal
Temp. 8.0 °C
Więcej danych
Poniedziałek, czyli jak zwykle Home Office. Taki z niego home, że koło południa wylądowałem w Poznaniu. W sumie dobrze się stało, bo miałem okazję zahaczyć o dwa sklepy rowerowe gdzie zaopatrzyłem się odpowiednio w nowe klocki do tylnego hamulca z Markowych Rowerów i nową dźwignie blokady skoku wraz z linką z Euro-Bike'a. W domu zameldowałem się po 15:00 od razu przystępując do czynności serwisowych. Zajęło mi to góra pół godziny - w końcu co to za filozofia wymienić klocki czy linkę. Po wykonanej pracy spojrzałem za okno i stwierdziłem, że żal by było nie wyskoczyć na rower i nie wykręcić paru kaemów. Tylko jakoś tak samemu mi się nie chciało... Trzeba więc było pójść na kompromis. Wyskoczyłem na casualową przejażdżkę w rodzinne strony, czyli na drugi koniec miasta. Pogoda zachęcała do jazdy na półkrótko, tak też postanowiłem się ubrać. Na spokojnie pokręciłem do Staruszków, wypiłem kawę, pogadaliśmy trochę gdy nagle dość niespodziewanie via FB zagaił mnie Marcin. Przyznam szczerze że morda mi się uśmiechnęła i z chęcią przystałem na koncept wspólnego śmigania po lokalnych fyrtlach. Był tylko jeden problem - na dworze coraz zimniej a ja nadal na półkrótko. Umówiliśmy się na Wenecji (zdziwienie Marcina na mój widok - bezcenne :D ) skąd razem udaliśy się do mnie celem uzupełnienia wierzchniej warstwy odzieży. Ubrany już adekwatnie do panujących warunków śmignąłem wraz z Marcinem w kierunku Pyszczyna. Kręciliśmy sobie na spokojnie z założeniem przejechania pętli przez Kędzierzyn, Oborę i Braciszewo. Wyskakując na drogę Gniezno - Zdziechowa zderzykiśmy się z solidnym wmordewindem. Mimo że na dworze było całkiem przyjemnie, to upierdliwy wiatr naparzał na tyle solidnie że zmuszał do konkretniejszego wysiłku. Na szczęście zetknęliśmy się z nim raptem raz jeszcze kręcąc serwisówką wzdłuż S5 w stronę Gniezna. Dalej ul. Orzeszkowej udaliśmy się w kierunku miasta. Po drodze pożegnałem się z Marcinem i przez Wenecję a następnie Rynek przemknąłem do Piotra i Pawła na małe zakupy (obkład i smarowanie ;) ). Ponownie w domu zameldowałem się po 7 usatysfakcjonowany kolejnymi kilometrami w nogach. Teraz czas na herbatę i kolejną książkę z ukochanej serii opowiadań ze Świata Dysku. Sir Terry - mam nadzieję, że tam po drugiej stronie nadal bedziesz pisał. Gdyby się okazało, że jakimś cudem również ja tam trafię, z chęcią zapozanam się z Twoją dalszą twórzością.

Niedziela, 15 marca 2015 Komentarze: 3
Dystans 15.99 km
Czas 00:44
Vśrednia 21.80 km/h
Vmax 35.92 km/h
Tętnośr. 142
Tętnomax 162
Kalorie 1015 kcal
Temp. 6.0 °C
Więcej danych
Nie chwaliłem się wcześniej, więc zrobię to teraz :P. Zeszły tydzień zacząłem z naprawde wysokiego C. Śmigając na Dalki gdzie umówiłem się z Marcinem zaliczyłem najbardziej spekakularnego szlifa w swojej rowerowej karierze. Na łuku, na kostce. Pod samą katedrą :P. Nie zagłębiając się za bardzo w szczegóły - tydzień po zawarciu bliskiej znajompści z podłożem łokieć nie wygląda już tak strasznie jak na początku, krwiak na udzie prezentuje się okazale - zajął całą powierzchnię od kolana aż po cztery litery, a ramię mimo że nie nosi znamion defektu napieprza solidnie, tzn. rwie od kciuka aż po sam kark. Ze stratami materialnymi nie było na szczęście tragicznie - ucierpiało siodło i rogi (i to i to musiałem wymienić), a moja ulubionna bluza wylądowała w kontenerze na śmieci.
Minął tydzień - czas więc sprawdzić czy w ogólę mogę kręcić korbą. Postanowiłem za bardzo się nie forsować, więc pomknąłem odwiedzić Staruszków i na spokojnie objechać bliższą okolicę. Nie było źle, choć po powrocie ramię dało o sobie znać ze zdwojoną siłą. Nic przyjemnego, tym bardziej że nie dawało mi zasnąć. Aha, przy okazji podwieczornego rozjazdu żywota dokonały klocki w tylnym hamulcu :). Modernizacjom chyba nigdy nie będzie końca... :P

TROCHĘ O MNIE

Ten blog rowerowy prowadzi kubolsky z miasta Poznań
  • Mam przejechane 75471.57 kilometrów
  • Jeżdżę ze średnią prędkością 21.88 km/h


75471.57

KILOMETRÓW NA BLOGU

21.88 km/h

ŚREDNIA PRĘDKOŚĆ

143d 17h 59m

CZAS W SIODLE