Sobota, 31 stycznia 2015
Komentarze:
3
Vmax
41.32 km/h
Tętnośr.
149
Tętnomax
169
Kalorie
2267 kcal
Temp.
1.1 °C
Sprzęt
[RIP] Accent Peak 26
W kalendarzu sobota, a więc czas pomyśleć nad zaliczeniem kilku/kilkunastu/kilkudziesięciu km na rowerze. Wczoraj wieczorem zarzuciłem w naszej zamkniętej facbook'owej grupie koncept wspólnej jazdy, następnie czekając na jakikolwiek odzew. Odzew nastąpił dziś rano - Marcin jako pierwszy wyjrzał za okno i stwierdził, że nie dość że biało, to jeszcze ślisko. Cóż, prognozy zapowiadały coś innego... Umówiliśmy się jednak, że jeśli aura ulegnie poprawie to ruszamy na szlak. Wyglądające co jakiś czas zza chmur słońce nastrajało bardzo pozytywnie. Koło południa postanowiliśmy, że po 13:00 jedziemy. Marcin zwerbował Pana Jurka, ten zwerbował Mateusza, ja natomiast zagaiłem Micora. Wszyscy oprócz Dawida stawili się punkt 13:30 na Wenecji. Micor musiał odpuścić, gdyż po wczorajszych wojażach w padającym śniegu cały rowerowy outfit wylądował w pralce. Dołączy do nas jutro ;).
Pierwotny plan zakładał, że ruszymy serwisówką wzdłuż S5 do Pierzysk, a później jak to zwykle bywało "się zobaczy". Plany jednak jak to plany - lubią ulegać zmianie. Pierwszy wyjazd na otwartą przestrzeń skutecznie nas od tego pomysłu odwiódł, gdyż jazda pod wiejący z zachodu styczniowy wiatr to nie jazda a katorga. Postanowiliśmy więc ruszyć w kierunku północnym i kręcić ile się da z wiatrem wiejącym w plecy, lub zacinającym z boku. Tym sposobem zaliczyliśmy pętlę przez Braciszewo, Oborę, Zdziechowę i Modliszewo. Tu jednak chcąc, nie chcąc musieliśmy odbić z powrotem w kierunku zachodnim (czytaj - pod wiatr), gdyż alternatywą było pakowanie się w błotniste o tej porze roku Lasy Królewskie. Ruszyliśmy przez Krzyszczewo i Pyszczyn w Kierunku Goślinowa ciesząc się sprzyjającym nam wiatrem. Po dojeździe do drogi prowadzącej do Strzyżewa Kościelnego nastąpiła chwila konsternacji - kręcimy dalej, czy wracamy Orcholską do Gniezna? Padło na wariant drugi. Tym samym czekało nas kolejne w dniu dzisiejszym kręcenie pod wiatr napieprzający bez żadnych skrupułów prosto w ryja. Połączenie niesprzyjających warunków z odbudowywaną dopiero kondycją dało w moim wypadku bardzo przewidywalny efekt - jazdę z prędkością nie wyższą niż 15 km/h i wiotkość w nogach. Spokojnie, będzie lepiej :).
Chłopaków odstawiłem na skrzyżowaniu z ul. Wełnicką, podziękowałem za wspólną jazdę, a następnie pokręciłem ostatnie 3 km do domu.
Tym oto sposobem drugi w tym roku wyjazd zakończył się dystansem rzędu ponad 38 km i sporą satysfakcją. W głowie jest jednak świadomość, że do powrotu optymalnej kondycji jeszcze trochę, ale skoro robi się to co się lubi, to nie stanowi to żadnej przeszkody, co nie?
Mam nadzieję, że jutrzejsza aura nie będzie gorsza od tej dzisiejszej, bo chyba powoli znowu zaczynam odczuwać głód jazdy.
Ekhm, WIOSNO - NAPIER*ALAJ!!! :D
EDIT:
Czułem pewien niedosyt jazdy, więc postanowiłem kopsnąć się do Rodziców na herbatę i tą sama trasą wrócić. Jak postanowiłem - tak uczyniłem :)
Pierwotny plan zakładał, że ruszymy serwisówką wzdłuż S5 do Pierzysk, a później jak to zwykle bywało "się zobaczy". Plany jednak jak to plany - lubią ulegać zmianie. Pierwszy wyjazd na otwartą przestrzeń skutecznie nas od tego pomysłu odwiódł, gdyż jazda pod wiejący z zachodu styczniowy wiatr to nie jazda a katorga. Postanowiliśmy więc ruszyć w kierunku północnym i kręcić ile się da z wiatrem wiejącym w plecy, lub zacinającym z boku. Tym sposobem zaliczyliśmy pętlę przez Braciszewo, Oborę, Zdziechowę i Modliszewo. Tu jednak chcąc, nie chcąc musieliśmy odbić z powrotem w kierunku zachodnim (czytaj - pod wiatr), gdyż alternatywą było pakowanie się w błotniste o tej porze roku Lasy Królewskie. Ruszyliśmy przez Krzyszczewo i Pyszczyn w Kierunku Goślinowa ciesząc się sprzyjającym nam wiatrem. Po dojeździe do drogi prowadzącej do Strzyżewa Kościelnego nastąpiła chwila konsternacji - kręcimy dalej, czy wracamy Orcholską do Gniezna? Padło na wariant drugi. Tym samym czekało nas kolejne w dniu dzisiejszym kręcenie pod wiatr napieprzający bez żadnych skrupułów prosto w ryja. Połączenie niesprzyjających warunków z odbudowywaną dopiero kondycją dało w moim wypadku bardzo przewidywalny efekt - jazdę z prędkością nie wyższą niż 15 km/h i wiotkość w nogach. Spokojnie, będzie lepiej :).
Chłopaków odstawiłem na skrzyżowaniu z ul. Wełnicką, podziękowałem za wspólną jazdę, a następnie pokręciłem ostatnie 3 km do domu.
Tym oto sposobem drugi w tym roku wyjazd zakończył się dystansem rzędu ponad 38 km i sporą satysfakcją. W głowie jest jednak świadomość, że do powrotu optymalnej kondycji jeszcze trochę, ale skoro robi się to co się lubi, to nie stanowi to żadnej przeszkody, co nie?
Mam nadzieję, że jutrzejsza aura nie będzie gorsza od tej dzisiejszej, bo chyba powoli znowu zaczynam odczuwać głód jazdy.
Ekhm, WIOSNO - NAPIER*ALAJ!!! :D
Foto na zakończenie drugiego treningu w tym roku© kubolsky
EDIT:
Czułem pewien niedosyt jazdy, więc postanowiłem kopsnąć się do Rodziców na herbatę i tą sama trasą wrócić. Jak postanowiłem - tak uczyniłem :)