Travel on Gravel!

kubolsky
Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2015

Dystans całkowity:622.93 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:27:41
Średnia prędkość:22.50 km/h
Maksymalna prędkość:54.42 km/h
Maks. tętno maksymalne:168 (87 %)
Maks. tętno średnie:143 (74 %)
Suma kalorii:19747 kcal
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:51.91 km i 2h 18m
Więcej statystyk
Niedziela, 27 września 2015 Komentarze: 2
Dystans 42.67 km
Czas 01:45
Vśrednia 24.38 km/h
Vmax 43.17 km/h
Kalorie 1659 kcal
Więcej danych
Spontaniczny wypad do Dziekanowic na coroczne Święto Latawca. Wstępnie ustawiłem się na wyjazd z Maruszem, ale ponieważ "coś Mu tego dnia wypadło" ;) nad jezioro Lednickie pomyknąłem ostatecznie solo. Muszę przyznać że piękne lato mamy tej jesieni - aż chce się żyć :).
Na miejscu pojawiłem się przed rozpoczęciem imprezy, więc zapas czasu który sobie wypracowałem postanowiłem spożytkować na odpoczynek na pomoście i napawanie się pięknem dzisiejszego dnia. Jakże się zdziwiłem gdy nagle na plaży w Dziekanowicach pojawił się Pan Jurek! Niespodziewane spotkanie uwieczniliśmy na fotografii, chwilę pogadaliśmy a następnie oboje ruszyliśmy ku łące na której obywał się festyn. Mr Jerry po kilku minutach pomknął dalej, ja zostałem na miejscu.
Sama impreza to typowy familijny piknik, a jak to na piknikach bywa są rodzice z dziećmi, jest scena i powiedzmy "artyści", jest grochówka (zbyt wodnista jak na moje standardy), oraz pajda ze smalochem i kiszony ogór do zestawu :). Oczywiście spróbowałem swych sił w puszczaniu latawca, ale chyba wyszedłem z wprawy... Wróć! To latawiec był zły - zdecydowanie lepiej mu było na ziemii ;).
Po około 2 godzinach zawinąłem się z powrotem i przez Żydówko i Owieczki wróciłem do Gniezna.







 

Wtorek, 22 września 2015 Komentarze: 0
Dystans 18.61 km
Czas 00:52
Vśrednia 21.47 km/h
Uczestnicy
Vmax 40.10 km/h
Kalorie 681 kcal
Temp. 14.0 °C
Więcej danych
Szybki objazd miasta z Marcinem. Na więcej nie ma ochoty bo zimno, ciemno, wietrznie i ogólnie nieprzyjemnie.

Poniedziałek, 21 września 2015 Komentarze: 0
Dystans 55.56 km
Czas 02:25
Vśrednia 22.99 km/h
Uczestnicy
Vmax 43.01 km/h
Kalorie 1662 kcal
Temp. 12.0 °C
Więcej danych
Czwartek, 17 września 2015 Komentarze: 5
Dystans 50.26 km
Czas 02:11
Vśrednia 23.02 km/h
Uczestnicy
Vmax 49.46 km/h
Kalorie 1869 kcal
Więcej danych
Objazd dawno nie odwiedzanych Lasów Królewskich, czyli innymi słowy wypad na Dębówiec. W dawnej, już nie istniejącej na mapach osadzie Orchół  mieliśmy okazję przyglądać się pracy dwóch reliktów minionej epoki PRL. Coś pięknego! Przy okazji dzisiejszego wypadu przetestowaliśmy z Marcinem w terenie małe wyjce. Wyjce testy zdały z wynikiem nader pozytywnym ;)





Poniedziałek, 14 września 2015 Komentarze: 0
Dystans 43.63 km
Czas 02:14
Vśrednia 19.54 km/h
Uczestnicy
Vmax 44.15 km/h
Kalorie 1341 kcal
Więcej danych
Objazd lokalnych fyrtli z Marcinem i wyciągniętym siłą Micorem ;). Nadal czuję swoje szacowne cztery litery po PBC, a dzisiejszy przejazd polnymi szutrami w ogóle nie pomógł w pozbyciu się bólu ;)

Niedziela, 13 września 2015 Komentarze: 3
Dystans 117.44 km
Czas 04:15
Vśrednia 27.63 km/h
Uczestnicy
Vmax 51.92 km/h
Tętnośr. 143
Tętnomax 168
Kalorie 4191 kcal
Więcej danych
Minęło mniej więcej pół roku od dnia, kiedy to złożyłem swoją deklarację uczestnictwa i uiściłem stosowną opłatę wpisową wybierając koronny dystans 120 km. W końcu nadeszła owa wyczekiwana niedziela, 13.09 - dzień w którym odbywała się II edycja Solid Logistics ŠKODA Poznań Bike Challenge, czyli największe w Polsce święto rowerzystów.



Za transport do stolicy Wielkopolski odpowiadał Maniek, który zgarnął mnie wraz z rowerem tuż po 8 rano spod Biedronki. Pogoda o poranku nie napawała optymizmem - było chłodno, mgliście, dżdżyście i mało przyjemnie. Spod dyskontu ruszyliśmy po Bobiko i mniej więcej koło 8:30 pomknęliśmy w komplecie nad poznańską Maltę. Po dotarciu na miejsce zrzuciliśmy z siebie gustowne dresy i tylko w tym i z tym co niezbędne ruszyliśmy w kierunku biura zawodów. Niestety, z uwagi na fakt że agrafki do przymocowania numerów startowych szybko okazały się towarem deficytowym musieliśmy udać się pod trybunę, gdzie stacjonowali wolontariusze ze zszywaczem ;). W sumie dobrze się stało, gdyż właśnie tam trafiłem na kilku znajomych - Bociana (wraz z Mamą i Siostrą), kuzyna Bociana, oraz Bartka.



W tym przemiłym gronie wymieniliśmy kilka...kilanaście...no, może nawet kilkadziesiąt zdań, przy okazji z niekrytym uśmiechem obserwując zmieniającą się aurę. Zmieniającą się oczywiście na lepsze :). Zmierzając koło godziny 11:30 do sektorów startowych po chmurach i mgle nie było nawet śladu - na niebie świeciło piękne, wrześniowe słońce, a temperatura powietrza była po prostu ideana!
Start pierwszych sektorów zaplanowany został na godzinę 12:00. My ustawiliśmy się w ostatnim, zadeklarowanym wcześniej sektorze "I", mając przed sobą jakieś 1600 pozostałych miłośników dwóch kółek napędzanych siłą mięśni. To robiło wrażenie!





Sektory wypuszczano co 3 minuty, więc na trasę ruszyliśmy około 12:30. Plan był prosty - jedziemy w naszej grupie, bez szaleństw. Jeśli uda nam się osiągnąć średnią 25 km/h i wrócić w czasie poniżej 5 godzin to będzie naprawde dobrze. W tejże grupie przemknęliśmy przez Poznań. W sumie nie do końca w "tej" grupie, bowiem Bobiko startował z sektora "H", więc ruszył 3 minuty przed nami, a Bartek startujący razem z nami bardzo szybko zniknął z pola widzenia.



Nie mniej z pozostałymi Chłopakami trzymaliśmy się razem...aż do wylotu z Kobylnicy. Adrenalina zrobiła swoje i mimo solidnego wiatru wiejącego prosto w twarz postanowiliśmy wraz z Mańkiem przydepnąć po naszemu. Wpadliśmy tym samym w pewnego rodzaju błędne koło, gdyż im większą ilość osób z wcześniej wypuszczanych sektorów mijaliśmy, tym bardziej chcieliśmy mijać kolejnych. Co istotne - zdecydowana większość startujących rowerzystów to ludzie na szosówkach. Ciężko mi opisać to wspaniałe uczucie, gdy "łyka się" szoszonów jednego po drugim mknąc rowerem MTB na 2.2 calowych gumach :). Pocisnęliśmy solidnie aż do nawrotki w Łubowie, ciągnąc przy okazji kilkuosobową grupę kolarzy. Po drodze minęliśmy wracających Bobiko i Bartka, oraz zgarnęliśmy w biegu po butelce wody ze strefy żywieniowej. Nawrotka to istne wybawienie - w ciągu sekundy wiatr który uprzykrzał ostatnie 40 km zaczął pchać nas do przodu. Momentalnie zgubiliśmy podczepioną pod nas grupę i pomknęliśmy przed siebie do Dziekanowic. Przejazd z Dziekanowic do trasy Gniezno-Kiszkowo to co prawda jazda z bocznymi podmuchami, ale nadal z dość wysoką prędkością przelotową. Wypadając w Komorowie na DW197 ponownie otrzymaliśmy wiatr w żagle. Nie pozostało nam nic innego jak na blacie śmigać przed siebie. Do samego Kiszkowa jechało się, a właściwie było pchanym rewelacyjnie. Schody zaczęły się za Kiszkowem. Kolejny obrót trasy o 180 stopni i dość stromy podjazd dały ludziom ostro w kość. Stwierdziłem że co jak co - ma się trochę tych kilometrów w nogach, więc gdzie jak nie na podjeździe można poprawić czas. Ruszyłem więc ciągnąc Mańka za sobą, mijając kolejne grupy zmęczonych cyklistów. Trasa się wypłaszczyła, ale aż do odbicia na Wierzyce trzeba było walczyć z wmordewindem. Z Wierzyc gładkim asfaltem pomknęliśmy do Wronczyna, gdzie ulokowana była kolejna (a zarazem ostatnia) strefa żywieniowa. Ponownie w locie zgarneliśmy po butelce wody i izotoniku i pod osłoną drzew pokręciliśmy przez Puszczę Zielonkę wyboistymi asfaltami w stronę Wierzonki. Tu moje szacowne cztery litery wyraźnie dały o sobie znać. W końcu jednak asfalt się wyrównał, las się skończył, a nas prawie przetrącił mijający nas zza pleców radiowóz... W samej Wierzonce z daleka dało się poznać (po krystalicznie białych kasku i rowerze) Grigora. Wspólnie z Mariuszem się na Niego wydarliśmy, a ten w ostatniej chwili zdążył chwycić aparat i strzelić nam foto.



Pozdrowiliśmy się wzajemnie i śmignęliśmy dalej w stronę Kobylnicy. Z Kobylnicy aż do Ronda Śródka trasa praktycznie pokrywała się z pierwszymi kilometrami wyścigu. Zmiana nastąpiła po odbiciu w ul. Warszawską. Dla wielu była to istna udręka na ostatnich kilometrach - łagodny, choć długi podjazd aż do skrzyżowania z ul. Mogileńską, ponownie wiatr prosto w twarz, no i przede wszystkim zmęczenie... Ja jakimś cudem tego wszystkiego nie czułem i w sumie nie wiem kiedy zgubiłem za sobą Mańka. Żwawo deptając, mijając kolejnych kolarzy i tym samym jeszcze bardziej się nakręcając dotarłem do Węzła Antoninek. Tam zlokalizowana była chorągiew informująca, że do mety pozostało 5 km. Nie wiem skąd we mnie brały się jeszcze siły, a tym bardziej optymizm, ale dalej ostro cisnąć przed siebie postanowiłem (tak dla żartu) podpytywać mijanych rowerzystów czy piszą się na jeszcze jedno okrążenie. Chyba nie muszę mówić z jakimi epitetami się spotkałem... ;). Zawijając rogala na Browarnej wiedziałem, że do mety pozostał żabi skok. Nie pozostało mi nic innego jak przemknąć ul. Dymka, a następnie ul. Baraniaka drąc się tylko non stop "lewa wolna!". Bramę mety ujrzałem szybciej niż się spodziewałem. Kilka ostatnich obrotów korbą, już na stojąco, z mega naporem na pedały i...po wyścigu :)
Na metę wpadłem z czasem 4:14:50, ze średnią prędkością 27,65 km/h. Powiem szczerze - takiego wyniku się nie spodziewałem :). Liczyłem po cichu, że może uda się przejechać trasę w 4:30, ale zarówno czas na mecie, jak i średnia prędkość były dla mnie totalnym zaskoczeniem. I to wszystko na MTB i grubych kichach! Tuż po mnie na metę wpadł Mariusz, z którym wspólnie już na spokojnie pokręciliśmy na dół do miasteczka zawodów.
Tam otrzymaliśmy pamiątkowe medale.





Z medalami na szyjach udaliśmy się na parking rowerowy (gdzie z kolei ilość rowerów robiła mega wrażenie), a stamtąd już na nogach udaliśmy się do Strefy Finiszera na zasłużony posiłek.



Jakimś cudem udało nam się zebrać całą naszą ekipę do kupy. Wspólnie w siódemkę usiedliśmy przy stole i zajadając się hamburgerami popijanymi zimnym piwem z Browaru Fortuna oddaliśmy się powyścigowym komentarzom. Komentarzom jak najbardziej pozytywnym. Po mniej więcej godzinie odpoczynku przyszedł czas na pożegnanie z Chłopakami, gdyż robiło się późno, a trzeba było wrócić jeszcze do domu. Zapakowaliśmy rowery na auto i bez większych problemów komunikacyjnych ruszyliśmy do Gniezna.



W domu zameldowałem się po 20:00. Oczywiście z gigantycznym uśmiechem na ustach :).
Imprezę zaliczam do mega udanych. Kilka niedociągnięć by się znalazło, ale patrząc na skalę całego przedsięwzięcia nie mam nawet najmniejszego zamiaru ich wytykać. Jedno jest pewne - za rok startuje ponownie. Kto wie - może na szosie? 
Tymczasem Organizatorom serdecznie dziękuję! Jesteście Wielcy!!!

P.S. Z dokładną klasyfikacją i szczegółowymi wynikami można zapoznać się tutaj.

Czwartek, 10 września 2015 Komentarze: 0
Dystans 46.74 km
Czas 02:13
Vśrednia 21.09 km/h
Uczestnicy
Vmax 39.28 km/h
Temp. 15.0 °C
Więcej danych
Poniedziałek, 7 września 2015 Komentarze: 0
Dystans 43.98 km
Czas 02:05
Vśrednia 21.11 km/h
Uczestnicy
Vmax 41.76 km/h
Kalorie 1505 kcal
Więcej danych


Sobota, 5 września 2015 Komentarze: 2
Dystans 64.59 km
Czas 03:32
Vśrednia 18.28 km/h
Uczestnicy
Vmax 53.51 km/h
Kalorie 2150 kcal
Więcej danych
Wypad na Wał Wydartowski wyszedł w sumie spontanicznie i jak na spontaniczny plan przystało wypalił ze zdwojoną siłą :).
Kilka dni wcześniej z propozycją wspólnej jazdy wyszedł Grigor, licząc na to że podłączą się do Niego dwie, może trzy osoby. Jak się okazało swoim wpisem na FB wywołał sporą dyskusję, w której to dyskusji swą obecność zadeklarowała spora ilość mniej i bardziej lokalnych jeźdźców :). W piątkowy wieczór (czyli na kilkanaście godzin przed wyjazdem) wiadomym było że wieża w Dusznie musi się liczyć z rowerowym oblężenierm ;).
Za punkt startowy obraliśmy przykatedralny plac. O godzinie 8:30 wraz z Agnieszką zjawiłem się u stóp Bolka Chrobrego, gdzie czekali już Grigor, Mateusz vel. Rolnik, oraz p. Krzysztof czyli Grzecha Ojciec. Brakowało jedynie p. Jurka i Bobiko (który deklarował 99,99% obecność). W międzyczasie, trochę z zaskoczenia dobił do nas Maniek, a tuż za Nim nadjechał Mr. Jerry. Pozostało poczekać na Kubę. Wspólnio ustaliliśmy że czekamy do 9:00 i ruszamy. Jak się później okazało, obecność na 99,99% faktycznie nie oznacza pewnego uczestnictwa - Bobiko zrezygnował. Punkt 9:00 ruszyliśmy siedmioosobową ekipą przez miasto w kierunku Kruchowa gdzie miała podłączyć się do nas reszta uczestników wypadu. Jechało się wyśmienicie - bo z wiatrem. Na miejscu spotkania wyczekiwali naszego przybycia: AnetkaSebekŚwider. Z tego miejsca przewodnictwo nad peletonem objął Sebastian. Musicie wiedzieć, że pierwotny plan zakładał spokojną, rekreacyjną jazdę. Nie wzięliśmy pod uwagę faktu, że ruszając w Sebkowe tereny możemy o spokojnej, rekreacyjnej jeździe zapomnieć. Z Kruchowa ruszyliśmy na Wał Wydartowski z punktem kulminacyjnym na wieży w Dusznie trasą oczywiście daleką od oficjalnej. Prowadziła ona polnymi duktami przez Ignalin, dalej łąką, zjazdem i ostrym piaszczystym podjazdem (tu wszedł KOM - o całą sekundę przebiłem Sebastiana :P ). Na miejscu zameldowałem się jako pierwszy, po chwili w równych odstępach czasu dobiła reszta. Tu zeszła nam dobra godzina którą poświęciliśmy na rozmowy, śmiech i zdjęcia. Co odważniejsi weszli na wieżę, ale dość szybko z niej zeszli gdyż zaczynało srogo wiać. Ów wiatr sprowadził ze sobą chmury - był to ewidentny sygnał do ewakuacji. Zjazd z wału przez Wydartowo, Młynek i Kruchowo to nieustanna walka z wmordewindem. Za Kruchowem wcale nie było lepiej. Kręcąc dalej przez Pasiekę i Rudki przedostaliśmy się na drugą stronę DK15, skąd przez Wymysłowo i Kalinę dotarliśmy na asfaltową serpentynę we wsi Wierzbiczany. W tym miejscu odłączyli się od nas Anetka, Sebek, Świder i Maniek, którzy pokręcili z powrotem do Trzemeszna. My natomiast ruszyliśmy dalej przed siebie do Gniezna. Z panem Krzysztofem, Grzechem, Mateuszem i p. Jurkiem rozstaliśmy się na ul. Wschodniej. My we dwójkę pokręciliśmy do domu, a Mr. Jerry przez miasto odprowadził przyjezdnych, przed którymi rysowała się perspektywa powrotu do domu w towarzystwie nieubłagalnie wiejącego wiatru. Dali radę :).
Trip zaliczam do tych naprawdę udanych i po cichu łudzę się, że jeszcze w tym roku uda nam się tak liczną ekipą gdzieś wspólnie skoczyć. Może tym razem Puszcza Zielonka... 
Poniżej zamieszczam zdjęcia mojego, jak i Grzecha oraz Sebastiana autorstwa. Zachęcam również do zapoznania się z opisami wycieczki na blogach pozostałych uczestników pielgrzymki do najwyższego punktu Pojezierza Gnieźnieńskiego.







 





















Czwartek, 3 września 2015 Komentarze: 0
Dystans 52.55 km
Czas 02:15
Vśrednia 23.36 km/h
Uczestnicy
Vmax 43.66 km/h
Kalorie 1921 kcal
Więcej danych
Kolejna asfaltowa wyrypa po okolicznych fyrtlach. Zdecydowanmie nadchodzi jesień  - wieczory są coraz chłodniejsze, a i zmierzch nadchodzi szybciej niż zwykle.





TROCHĘ O MNIE

Ten blog rowerowy prowadzi kubolsky z miasta Poznań
  • Mam przejechane 75471.57 kilometrów
  • Jeżdżę ze średnią prędkością 21.88 km/h


75471.57

KILOMETRÓW NA BLOGU

21.88 km/h

ŚREDNIA PRĘDKOŚĆ

143d 17h 59m

CZAS W SIODLE