Sobota, 26 października 2013
Komentarze:
5
Cały ostatni tydzień media wszelakie bombardowały me zmysły informacją, jakoby to nadchodzący weekend miał być ostatnim ciepłym weekendem tego roku. Doszło do tego, że zacząłem wierzyć w te prognozy nie zaglądając nawet na regularnie odwiedzane przeze mnie Accuweather i ICM. W końcu ostatnich parę dni to kwintesencja złotej, polskiej jesieni. Nadszedł piątek i trzeba było zacząć snuć plany na dzień następny. Zarzuciłem więc propozycję wspólnej jazdy na fejsbuniu i czekałem na odzew. Temat został podchwycony i wywiązała się z niego spora dyskusja. Co jednak istotniejsze - znalazło się kilku chętnych, oraz powstał zarys trasy. Wstępnie swoją obecność na szlaku zadeklarował jeżdżący ostatnimi czasy weekendowo Micor, Piotras (główny sprawca całego zamieszania :P) i Grigor.
Nadeszła wyczekiwana sobota, którą zacząłem od wizyty w mieście. Rano zaskoczyła mnie temperatura - przed 8.00 było już naprawdę ciepło. Oznaczało to, że dziś rowerem dam radę śmigać na półkrótko :). Na godzinę 10.30 umówiliśmy się z Micorem na wiadukcie nad DK5, tym samym dając sobie na dojazd po tyle samo czasu. Chwilę przed wyjazdem umówiłem się z Piotrem na spotkanie we Wierzycach, a z Grzechem na kontakt po dojeździe w okolice Promna. Grigor przy okazji poinformował mnie, że stawi się z paroma bajkerami - bratem Wojtasem, Łukaszem i Przemasem. Baja! Szybka kalkulacja i już wiem, że dziś śmigamy siedmioosobową paką :). Spakowałem sakwę (w razie czego wrzuciłem dłuższą i cieplejszą odzież), picie, kanapki i można ruszać. Wyjazd poza miasto to pierwsze zetknięcie z wmordewindem. Było ciepło, ale wietrznie. Na wiadukt dotarłem tuż przed czasem, co wiązało się z chwilą oczekiwania na Dawida.
W końcu pojawił się i On.
Piona i jedziemy dalej. Trasa do Wierzyc to do bólu nudny asfalt serwisówki wzdłuż S5. Na domiar złego cały ten odcinek wiało prosto w ryja skutecznie zniechęcając do jazdy. Pomyślałem, że prognozy trochę jednak minęły się z prawdą. Tuż przed miejscem spotkania zaczęło kropić, a to w połączeniu z ciężkim niebem znaczyło, że owe prognozy można włożyć między bajki. Piotras już wyczekiwał nas na wiadukcie.
Przywitaliśmy się i ruszyliśmy w dalszą drogę, już we trójkę. Nie zdążyliśmy dojechać do Gołunia, a mżawka przeistoczyła się w konkretny opad. No ale co - z cukru nie jesteśmy, co nie? Lecimy dalej! Chwyciliśmy teren i po chwili wylądowaliśmy między drzewami, które w znacznym stopniu uchroniły nas przed deszczem. W Nowej Górce Piotr zaproponował, by odpuścić sobie tak lubiany przeze mnie wąwozik i śmignąć obok stromym zjazdem. Zawierzyłem Mu i nie żałuję ;). Dalej krótki podjazd i wykręcamy rogala w Kociałkowej Górce. Myślałem, że znów śmigniemy w dół asfaltem, a dalej wspinaczka pod górę jak to zwykliśmy tu jeździć, ale nie. Chwila i odbijamy z powrotem w gęsto zarośnięte drzewami tereny PK Promno. Piotr przeprowadził nas tam naprawdę fajną trasą, której dodatkowego uroku dodawał jesienny klimat kolorowych drzew i dywan liści. Magia!
W końcu z powrotem trafiliśmy na skraj Parku Krajobrazowego. Ruszyliśmy przed siebie przecinając po drodze szosę Promno - Pobiedziska. Tu na chwilę przystanęliśmy, a ja zgodnie z prośbą Grzecha wykonałem do Niego telefon. Chwila gadki i umówiliśmy się na spotkanie przy jeziorze Dębiniec. Aha, przestało padać :). Telefon z powrotem w kieszeń i heja w las! Przed nami kolejne pomykanie po liściach, pomiędzy drzewami, w dół, w górę i na szagę ;). Chwilę później zajechaliśmy na miejsce spotkania, odstawiliśmy rowery i popatrzyliśmy po sobie - żaden z nas nie spodziewał się dzisiaj tak uwalić ;). No ale co - rowerzysta MUSI się upierdzielić! Dysponując chwilą przerwy napawaliśmy się widokiem ze skarpy wprost na jezioro, pogadaliśmy, pocykaliśmy foty i jakieś 10 minut później usłyszeliśmy poniżej nas głosy. Jadą, całą czwórką :). Przywitaliśmy się z Chłopakami, chwilę wspólnie pogadaliśmy, ustaliliśmy dalszą trasę i ruszyliśmy.
Od tego momentu pałeczkę przewodnika dzierżył Grigor - najbardziej lokalny z lokalsów ;). Początkowo poprowadził nas dalej przez las wąskim singlem w kierunku torów. Wypadliśmy prosto na peron stacji/przystanku kolejowego w Promnie, przecięliśmy DK 5 i dalej asfaltami pokręciliśmy do Jeżykowa.
Na tamie w Jeżykowie rozpoczęliśmy kolejną z dzisiejszych "misji", czyli objazd jeziora.
Dobra połowa trasy to śmiganie nudnymi asfaltami, ale czego się nie zrobi dla jazdy w TAKIM towarzystwie :). Po drodze zaliczyliśmy jeszcze pauzę w sklepie we wsi Kowalskie, gdzie w końcu mogliśmy wtrząchnąć śniadanko.
Dalej czekała nas jeszcze chwila jazdy po czarnym dywanie by w końcu móc usłyszeć od Grzecha "Tu w lewo!". No, nareszcie teren! Początkowo polną drogą, wśród sukcesywnie ścinanej kukurydzy ruszyliśmy lekko w dół, zbliżając się coraz bardziej do jeziora.
Kolejny raz w lewo i jesteśmy w lesie. Podjazd, zjazd i oczom naszym ukazał się kolejny dziś obiekt hydrotechniczy.
Tu zaliczyliśmy kolejną, krótką pauzę, w trakcie której Grzechu opowiadał jaka tu kiedyś była czysta woda, ilu można było spotkać kąpiących się ludzi itd. Cóż, jak widać te czasy minęły bezpowrotnie.
Wsiedliśmy z powrotem "na koń" i ruszyliśmy ku głównej atrakcji dnia dzisiejszego. Po paru minutach, jeden za drugim śmigaliśmy krętym, technicznym singlem wzdłuż brzegu jeziora.
Słyszałem już nie raz o tym szlaku, ale nie spodziewałem się, że jest on tak odjechany! Korzenie, gęste drzewa, wijąca się ścieżka, podjazdy, zjazdy, znowu korzenie, pieńki, kamienie i jazda tuż przy tafli wody. No po prostu mega! Najważniejszym było nie zgubić z pola widzenia naszego dzisiejszego przewodnika, który sam był tego świadom raz po raz stając i czekając za resztą.
W końcu jednak to co dobre musiało się skończyć - dotarliśmy do skarpy, czyli do końca naszej dzisiejszej "scieżki dydaktycznej". Tu też zorganizowaliśmy kolejny postój na herbatę, kanapki, pogaduchy i foty, z naciskiem na to ostatnie gdyż widok stąd był przepiękny. Na fotografowaniu i głupotach zeszło nam jakieś 15-20 minut.
W końcu jednak trzeba było zawijać się do domu. Pożegnaliśmy się z Piotrasem i Łukaszem, którzy pokręcili w swoją stronę, natomiast my kończąc objazd jeziora ruszyliśmy w kierunku pokonywanej już dziś tamy w Jeżykowie. Drogę powrotną ustaliliśmy w taki sposób, by jak najdłużej móc śmigać pozostałą ekipą. Padło więc na powrót przez Wronczyn. Do Wronczyna dotarliśmy przez las spokojnym tempem. Krótka przerwa w sklepie, zastrzyk cukru poprzez konsumpcję batona i
w końcu przyszedł czas na odłączenie się kolejnej dwójki. Pożegnaliśmy Grzecha i Wojtasa którzy ruszyli z powrotem do Wierzonki.
Wraz z Micorem i Przemasem pokręciliśmy w stronę Krześlic. Z Krześlic terenem przedostaliśmy się do Łagiewnik, gdzie teoretycznie mogliśmy już odbić, ale postanowiliśmy jeszcze kawałek odprowadzić Przema. W swoje strony rozjechaliśmy się wioskę dalej, czyli w Berkowie. Z Berkowa, już tylko z Micorem zamierzaliśmy udać się na Pola Lednickie, tym samym niezmiernie zmotywowani chcąc dokręcić do stówy.
W teorii, spod ryby mieliśmy śmigać drogą Gniezno - Kiszkowo do domów, lecz na Polach Lednickich okazało się, że trasę jednak jeszcze trochę trzeba rozciągnąć.
Padło więc na częściowy objazd jez. Lednickiego przez Skrzetuszewo, Rybitwy, Lednogórę, Dziekanowice, a dalej do Gniezna wyznaczonym szlakiem rowerowym. W międzyczasie zadzwonił p. Jurek, który chciał nas namierzyć, dobić do nas (nie nas ;) ) i razem wrócić do Gniezna. Z Mister Jerrym i Mateuszem zjechaliśmy się tuż przed Żydówkiem, skąd w czwórkę ruszyliśmy do domów. Micora odstawiliśmy w Rzegnowie, a naszą pozostałą trójką pokręciliśmy dalej. Im bliżej Gniezna byliśmy, tym bardziej stawało się jasne że stówa nie pęknie tak łatwo. Zaproponowałem Chłopakom objazd przez Strychowo, Oborę, Obórkę i powrót drogą Zdziechowa - Gniezno. Zgodzili się, za co wielkie dzięki! Ciężko by było tak samemu się zmotywować do jazdy, tym bardziej będąc wypompowanym po sporej dawce terenu. W końcu jednak magiczne 100 pękło i praktycznie ostatkiem sił, z pominięciem górki na Poznańskiej dotarliśmy na nasz fyrtel. Podziękowałem p. Jurkowi i Mateuszowi za towarzystwo i pokręciłem do domu. Przed drzwiami licznik wskazywał 109 km.
Podsumowując - naprawdę udany dzień. Jazdy w takim towarzystwie nie jest w stanie popsuć nawet mało trafna prognoza pogody, przejściowy deszcz czy konkretny wmordewind :). Grzechu - dzięki za pokazanie nam Twoich rewirów. Singiel jest mega i bankowo się tam jeszcze pojawię! Piotras - dzięki za wygospodarowanie dla nas chwili czasu, oraz za pokazanie nam zakamarków PK Promno. Wojtas, Łukasz, Przemo - dzięki za wspólną jazdę! Miło było Was poznać. Chłopaki, oby do następnego!
P.S. Autorem części fotek jest Grigor.
Nadeszła wyczekiwana sobota, którą zacząłem od wizyty w mieście. Rano zaskoczyła mnie temperatura - przed 8.00 było już naprawdę ciepło. Oznaczało to, że dziś rowerem dam radę śmigać na półkrótko :). Na godzinę 10.30 umówiliśmy się z Micorem na wiadukcie nad DK5, tym samym dając sobie na dojazd po tyle samo czasu. Chwilę przed wyjazdem umówiłem się z Piotrem na spotkanie we Wierzycach, a z Grzechem na kontakt po dojeździe w okolice Promna. Grigor przy okazji poinformował mnie, że stawi się z paroma bajkerami - bratem Wojtasem, Łukaszem i Przemasem. Baja! Szybka kalkulacja i już wiem, że dziś śmigamy siedmioosobową paką :). Spakowałem sakwę (w razie czego wrzuciłem dłuższą i cieplejszą odzież), picie, kanapki i można ruszać. Wyjazd poza miasto to pierwsze zetknięcie z wmordewindem. Było ciepło, ale wietrznie. Na wiadukt dotarłem tuż przed czasem, co wiązało się z chwilą oczekiwania na Dawida.
W oczekiwaniu na Micora© kubolsky
W końcu pojawił się i On.
Jedzie Dawid!© kubolsky
Piona i jedziemy dalej. Trasa do Wierzyc to do bólu nudny asfalt serwisówki wzdłuż S5. Na domiar złego cały ten odcinek wiało prosto w ryja skutecznie zniechęcając do jazdy. Pomyślałem, że prognozy trochę jednak minęły się z prawdą. Tuż przed miejscem spotkania zaczęło kropić, a to w połączeniu z ciężkim niebem znaczyło, że owe prognozy można włożyć między bajki. Piotras już wyczekiwał nas na wiadukcie.
Spotkanie z Piotrasem we Wierzycach© kubolsky
Przywitaliśmy się i ruszyliśmy w dalszą drogę, już we trójkę. Nie zdążyliśmy dojechać do Gołunia, a mżawka przeistoczyła się w konkretny opad. No ale co - z cukru nie jesteśmy, co nie? Lecimy dalej! Chwyciliśmy teren i po chwili wylądowaliśmy między drzewami, które w znacznym stopniu uchroniły nas przed deszczem. W Nowej Górce Piotr zaproponował, by odpuścić sobie tak lubiany przeze mnie wąwozik i śmignąć obok stromym zjazdem. Zawierzyłem Mu i nie żałuję ;). Dalej krótki podjazd i wykręcamy rogala w Kociałkowej Górce. Myślałem, że znów śmigniemy w dół asfaltem, a dalej wspinaczka pod górę jak to zwykliśmy tu jeździć, ale nie. Chwila i odbijamy z powrotem w gęsto zarośnięte drzewami tereny PK Promno. Piotr przeprowadził nas tam naprawdę fajną trasą, której dodatkowego uroku dodawał jesienny klimat kolorowych drzew i dywan liści. Magia!
Przebijamy się przez PK Promno© kubolsky
PK Promno© kubolsky
W końcu z powrotem trafiliśmy na skraj Parku Krajobrazowego. Ruszyliśmy przed siebie przecinając po drodze szosę Promno - Pobiedziska. Tu na chwilę przystanęliśmy, a ja zgodnie z prośbą Grzecha wykonałem do Niego telefon. Chwila gadki i umówiliśmy się na spotkanie przy jeziorze Dębiniec. Aha, przestało padać :). Telefon z powrotem w kieszeń i heja w las! Przed nami kolejne pomykanie po liściach, pomiędzy drzewami, w dół, w górę i na szagę ;). Chwilę później zajechaliśmy na miejsce spotkania, odstawiliśmy rowery i popatrzyliśmy po sobie - żaden z nas nie spodziewał się dzisiaj tak uwalić ;). No ale co - rowerzysta MUSI się upierdzielić! Dysponując chwilą przerwy napawaliśmy się widokiem ze skarpy wprost na jezioro, pogadaliśmy, pocykaliśmy foty i jakieś 10 minut później usłyszeliśmy poniżej nas głosy. Jadą, całą czwórką :). Przywitaliśmy się z Chłopakami, chwilę wspólnie pogadaliśmy, ustaliliśmy dalszą trasę i ruszyliśmy.
Całą Ekipą nad jez. Dębiniec© kubolsky
Ku przygodzie!© kubolsky
Od tego momentu pałeczkę przewodnika dzierżył Grigor - najbardziej lokalny z lokalsów ;). Początkowo poprowadził nas dalej przez las wąskim singlem w kierunku torów. Wypadliśmy prosto na peron stacji/przystanku kolejowego w Promnie, przecięliśmy DK 5 i dalej asfaltami pokręciliśmy do Jeżykowa.
Trochę asfaltu też musi być :P© kubolsky
Na tamie w Jeżykowie rozpoczęliśmy kolejną z dzisiejszych "misji", czyli objazd jeziora.
W oddali po prawej piaszczysta skarpa na którą zmierzamy ;)© kubolsky
Dobra połowa trasy to śmiganie nudnymi asfaltami, ale czego się nie zrobi dla jazdy w TAKIM towarzystwie :). Po drodze zaliczyliśmy jeszcze pauzę w sklepie we wsi Kowalskie, gdzie w końcu mogliśmy wtrząchnąć śniadanko.
Przerwa na śniadanie© kubolsky
Dalej czekała nas jeszcze chwila jazdy po czarnym dywanie by w końcu móc usłyszeć od Grzecha "Tu w lewo!". No, nareszcie teren! Początkowo polną drogą, wśród sukcesywnie ścinanej kukurydzy ruszyliśmy lekko w dół, zbliżając się coraz bardziej do jeziora.
W końcu terenem w kierunku jez. Kowalskiego© kubolsky
Kolejny raz w lewo i jesteśmy w lesie. Podjazd, zjazd i oczom naszym ukazał się kolejny dziś obiekt hydrotechniczy.
Zapora na jez. Kowalskim© kubolsky
Tu zaliczyliśmy kolejną, krótką pauzę, w trakcie której Grzechu opowiadał jaka tu kiedyś była czysta woda, ilu można było spotkać kąpiących się ludzi itd. Cóż, jak widać te czasy minęły bezpowrotnie.
Gadka-szmatka ;)© kubolsky
Wsiedliśmy z powrotem "na koń" i ruszyliśmy ku głównej atrakcji dnia dzisiejszego. Po paru minutach, jeden za drugim śmigaliśmy krętym, technicznym singlem wzdłuż brzegu jeziora.
Jeden z wielu fotostopów© kubolsky
Podjazdy też były ;)© kubolsky
Słyszałem już nie raz o tym szlaku, ale nie spodziewałem się, że jest on tak odjechany! Korzenie, gęste drzewa, wijąca się ścieżka, podjazdy, zjazdy, znowu korzenie, pieńki, kamienie i jazda tuż przy tafli wody. No po prostu mega! Najważniejszym było nie zgubić z pola widzenia naszego dzisiejszego przewodnika, który sam był tego świadom raz po raz stając i czekając za resztą.
W końcu jednak to co dobre musiało się skończyć - dotarliśmy do skarpy, czyli do końca naszej dzisiejszej "scieżki dydaktycznej". Tu też zorganizowaliśmy kolejny postój na herbatę, kanapki, pogaduchy i foty, z naciskiem na to ostatnie gdyż widok stąd był przepiękny. Na fotografowaniu i głupotach zeszło nam jakieś 15-20 minut.
Widok na jez. Kowalskie© kubolsky
Kross© kubolsky
A tak wyglądamy od tyłu :P© kubolsky
Ostatnie dziś wspólne foto. Humory dopisują ;)© kubolsky
W końcu jednak trzeba było zawijać się do domu. Pożegnaliśmy się z Piotrasem i Łukaszem, którzy pokręcili w swoją stronę, natomiast my kończąc objazd jeziora ruszyliśmy w kierunku pokonywanej już dziś tamy w Jeżykowie. Drogę powrotną ustaliliśmy w taki sposób, by jak najdłużej móc śmigać pozostałą ekipą. Padło więc na powrót przez Wronczyn. Do Wronczyna dotarliśmy przez las spokojnym tempem. Krótka przerwa w sklepie, zastrzyk cukru poprzez konsumpcję batona i
w końcu przyszedł czas na odłączenie się kolejnej dwójki. Pożegnaliśmy Grzecha i Wojtasa którzy ruszyli z powrotem do Wierzonki.
Brachole jadą do domu© kubolsky
Wraz z Micorem i Przemasem pokręciliśmy w stronę Krześlic. Z Krześlic terenem przedostaliśmy się do Łagiewnik, gdzie teoretycznie mogliśmy już odbić, ale postanowiliśmy jeszcze kawałek odprowadzić Przema. W swoje strony rozjechaliśmy się wioskę dalej, czyli w Berkowie. Z Berkowa, już tylko z Micorem zamierzaliśmy udać się na Pola Lednickie, tym samym niezmiernie zmotywowani chcąc dokręcić do stówy.
Kaczki wypatrują czegoś na zachodzie© kubolsky
W teorii, spod ryby mieliśmy śmigać drogą Gniezno - Kiszkowo do domów, lecz na Polach Lednickich okazało się, że trasę jednak jeszcze trochę trzeba rozciągnąć.
Brama Ryba na Polach Lednickich© kubolsky
Padło więc na częściowy objazd jez. Lednickiego przez Skrzetuszewo, Rybitwy, Lednogórę, Dziekanowice, a dalej do Gniezna wyznaczonym szlakiem rowerowym. W międzyczasie zadzwonił p. Jurek, który chciał nas namierzyć, dobić do nas (nie nas ;) ) i razem wrócić do Gniezna. Z Mister Jerrym i Mateuszem zjechaliśmy się tuż przed Żydówkiem, skąd w czwórkę ruszyliśmy do domów. Micora odstawiliśmy w Rzegnowie, a naszą pozostałą trójką pokręciliśmy dalej. Im bliżej Gniezna byliśmy, tym bardziej stawało się jasne że stówa nie pęknie tak łatwo. Zaproponowałem Chłopakom objazd przez Strychowo, Oborę, Obórkę i powrót drogą Zdziechowa - Gniezno. Zgodzili się, za co wielkie dzięki! Ciężko by było tak samemu się zmotywować do jazdy, tym bardziej będąc wypompowanym po sporej dawce terenu. W końcu jednak magiczne 100 pękło i praktycznie ostatkiem sił, z pominięciem górki na Poznańskiej dotarliśmy na nasz fyrtel. Podziękowałem p. Jurkowi i Mateuszowi za towarzystwo i pokręciłem do domu. Przed drzwiami licznik wskazywał 109 km.
Podsumowując - naprawdę udany dzień. Jazdy w takim towarzystwie nie jest w stanie popsuć nawet mało trafna prognoza pogody, przejściowy deszcz czy konkretny wmordewind :). Grzechu - dzięki za pokazanie nam Twoich rewirów. Singiel jest mega i bankowo się tam jeszcze pojawię! Piotras - dzięki za wygospodarowanie dla nas chwili czasu, oraz za pokazanie nam zakamarków PK Promno. Wojtas, Łukasz, Przemo - dzięki za wspólną jazdę! Miło było Was poznać. Chłopaki, oby do następnego!
P.S. Autorem części fotek jest Grigor.