100 Jezior #GRVL ⛅
Kategoria 200 i więcej, ciekawe, ultra
Sobota, 9 kwietnia 2022
Komentarze:
6
Dystans
265.48 km
Czas
12:38
Vśrednia
21.01 km/h
Vmax
41.56 km/h
Tętnośr.
130
Tętnomax
172
Kalorie
9703 kcal
Podjazdy
1315 m
Temp.
7.0 °C
Sprzęt
Szutropołykacz
Sezon ultramaratonów (tak tak, wiem - nazywanie 260 km ogórka ultramaratonem to kwestia dyskusyjna) uważam za otwarty! Muszę przyznać, że jak na debiutanta w kalendarzu imprez 100 Jezior #GRVL wypadł całkiem nieźle. Subiektywnie mocno na plus zadziałały lokalizacja startu/mety, oraz fakt, że trasa przebiegała terenami które w większości znam i lubię (to w ogóle paradoks, bo nieszczególnie przepadam za powtarzaniem szlaków). Na minus niestety (niezależnie od Organizatora) zadziałała pogoda. Niby nie padało (prawie, choć prognozy zwiastowały 100% mokry weekend), a i słońce wychodziło częściej niż byśmy się tego spodziewali, ale wiatr nie odpuścił, oj nie. Duło srogo z zachodu, myślę, że średnio dobre 30 km/h, a że trasa zorientowana była w relacji północ-południe to albo spychało w jedną, albo w drugą stronę. Zdarzało się także dmuchać centralnie w ryj. No lekko nie było, co to to nie. Nie pomagały również susza objawiająca się kopnym piachem na otwartych połaciach terenu (a tych w tej części woj. kujawsko-pomorskiego nie brakuje), oraz grad, który dopadł nas pomiędzy 210 a 220 km.
Do startu udało mi się przekonać Sąsiada znanego tym wszystkim nielicznym czytelnikom z wypadów z kategorii Mat i Pat oraz wyjazdów w góry. W telegraficznym skrócie - narzekał na wiatr, czasami zostawał z tyłu (ale nigdy sam), znowu narzekał na wiatr, pytał czy daleko jeszcze po czym po raz kolejny, tak aby mieć absolutną pewność że Go słyszę narzekał na wiatr. Dał jednak radę - ukończył trasę, mimo że na mecie zameldował się solidnie przetyrany. Cóż, debiuty bywają trudne ;).
Trasę samą w sobie oceniam na mocne 7/10. Gdybym jednak miał wskazać fragment, który nieszczególnie przypadł mi do gustu (choć pewnie odbiór byłby zgoła inny gdyby tak nie wiało) wskazałbym pętlę wokół jezior Bronisławskiego i Pakoskiego - dużo asfaltu (niekoniecznie gładkiego jak stół), sporo industrialnego syfu (Janioksoda), mało, a w zasadzie w ogóle lasu, nuda. Końcówka też nie wywoływała przesadnego entuzjazmu, aczkolwiek w tym wypadku winne takiego stanu rzeczy były przede wszystkim zmęczenie, chęć zameldowania się na mecie i świadomość, że ostatnie 20 km to sztuczne dobijanie kilometrów do założonych 260.
Na mecie przywitały nas tradycyjne brawa od dotychczasowych finiszerów i Organizator wręczający pamiątkowe medale. Wciągnęliśmy podwójną porcję żurku, zabraliśmy piwo na wynos i każdy udał się w swoim kierunku - Seba do Poznania, ja z powrotem na Ostrowo.
Nie udało mi się odespać...
Kolejne ultra w czerwcu i sierpniu - oby pogoda (czytaj - wiatr) dopisała, bo dystans już prawilny ;)
100Jezior#GRVL ⛅ | Ride | Strava
Do startu udało mi się przekonać Sąsiada znanego tym wszystkim nielicznym czytelnikom z wypadów z kategorii Mat i Pat oraz wyjazdów w góry. W telegraficznym skrócie - narzekał na wiatr, czasami zostawał z tyłu (ale nigdy sam), znowu narzekał na wiatr, pytał czy daleko jeszcze po czym po raz kolejny, tak aby mieć absolutną pewność że Go słyszę narzekał na wiatr. Dał jednak radę - ukończył trasę, mimo że na mecie zameldował się solidnie przetyrany. Cóż, debiuty bywają trudne ;).
Trasę samą w sobie oceniam na mocne 7/10. Gdybym jednak miał wskazać fragment, który nieszczególnie przypadł mi do gustu (choć pewnie odbiór byłby zgoła inny gdyby tak nie wiało) wskazałbym pętlę wokół jezior Bronisławskiego i Pakoskiego - dużo asfaltu (niekoniecznie gładkiego jak stół), sporo industrialnego syfu (Janioksoda), mało, a w zasadzie w ogóle lasu, nuda. Końcówka też nie wywoływała przesadnego entuzjazmu, aczkolwiek w tym wypadku winne takiego stanu rzeczy były przede wszystkim zmęczenie, chęć zameldowania się na mecie i świadomość, że ostatnie 20 km to sztuczne dobijanie kilometrów do założonych 260.
Na mecie przywitały nas tradycyjne brawa od dotychczasowych finiszerów i Organizator wręczający pamiątkowe medale. Wciągnęliśmy podwójną porcję żurku, zabraliśmy piwo na wynos i każdy udał się w swoim kierunku - Seba do Poznania, ja z powrotem na Ostrowo.
Nie udało mi się odespać...
Kolejne ultra w czerwcu i sierpniu - oby pogoda (czytaj - wiatr) dopisała, bo dystans już prawilny ;)