Znowu Duszno, znowu Gąsawka, lecz tym razem z Gośćmi :)
Kategoria 100 i więcej, ciekawe
Sobota, 20 lipca 2013
Komentarze:
10
Właściwie zupełnie przypadkowo (dzięki fejsbuniu, dzięki Bobiko!) wczoraj, w godzinach wieczornych dowiedziałem się, że Grigor wraz z Piotrasem szykują się do wypadu na Wał Wydartowski. Jako że chcąc, nie chcąc musieli przebić się przez Gniezno, razem ustaliliśmy wspólny wypad. Za punkt zborny obraliśmy plac przykaterdralny, sąsiedztwo Bolka Chrobrego. W umówionym miejscu stawiłem się koło 9.30 rano, gdzie już czekali: Pan Jurek, Mateusz, oraz Micor.
Po chwili pojawili się Oni - Goście z zachodu ;).
Chłopakom w drodze do Gniezna towarzyszyła na swojej szosie Asia. Nie zdążyliśmy nawet się dobrze wszyscy przywitać, gdy dobił do nas Marcin i trzeba było zaczynać od nowa ;). W końcu zebraliśmy się do dalszej jazdy, przy okazji żegnając powracającą do domu Joannę, gdy okazało się że Marcin złapał panę. To się nazywa pesio - nie dość, że nie mógł nam towarzyszyć podczas całej wyprawy, to jeszcze w miejscu zbiórki gałązka akacji przeprowadziła udany zamach na Jego koło ;).
Serwis poszedł szybko i wreszcie mogliśmy ruszać. Obraliśmy kierunek nad jez. Wierzbiczańskie, nad które dotarliśmy maksymalnie terenowym wariantem. Na miejscu chwila zadumy, oraz czas na focenie i można śmigać dalej.
Skoro zjechaliśmy jużna dół, to dalsza droga mogła wieść jedynym słusznym wariantem - rozpoczęliśmy przeprawę zarośniętym, nadbrzeżnym singielkiem. Tradycyjnie było ekstra, tradycyjnie też odradzam jazdę nim bez kasku. Mnie po drodze solidnie łupnęły w łupinę dwie gałęzie. Wypadając na plaży na Kujawkach pokręciliśmy w górę do asfaltu, a następnie udaliśmy się w kierunku skarpy podziwiać panoramę jeziora.
Stąd już bez dodatkowego kluczenia ruszyliśmy do naszego pierwszego dziś celu - wieży widokowej w Dusznie. Na Kalinie pożegnaliśmy Marcina, który musiał wracać do domu.
Dalej przez Wymysłowo, Pasiekę, Hutę Trzemeszeńską, Kruchowo, najpierw gruntem później asfaltem dotarliśmy do Wydartowa gdzie zaczęły się lokalne górki i zjazdy. Na pierwszy - niezbyt ostry lecz dość długi jak na płaskie, Wielkopolskie warunki natknęliśmy się już w Wydartowie.
W końcu z powrotem chwyciliśmy grunty oraz piachy i po paru zjazdach i wspinaczkach osiągnęliśmy najwyższe w okolicy wzniesienie, a na nim wieżę widokową.
Na górze tradycyjnie zdjęcia...
...na dole tradycyjnie uzupełnianie spalonych kalorii ;)
Po krótkiej przerwie ruszyliśmy w dalszą drogę, alternatywnym szlakiem. Po drodze przystanęliśmy podziwiać widoki, a Micor przy okazji objaśnił nam prawidłową technikę zjazdu drogą, którą za chwilę mieliśmy pokonać.
Miał Chłopak rację. Warto było się jeszcze bardziej rozpędzić, to by się nie zaryło w piachach na dole ;). Na kolejnym rozjeździe ustaliliśmy, że o tak wczesnej porze nie wypada kierować się do domów, więc ruszyliśmy ku Przyjmie. Mijając nieczynną już chyba kopalnię soli dotarliśmy do Palędzia Dolnego. Na horyzoncie majaczył sklep - to znak, że przystajemy na chwilę uzupełnić zapas płynów i wtrząchnąć po lodziku :).
Korzystając z okazji Grzechu postanowił zagadnąć siedzących w przysklepowej altance lokalsów. Jeden z Nich był chyba blisko spokrewniony z Grzegorzem Markowskim z Perfectu ;).
Po dziesięciominutowej nawijce Grzechu może z czystym sumieniem dodać dwóch nowych znajomych na fejsbuniu :P. Nasza dalsza droga to długi podjazd do kolejnego Palędzia, tym razem Kościelnego. Skoro pokonaliśmy podjazd to przed nami musiał być zjazd. Był. A za nim kolejny, jeszcze dłuższy podjazd. Taka to już pofałdowana okolica... W końcu jednak dotarliśmy do Niestronna, gdzie czekała nas rozkmina. Wspólnie szybko ustaliliśmy, że odbijamy w kierunku Gąsawy przyjmując ewentualność odwiedzenia Wenecji. Obrany wariant dalszej trasy był nam znany, więc wiedzieliśmy że przed nami będzie najpierw zjazd na którym można pokusić się o dzienny rekord prędkości, a następnie ostra wspinaczka. Wspinaczkę zakończyliśmy przy odbiciu wiodącym do Doliny rzeki Gąsawki. Jako że Piotrek nie miał jeszcze okazji odwiedzić tego przeurokliwego miejsca, decyzja o naszym kolejnym celu była czystą formalnością.
Przejazd przez dolinkę przebiegł bardzo sprawnie, co nie znaczy że bez zawieszenia oka na dostępnych tam widokach (rym nie zamierzony ;) ).
Drogą którą tam dotarliśmy wróciliśmy z powrotem do krzyżówki, a tam czekał nas kolejny dylemat. Ponieważ wskazówki na tarczy wskazywały mocno zaawansowane popołudnie postanowiliśmy, że czas ruszyć w drogę powrotną. Na szczęście przed nami wiła się długa, nowa a więc jeszcze równiutka droga asfaltowa w samym środku lasu. Tu też mogliśmy ostro przydepnąć :). W konkretnym tempie pozostawialiśmy za sobą kolejne kilometry aż dotarliśmy na Gołąbki, na plaże przy jez. Przedwieśnia. Na miejscu z kąpieli słonecznej oraz tej właściwiej - wodnej korzystała spora grupa ludzi.
Przeprowadziliśmy rekonesans, wciągnęliśmy po ciastku i ruszyliśmy dalej. Kilka kilometrów dalej przyszedł czas pożegnać naszych dzisiejszych, przyjezdnych kompanów. Nie mogło obyć się bez ostatniej fotki w grupie.
Podziękowaliśmy Grigorowi i Piotrasowi za fantastyczny, wspólny wypad, przybiliśmy sobie po piątce i rozjechaliśmy się w swoje strony.
Nas czekała przeprawa przez Lasy Królewskie, a dalej jazda do Gniezna przez Dębówiec, Orchół i Wełnicę. Chcąc dodatkowo urozmaicić sobie ostatnie chwile na rowerach odbiliśmy jeszcze nad Łazienki, a stamtąd przez miasto i brzegiem Wenecji dotarliśmy na przejazd kolejowy przy Dalkoskiej. Pożegnaliśmy p. Jurka i Mateusza, a następnie wspólnie z Micorem ruszyłem do Mnichowa odprowadzić Go do domu. Decyzja ta podyktowana była kilkoma brakującymi do stówy kilometrami. Nie można było tego tak zostawić :). W Mnichowie pożegnałem ostatniego uczestnika dzisiejszego wypadu rowerowego i pokręciłem do domu. Na sam koniec, jak na złość wzmógł się wiatr, który sporą część drogi wiał mi prosto w ryja :/. W domu zjawiłem się z po przejechaniu ponad 105 km, mega zadowolony! Wypad zaliczam do tych naprawdę udanych. Grzegorz, Piotr - miło było poznać osobiście! Oby tak częściej!
Mapka:
W oczekiwaniu na przyjezdnych© kubolsky
Po chwili pojawili się Oni - Goście z zachodu ;).
Jadą! :)© kubolsky
Chłopakom w drodze do Gniezna towarzyszyła na swojej szosie Asia. Nie zdążyliśmy nawet się dobrze wszyscy przywitać, gdy dobił do nas Marcin i trzeba było zaczynać od nowa ;). W końcu zebraliśmy się do dalszej jazdy, przy okazji żegnając powracającą do domu Joannę, gdy okazało się że Marcin złapał panę. To się nazywa pesio - nie dość, że nie mógł nam towarzyszyć podczas całej wyprawy, to jeszcze w miejscu zbiórki gałązka akacji przeprowadziła udany zamach na Jego koło ;).
Marcina dopadła pana jeszcze przed startem© kubolsky
Serwis poszedł szybko i wreszcie mogliśmy ruszać. Obraliśmy kierunek nad jez. Wierzbiczańskie, nad które dotarliśmy maksymalnie terenowym wariantem. Na miejscu chwila zadumy, oraz czas na focenie i można śmigać dalej.
Nad jez. Wierzbiczany© kubolsky
Skoro zjechaliśmy jużna dół, to dalsza droga mogła wieść jedynym słusznym wariantem - rozpoczęliśmy przeprawę zarośniętym, nadbrzeżnym singielkiem. Tradycyjnie było ekstra, tradycyjnie też odradzam jazdę nim bez kasku. Mnie po drodze solidnie łupnęły w łupinę dwie gałęzie. Wypadając na plaży na Kujawkach pokręciliśmy w górę do asfaltu, a następnie udaliśmy się w kierunku skarpy podziwiać panoramę jeziora.
Na skarpie© kubolsky
Stąd już bez dodatkowego kluczenia ruszyliśmy do naszego pierwszego dziś celu - wieży widokowej w Dusznie. Na Kalinie pożegnaliśmy Marcina, który musiał wracać do domu.
Marcin opuszcza towarzystwo© kubolsky
Dalej przez Wymysłowo, Pasiekę, Hutę Trzemeszeńską, Kruchowo, najpierw gruntem później asfaltem dotarliśmy do Wydartowa gdzie zaczęły się lokalne górki i zjazdy. Na pierwszy - niezbyt ostry lecz dość długi jak na płaskie, Wielkopolskie warunki natknęliśmy się już w Wydartowie.
Wydartowo - pierwsze podjazdy© kubolsky
W końcu z powrotem chwyciliśmy grunty oraz piachy i po paru zjazdach i wspinaczkach osiągnęliśmy najwyższe w okolicy wzniesienie, a na nim wieżę widokową.
Duszno zdobyte! :)© kubolsky
Na górze tradycyjnie zdjęcia...
Kominy elektrowni w Koninie© kubolsky
Gnieźnieński Manhattan (os. Winiary)© kubolsky
W oddali Piechcin© kubolsky
Kierunki świata wróciły na wieżę© kubolsky
Grupfoto na wieży© kubolsky
...na dole tradycyjnie uzupełnianie spalonych kalorii ;)
Zasłużony posiłek w toku© kubolsky
Po krótkiej przerwie ruszyliśmy w dalszą drogę, alternatywnym szlakiem. Po drodze przystanęliśmy podziwiać widoki, a Micor przy okazji objaśnił nam prawidłową technikę zjazdu drogą, którą za chwilę mieliśmy pokonać.
Micor objaśnia zjazd przed nami© kubolsky
Miał Chłopak rację. Warto było się jeszcze bardziej rozpędzić, to by się nie zaryło w piachach na dole ;). Na kolejnym rozjeździe ustaliliśmy, że o tak wczesnej porze nie wypada kierować się do domów, więc ruszyliśmy ku Przyjmie. Mijając nieczynną już chyba kopalnię soli dotarliśmy do Palędzia Dolnego. Na horyzoncie majaczył sklep - to znak, że przystajemy na chwilę uzupełnić zapas płynów i wtrząchnąć po lodziku :).
Przerwa w sklepie© kubolsky
Zenony Jaskuły ;)© kubolsky
Korzystając z okazji Grzechu postanowił zagadnąć siedzących w przysklepowej altance lokalsów. Jeden z Nich był chyba blisko spokrewniony z Grzegorzem Markowskim z Perfectu ;).
Grigor nawiązuje nowe znajomości z lokalsami ;)© kubolsky
Po dziesięciominutowej nawijce Grzechu może z czystym sumieniem dodać dwóch nowych znajomych na fejsbuniu :P. Nasza dalsza droga to długi podjazd do kolejnego Palędzia, tym razem Kościelnego. Skoro pokonaliśmy podjazd to przed nami musiał być zjazd. Był. A za nim kolejny, jeszcze dłuższy podjazd. Taka to już pofałdowana okolica... W końcu jednak dotarliśmy do Niestronna, gdzie czekała nas rozkmina. Wspólnie szybko ustaliliśmy, że odbijamy w kierunku Gąsawy przyjmując ewentualność odwiedzenia Wenecji. Obrany wariant dalszej trasy był nam znany, więc wiedzieliśmy że przed nami będzie najpierw zjazd na którym można pokusić się o dzienny rekord prędkości, a następnie ostra wspinaczka. Wspinaczkę zakończyliśmy przy odbiciu wiodącym do Doliny rzeki Gąsawki. Jako że Piotrek nie miał jeszcze okazji odwiedzić tego przeurokliwego miejsca, decyzja o naszym kolejnym celu była czystą formalnością.
Grupfoto w Dolinie rzeki Gąsawki© kubolsky
Przejazd przez dolinkę przebiegł bardzo sprawnie, co nie znaczy że bez zawieszenia oka na dostępnych tam widokach (rym nie zamierzony ;) ).
Gąsawka© kubolsky
Drogą którą tam dotarliśmy wróciliśmy z powrotem do krzyżówki, a tam czekał nas kolejny dylemat. Ponieważ wskazówki na tarczy wskazywały mocno zaawansowane popołudnie postanowiliśmy, że czas ruszyć w drogę powrotną. Na szczęście przed nami wiła się długa, nowa a więc jeszcze równiutka droga asfaltowa w samym środku lasu. Tu też mogliśmy ostro przydepnąć :). W konkretnym tempie pozostawialiśmy za sobą kolejne kilometry aż dotarliśmy na Gołąbki, na plaże przy jez. Przedwieśnia. Na miejscu z kąpieli słonecznej oraz tej właściwiej - wodnej korzystała spora grupa ludzi.
Rekonesans na plaży w Gołąbkach© kubolsky
Przeprowadziliśmy rekonesans, wciągnęliśmy po ciastku i ruszyliśmy dalej. Kilka kilometrów dalej przyszedł czas pożegnać naszych dzisiejszych, przyjezdnych kompanów. Nie mogło obyć się bez ostatniej fotki w grupie.
Grupfoto na do widzenia© kubolsky
Podziękowaliśmy Grigorowi i Piotrasowi za fantastyczny, wspólny wypad, przybiliśmy sobie po piątce i rozjechaliśmy się w swoje strony.
Chłopaki wracają do domów© kubolsky
Nas czekała przeprawa przez Lasy Królewskie, a dalej jazda do Gniezna przez Dębówiec, Orchół i Wełnicę. Chcąc dodatkowo urozmaicić sobie ostatnie chwile na rowerach odbiliśmy jeszcze nad Łazienki, a stamtąd przez miasto i brzegiem Wenecji dotarliśmy na przejazd kolejowy przy Dalkoskiej. Pożegnaliśmy p. Jurka i Mateusza, a następnie wspólnie z Micorem ruszyłem do Mnichowa odprowadzić Go do domu. Decyzja ta podyktowana była kilkoma brakującymi do stówy kilometrami. Nie można było tego tak zostawić :). W Mnichowie pożegnałem ostatniego uczestnika dzisiejszego wypadu rowerowego i pokręciłem do domu. Na sam koniec, jak na złość wzmógł się wiatr, który sporą część drogi wiał mi prosto w ryja :/. W domu zjawiłem się z po przejechaniu ponad 105 km, mega zadowolony! Wypad zaliczam do tych naprawdę udanych. Grzegorz, Piotr - miło było poznać osobiście! Oby tak częściej!
Mapka:
Komentarze
@grigor86 - dokładnie! To to, co tygrysy lubią najbardziej! Dziś (przynajmniej u nas :P) pogoda jeszcze lepsza, bo słabiej wieje więc punk 12.00 z p. Jurkiem ruszamy w trasę. Pozdrower!