Okazja do jazdy 29.02 nadarza się raz na cztery lata, więc nie wypadało jej dzisiaj pominąć. Ustawiłem się z Marcinem na wspólne kręcenie, ale silny wiatr skutecznie wyparł z nas chęć do jazdy. Po wstępnym zakręceniu i krótkim poszukiwaniu się po mieście spotkaliśmy się w końcu na torach i ruszyliśmy by łyknąć dzisiejsze skromne 30 km. Wzdłuż DK5 fajnie bo z wiatrem, zwrot w stronę Rzegnowa zwiastował niewesoły powrót. Do Gniezna dotarliśmy najkrótszą możliwą drogą przez Braciszewo, bo dymało niemiłosiernie. Do 1000 w lutym zabrakło 21 km, ale przez to wietrzysko nie mam najmniejszej ochoty dokręcać.
Niedziela zapowiadała się lepiej niż dobrze, w związku z tym jeszcze w sobotę zaplanowaliśmy z Micorem kolejny ponad stukilometrowy trip. Micor wyszedł z propozycją objazdu jez. Powidzkiego, ja wyrysowałem trasę i byliśmy gotowi do jazdy. Przy okazji udało mi się zwerbować pana Jurka. Ruszyliśmy dość wcześnie jak na luty bo o 9:00 rano. Poranek nie zapowiadał się tak dobrze jak przewidywały prognozy - było pochmurno, niby bezwietrznie ale podczas jazdy coś się tam jednak czuło, no i chłodno. Taka pogoda towarzyszyła nam aż do Przybrodzina, czyli przez pierwsze 2 godziny. Po drodze oczywiście odwiedziliśmy molo w Skorzęcinie, a objazd jeziora Powidzkiego rozpoczęliśmy w Ostrowie. Na nasze szczęście zaczęło się wypogadzać - wyszło słońce, zrobiło się cieplej i przyjemniej a wiatr stał się praktycznie niewyczuwalny. Wyrysowany przeze mnie ślad tylko w około połowie pokrywa się z oficjalnym niebieskim. Był za to znacznie ciekawszy - nie dość że prowadził drogami gruntowymi zamiast nudnym asfaltem, to jeszcze przebiegał znacznie bliżej linii brzegowej. W Kosewie ponownie chwyciliśmy asfalt tym samym wracając na niebieski szlak, który poprowadził nas do Giewartowa a następnie Kochowa gdzie zwiedziliśmy stary cmentarz ewangelicko-augsburski. Z Kochowa udaliśmy się przez Polanowo do Powidza kończąc tym samym objazd jeziora. Na Dzikiej Plaży urządziliśmy sobie kilkunastominutową przerwę po której ruszyliśmy w podróż powrotną. Do Witkowa dotarliśmy bocznym drogami przez Wiekowo omijając tym samym wyjątkowo ruchliwą tego dnia szosę. W Witkowie przerwa na drożdżówkę od Glanca i jedziemy dalej. Do Gniezna dotarliśmy przez Szemborowo, Małachowo Złych Miejsc, Niechanowo i Goczałkowo. Zadowoleni z przejechanej trasy udaliśmy się do domów. Trip na pewno do powtórzenia :).
Wzorem dnia wczorajszego również i dziś wybrałem się na wieczorne kręcenie z Micorem. Pierwotnie chcieliśmy udać się w okolice jez. Wierzbiczany, ale temperatura bliska zeru skutecznie zatrzymała nas w mieście. Pokręciliśmy się trochę po centrum, następnie wzdłuż jez. Winiary udaliśmy się na Wełnicę, przez którą przeprowadził nas piękny, pełny, nisko zawieszony na niebie księżyc. Powrót do Gniezna przez Arkuszewo z niespodziewaną wizytą u Marcina ;)
Przedpołudniowe dotlenienie z Marcinem. Przez Las Miejski, Cielimowo, Żelazkowo, aż do Kędzierzyna jechało się wybornie bo z wiatrem i w przyjemnie grzejącym słońcu. Powrót do Gniezna okazał się być nierównym wyścigiem z ciężką, zwiastującą nieunikniony opad chmurą. Ten dopadł nas na Osińcu i wiązał się z przymusową przerwą pod wiatą przystankową. Po 10 minutach ustał więc mogliśmy ruszyć dalej do domów.
Po przedpołudniowym wyjeździe z Marcinem było mi mało, więc na wieczór ustawiłem się na kolejną pętlę po okolicy, tym razem z Micorem. Padło na Wierzyce z zamiarem wypicia kawki w miejscowej restauracji. Ta nieststety okazała się być zamknięta, więc nie pozostało nam nic innego jak wrócić do Gniezna przez Czerniejewo.
Dziś wyjątkowo z pomysłem na trasę, gdyż znikomy wiatr sprzyjał wyborowi miejsca docelowego. Padło na OW w Skorzęcinie do którego docieramy przez Kędzierzyn, Piaski i Sokołowo. W "skoju" oczywiście pustki, raz po raz tylko było słychać stukanie młotka, najprawdopodobniej z remontowanego domku. Powrót do Gniezna przez Sokołowo, Krzyżówkę, Lubochnię i Szczyniki Duchowne.
Spontaniczny wypad bez pomysłu na trasę. Zgarnąłem Marcina ze sobą i po 11:00 wyruszyliśmy w kierunku daaawno nie odwiedzanego Kłecka. Dojazd na kłecki rynek przez Zdziechowę, Mączniki i Biskupice. Marcin zaproponował by korzystając z faktu iż zawitaliśmy w te strony odwiedzić wiadukt kolejowy w ciągu linii do Rejowca. Jak zaproponiwał tak uczyniliśmy. Na miejscu okazało się że wiadukt został wyremontowany i prezentuje się całkiem okazale. Skoro zapędziliśmy się już praktycznie za Kłecko wyszedłem z pomysłem dalszej jazdy do Gorzuchowa i Zakrzewa. W Gorzuchowie ponownie po dłuższej przerwie odwiedziliśmy miejsce spalenia zielarek, natomiast w Zakrzewie tradycyjnie obfociliśmy pięknie odrestaurowany XIX-wieczny pałac. Spod pałacu mijając po drodze starą gorzelnie pokręciliśmy do Waliszewa i wzdłuż jez. Lednickiego dotarliśmy do Dziekanowic. Tu też uświadomiliśmy sobie dlaczego dotychczas tak dobrze nam się jechało. Powrót do Gniezna przez Łubowo był istną mordęgą - jazda pod wiatr wiejący w porywach koło 30 km/h do przyjemnych nie należy. Do domów wróciliśmy nieźle umordowani, ale zadowoleni ze spontanicznego tripu w całkiem przyjemnych (do czasu) okolicznościach pogodowych.