Travel on Gravel!

kubolsky
Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2016

Dystans całkowity:1370.90 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:67:57
Średnia prędkość:20.18 km/h
Maksymalna prędkość:49.70 km/h
Suma kalorii:48586 kcal
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:59.60 km i 2h 57m
Więcej statystyk
Czwartek, 31 marca 2016 Komentarze: 0
Dystans 45.10 km
Czas 02:07
Vśrednia 21.31 km/h
Uczestnicy
Vmax 40.70 km/h
Kalorie 1664 kcal
Temp. 7.0 °C
Więcej danych
Praktycznie bezwietrzna rundka, tak na lepszy sen. Wieczory są coraz cieplejsze - to niezmiernie mnie cieszy :)

Marzec to 23 wyjazdy djące łącznie 1390,7 km. Pośród tych 23 wyjazdów wpadło 7 ponad stukilometrowych i jeden ponad stupięćdziesięcio :). Nie tak źle jak na początek roku. Zobaczymy co wraz z coraz dłuższymi i miejmy nadzieję cieplejszymi dniami przyniesie kwiecień.

Środa, 30 marca 2016 Komentarze: 0
Dystans 28.70 km
Czas 01:28
Vśrednia 19.57 km/h
Uczestnicy
Vmax 39.20 km/h
Kalorie 1008 kcal
Temp. 7.0 °C
Więcej danych
Wtorek, 29 marca 2016 Komentarze: 0
Dystans 8.60 km
Czas 00:24
Vśrednia 21.50 km/h
Weszły nowe łożyska i upierdliwe trzeszczenie ustało. Można dalej spokojnie łykać kilometry :)
Poniedziałek, 28 marca 2016 Komentarze: 3
Dystans 118.30 km
Czas 05:55
Vśrednia 19.99 km/h
Uczestnicy
Vmax 37.40 km/h
Kalorie 4210 kcal
Temp. 15.0 °C
Więcej danych
Nadszedł kolejny poniedziałek, a że tradycja zobowiązuje to należało zaplanować jakąś trasę z kategorii 100+. Do głowy wpadły mi Owińska, a powodów takiej destynacji było kilka. Po pierwsze - chciałem na własne oczy ujrzeć niszczejący kompleks budynków szpitala psychiatrycznego. Po drugie - swego czasu wracając samochodem z Poznania alternatywną drogą strasznie mi się te tereny spodobały. Po trzecie - z tych stron pochodzi mój dziadek, a ja mieszkając raptem 50 km na wschód byłem tam raz w życiu.
Trasę zaproponowałem tradycyjnie Micorowi który przystał na mój pomysł, a w ostatniej chwili podłączył się także Marcin.
Na Wenecję dotarłem ubrany pierwszy raz w tym roku na półkrótko - skoro o 10:00 było 8 stopni, a zapowiadano ponad 15 nie mogło być inaczej :). W trójkę ruszyliśmy w kierunku Dziekanowic. Jako że te okolice odwiedzaliśmy ostatnimi czasy dość często, zadecydowaliśmy że odcinek Gniezno-Lednogóra pokonamy możliwie najszybszą drogą, czyli DDR-em wzdłuż starej "piątki".
Z Lednogóry pomknęliśmy przez Rybitwy, Latalice i Podarzewo do Łagiewnik, skąd alternatywnym wariantem asfaltowo-terenowym przez Turostówko i Stęszewice trafiliśmy na Szosę Wronczyńską. W Tucznie wyczailiśmy otwarty sklep przy którym postanowiliśmy na chwilę się zatrzymać i uzupełnić zapasy, bo wyjechaliśmy w sumie bez prowiantu :). Tuż za Tucznem ponownie wbiliśmy się na leśny dukt, którym przez Ludwikowo dotarliśmy do skrzyżowania z CSR-em. Na owym skrzyżowaniu odbiliśmy w prawo i koszmarnie wyboistą długą prostą dojechaliśmy do Owińsk. Jako pierwszy na tapetę wszedł opuszczony szpital który obecnie znajduje się w rękach prywatnych, czytaj - jest ogrodzony, wstępu nie ma. Cyknęliśmy kilka fotek zza płotu i udaliśmy się do kolejnego pustostanu - Pałacu von Treskov. Przy pałacu zorganizowaliśmy sobie fajrant na posiłek i wygrzewanie się w pełnym, wiosennym słońcu. Odpoczywało się tak cudownie, że musiałem chłopaków siłą na rowery wpychać ;). Spod pałacu cofnęliśmy się jeszcze nieznacznie pod Klasztor Cysterek wykonać dokumentację fotograficzną, a następnie ruszyliśmy w kierunku Promnic. Do Promnic dotarliśmy wariantem terenowo-asfaltowym przez Bolechówko i Bolechowo napawając się po drodze widokami znajdujących się na horyzoncie lasów i zabudowań (z fabryką Solaris Bus & Coach na czele). Skoro cel na ten dzień został osiągnięty, mogliśmy ruszać w drogę powrotną. Ta wiodła początkowo przez osiedla domów jednorodzinnych znajdujące się na skraju Puszczy - Trzaskowo i Potasze. Następnie w Kamińsku wskoczyliśmy na dobrze znany nam odcinek drogi który prowadzi do Zielonki. W Zielonce w miejscu ku temu przeznaczonym zaliczyliśmy kolejny odpoczynek, ja natomiast pozbyłem się długiego rękawu i resztę trasy pokonałem w iście letnim stylu ;). Do Gniezna wróciliśmy Traktem Bednarskim przez Krześlice, a następnie z Łagiewnik drogą identyczną z tą którą pokonaliśmy w pierwszą stronę.
Poniedziałkowy cel został po raz kolejny osiągnięty, a wiosna zwitała na dobre. Oby już się nigdzie nie ruszała :).



















Sobota, 26 marca 2016 Komentarze: 2
Dystans 159.30 km
Czas 07:17
Vśrednia 21.87 km/h
Uczestnicy
Vmax 38.50 km/h
Kalorie 5943 kcal
Temp. 11.0 °C
Więcej danych
Wypad zaplanowany dużo wcześniej jako wycieczka z gatunku "robimy 150 albo nie jedziemy wcale". Pierwotny plan zakładał zupełnie inny kierunek, ale okres okołoświąteczny trochę nam namieszał i ostatecznie skończyło się na powtórce trasy Micora i Marcina. 
Ruszamy dość wcześnie, bo od siebie z domu wyjeżdżam o 8:00 rano. Jeszcze ostatni raz sprawdzam prognozy - ma być całkiem ciepło, ze sprzyjającym wiatrem, bez opadów, ale na inaugurującą ten rok jazdę na krótko się nie zapowiada. U Micora jestem przed umówioną godziną, więc chwilę na Niego czekam. W końcu w duecie ruszamy łykać zaplanowany dystans.
Początkowy etap trasy to nuda - dojazd asfaltami do Wrześni przez Czerniejewo. Plus jest taki że do samych Pyzdr będziemy mieli wiatr praktycznie w plecy. We Wrześni licznik wskazuje średnią przelotową ponad 27 km/h. Miasto przecinamy ul. Działkowców wyjeżdżając w Białężycah. Po chwili naszym oczom ukazuje się całkiem nowy widok - plac budowy potężnej fabryki Volkswagena. Zdziwienie jednak spowodowała droga która przestała istnieć. Zapuściliśmy się starym śladem DW432, ale ostatecznie musieliśmy zawrócić gdyż okazała się być ślepą (i błotnistą). Do Chwalibogowa dotarliśmy ciągiem pieszo-rowerowym wzdłuż nowego biegu szosy. Mijając po drodze kolejne wsie i mknąc z wiatrem w plecy bardzo szybko docieramy do Miłosławia. Zwiedzanie rozpoczynamy od Browaru Fortuna, następnie przez rynek przemieszczamy się do parku w którym ulokowany został Pałac Kościelskich, obecnie gimnazjum. Tu też zarządzamy pierwszą tego dnia przerwę na strawę i herbatę. Po kilkunastu minutach, już posileni ruszamy dalej.
W Bugaju odbijamy w wątpliwej jakości asfalt chcąc dotrzeć do Bażantarni, czyli niewielkiego zameczku myśliwskiego. Niestety dla nas brama okazała się być zamknięta, więc pozostało focenie zza płotu. Wracamy na szlak i przez Franulkę, Chrustowo, Budziłowo i Wszębórz, pełnym wachlarzem nawierzchni (choć głównie asfaltem) trafiamy do Pyzdr. Na wjeździe o miasteczka zahaczamy o sklep uzupełniając tym samym zapasy. Z zakupami na plecach ruszamy ku Warcie, focąc po drodze kompleks dawnego klasztoru franciszkańskiego. U jego stóp, tuż przy brzegu rzeki w marinie urządzamy kolejną pauzę. Na szlak wracamy przekraczając most i wskakując na wały przeciwpowodziowe. Od tego momentu czekał nas najciekawszy tego dnia fragment trasy - pięciokilometrowy odcinek duktu poprowadzony szczytem wału. Dookoła nas nic prócz dzikiej przyrody i meandrującej w dolinie Warty - nasz cel, czyli Nadwarciański Park Krajobrazowy. Micor musiał wykazać się nie lada cierpliwością, gdyż na tym odcinku zdecydowanie częściej stałem fotografując zamiast jechać przed siebie ;). Urokliwe tereny opuszczamy w Białobrzegu Ratajskim, na asfalt wskakujemy ponownie w Białobrzegu i przez Wrąbczynek, Wrąbczyn Górski i Wrąbczyn dojeżdżamy do Zagórowa. Wg mnie powinien to być Zaodolinów, ale pewnie się nie znam... ;). W Zagórowie zmieniamy kierunek jazdy na północny (czyli wiatr w pysk) i ruszamy do Lądu mijając po drodze liczne starorzecza Warty. W Lądzie obowiązkowo trafiamy na teren opactwa, które focimy zarówno z zewnątrz, jak i dyskretnie wewnątrz. Z Lądu kontynuujemy jazdę, tym razem już na zachód. W Ciążeiu przystajemy na chwilę by niestety również zza płotu obfocić pałac biskupi (obecnie biblioteka/dom pracy twórczej UAM w Poznaniu), a następnie ruszamy ponownie na północ ku autostradzie A2. Autostradę przecinamy wiaduktem w kolejnym na szlaku Chwalibogowie. Za wiaduktem na przystanku dla karłów (musiałem się schylać żeby wejść pod wiatę) Micor zarządza przerwę na uzupełnienie cukru w organiźmie. 10 minut pauzy zregenerowało Micorka, mogliśmy więc ruszać dalej w kierunku domów. Przez Strzałkowo, traktem pieszo-rowerowym wzdłuż DK92 trafiamy do Wólki, z której przez Staw docieramy do Chwałkowic. Jazda od tego momentu to starszliwa nuda - płasko, mało ciekawie, nic się nie dzieje, no a sam odcinek objeżdżaliśmy już nie raz. Z Szemborowa do Jaworowa tradycyjnie solidnie nas wytrzęsło, więc do końca trasy staraliśmy się jednak trzymać asfaltów. Do Gniezna docieramy przez Mierzewo, Karsewo, Niechanowo i Goczałkowo. W domu licznik wskazuje 159,3 km, czyli do 160 km. zabrakło 700 m. Nie chciało się już dokręcać ;)









































Piątek, 25 marca 2016 Komentarze: 0
Dystans 26.70 km
Czas 01:20
Vśrednia 20.03 km/h
Uczestnicy
Vmax 34.60 km/h
Kalorie 980 kcal
Temp. 9.0 °C
Więcej danych
Czwartek, 24 marca 2016 Komentarze: 0
Dystans 25.40 km
Czas 01:23
Vśrednia 18.36 km/h
Uczestnicy
Vmax 37.10 km/h
Kalorie 901 kcal
Temp. 5.0 °C
Więcej danych
Środa, 23 marca 2016 Komentarze: 0
Dystans 47.60 km
Czas 02:16
Vśrednia 21.00 km/h
Uczestnicy
Vmax 32.80 km/h
Kalorie 1806 kcal
Temp. 7.0 °C
Więcej danych
Rundka do Mieleszyna, Mielna i powrót Lasami Królewskimi przez Dębówiec. Aż żal by było nie wykorzystać tak pięknego, wiosennego przedpołudnia :). Przy okazji mogliśmy zobaczyć jak wygląda postęp prac na budowie S5 w okolicach Mielna. Trzeba przyznać że chłopaki nieźle się uwijają...







Poniedziałek, 21 marca 2016 Komentarze: 1
Dystans 110.60 km
Czas 05:28
Vśrednia 20.23 km/h
Uczestnicy
Vmax 49.70 km/h
Kalorie 3964 kcal
Temp. 6.0 °C
Więcej danych
Kolejny poniedziałek, kolejna stówa - to powoli staje się tradycją. W związku z prognozowaym wiatrem z zachodu postanowiliśmy wybrać się z Micorem na północ, by na każdym etapie trasy maksymalnie wyeliminować wmordewind. Za cel obraliśmy Żnin w którym Dawida jeszcze nie widzieli. Start o 9:00, ruszamy w kierunku Rogowa. Początkowe kilometry to dojazd do Modliszewka i pierwsze zderzenie z wmordewindem na odcinku do Dębłowa. Tym samym wiedzieliśmy że nieliczne etapy trasy pod wiatr do najprzyjemniejszych nie będą należały. Dalej już lasami przez Nowaszyce i Dziadkowo, oraz przesmykiem pomiędzy jeziorami Zioło i Kowalewskim dostaliśmy się do Rzymu. Za Rzymem czekało na nas Rogowo do którego wpadliśmy singlem poprowadzonym nasypem jeżdżącej tędy kiedyś kolei wąskotorowej.
Dotychczas przebyta trasa jest mi dobrze znana, natomiast od tego momentu rozpoczęło się eksplorowanie nowych szlaków dojazdowych. Trzeba przyznać - rozpoczęliśmy z grubej rury. Za Łaziskami szlak urwał nam się na łące - na prawo zaorane, na lewo łąka, strumień i rozlewiska. Wybraliśmy drugą opcję lecz ostatecznie musięliśmy zawrócić - rozlewiska były nie do pokonania. Wracając zahaczyliśmy o gospodarstwo by podpytać o drogę. Okazało się że właściciel łąki ją zaorał "bo tak, bo jego". Faktem jednak jest że mapy wskazywały tam drogę, a znaki poprowadzony tamtędy szlak. Ruszyliśmy więc spulchnionym torfem by po chwili ponownie chwycić polne dukty. Nadłożyliśmy tym samym może kilkaset metrów tracąc ze 20 minut, natomiast wspomnienia pozostaną na pewno na dłużej ;) Owym polnym duktem dotarliśmy do Grochowisk, następnie pod Złotniki, a spod Złotnik pałuckimi pagórami mijając po prawej stronie Marcinkowo i Gąsawę trafiliśmy do Biskupina. Z Biskupina znanym nam asfaltowym odcinkiem zajechaliśmy do Wenecji w której urządziliśmy obowiązkowy fotostop pod Muzeum Kolei Wąskotorowej. Z Wenecji polnym skrótem dostaliśmy się na szosę Gąsawa-Żnin którą to szosą dojechaliśmy do naszego głównego celu. Wizytę w Żninie rozpoczęliśmy od stacji Żnińskiej Kolei Powiatowej, następnie przemieściliśmy się po prowiant do Biedry by ostatecznie zawitać na Rynek. Foto baszty i w drogę powrotną. Ot taka mocno skompresowana wycieczka po tym średnio urodziwym mieście ;). Droga powrotna to w sporej części jazda z wiatrem w plecy. Początkowo tą samą szosą Żnin-Gąsawa dostaliśmy się do wsi Wenecja by tam odbić w lewo na Mościszewo i Folusz. W okolicy jeziora Foluskiego odbijamy w las i gnamy do Łysinina. W Łysininie kolejny zwrot na Komratowo i Oćwiekę, skąd znanymi nam już fyrtlami ruszyliśmy przez Bełki, Drewno i Niestronno ku Palędziu Kościelnemu. Na widok palędzkiego podjazdu Micor "mocno się podjarał", ale mimo tego mało entuzjastycznego nastawienia podjazd wszedł bardzo sprawnie. Kolejne na trasie były: Palędzie Dolne, Huta Palędzka z kawernownym magazynem gazu na czele, Ławki w których tradzycyjnie zawitaliśmy pod dom narodzin Hipolita Cegielskiego, oraz Kruchowo. Jazda z Kruchowa to już regularna nuda. W Jastrzębowie na gustownym przystanku urządziliśmy sobie przerwę na strawę i herbatę. Naszą strawę wyczuł lokalny pieseł, który pojawił się na przystanku momentalnie po nas i poszedł w długą dopiero gdy ruszaliśmy dalej. Kolejna przymusowa pauza czekała nas w Strzyżewie Paczkowym - dopadł nas pierwszy tego roku wiosenny deszcz. Po około 20 minutach się przejaśniło i przestało siąpić, więc można było spokojnie dokręcać ostatnie kaemy. Do Gniezna wjechaliśmy od strony Jankowa Dolnego, a po rundce przez miasto z Micorem pożegnałem się pod Katedrą. Kolejny poniedziałek 100+ do kolekcji :).































Sobota, 19 marca 2016 Komentarze: 4
Dystans 127.30 km
Czas 06:36
Vśrednia 19.29 km/h
Uczestnicy
Vmax 40.70 km/h
Kalorie 4619 kcal
Temp. 7.0 °C
Więcej danych
Plan na wyjazd do Śnieżycowego Jaru zrodził się chyba pod koniec stycznia. Przez ostatnie półtorej miesiąca wyklarował nam się dokładny termin wyjazdu, jak i ostateczny skład. Okazało się że trafiliśmy w punkt, gdyż wszelakie znaki na niebie i ziemii wskazywały, iż to właśnie w ten weekend będzie można oglądać praktycznie 100% kwitnących tam Śnieżyc Wiosennych. Suma summarum pogoda również nam przypasowała - dojazd to nieznacznie przeszkadzający zachodni wiatr, za to powrót z wiatrem w plecy.
Znad Wenecji tuż po 9:00, wraz z Marcinem, Dawidem i Panem Jurkiem ruszyliśmy w drogę. Zaproponowałem by zamiast DW197 do Kiszkowa dojechać ciut dłuższą, aczkolwiek zdecydowanie mniej ruchliwą drogą. Tym samym nieraz objechanym szlakiem przez Rzegnowo, Żydówko i Dziekanowice dotarliśmy w okolice jez. Lednickiego, a dalej nudnymi asfaltami z Lednogóry przez Rybitwy, Skrzetuszewo, Głębokie i Berkowo dotarliśmy do szosy Pobiedziska-Kiszkowo. Samo Kiszkowo minęliśmy delikatnie bokiem ul. Polną i ponownie znaleźliśmy się na krótkim odcinku wojewódzkiej 197. Na skrzyżowanu dróg myknęliśmy prosto i po chwili znajdowaliśmy się na skraju Puszczy Zielonka. Pierwszą przerwę na rozgrzewającą kawę/herbatę, oraz lekko kukurydzianego banana ;) urządziliśmy sobie w Dąbrówce Kościelnej, w miejscu ku temu przeznaczonym. Po około 15-minutowej pauzie ruszyliśmy dalej, by śródleśnymi duktami dotrzeć do Głęboczka. Tu oczywiście chwilowy postój na focenie pustostanu i lecimy dalej. Z Głęboczka na skraj lasu wiodły najpierw brukowany kocimi łbami podjazd, następnie gruntowe, a ostatnecznie delikatnie piaszczyste dukty. Po ponownym chwyceniu asfaltu skerowaliśmy się na Boduszewo, a bezpośrednio za nim do Murowanej Gośliny. Murowaną wzęliśmy lekkim łukiem gdyż zachciało nam się drożdżówek. Niestety jak na złość piekarnia do której zmierzaliśmy już nie istniała, dlatego zatrzymaliśmy się w cukierni na Nowym Rynku. Tam jak na złość nie mieli drożdżówek. Zakupiliśmy więc po pączku i pokręciliśmy dalej przed siebie przez Raduszyn i Mściszewo, wzdłuż rzeki Trojanka. Od Mściszewa do Śnieżycowego Jaru wiodły nas już drogoskazy. Dodatkowo po ilości przemierzających tą drogę samochodów i rowerów dało się poznać, że na jej końcu znajduje się coś ciekawego. Do samego Jaru dotarliśmy przeciwnie do wskazań znaków. Na miejscu wykonaliśmy stosowną ilość fotografii i szybko się ulotniliśmy - wiary było co nie miara! Na długim gruntowym podjeździe, totalnie przez przypadek spotkaliśmy mknącego oglądać Śnieżyce Rolnika. Zamieniliśmy kilka zdań, pożegnaliśmy się i ruszyliśmy dalej do Starczanowa. Droga ze Starczanowa do Murowanej Gośliny to powtórka z rozrywki, natomiast samo miasto tym razem przecięliśmy w poprzek ul. Mściszewską. Granice Murowanej opuściliśmy drogą gruntową, którą prowadził również fragment Pierścienia rowerowego wokół Poznania. Tym nierównym duktem dostaliśmy się do Rakowni, czyli ponownie na skraj Puszczy Zielonka. Z tego miejsca postanowiliśmy ruszyć przez sam jej środek do osady o tej samej nazwie. Dotarliśy tam przez Okoniec i Huciska. W Zielonce, ponownie w miejscu ku temu przeznaczonym urządziliśmy sobie kolejny popas grzejąc się przy okazji w wiosennym słońcu. W końcu przyszedł czas na odjazd, więc na koń i myk w terern. Do Krześlic docieramy Traktem Bednarskim, zatrzymując się po drodze przy pamiątowym głazie. Z Krześlic wyboistym asfaltem, a następnie polną drogą trafiamy do Węglewa. Z Węglewa przez Węglewko, ponownie polnym duktem przemieściliśmy się do Lednogóry. Tu na prośbę jednego z kompanów urządziliśmy ostatnią tego dnia pauzę. Po 10-minutowym odpoczynku ruszyliśmy pokonać ostatni etap trasy - DDR-em wzdłuż fragmentu dawnej krajowej 5 dotarliśmy do Łubowa, a nastęnie serwisówką wzdłuż wyremontowanej kilka lat temu dwupasmowej części DK5 wjeżdżamy do Gniezna. Tu też rozstaję się z resztą Ekipy i mknę solo do domu.
Poniżej tradycyjnie już zamieszczam galerię zdjęć z trasy. Na galerię składają się zdjęcia autorstwa Dawida, Marcina, oraz kilka moich.





































TROCHĘ O MNIE

Ten blog rowerowy prowadzi kubolsky z miasta Poznań
  • Mam przejechane 75471.57 kilometrów
  • Jeżdżę ze średnią prędkością 21.88 km/h


75471.57

KILOMETRÓW NA BLOGU

21.88 km/h

ŚREDNIA PRĘDKOŚĆ

143d 17h 59m

CZAS W SIODLE