Travel on Gravel!

kubolsky
Wpisy archiwalne w kategorii

solo

Dystans całkowity:45036.52 km (w terenie 1.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:1932:43
Średnia prędkość:23.30 km/h
Maksymalna prędkość:162.97 km/h
Suma podjazdów:124381 m
Maks. tętno maksymalne:224 (122 %)
Maks. tętno średnie:155 (80 %)
Suma kalorii:1511129 kcal
Liczba aktywności:1218
Średnio na aktywność:36.98 km i 1h 35m
Więcej statystyk
Test Ride Kategoria solo
Wtorek, 24 lutego 2015 Komentarze: 0
Dystans 9.14 km
Czas 00:25
Vśrednia 21.94 km/h
Vmax 39.05 km/h
Więcej danych
Sobota, 21 lutego 2015 Komentarze: 2
Dystans 78.99 km
Czas 03:51
Vśrednia 20.52 km/h
Uczestnicy
Vmax 39.02 km/h
Tętnośr. 137
Tętnomax 158
Kalorie 3842 kcal
Temp. 7.0 °C
Więcej danych
Kolejny w połowie pracujący weekend, kolejna korzystna prognoza pogody. Co w związku z tym? Ameryki nie odkryję, jeśli powiem że rower :). W piątek dobijał się do mnie Bobiko. Niestety, w związku z tym, że telefon zostawiłem na kablu w domu nie dane nam było wspólnie pokręcić. Ale nic straconego - na wolną w moim wypadku sobotę zapowiadali całkiem wysoką (jak na luty) temperaturę, bo 8 stopni, zachmurzenie średnie, no i żeby nie było nam za dobrze wiatr (3B/18km/h). Chcąc odpowiednio wykorzystać sprzyjającą aurę postanowiłem, że przetestuję kolejny wariant trasy do Poznania, tym razem w 100% asfaltowy (no w 98%, choć gdybym się uparł, to 100% by było). Zagaiłem więc do Kuby, który postanowił towarzyszyć mi w części mojej trasy.
Za miejsce spotkania obraliśmy pizzerię przy Wenecji. Na miejscu znalazłem się troszkę przed czasem i zaliczyłem niemałego gwoździa - przy Wenecji są w sumie dwie pizzernie :D. Próbując skontaktować się z Bobiko krążyłem między jedną, a drugą licząc na to, że w końcu po prostu na Niego wpadnę. Tak też się w sumie stało. Ruszyliśmy koło 10:30 pełni werwy i chęci do jazdy. Początkowy etap prowadził serwisówką wzdłuż S5 aż do Wierzyc. Pilotaż należał do mnie, gdyż Kuba znał tą trasę jedynie zza szyby samochodu. Mimo upierdliwego wmordewidnu, zapodającego solidnie aż do samego wiaduktu jechało się całkiem fajnie. Odniosłem również wrażenie, że Kubie spodobała się gładka jak tafla lodu serwisówka. Czyżby kroił nam się kolejny szosowiec? ;) We Wierzycach przeskoczyliśmy górą na drugą stronę ekspresówki, a następnie lokalną drogą przez Gołuń, Gołunin i Polską Wieś trafiliśmy do Pobiedzisk. Tam na rynku wykręciliśmy w lewo i ruszyliśmy dalej. Z Bobiko rozstałem się tuż za Pobiedziskami - ja pomykałem w stronę Promna, On w stronę Kociałkowej Górki (Dzięki Stary za wspólną jazdę!). Na odcinku między Pobiedziskami a Promnem minąłem się z grupą czterech czy pięciu kolarzy szosowych, z którymi się wzajemnie pozdrowiłem znanym wszystkim gestem (nie, nie tym o którym myślicie ;) ), a następnie odbiłem w prawo w kierunku wsi Góra. Odtąd, aż do samego Antoninka czekało mnie pomykanie z wiatrem na zmianę - raz w lewy bok, raz w ryja, raz w bok, raz w ryja. Po drodze minąłem Jankowo, Sarbinowo (Hehehe :D ) i Łowęcin, aż w końcu wpadłem do Swarzędza. Ten przeciąłem jedną długą prostą, by osatecznie znów przez Zieleniec wyskoczyć w Antoninku przy DK92. Stąd juz mówiąc kolokwialnie "było z górki". Torowiso przekroczyłem dołem, a dalej ulicami Leszka i Ziemowita i kawałek lasem wzdłuż Szklarki dotarłem na Maltę. Dżizas, jak dawno mnie tu nie było! Zapomniałem jak nad Maltą jest fajnie :). A ile wiaruchny!!! Taaaak, taka ilość ludzi mnie przeraża - nie lubię tłumów łazików i jeździków. W związku z powyższym za bardzo się nie rozsiadając ruszyłem ku celowi mojego wypadu. Na koniec zostało mi tylko przemknąć z powrotem do miasta DDRami i wyznaczonymi ulicami (Półwiejska=MASAKRA!!!) by dostać się na Dworzec Główny. Stąd z moim tradycyjym szczęściem po 10 minutach odjechałem Turbokibem do domu :).
Podsumowując - wariant asfaltowy naprawdę ok. Jest to opcja znacznie rozsądniejsza od zeszłotygodniowej sryty. Nie mniej jednak, jeśli ta sryta w końcu wyschnie, bankowo będę jeździł PTR-em. Jest po prostu ciekawiej :).

Piątek, 20 lutego 2015 Komentarze: 0
Dystans 39.39 km
Czas 01:44
Vśrednia 22.72 km/h
Vmax 41.38 km/h
Tętnośr. 142
Tętnomax 160
Kalorie 2063 kcal
Temp. 5.0 °C
Więcej danych
Piątek, piąteczek, piątunio! :) Zgodnie z niepisaną tradycją w piątek nie wypada zameldować się w domu później niż o 4 po południu :P. Tak też było i dzisiaj. Pogoda tak piękna, że aż żal było nie wyskoczyć i wykręcić paru km. Na szczęście o 16 było jeszcze w miarę ciepło, więc kurtkę można było zamienić na bluzę, a buff ściągnąć nieco niżej - na szyję. Nawet wiatr mi tak nie przeszkadzał, mimo że było go czuć dość dosadnie. Na początek wzdłuż S5 do Pierzysk, skąd pognałem do Pawłowa. Plan był mało ambitny - powtórka z trasy S5-Pierzyska-Pawłowo-Gębarzewo. W Gębarzewie stwierdziłem jednak, że za mało mam w nogach, więc wykręciłem na Cielimwo. Z Cielimowa pognałem do Gurówka, a do Miasta wpadłem przez Marcinowy fyrtel. Kawałek DDRem wdłuż Witkowskiej, odbicie w Słoneczną, pod Trzema Mostami i stąd już obrałem kierunek - Winiary. Było akuratnie! Jutro Poznań. Asfaltowo :P.

Czwartek, 19 lutego 2015 Komentarze: 0
Dystans 27.61 km
Czas 01:09
Vśrednia 24.01 km/h
Vmax 39.81 km/h
Tętnośr. 141
Tętnomax 159
Kalorie 1418 kcal
Temp. 5.0 °C
Więcej danych
Chwilę wolnego czasu należało odpowiednio spożytkować. Zerknąłem w internetową pogodynkę (bo do okna było za daleko ;) ) i powiem szczerze - odechciało mi się. W porównaniu z ostatnim wekendem dziś ponownie nadeszła (prawie) epoka lodowcowa - max 5 stopni, odczuwalna bliska zeru i wiatr którego tak bardzo wszyscy nie lubimy (prawda Uziel? :P ). Z drugiej strony coś wewnątrz mnie nadal pchało ku dwóm kółkom. Ciężko było mi z tym walczyć, prawdę mówiąc nawet nie stawiałem oporu. Ubrałem sie stosownie do aury, wrzuciłem w plecak zapasową dentkę (wczoraj zastałem panę w przednim kole) i ruszyłem przed siebie. Dziś postanowiłem zacząć z wiatrem, drogą powrotną martwić się będę później :P. Pokręciłem przed siebie Orcholską w kierunku Strzyżewa Kościelnego. Jechało się przednio - prędkość właściwie nie spadała poniżej 30 km/h. Na Orchole rogal, przecinam Strzyżewo i odbijam w prawo w kierunku Jankowa Dolnego. W tym momencie poczułem dzisiejszy wiatr na mej szpetnej twarzy. Do najprzyjemniejszych nie należał... Dobrze, że porzuciłem koncept ponownej jazdy do Poznania (wyczaiłem wariant w 100% asfaltowy ^^). Górą przeciąłem DK15 i przez Kalinę trafiłem w okolice jez. Wierzbiczańskigo. Te tereny chyba nigdy nie przestaną mnie zadziwiać :). Stąd już prostą drogą wzdłuż torów trafiłem z powrotem do Gniezna, wykręcając jescze raz w prawo w ul. Wschodnią, by dalej ul. Rycerską, Zamiejską i Wełnicką z powrotem trafić na Orcholską, tym samym zamykając pętlę. Z Orcholskiej w dwie chwile trafiłem do domu z wynikiem 27 km w nogach. Akurat godzina jazdy. Mam nadzieję, że w sobotę coś konkretniejszego się urodzi :).

Niedziela, 15 lutego 2015 Komentarze: 0
Dystans 87.81 km
Czas 04:29
Vśrednia 19.59 km/h
Vmax 42.73 km/h
Tętnośr. 141
Tętnomax 162
Kalorie 4558 kcal
Temp. 8.0 °C
Więcej danych
Ze mną już tak jest, że jeśli się zaprę to swoje osiągnę :). Chodził mi po głowie ten Poznań od dłuższego czasu, aż w końcu nastała tak piękna niedziela, że żal było jej nie wykorzystać. 6:30 na tarczy, oczy jak pięć złotych, wiem że już nie zasnę. Trudno. Ogarnąłem się, wyszykowałem rower, spakowałem plecak i co... I nic. 8:00, jeszcze ciut za zimno. W końcu jednak po 10:00 zrobiło się na tyle ciepło, że można było ruszać. Plan był prosty - lecę do stolicy Wielkopolski PTR-em. W trasę ruszyłem koło 10:30 i już pierwsze obroty korbą zwiastowały naprawdę przyjemną jazdę - wiatr choć silny, to wiał w kieunku zachodnim, czyli prosto w plecy :). Dzięki sprzyjającym siłom natury do Moraczewa dotarłem osiągając zawrotną srednią rzędu ponad 24 km/h. Do momentu kiedy pod kołami szumiał asfalt było spoko. Problemy zaczęły się po zmianie nawierzchni. Pierwszy terenowy odcinek szlaku do Węglewa przywitał mnie glebą prosto w błoto. Było koszmarnie grząsko, w pewnym momenie kierownica zawinęła się samoistnie na koleinie i po sekundzie przytulałem glebę. Pierwsza myśli - wracam. No ale zaraz zaraz - zgodnie z zasadą "rowerzysta musi się uwalić" wypada jechać dalej. Tak też uczyniłem, choć nie uwalony, a solidnie upierdolony od stóp do głów :). Wyschnie po drodze, strzepie się i będzie ok ;). Z taką myślą ruszyłem dalej. W Węglewie znów chwyciłem czarne, przystałem na chwilę otrzepać rower z błota i po chwili ruszyłem w kierunku Pobiedzisk. Mijając po drodze pobiedziski rynek wykręciłem w stronę Promienka. Tam po raz pierwszy w dniu dzisiejszym musiałem zasięgnąć wiedzy lokalsów - jazda na czuja się zemściła, w tym wypadku ślepą ulicą i torami. Na szczęście miejscowi byli dobrze zorientowali i odpowiednio pokierowali mnie tam dokąd zmierzałem. Znowu chwyciłem teren (PK Promno), choć tu akurat jechało się naprawdę przyzwoicie. W Promienku ponownie asfalt, którym prosto przed siebie pognałem do Biskupic. W Biskupicach mnie pamięć nie zawiodła i bezproblemowo trafiłem na drogę polną do Uzarzewa. Po raz kolejny dane mi było paćkać się w błocie - Aquanet buduje kolektor, więc jest tam mokro, grząsko i nieprzyjemnie. Jakoś jednak udało się dotrzeć do Uzarzewa i chwycić solidne podłoże, choć niestety nie na długo. Szlak odbijał w prawo w kierunku Katarzynek. Żeby nie było za nudno, przede mną raz jeszcze w dniu dzisiejszym rozpościerała się sryta na całą szerokość drogi. Na domiar złego ponownie zgubiłem szlak i zapuściłem się w zagajnik. Kawałek trzeba było wracać, by odbić w kierunku Gruszczyna. Jak się okazało - tam trasa była niewiele lepsza, na dodatek dość stromo pod górę. Jakoś jedak się udało i po chwili sunąłem prostą, solidną polną drogą przed siebie. Gruszczyn minąłem dość szybo (kolejny raz zapędziłem się w niewłaściwym kierunku, choć już nie tak daleko jak w Katarzynkach) i po małej korekcie trasy minąłem tablicę "Poznań". Do miasta wpadłem przez Zieleniec, skąd drogą pieszo-rowerową wzdłuż DK92 śmignąłem w stronę Centrum. Jak się okazało, po raz kolejny i tym razem definitywnie zgubiłem szlak. Sprawa pokomplikowała się na tyle, że na czuja lasem, nadal wzdłuż DK92 trafiłem w okolice cmentarza na Miłostowie. Początkowo myślałem, że uda się przebić na drugą stronę torów i pomykać wzdłuż Warszawskiej, ale się srogo pomyliłem. Trzeba było zawrócić. Po chwili rozkminy postanowiłem przemknąć w stronę ul. Gnieźnieńskiej Bałtycką, w ciągu DK. Ruch na szczęście był znikomy i poszło naprawdę sprawnie. Sunąc w końcu Gnieźnieńską uświadomiłem sobie, że niczym fajnym jest nie znać topografii ścieżek rowerowych w obcym (dla uściślenia - rowerowo obcym) mieście - człowiek czuje się zagubiony, nerwowo rozgląda się na prawo i lewo za znakami. Od tego momentu na szczęście było już łatwiej. W końcu dotarłem tam, gdzie zmierzałem. Ostatecznie DPR-em wzdłuż Hlonda przemknąłem w okolice Śródki. Dzisiejszą trasę oficjalnie zakończyłem nad Maltą.
Dla formalnośći tylko dodam, że znad Malty należało przetransportować swoje cztery litery na dworzec (z tym nie było problemu), kupić bilet (z tym również nie było problemu) i wyczaić najbliższą banę (odjeżdżała za 10 minut).

Brudas w Kiblu - wracamy do domu © kubolsky

W Gnieźnie zameldowałem się koło 18:00. Z dworca żwawo pokręciłem do PiP po całe jedno, należne mi piwo. Ze sklepu już bezpośrednio do domu.
Podsumowując - taki luty to ja lubię. Piękne, wiosenne słońce, aż żyć się chce. Zero zmęczenia no i ten sprzyjający wiatr. Wiem że się powtórzę, ale co z tego: wiosno-napierdalaj!!!

Sobota, 14 lutego 2015 Komentarze: 2
Dystans 30.28 km
Czas 01:17
Vśrednia 23.59 km/h
Vmax 41.97 km/h
Tętnośr. 143
Tętnomax 157
Kalorie 1860 kcal
Temp. 2.8 °C
Więcej danych
Dzisiejsze piękne, słoneczne popołudnie ominęło mnie praktycznie w całości. Żal ściskał patrząc przez szybę samochodu, kiedy zapieprzałem S5 do pracy. Cóż, nie ma tego złego jak to mówią - dzień długi. Po 4 byłem z powrotem i bez zbędnego ociągania się wyskoczyłem łykać kilometry. Miło było założyć moją ulubiną bluzę (w końcu się znalazła! :D ) zamiast kurtki, choć pod spodem nadal znajdowały się jeszcze dwie warstwy odzieży :). Ruszyłem przez Pyszczyn w kierunku Krzyszczewa z zamiarem odbicia w lewo, lecz ostatecznie stwierdziłem, że co mi szkodzi i pomknąłem prosto do Modliszewa. Tam wykręciłem w kierunku Zdziechowy czując pchający mnie do przodu wiatr. Innymi słowy - dziś obrałem dobry kierunek :). Przez Zdziechowę, Oborę i Braciszewo dotarłem w okolice DK5, zaliczając na tym odcinku całkiem przyzwoitą średnią. Z rogatek Gniezna pokręciłem na swój fyrtel, zahaczając jeszcze bonusowo o Galerię. Tym samym w nogach kolejne 30 km, a średnia predkość na trasie nadal sukcesywnie wzrasta. Siła!
Na jutro planuję rozkiminiany od jakiegoś czasu Poznań. Zastanawiam się tylko, który wariant trasy tym razem obrać...

Piątek, 13 lutego 2015 Komentarze: 3
Dystans 49.30 km
Czas 02:08
Vśrednia 23.11 km/h
Vmax 42.27 km/h
Tętnośr. 137
Tętnomax 155
Kalorie 2526 kcal
Temp. 3.9 °C
Więcej danych
Piątek, piąteczek, piątunio, piątolongo :D. Jakiż to cudowny dzień przywitał mnie z rana! Wiedziałem, że ustawienie sobie na dziś pracy w Poznaniu będzie dobrym posunięciem :). Z robotą uwinąłem się w miarę szybko i próg domostwa przekroczyłem tuż po 4 po południu. Bez zbytniego rozsiadywania się wskoczyłem w obcisłe i ruszyłem na rower. Słońce niestety powoli zachodziło, aczkolwiek nadal dało się poczuć na twarzy delikatne muskanie promieni. Wiosna coraz bliżej :D. Dla pewności w plecak wrzuciłem bluzę polarową i ruszyłem samotnie w trasę. Za dzisiejszy cel obrałem Czerniejewo, do którego dotarłem serwisówką wzdłuż S5. We Wierzycach zaliczyłem chwilowy postój, by pod kurtkę założyć bluzę, którą targałem w plecaku. Kurcze, po zachodzie nadal jeszcze jest zimno, no ale co się dziwić - w końcu to raptem połowa lutego. Z Werzyc śmignąłem do rzeczonego Czerniejewa z zamysłem powrotu przez Pawłowo i Mnichowo. Zamysł szybko pękł niczym bańka mydlana, gdyż postanowiłem zmienić trasę i wrócić przez Kąpiel, Nidom i Gębarzewo. Do Gniezna wpadłem przez Pustachowę, Lasem Miejskim (jazda tamtędy w skrajnych ciemnoścach, tylko przy świetle lapki dostarcza ciekawych wrażeń ^^). Samtąd przez miasto i Piotra i Pawła (pozwoliłem sobie na dyspensę i zakupiłem całe jedno piwo :P ) wróciłem do domu. Bardzo przyjemne 50 km. 
Jutro niestety znowu praca, więc po południu max jakiś szort. Mam jednak nadzieję, że w niedzielę pogoda również dopisze i będzie można zaliczyć jakiś dłuższy trip. Ekipowo oczywiście :).


Poniedziałek, 9 lutego 2015 Komentarze: 1
Dystans 23.24 km
Czas 01:02
Vśrednia 22.49 km/h
Vmax 39.84 km/h
Tętnośr. 155
Tętnomax 170
Kalorie 1599 kcal
Temp. 3.9 °C
Więcej danych
Poniedziałek jak to poniedziałek - od rana przykuty do kompa, a po południu podejrzanie dużo czasu do spożytkowania. Po powrocie z Poznania i zerknięciu na termometr postanowiłem wykręcić pętlę na rowerze, tak dla zdrowotności. Siup w obcisłe, łupina na czerep i lecimy. W obawie przed szybko nadchodzącym zmrokiem, spadkiem temperatury powietrza i grożącą mi ślizgawką po dzisiejszej odwilży konkretniej przydepnąłem, co zaowocowało średnią na poziomie ponad 22 km/h, a i pod wiatr się zdażało. Idzie ku dobremu :). Po powrocie było już ciemno, ale "na szczęśce" nadal mokro. Mokry był również rower, dupa, kurtka, facjata, w sumie mało co nie było mokre :D. Ważne jednak że kolejne kaemy w nogach, a morda się cieszy!


Poniedziałek, 2 lutego 2015 Komentarze: 0
Dystans 18.47 km
Czas 00:53
Vśrednia 20.91 km/h
Vmax 40.25 km/h
Tętnośr. 147
Tętnomax 165
Kalorie 829 kcal
Temp. 1.0 °C
Więcej danych
Cały dzień przed komputerem (dla wszystkich charakteryzujących się kąśliwością we krwi - nie, nie grauem w gre :P ) trzeba było zamknąć dotlenieniem i zresetowaniem mózgu, bo do defektu blisko ;). Pętla po mieście i od razu człowek się lepiej czuje.

P.S. Czy to tylko moje odczucie, czy dzisiejszy, w znacznej części słoneczny dzień zwiastował powoli nadchodzącą wiosnę? :)


Sobota, 31 stycznia 2015 Komentarze: 3
Dystans 47.07 km
Czas 02:23
Vśrednia 19.75 km/h
Uczestnicy
Vmax 41.32 km/h
Tętnośr. 149
Tętnomax 169
Kalorie 2267 kcal
Temp. 1.1 °C
Więcej danych
W kalendarzu sobota, a więc czas pomyśleć nad zaliczeniem kilku/kilkunastu/kilkudziesięciu km na rowerze. Wczoraj wieczorem zarzuciłem w naszej zamkniętej facbook'owej grupie koncept wspólnej jazdy, następnie czekając na jakikolwiek odzew. Odzew nastąpił dziś rano -  Marcin jako pierwszy wyjrzał za okno i stwierdził, że nie dość że biało, to jeszcze ślisko. Cóż, prognozy zapowiadały coś innego... Umówiliśmy się jednak, że jeśli aura ulegnie poprawie to ruszamy na szlak. Wyglądające co jakiś czas zza chmur słońce nastrajało bardzo pozytywnie. Koło południa postanowiliśmy, że po 13:00 jedziemy. Marcin zwerbował Pana Jurka, ten zwerbował Mateusza, ja natomiast zagaiłem Micora. Wszyscy oprócz Dawida stawili się punkt 13:30 na Wenecji. Micor musiał odpuścić, gdyż po wczorajszych wojażach w padającym śniegu cały rowerowy outfit wylądował w pralce. Dołączy do nas jutro ;).
Pierwotny plan zakładał, że ruszymy serwisówką wzdłuż S5 do Pierzysk, a później jak to zwykle bywało "się zobaczy". Plany jednak jak to plany - lubią ulegać zmianie. Pierwszy wyjazd na otwartą przestrzeń skutecznie nas od tego pomysłu odwiódł, gdyż jazda pod wiejący z zachodu styczniowy wiatr to nie jazda a katorga. Postanowiliśmy więc ruszyć w kierunku północnym i kręcić ile się da z wiatrem wiejącym w plecy, lub zacinającym z boku. Tym sposobem zaliczyliśmy pętlę przez Braciszewo, Oborę, Zdziechowę i Modliszewo. Tu jednak chcąc, nie chcąc musieliśmy odbić z powrotem w kierunku zachodnim (czytaj - pod wiatr), gdyż alternatywą było pakowanie się w błotniste o tej porze roku Lasy Królewskie. Ruszyliśmy przez Krzyszczewo i Pyszczyn w Kierunku Goślinowa ciesząc się sprzyjającym nam wiatrem. Po dojeździe do drogi prowadzącej do Strzyżewa Kościelnego nastąpiła chwila konsternacji - kręcimy dalej, czy wracamy Orcholską do Gniezna? Padło na wariant drugi. Tym samym czekało nas kolejne w dniu dzisiejszym kręcenie pod wiatr napieprzający bez żadnych skrupułów prosto w ryja. Połączenie niesprzyjających warunków z odbudowywaną dopiero kondycją dało w moim wypadku bardzo przewidywalny efekt - jazdę z prędkością nie wyższą niż 15 km/h i wiotkość w nogach. Spokojnie, będzie lepiej :).
Chłopaków odstawiłem na skrzyżowaniu z ul. Wełnicką, podziękowałem za wspólną jazdę, a następnie pokręciłem ostatnie 3 km do domu.
Tym oto sposobem drugi w tym roku wyjazd zakończył się dystansem rzędu ponad 38 km i sporą satysfakcją. W głowie jest jednak świadomość, że do powrotu optymalnej kondycji jeszcze trochę, ale skoro robi się to co się lubi, to nie stanowi to żadnej przeszkody, co nie?
Mam nadzieję, że jutrzejsza aura nie będzie gorsza od tej dzisiejszej, bo chyba powoli znowu zaczynam odczuwać głód jazdy.
Ekhm, WIOSNO - NAPIER*ALAJ!!! :D

Foto na zakończenie drugiego treningu w tym roku © kubolsky

EDIT:
Czułem pewien niedosyt jazdy, więc postanowiłem kopsnąć się do Rodziców na herbatę i tą sama trasą wrócić. Jak postanowiłem - tak uczyniłem :)



TROCHĘ O MNIE

Ten blog rowerowy prowadzi kubolsky z miasta Poznań
  • Mam przejechane 88984.25 kilometrów
  • Jeżdżę ze średnią prędkością 21.88 km/h


88984.25

KILOMETRÓW NA BLOGU

21.88 km/h

ŚREDNIA PRĘDKOŚĆ

169d 10h 14m

CZAS W SIODLE