Travel on Gravel!

kubolsky
Wpisy archiwalne w kategorii

solo

Dystans całkowity:44307.18 km (w terenie 1.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:1901:26
Średnia prędkość:23.30 km/h
Maksymalna prędkość:162.97 km/h
Suma podjazdów:121118 m
Maks. tętno maksymalne:224 (122 %)
Maks. tętno średnie:155 (80 %)
Suma kalorii:1483676 kcal
Liczba aktywności:1198
Średnio na aktywność:36.98 km i 1h 35m
Więcej statystyk
Środa, 23 października 2013 Komentarze: 2
Dystans 8.23 km
Czas 00:20
Vśrednia 24.69 km/h
Vmax 39.81 km/h
Temp. 16.0 °C
Sprzęt [RIP] Kross
Więcej danych
Wreszcie! Po ponad tygodniu zmagania się z infekcją gardła, kaszlem, katarem itp, w końcu udało mi się wyskoczyć na rower. Jakże ja byłem wygłodniały jazdy! Ale po kolei. Jak już wspomniałem, ponad tydzień (a dokładnie 9 dni) pauzowałem. Tą pauzę postanowiłem wykorzystać na zajęcie się rowerem. Najpierw trzeba było go porządnie wymyć, ponieważ ostatni raz "pracował dla mnie" na Dębówcu, gdzie solidnie się ufyfłał. Po pielęgnacji wizualnej pozostało regulowanie przerzutek, oraz czyszczenie i smarowanie napędu. Te czynności wykonałem we własnym zakresie. Pozostała jeszcze jedna kwestia - hamulce. Te od jakiegoś czasu traciły na swej efektywności. Klocki klockami, ale klamki zrobiły się zdecydowanie za miękkie. Serwis hampli postanowiłem powierzyć znajomemu, który temat ogarnął profesjonalnie i dziś cieszę się odpowietrzonymi, na nowo zalanymi hamulcami z klamkami twardymi jak kamień, a zaciskami zatrzymującymi koła w miejscu. Tomek - raz jeszcze wielkie dzięki! Aha, zakupiłem również nowe klocki - tym razem postawiłem na półmetaliki. Zobaczymy jak się będą sprawować w praniu. Mając ten cały majdan u siebie z powrotem, jak również będąc właściwie u kresu kuracji postanowiłem w końcu wyskoczyć na krótkie, acz szybkie wieczorne kręcenie. Tuż przed 22.00 dosiadłem Fury i ruszyłem do miasta. Jazdy opisywał nie będę (jest mapka), natomiast nadmienię, że przez ten czas w nogach zdążyło nazbierać się sporo powera :). Ależ szedłem! Jak przecinak! Podjazdu od Katedry do Rynku jeszcze nigdy tak szybko nie pokonałem. Aha, warunki pogodowe również były wyśmienite - 16 stopni po 10 wieczorem. W październiku! :D No nic, lada moment weekend, sprzyjająca aura ma się utrzymać, trzeba będzie sobotę i niedzielę wykorzystać solidnie rowerowo. Oczywiście obowiązkowo z Ekipą! I z bananem! ;)
Miasto Kategoria solo
Środa, 9 października 2013 Komentarze: 2
Dystans 14.81 km
Czas 00:41
Vśrednia 21.67 km/h
Sprzęt [RIP] Kross
Leniwe kręcenie po mieście. Jakoś dziś mi się nie chciało, a na dodatek po zdjęciu i ponownym założeniu koła nieprzyjemnie dzwoniła tarcza. Ze szczękami i dzwonieniem w końcu sobie poradziłem, ale jeździć dalej się nie chciało. To chyba ten brak słońca i jesień w pełni...
Piotr i Paweł Kategoria solo
Czwartek, 5 września 2013 Komentarze: 3
Dystans 16.03 km
Czas 00:44
Vśrednia 21.86 km/h
Vmax 43.80 km/h
Sprzęt [RIP] Kross
Więcej danych
Dystans i czas z dwóch dni. Byłem wczoraj, byłem też dzisiaj. Człowiek nie wielbłąd - pić musi...izotoniki ofkoz! :P
Niedziela, 1 września 2013 Komentarze: 1
Dystans 8.58 km
Czas 00:27
Vśrednia 19.07 km/h
Vmax 46.00 km/h
Sprzęt [RIP] Kross
Więcej danych
Pierwszy wyjazd od ostatniej niedzieli. Choróbsko w końcu ustępuje, choć do ideału jeszcze trochę. Skromnie, bo na dzień dobry nie ma co przesadzać. Póki co ilość odkaszlnięć przewyższa ilość oddechów, a to nic fajnego. Myślę, że pierwszy konkretniejszy wyjazd dopiero koło następnego weekendu.
Miasto Kategoria solo
Środa, 31 lipca 2013 Komentarze: 0
Dystans 9.51 km
Czas 00:28
Vśrednia 20.38 km/h
Tętnośr. 116
Tętnomax 151
Kalorie 394 kcal
Sprzęt [RIP] Kross
Znów krótko. Najpierw do Atuta zaproponować współorganizację rajdu. Niestety właściciela nie było, będzie jutro. Trudno, jutro się odezwę. Z rowerowego przez miasto na małe zakupy, a do domu tradycyjnie już przez Wenecję i zaliczając po drodze górkę do Strumykowej :). Zbiera się na burzę, zbiera, a burzy nadal nie ma... :P
Miasto Kategoria solo
Poniedziałek, 29 lipca 2013 Komentarze: 0
Dystans 9.91 km
Czas 00:33
Vśrednia 18.02 km/h
Sprzęt [RIP] Kross
Krótko - znowu wciąłem się kumpeli do obcięcia i znowu się udało :P. Po drodze jeszcze Lidl oraz PiP (w końcu na półki wrócił Kormoran Jasny Mocno Chmielony!) i do domciu.
Niedziela, 28 lipca 2013 Komentarze: 0
Dystans 33.63 km
Czas 01:22
Vśrednia 24.61 km/h
Sprzęt [RIP] Kross
Ostatni dzień pobytu nad morzem. Rowerowo niespełniony i wymęczony panującym skwarem ruszyłem z jedną tylko sakwą (druga, cięższa pojedzie z resztą rodzinki autem następnego dnia) na dworzec do Słupska. Aby za specjalnie się nie spinać wystartowałem dobre 2,5 godziny przed planowanym odjazdem pociągu. Postanowiłem ciut wydłużyć sobie trasę, jadąc drogą, którą zwykle śmigam autem, a która tylko w części pokrywa się ze szlakiem rowerowym. Na dworcu byłem po godzinie i kwadransie, zostawiając za sobą równo 30 km. Miałem jeszcze czas na zakup energetyka, jakichś kanapek i strzelenie pożegnalnej foty na peronie ;).

Fura na dworcu w Słupsku © kubolsky


Pociąg podjechał punktualnie, znalazłem odpowiedni wagon i miło się zaskoczyłem - w końcu trafiłem na skład z porządnym wagonem rowerowym, tzn. w połowie przeznaczonym na rowery, a w drugiej połowie wyposażonym w fotele "samolotowe". Podróż do Tczewa mimo towarzystwa gderających Niemców przebiegła prawie dobrze. Prawie, ponieważ wjeżdżając do Trójmiasta ilość osób w wagonach zaczęła się w zastraszającym tempie podwajać i potrajać :/. Na dodatek w Gdyni i na stacji Gdańsk Główny do wagonu wsiadła kolonia :/. Całe szczęście, że z Trójmiasta do Tczewa był rzut beretem, gdyż nie wiem jak długo wytrzymał bym jazdę z czyimś tyłkiem na wysokości mojego nosa... Wysiadając w Tczewie dysponowałem zapasem czasowym rzędu 40 minut, które postanowiłem spędzić na peronie. W międzyczasie konkretnie się rozpadało - miła odskocznia od upałów :). Pociąg do domu nadjechał z 10-cio minutowym opóźnieniem, a wejście do niego wiązało się z powrotem do realiów, do jakich przyzwyczaiło nas PKP - przedział na 3 rowery, w którym mój wylądował jako szósty, miejsca tylko i wyłącznie stojące, ścisk, hałas itd. "Pocieszające" (celowo w cudzysłowie) były tylko miny osób wsiadających na stacjach po drodze. O dziwo już w Bydgoszczy udało nam się zgubić opóźnienie i w Gnieźnie byłem zgodnie z rozkładem. Wysypałem się z wagonu z pomocą współpodróżnych i prosto z dworca ruszyłem do domu, tym samym uznając wakacje za zakończone :).

Mapka:
Środa, 24 lipca 2013 Komentarze: 2
Dystans 109.38 km
Czas 05:47
Vśrednia 18.91 km/h
Tętnośr. 132
Tętnomax 155
Kalorie 4326 kcal
Sprzęt [RIP] Kross
Pierwszy dzień właściwego pobytu nad morzem, pierwsza (i jak się później okaże - ostatnia) okazja do pośmigania rowerem po nowych, nieznanych mi szlakach. Padło na Łebę, przez Słowiński Park Narodowy, oczywiście szlakiem R10. Udało mi się już na samym starcie - przemiła dziewczyna kasująca za wjazd do parku nie miała wydać i stwierdziła, że mam jechać - Ona jakby co była w toalecie :). No to pojechałem. W parku ludzi trochę się kręciło, więc początkowa jazda to właściwie slalom. Im bardziej wgłąb, tym łazików mniej. W końcu opuściłem zadrzewioną część parku i wypadłem na pierwsze, piaszczyste drogi wśród łąk. Te na początku akurat sąsiadowały z jez. Gardno.

SPN - piaszczysty dukt w okolicy jez. Gardno © kubolsky


SPN - Łąki jak okiem sięgnąć ;) © kubolsky


SPN - Ciekawe drzewo © kubolsky


Chwilę popodziwiałem okolicę i ruszyłem dalej. Od początku prowadziły mnie drogowskazy, wskazujące miejscowości które czekają mnie po drodze. Na drogowskazach widniał również magiczny symbol R10 - znaczy, że dobrze jadę.

Nieoficjalne oznaczenie szlaku R10 © kubolsky


Tak zamiennie - raz lasem, raz łąką dotarłem do Smołdzina. Stąd również obrałem kierunek wskazywany przez owe drogowskazy, co okazało się błędem. Dwa drogowskazy później jakoś podejrzanie przestały one występować, a na drzewach ewidentnie brakowało towarzyszących mi dotychczas oznaczeń szlaku. Ten to w ogóle jest strasznie zamazany i gdyby nie pojawiające się co jakiś czas tabliczki to bez mapy ani rusz. W końcu zabrakło również tabliczek, więc trzeba było skorzystać z załadowanej do Locusa mapy. Okazało się, że w Smłodzinie obrałem zły kierunek i zamiast udać się szlakiem na północny-wschód, ruszyłem na wschód. Tym sposobem w Rówienku musiałem nanieść korektę, by w końcu dotrzeć do Skórzyna i wrócić na znakowaną trasę.

Szopa/stodoła? Cokolwiek to jest - jest klimat :) © kubolsky


Polny dukt przede mną © kubolsky


Stąd już poszło gładko - przez Zgierz ;), Izbicę i Gać dotarłem z powrotem do SPN, w okolice jeziora Łebsko. Tu już bezlitośnie grząskimi piaszczystymi duktami prowadzącymi aż do samej Łeby ruszyłem do mojego punktu docelowego.

Symbioza trzech gatunków drzew © kubolsky


Oznaczenie szlaków © kubolsky


Ruchome wydmy nad jez. Łebsko © kubolsky


W końcu udało się chwycić miejski asfalt i lekko klucząc dotarłem na koniec Polski ;).

Na końcu Polski ;) © kubolsky


Łeba - Plaża Marina © kubolsky


Ilość znajdujących się w mieścinie ludzi, oraz wszędobylski ścisk i zgiełk spowodowały, że chęć objechania Łeby pękła niczym bańka mydlana. Zawróciłem, przystanąłem jeszcze w sklepie by uzupełnić zapas wody i strzelić na miejscu izotonika i ruszyłem w drogę powrotną. Do Skórzyna śmigałem dokładnie tymi samymi drogami, by w końcu we wsi wskoczyć na właściwy, znakowany szlak R10. Wcześniej nie widziany odcinek wiódł przez mokradła, rzadkie lasy oraz łąki aż do miejscowości Kluki.

Rzeczka gdzieś na szlaku © kubolsky


Okazało się, że w Klukach (o czym wcześniej nie wiedziałem) znajduje się skansen - Muzeum Wsi Słowiańskiej.

Skansen w Klukach © kubolsky


Przystanąłem na chwilę, popatrzyłem, pooglądałem i ruszyłem dalej asfaltem do Łokciowych. Tu szlak zakręcał w stronę Smołdzina, a wiódł betonowymi "jumami" przy których co jakiś czas napotykałem gipsowe rzeźby.

Znowu łąki i wzgórze w oddali © kubolsky


Rzeźba nr 1 © kubolsky


Rzeźba nr 2 © kubolsky


Ciekawe to to, choć nigdzie nie opisane, więc nie bardzo wiem o co z tymi rzeźbami chodzi. Ze Smłodzina ponownie śmiganą już trasą przez Słowiński Park Narodowy dotarłem do Rowów. Zatrzymałem się jeszcze przy budce na wejściu do parku, zakupiłem zaległy bilet czym wprowadziłem sprzedającą je dziewczynę w zdziwienie i ze spokojnym sumieniem ruszyłem do kwatery pod prysznic. Ty sposobem jedyny właściwie wypad rowerowy po wybrzeżu zakończył się dystansem 110 km w czasie niecałych 6 godzin. Piachy i temperatura ostro dały popalić, a był to dopiero początek męczących upałów...

Mapka:
Wtorek, 23 lipca 2013 Komentarze: 3
Dystans 28.19 km
Czas 01:34
Vśrednia 17.99 km/h
Sprzęt [RIP] Kross
Zacznę prosto z mostu - moje nadzieje związane z wyjazdem z rowerem nad morze nie zostały do końca zaspokojone. Z jednej strony zawiodła pogoda - cały czas człowiek narzeka że zimno, że pada i w ogóle, a gdy przychodzi wymarzone ciepło to już takie naprawdę konkretne. W moim wypadku był to tydzień skwaru, duchoty i praktycznie zerowego wiatru. Powyższa aura w połączeniu z piaszczystymi, nadmorskimi szlakami spowodowały, że mimo najszczerszych chęci nie byłem w stanie jeździć tyle ile zamierzałem :/. Z drugiej strony - był to jednak wyjazd rodzinny. Żona wraz z Juniorem pojechali samochodem, ja z własnej nieprzymuszonej woli wsparłem finansowo PKP podróżując pociągiem. Oczywiście już na miejscu nie mogło być za różowo - każda chęć wyjazdu rowerem poprzedzana byłą dyskusją, oraz potrzebą znalezienia kompromisu, który o dziwo nigdy nie znajdował się pośrodku...
Mniejsza z tym. Czas na właściwą relację, a tę ograniczę tylko do trzech, rowerowych dni, z czego dwa to dojazd z dworca do Rowów i z Rowów na dworzec :P.

Dzień pierwszy - podróż PR do Poznania i stamtąd TLK do Ustki. Pierwotnie bilet wykupiłem do Słupska, lecz stwierdziłem, że skoro mogę dojechać do stacji końcowej i na spokojnie wygramolić się z tym całym majdanem, zamiast stresować się gwiżdżącym nad uchem kierownikiem pociągu, to czemuż by nie. Bilet udało mi się przedłużyć jeszcze w Poznaniu, za free :). Generalnie podróż aż do samego końca przebiegła nad wyraz komfortowo (w końcu jechałem w tygodniu) - miałem przedział dla rowerzystów cały dla siebie, a rower wisiał sobie obok jako jedyny w wagonie. Na miejscu byłem zgodnie z rozkładem jazdy (o dziwo! ;P ), skąd bez zbędnego kręcenia po kurorcie(?) ruszyłem asfaltami w ciągu szlaku R10 do Rowów. Jazda do punktu docelowego poszła dość sprawie, choć mijające mnie non stop samochody tego nie ułatwiały. Pomimo, że drogi między miejscowościami to drogi mocno podrzędne, to jednak są intensywnie użytkowane przez poruszających się blachosmrodami urlopowiczów. Na miejsce dotarłem po niespełna godzinie, przywitałem się z resztą rodzinki, następnie udałem się pod prysznic i na obowiązkową rybkę, inaugurującą każdy pobyt nad morzem :).

Pierwsza rybka nad morzem :). Pycha! © kubolsky


Mapa:
Poniedziałek, 22 lipca 2013 Komentarze: 1
Dystans 9.05 km
Czas 00:23
Vśrednia 23.61 km/h
Vmax 34.10 km/h
Sprzęt [RIP] Kross
Więcej danych
Taki tam szorcik na lepszy sen. Wyskoczyłem totalnie po cywilnemu, a w zamiarze miałem kilka kółek wokół Wenecji. Niestety upierdliwe, latające robactwo pozwoliło mi wykręcić max dwa okrążenia, więcej tego cholerstwa bym nie zniósł. Na do widzenia podjazd z Wenecji do Strumykowej, powrót na około dzielnią i jeszcze na dobitkę do końca mojej ulicy i z powrotem. Cholera, jak ja tam dawno nie byłem. Co to za chałupy się pobudowały? Kto tam w ogóle mieszka?! ;)

TROCHĘ O MNIE

Ten blog rowerowy prowadzi kubolsky z miasta Poznań
  • Mam przejechane 87089.27 kilometrów
  • Jeżdżę ze średnią prędkością 21.87 km/h


87089.27

KILOMETRÓW NA BLOGU

21.87 km/h

ŚREDNIA PRĘDKOŚĆ

165d 22h 11m

CZAS W SIODLE