Gniezno-Poznań ver.2, asfaltowa
Kategoria solo
Sobota, 21 lutego 2015
Komentarze:
2
Vmax
39.02 km/h
Tętnośr.
137
Tętnomax
158
Kalorie
3842 kcal
Temp.
7.0 °C
Sprzęt
[RIP] Accent Peak 26
Kolejny w połowie pracujący weekend, kolejna korzystna prognoza pogody. Co w związku z tym? Ameryki nie odkryję, jeśli powiem że rower :). W piątek dobijał się do mnie Bobiko. Niestety, w związku z tym, że telefon zostawiłem na kablu w domu nie dane nam było wspólnie pokręcić. Ale nic straconego - na wolną w moim wypadku sobotę zapowiadali całkiem wysoką (jak na luty) temperaturę, bo 8 stopni, zachmurzenie średnie, no i żeby nie było nam za dobrze wiatr (3B/18km/h). Chcąc odpowiednio wykorzystać sprzyjającą aurę postanowiłem, że przetestuję kolejny wariant trasy do Poznania, tym razem w 100% asfaltowy (no w 98%, choć gdybym się uparł, to 100% by było). Zagaiłem więc do Kuby, który postanowił towarzyszyć mi w części mojej trasy.
Za miejsce spotkania obraliśmy pizzerię przy Wenecji. Na miejscu znalazłem się troszkę przed czasem i zaliczyłem niemałego gwoździa - przy Wenecji są w sumie dwie pizzernie :D. Próbując skontaktować się z Bobiko krążyłem między jedną, a drugą licząc na to, że w końcu po prostu na Niego wpadnę. Tak też się w sumie stało. Ruszyliśmy koło 10:30 pełni werwy i chęci do jazdy. Początkowy etap prowadził serwisówką wzdłuż S5 aż do Wierzyc. Pilotaż należał do mnie, gdyż Kuba znał tą trasę jedynie zza szyby samochodu. Mimo upierdliwego wmordewidnu, zapodającego solidnie aż do samego wiaduktu jechało się całkiem fajnie. Odniosłem również wrażenie, że Kubie spodobała się gładka jak tafla lodu serwisówka. Czyżby kroił nam się kolejny szosowiec? ;) We Wierzycach przeskoczyliśmy górą na drugą stronę ekspresówki, a następnie lokalną drogą przez Gołuń, Gołunin i Polską Wieś trafiliśmy do Pobiedzisk. Tam na rynku wykręciliśmy w lewo i ruszyliśmy dalej. Z Bobiko rozstałem się tuż za Pobiedziskami - ja pomykałem w stronę Promna, On w stronę Kociałkowej Górki (Dzięki Stary za wspólną jazdę!). Na odcinku między Pobiedziskami a Promnem minąłem się z grupą czterech czy pięciu kolarzy szosowych, z którymi się wzajemnie pozdrowiłem znanym wszystkim gestem (nie, nie tym o którym myślicie ;) ), a następnie odbiłem w prawo w kierunku wsi Góra. Odtąd, aż do samego Antoninka czekało mnie pomykanie z wiatrem na zmianę - raz w lewy bok, raz w ryja, raz w bok, raz w ryja. Po drodze minąłem Jankowo, Sarbinowo (Hehehe :D ) i Łowęcin, aż w końcu wpadłem do Swarzędza. Ten przeciąłem jedną długą prostą, by osatecznie znów przez Zieleniec wyskoczyć w Antoninku przy DK92. Stąd juz mówiąc kolokwialnie "było z górki". Torowiso przekroczyłem dołem, a dalej ulicami Leszka i Ziemowita i kawałek lasem wzdłuż Szklarki dotarłem na Maltę. Dżizas, jak dawno mnie tu nie było! Zapomniałem jak nad Maltą jest fajnie :). A ile wiaruchny!!! Taaaak, taka ilość ludzi mnie przeraża - nie lubię tłumów łazików i jeździków. W związku z powyższym za bardzo się nie rozsiadając ruszyłem ku celowi mojego wypadu. Na koniec zostało mi tylko przemknąć z powrotem do miasta DDRami i wyznaczonymi ulicami (Półwiejska=MASAKRA!!!) by dostać się na Dworzec Główny. Stąd z moim tradycyjym szczęściem po 10 minutach odjechałem Turbokibem do domu :).
Podsumowując - wariant asfaltowy naprawdę ok. Jest to opcja znacznie rozsądniejsza od zeszłotygodniowej sryty. Nie mniej jednak, jeśli ta sryta w końcu wyschnie, bankowo będę jeździł PTR-em. Jest po prostu ciekawiej :).
Za miejsce spotkania obraliśmy pizzerię przy Wenecji. Na miejscu znalazłem się troszkę przed czasem i zaliczyłem niemałego gwoździa - przy Wenecji są w sumie dwie pizzernie :D. Próbując skontaktować się z Bobiko krążyłem między jedną, a drugą licząc na to, że w końcu po prostu na Niego wpadnę. Tak też się w sumie stało. Ruszyliśmy koło 10:30 pełni werwy i chęci do jazdy. Początkowy etap prowadził serwisówką wzdłuż S5 aż do Wierzyc. Pilotaż należał do mnie, gdyż Kuba znał tą trasę jedynie zza szyby samochodu. Mimo upierdliwego wmordewidnu, zapodającego solidnie aż do samego wiaduktu jechało się całkiem fajnie. Odniosłem również wrażenie, że Kubie spodobała się gładka jak tafla lodu serwisówka. Czyżby kroił nam się kolejny szosowiec? ;) We Wierzycach przeskoczyliśmy górą na drugą stronę ekspresówki, a następnie lokalną drogą przez Gołuń, Gołunin i Polską Wieś trafiliśmy do Pobiedzisk. Tam na rynku wykręciliśmy w lewo i ruszyliśmy dalej. Z Bobiko rozstałem się tuż za Pobiedziskami - ja pomykałem w stronę Promna, On w stronę Kociałkowej Górki (Dzięki Stary za wspólną jazdę!). Na odcinku między Pobiedziskami a Promnem minąłem się z grupą czterech czy pięciu kolarzy szosowych, z którymi się wzajemnie pozdrowiłem znanym wszystkim gestem (nie, nie tym o którym myślicie ;) ), a następnie odbiłem w prawo w kierunku wsi Góra. Odtąd, aż do samego Antoninka czekało mnie pomykanie z wiatrem na zmianę - raz w lewy bok, raz w ryja, raz w bok, raz w ryja. Po drodze minąłem Jankowo, Sarbinowo (Hehehe :D ) i Łowęcin, aż w końcu wpadłem do Swarzędza. Ten przeciąłem jedną długą prostą, by osatecznie znów przez Zieleniec wyskoczyć w Antoninku przy DK92. Stąd juz mówiąc kolokwialnie "było z górki". Torowiso przekroczyłem dołem, a dalej ulicami Leszka i Ziemowita i kawałek lasem wzdłuż Szklarki dotarłem na Maltę. Dżizas, jak dawno mnie tu nie było! Zapomniałem jak nad Maltą jest fajnie :). A ile wiaruchny!!! Taaaak, taka ilość ludzi mnie przeraża - nie lubię tłumów łazików i jeździków. W związku z powyższym za bardzo się nie rozsiadając ruszyłem ku celowi mojego wypadu. Na koniec zostało mi tylko przemknąć z powrotem do miasta DDRami i wyznaczonymi ulicami (Półwiejska=MASAKRA!!!) by dostać się na Dworzec Główny. Stąd z moim tradycyjym szczęściem po 10 minutach odjechałem Turbokibem do domu :).
Podsumowując - wariant asfaltowy naprawdę ok. Jest to opcja znacznie rozsądniejsza od zeszłotygodniowej sryty. Nie mniej jednak, jeśli ta sryta w końcu wyschnie, bankowo będę jeździł PTR-em. Jest po prostu ciekawiej :).
Komentarze
Pozdrawiam