Travel on Gravel!

kubolsky
Wpisy archiwalne w kategorii

100 i więcej

Dystans całkowity:11469.30 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:529:43
Średnia prędkość:21.65 km/h
Maksymalna prędkość:60.10 km/h
Suma podjazdów:23029 m
Maks. tętno maksymalne:197 (107 %)
Maks. tętno średnie:143 (78 %)
Suma kalorii:395675 kcal
Liczba aktywności:97
Średnio na aktywność:118.24 km i 5h 27m
Więcej statystyk
Poniedziałek, 28 marca 2016 Komentarze: 3
Dystans 118.30 km
Czas 05:55
Vśrednia 19.99 km/h
Uczestnicy
Vmax 37.40 km/h
Kalorie 4210 kcal
Temp. 15.0 °C
Więcej danych
Nadszedł kolejny poniedziałek, a że tradycja zobowiązuje to należało zaplanować jakąś trasę z kategorii 100+. Do głowy wpadły mi Owińska, a powodów takiej destynacji było kilka. Po pierwsze - chciałem na własne oczy ujrzeć niszczejący kompleks budynków szpitala psychiatrycznego. Po drugie - swego czasu wracając samochodem z Poznania alternatywną drogą strasznie mi się te tereny spodobały. Po trzecie - z tych stron pochodzi mój dziadek, a ja mieszkając raptem 50 km na wschód byłem tam raz w życiu.
Trasę zaproponowałem tradycyjnie Micorowi który przystał na mój pomysł, a w ostatniej chwili podłączył się także Marcin.
Na Wenecję dotarłem ubrany pierwszy raz w tym roku na półkrótko - skoro o 10:00 było 8 stopni, a zapowiadano ponad 15 nie mogło być inaczej :). W trójkę ruszyliśmy w kierunku Dziekanowic. Jako że te okolice odwiedzaliśmy ostatnimi czasy dość często, zadecydowaliśmy że odcinek Gniezno-Lednogóra pokonamy możliwie najszybszą drogą, czyli DDR-em wzdłuż starej "piątki".
Z Lednogóry pomknęliśmy przez Rybitwy, Latalice i Podarzewo do Łagiewnik, skąd alternatywnym wariantem asfaltowo-terenowym przez Turostówko i Stęszewice trafiliśmy na Szosę Wronczyńską. W Tucznie wyczailiśmy otwarty sklep przy którym postanowiliśmy na chwilę się zatrzymać i uzupełnić zapasy, bo wyjechaliśmy w sumie bez prowiantu :). Tuż za Tucznem ponownie wbiliśmy się na leśny dukt, którym przez Ludwikowo dotarliśmy do skrzyżowania z CSR-em. Na owym skrzyżowaniu odbiliśmy w prawo i koszmarnie wyboistą długą prostą dojechaliśmy do Owińsk. Jako pierwszy na tapetę wszedł opuszczony szpital który obecnie znajduje się w rękach prywatnych, czytaj - jest ogrodzony, wstępu nie ma. Cyknęliśmy kilka fotek zza płotu i udaliśmy się do kolejnego pustostanu - Pałacu von Treskov. Przy pałacu zorganizowaliśmy sobie fajrant na posiłek i wygrzewanie się w pełnym, wiosennym słońcu. Odpoczywało się tak cudownie, że musiałem chłopaków siłą na rowery wpychać ;). Spod pałacu cofnęliśmy się jeszcze nieznacznie pod Klasztor Cysterek wykonać dokumentację fotograficzną, a następnie ruszyliśmy w kierunku Promnic. Do Promnic dotarliśmy wariantem terenowo-asfaltowym przez Bolechówko i Bolechowo napawając się po drodze widokami znajdujących się na horyzoncie lasów i zabudowań (z fabryką Solaris Bus & Coach na czele). Skoro cel na ten dzień został osiągnięty, mogliśmy ruszać w drogę powrotną. Ta wiodła początkowo przez osiedla domów jednorodzinnych znajdujące się na skraju Puszczy - Trzaskowo i Potasze. Następnie w Kamińsku wskoczyliśmy na dobrze znany nam odcinek drogi który prowadzi do Zielonki. W Zielonce w miejscu ku temu przeznaczonym zaliczyliśmy kolejny odpoczynek, ja natomiast pozbyłem się długiego rękawu i resztę trasy pokonałem w iście letnim stylu ;). Do Gniezna wróciliśmy Traktem Bednarskim przez Krześlice, a następnie z Łagiewnik drogą identyczną z tą którą pokonaliśmy w pierwszą stronę.
Poniedziałkowy cel został po raz kolejny osiągnięty, a wiosna zwitała na dobre. Oby już się nigdzie nie ruszała :).



















Sobota, 26 marca 2016 Komentarze: 2
Dystans 159.30 km
Czas 07:17
Vśrednia 21.87 km/h
Uczestnicy
Vmax 38.50 km/h
Kalorie 5943 kcal
Temp. 11.0 °C
Więcej danych
Wypad zaplanowany dużo wcześniej jako wycieczka z gatunku "robimy 150 albo nie jedziemy wcale". Pierwotny plan zakładał zupełnie inny kierunek, ale okres okołoświąteczny trochę nam namieszał i ostatecznie skończyło się na powtórce trasy Micora i Marcina. 
Ruszamy dość wcześnie, bo od siebie z domu wyjeżdżam o 8:00 rano. Jeszcze ostatni raz sprawdzam prognozy - ma być całkiem ciepło, ze sprzyjającym wiatrem, bez opadów, ale na inaugurującą ten rok jazdę na krótko się nie zapowiada. U Micora jestem przed umówioną godziną, więc chwilę na Niego czekam. W końcu w duecie ruszamy łykać zaplanowany dystans.
Początkowy etap trasy to nuda - dojazd asfaltami do Wrześni przez Czerniejewo. Plus jest taki że do samych Pyzdr będziemy mieli wiatr praktycznie w plecy. We Wrześni licznik wskazuje średnią przelotową ponad 27 km/h. Miasto przecinamy ul. Działkowców wyjeżdżając w Białężycah. Po chwili naszym oczom ukazuje się całkiem nowy widok - plac budowy potężnej fabryki Volkswagena. Zdziwienie jednak spowodowała droga która przestała istnieć. Zapuściliśmy się starym śladem DW432, ale ostatecznie musieliśmy zawrócić gdyż okazała się być ślepą (i błotnistą). Do Chwalibogowa dotarliśmy ciągiem pieszo-rowerowym wzdłuż nowego biegu szosy. Mijając po drodze kolejne wsie i mknąc z wiatrem w plecy bardzo szybko docieramy do Miłosławia. Zwiedzanie rozpoczynamy od Browaru Fortuna, następnie przez rynek przemieszczamy się do parku w którym ulokowany został Pałac Kościelskich, obecnie gimnazjum. Tu też zarządzamy pierwszą tego dnia przerwę na strawę i herbatę. Po kilkunastu minutach, już posileni ruszamy dalej.
W Bugaju odbijamy w wątpliwej jakości asfalt chcąc dotrzeć do Bażantarni, czyli niewielkiego zameczku myśliwskiego. Niestety dla nas brama okazała się być zamknięta, więc pozostało focenie zza płotu. Wracamy na szlak i przez Franulkę, Chrustowo, Budziłowo i Wszębórz, pełnym wachlarzem nawierzchni (choć głównie asfaltem) trafiamy do Pyzdr. Na wjeździe o miasteczka zahaczamy o sklep uzupełniając tym samym zapasy. Z zakupami na plecach ruszamy ku Warcie, focąc po drodze kompleks dawnego klasztoru franciszkańskiego. U jego stóp, tuż przy brzegu rzeki w marinie urządzamy kolejną pauzę. Na szlak wracamy przekraczając most i wskakując na wały przeciwpowodziowe. Od tego momentu czekał nas najciekawszy tego dnia fragment trasy - pięciokilometrowy odcinek duktu poprowadzony szczytem wału. Dookoła nas nic prócz dzikiej przyrody i meandrującej w dolinie Warty - nasz cel, czyli Nadwarciański Park Krajobrazowy. Micor musiał wykazać się nie lada cierpliwością, gdyż na tym odcinku zdecydowanie częściej stałem fotografując zamiast jechać przed siebie ;). Urokliwe tereny opuszczamy w Białobrzegu Ratajskim, na asfalt wskakujemy ponownie w Białobrzegu i przez Wrąbczynek, Wrąbczyn Górski i Wrąbczyn dojeżdżamy do Zagórowa. Wg mnie powinien to być Zaodolinów, ale pewnie się nie znam... ;). W Zagórowie zmieniamy kierunek jazdy na północny (czyli wiatr w pysk) i ruszamy do Lądu mijając po drodze liczne starorzecza Warty. W Lądzie obowiązkowo trafiamy na teren opactwa, które focimy zarówno z zewnątrz, jak i dyskretnie wewnątrz. Z Lądu kontynuujemy jazdę, tym razem już na zachód. W Ciążeiu przystajemy na chwilę by niestety również zza płotu obfocić pałac biskupi (obecnie biblioteka/dom pracy twórczej UAM w Poznaniu), a następnie ruszamy ponownie na północ ku autostradzie A2. Autostradę przecinamy wiaduktem w kolejnym na szlaku Chwalibogowie. Za wiaduktem na przystanku dla karłów (musiałem się schylać żeby wejść pod wiatę) Micor zarządza przerwę na uzupełnienie cukru w organiźmie. 10 minut pauzy zregenerowało Micorka, mogliśmy więc ruszać dalej w kierunku domów. Przez Strzałkowo, traktem pieszo-rowerowym wzdłuż DK92 trafiamy do Wólki, z której przez Staw docieramy do Chwałkowic. Jazda od tego momentu to starszliwa nuda - płasko, mało ciekawie, nic się nie dzieje, no a sam odcinek objeżdżaliśmy już nie raz. Z Szemborowa do Jaworowa tradycyjnie solidnie nas wytrzęsło, więc do końca trasy staraliśmy się jednak trzymać asfaltów. Do Gniezna docieramy przez Mierzewo, Karsewo, Niechanowo i Goczałkowo. W domu licznik wskazuje 159,3 km, czyli do 160 km. zabrakło 700 m. Nie chciało się już dokręcać ;)









































Poniedziałek, 21 marca 2016 Komentarze: 1
Dystans 110.60 km
Czas 05:28
Vśrednia 20.23 km/h
Uczestnicy
Vmax 49.70 km/h
Kalorie 3964 kcal
Temp. 6.0 °C
Więcej danych
Kolejny poniedziałek, kolejna stówa - to powoli staje się tradycją. W związku z prognozowaym wiatrem z zachodu postanowiliśmy wybrać się z Micorem na północ, by na każdym etapie trasy maksymalnie wyeliminować wmordewind. Za cel obraliśmy Żnin w którym Dawida jeszcze nie widzieli. Start o 9:00, ruszamy w kierunku Rogowa. Początkowe kilometry to dojazd do Modliszewka i pierwsze zderzenie z wmordewindem na odcinku do Dębłowa. Tym samym wiedzieliśmy że nieliczne etapy trasy pod wiatr do najprzyjemniejszych nie będą należały. Dalej już lasami przez Nowaszyce i Dziadkowo, oraz przesmykiem pomiędzy jeziorami Zioło i Kowalewskim dostaliśmy się do Rzymu. Za Rzymem czekało na nas Rogowo do którego wpadliśmy singlem poprowadzonym nasypem jeżdżącej tędy kiedyś kolei wąskotorowej.
Dotychczas przebyta trasa jest mi dobrze znana, natomiast od tego momentu rozpoczęło się eksplorowanie nowych szlaków dojazdowych. Trzeba przyznać - rozpoczęliśmy z grubej rury. Za Łaziskami szlak urwał nam się na łące - na prawo zaorane, na lewo łąka, strumień i rozlewiska. Wybraliśmy drugą opcję lecz ostatecznie musięliśmy zawrócić - rozlewiska były nie do pokonania. Wracając zahaczyliśmy o gospodarstwo by podpytać o drogę. Okazało się że właściciel łąki ją zaorał "bo tak, bo jego". Faktem jednak jest że mapy wskazywały tam drogę, a znaki poprowadzony tamtędy szlak. Ruszyliśmy więc spulchnionym torfem by po chwili ponownie chwycić polne dukty. Nadłożyliśmy tym samym może kilkaset metrów tracąc ze 20 minut, natomiast wspomnienia pozostaną na pewno na dłużej ;) Owym polnym duktem dotarliśmy do Grochowisk, następnie pod Złotniki, a spod Złotnik pałuckimi pagórami mijając po prawej stronie Marcinkowo i Gąsawę trafiliśmy do Biskupina. Z Biskupina znanym nam asfaltowym odcinkiem zajechaliśmy do Wenecji w której urządziliśmy obowiązkowy fotostop pod Muzeum Kolei Wąskotorowej. Z Wenecji polnym skrótem dostaliśmy się na szosę Gąsawa-Żnin którą to szosą dojechaliśmy do naszego głównego celu. Wizytę w Żninie rozpoczęliśmy od stacji Żnińskiej Kolei Powiatowej, następnie przemieściliśmy się po prowiant do Biedry by ostatecznie zawitać na Rynek. Foto baszty i w drogę powrotną. Ot taka mocno skompresowana wycieczka po tym średnio urodziwym mieście ;). Droga powrotna to w sporej części jazda z wiatrem w plecy. Początkowo tą samą szosą Żnin-Gąsawa dostaliśmy się do wsi Wenecja by tam odbić w lewo na Mościszewo i Folusz. W okolicy jeziora Foluskiego odbijamy w las i gnamy do Łysinina. W Łysininie kolejny zwrot na Komratowo i Oćwiekę, skąd znanymi nam już fyrtlami ruszyliśmy przez Bełki, Drewno i Niestronno ku Palędziu Kościelnemu. Na widok palędzkiego podjazdu Micor "mocno się podjarał", ale mimo tego mało entuzjastycznego nastawienia podjazd wszedł bardzo sprawnie. Kolejne na trasie były: Palędzie Dolne, Huta Palędzka z kawernownym magazynem gazu na czele, Ławki w których tradzycyjnie zawitaliśmy pod dom narodzin Hipolita Cegielskiego, oraz Kruchowo. Jazda z Kruchowa to już regularna nuda. W Jastrzębowie na gustownym przystanku urządziliśmy sobie przerwę na strawę i herbatę. Naszą strawę wyczuł lokalny pieseł, który pojawił się na przystanku momentalnie po nas i poszedł w długą dopiero gdy ruszaliśmy dalej. Kolejna przymusowa pauza czekała nas w Strzyżewie Paczkowym - dopadł nas pierwszy tego roku wiosenny deszcz. Po około 20 minutach się przejaśniło i przestało siąpić, więc można było spokojnie dokręcać ostatnie kaemy. Do Gniezna wjechaliśmy od strony Jankowa Dolnego, a po rundce przez miasto z Micorem pożegnałem się pod Katedrą. Kolejny poniedziałek 100+ do kolekcji :).































Sobota, 19 marca 2016 Komentarze: 4
Dystans 127.30 km
Czas 06:36
Vśrednia 19.29 km/h
Uczestnicy
Vmax 40.70 km/h
Kalorie 4619 kcal
Temp. 7.0 °C
Więcej danych
Plan na wyjazd do Śnieżycowego Jaru zrodził się chyba pod koniec stycznia. Przez ostatnie półtorej miesiąca wyklarował nam się dokładny termin wyjazdu, jak i ostateczny skład. Okazało się że trafiliśmy w punkt, gdyż wszelakie znaki na niebie i ziemii wskazywały, iż to właśnie w ten weekend będzie można oglądać praktycznie 100% kwitnących tam Śnieżyc Wiosennych. Suma summarum pogoda również nam przypasowała - dojazd to nieznacznie przeszkadzający zachodni wiatr, za to powrót z wiatrem w plecy.
Znad Wenecji tuż po 9:00, wraz z Marcinem, Dawidem i Panem Jurkiem ruszyliśmy w drogę. Zaproponowałem by zamiast DW197 do Kiszkowa dojechać ciut dłuższą, aczkolwiek zdecydowanie mniej ruchliwą drogą. Tym samym nieraz objechanym szlakiem przez Rzegnowo, Żydówko i Dziekanowice dotarliśmy w okolice jez. Lednickiego, a dalej nudnymi asfaltami z Lednogóry przez Rybitwy, Skrzetuszewo, Głębokie i Berkowo dotarliśmy do szosy Pobiedziska-Kiszkowo. Samo Kiszkowo minęliśmy delikatnie bokiem ul. Polną i ponownie znaleźliśmy się na krótkim odcinku wojewódzkiej 197. Na skrzyżowanu dróg myknęliśmy prosto i po chwili znajdowaliśmy się na skraju Puszczy Zielonka. Pierwszą przerwę na rozgrzewającą kawę/herbatę, oraz lekko kukurydzianego banana ;) urządziliśmy sobie w Dąbrówce Kościelnej, w miejscu ku temu przeznaczonym. Po około 15-minutowej pauzie ruszyliśmy dalej, by śródleśnymi duktami dotrzeć do Głęboczka. Tu oczywiście chwilowy postój na focenie pustostanu i lecimy dalej. Z Głęboczka na skraj lasu wiodły najpierw brukowany kocimi łbami podjazd, następnie gruntowe, a ostatnecznie delikatnie piaszczyste dukty. Po ponownym chwyceniu asfaltu skerowaliśmy się na Boduszewo, a bezpośrednio za nim do Murowanej Gośliny. Murowaną wzęliśmy lekkim łukiem gdyż zachciało nam się drożdżówek. Niestety jak na złość piekarnia do której zmierzaliśmy już nie istniała, dlatego zatrzymaliśmy się w cukierni na Nowym Rynku. Tam jak na złość nie mieli drożdżówek. Zakupiliśmy więc po pączku i pokręciliśmy dalej przed siebie przez Raduszyn i Mściszewo, wzdłuż rzeki Trojanka. Od Mściszewa do Śnieżycowego Jaru wiodły nas już drogoskazy. Dodatkowo po ilości przemierzających tą drogę samochodów i rowerów dało się poznać, że na jej końcu znajduje się coś ciekawego. Do samego Jaru dotarliśmy przeciwnie do wskazań znaków. Na miejscu wykonaliśmy stosowną ilość fotografii i szybko się ulotniliśmy - wiary było co nie miara! Na długim gruntowym podjeździe, totalnie przez przypadek spotkaliśmy mknącego oglądać Śnieżyce Rolnika. Zamieniliśmy kilka zdań, pożegnaliśmy się i ruszyliśmy dalej do Starczanowa. Droga ze Starczanowa do Murowanej Gośliny to powtórka z rozrywki, natomiast samo miasto tym razem przecięliśmy w poprzek ul. Mściszewską. Granice Murowanej opuściliśmy drogą gruntową, którą prowadził również fragment Pierścienia rowerowego wokół Poznania. Tym nierównym duktem dostaliśmy się do Rakowni, czyli ponownie na skraj Puszczy Zielonka. Z tego miejsca postanowiliśmy ruszyć przez sam jej środek do osady o tej samej nazwie. Dotarliśy tam przez Okoniec i Huciska. W Zielonce, ponownie w miejscu ku temu przeznaczonym urządziliśmy sobie kolejny popas grzejąc się przy okazji w wiosennym słońcu. W końcu przyszedł czas na odjazd, więc na koń i myk w terern. Do Krześlic docieramy Traktem Bednarskim, zatrzymując się po drodze przy pamiątowym głazie. Z Krześlic wyboistym asfaltem, a następnie polną drogą trafiamy do Węglewa. Z Węglewa przez Węglewko, ponownie polnym duktem przemieściliśmy się do Lednogóry. Tu na prośbę jednego z kompanów urządziliśmy ostatnią tego dnia pauzę. Po 10-minutowym odpoczynku ruszyliśmy pokonać ostatni etap trasy - DDR-em wzdłuż fragmentu dawnej krajowej 5 dotarliśmy do Łubowa, a nastęnie serwisówką wzdłuż wyremontowanej kilka lat temu dwupasmowej części DK5 wjeżdżamy do Gniezna. Tu też rozstaję się z resztą Ekipy i mknę solo do domu.
Poniżej tradycyjnie już zamieszczam galerię zdjęć z trasy. Na galerię składają się zdjęcia autorstwa Dawida, Marcina, oraz kilka moich.





































Poniedziałek, 14 marca 2016 Komentarze: 1
Dystans 107.00 km
Czas 05:43
Vśrednia 18.72 km/h
Uczestnicy
Vmax 42.50 km/h
Kalorie 3772 kcal
Temp. 5.0 °C
Więcej danych
Trochę przez przypadek udało nam się wraz z Micorem sformować całkiem sporą ekipę do kolejnego wypadu z kategorii "poniedziałkowa stówa". Tym razem zaproponowałem pętlę po trzech żelaznych mostach w ciągu nieistniejących już linii kolejowych.
O 10:00 na Wenecji zjawili się Marcin i Micor z którymi przez Lubochnię, Krzyżówkę i Gaj dotarłem do Ostrowitego Prymasowskiego. W Ostrowitym spotkaliśmy się z dwoma pozostałymi kompanami - Sebkiem i Mariuszem. Będąc w komplecie ruszyliśmy ku pierwszej atrakcji na szlaku. Dojazd wiódł przez Słowikowo, z któego urokilwą dolinką dotarliśmy do Kamieńca. W Kamieńcu zaliczyliśmy zwrot o 180 stopni i polnym duktem wzdłuż jeziora Kamienieckiego dotarliśmy do początku objechanego w zeszłym roku singletracka. Singlem tym dotarliśmy na koniec jeziora, skąd udaliśmy się do kolejnej dolinki w której zaplanowaliśmy krótką przerwę na herbatę i posiłek. Po uzupełnieniu kalorii ruszyliśmy dość wymagającym terenem do Hub Myślątkowskich, a z Hub znaną nam już drogą - najpierw szczytem niewielkiego wąwozu, następnie śródpolnym duktem trafiliśmy do Kamionka. Stąd już rzut beretem do linii nieczynnej kolejowej nr 239 Mogilno-Orchowo. Rowery na nasyp wprowadziliśmy przy wiadukcie, a następnie tradycyjnie po podkładach pomknęliśmy ku stalowej konstrukcji. Za każdym kolejnym razem przekraczenie mostu przychodzi mi coraz łatwiej, co nie zmienia faktu że prześwity pomiędzy drewnianymi belkami i płyąca paręnaście metrów niżej Mała Noteć wyzwalają adrenalinę :). Rowery podprowadziliśmy pod stromą skarpę w Marcinkowie, następnie przez Gębice i dalej polnymi drogami omijając tym samym ruchliwą DK15 trafiliśmy do Kwieciszewa. Tu czekał nas przymusowy pitstop na ponowne łatanie mojej dętki :/. Z Kwieciszewa udaliśmy się do Kunowa, gdzie znajdowała się druga tego dnia atrakcja - most kolejowy na skraju jez. Bronisławskiego. Będąc na moście mieliśmy okazję ujrzeć na własne oczy jak prezentuje się jezioro z wyjątkowo niskim stanem wody. Ponownie przez Kunowo cofnęliśmy się do Nowego Młyna, z którego przez Goryszewo, a następnie drogą Gębice-Mogilno przemieściliśmy się do Żabna. W Żabnie znajdowała się ostatnia atrakcja - łukowy most w ciągu linii nr 239, przerzucony nad jez. Mogileńskim. Na moście poza foceniem obiektu urządziliśmy sobie krótka przerwę na posiłek, by po parunastu minutach ruszyć w drogę powrotną do domów. Ta wiodła przez Wylatowo, Krzyżownicę, Popielewo i Zieleń wzdłuż jez. Popielewskiego. Z Zielenia dotarliśmy na obrzeża Trzemeszna gdzie pożegnaliśmy się z Sebkiem oraz Mariuszem i początkową startową trójcą pokręciliśmy do Gniezna. Do miasta dotarliśmy przez Miaty, Wymysłowo, Kujawki, Lubochnię, Wolę Skorzęcką i Szczytniki Duchowne w których odłączyłem się od chłopaków i pomknąłem na swój fyrtel. W domu wylądowałem dosłownie na kilka minut przed deszczem. Dobry timing, jeszcze lepszy trip :)

Część poniższych zdjęć wklejam dzięki uprzejmości Marcina i Sebastiana.







































Poniedziałek, 7 marca 2016 Komentarze: 5
Dystans 134.30 km
Czas 06:34
Vśrednia 20.45 km/h
Uczestnicy
Vmax 45.70 km/h
Kalorie 4976 kcal
Temp. 6.0 °C
Więcej danych
Po raz kolejny pogoda w ciągu całego dnia zapowiadała się lepiej niż dobrze, więc również po raz kolejny postanowiliśmy zrealizować plan 100+. Tym razem padło na Piechcin. Życzeniem mojego kompana (którym ponownie został Micor) była trasa możliwie jak najbardziej terenowa. W niedzielę wieczorem wyrysowałem ślad i następnego dnia po godzinie 10:00 ruszyliśmy w kierunku punktu docelowego jakim był kujawski Wielki Kanion. Na dzień dobry okazało się, że prognozy nie do końca się sprawdziły - było co prawda bezwietrznie, ale słońca właściwie przez cały dzień nie uświadczyliśmy. Początkowy etap trasy wyrysowałem standardowo przez Lasy Królewskie, Gołąbki i leśnostradą do Gąsawki. Dolinkę sobie odpuściliśmy, gdyż po wieczornych opadach pewnie byśmy tam zdrowo grzęzli w błocie. Z Gąsawki pomknęliśmy do Chomiąży Szlacheckiej w której to rozpoczynał się alternatywny wariant dojazdu przez Laski Wiekie, Rozalinowo, Annowo i Sczepankowo, z którego dość trudnym leśnym, a następnie polnym duktem dotarliśmy do Szerokiego Kamienia. Tu czekała nas krótka przymusowa przerwa na łatanie mojej dentki. Po 20-minutowym serwisie ruszyliśmy dalej asfaltem bezpośrednio do Piechcina. Na miejscu zahaczyliśmy o market w którym zrobiliśmy małe zakupy i od razu udaliśmy się nad zalany kamieniołom. Singiel dookoła jeziorka również sobie darowaliśmy ruszając ku głównej atrakcji. Na szczycie nieczynnego wyrobiska urządziliśmy sobie popas. Muszę przyznać, że o tej porze roku ta gigantyczna dziura nie wygląda może tak rewelacyjnie jak latem, ale nie zmienia to faktu że nadal robi piorunujące wrażenie. Po przerwie na herbatę i szamę przyszła pora na powrót. Trasę powrotną poprowadziłem przez Radłowo, następnie terenem przez Mikołajkowo, Rezerwat Mierucinek i Boguchwałę gdzie trafiliśmy na opuszczone gospodarstwo. Spod pustostanu skrajem lasu dotariśmy do Broniewiczek w których ponownie chwyciliśmy asfalt. Kolejnym ciekawym punktem na trasie okazał się budynek stacyjny w Wszedzieniu w ciągu nieistniejącej już linii 238 Mogilno-Barcin. Spod stacji przez Wszedzień Nowy, Chałupska i Chwałowo, wzdłuż jez. Wiecanowskiego dotarliśmy do Wieńca, czyli na znany nam już fyrtel. Z Wieńca ponownie terenem dotarliśmy do Józefowa, a dalej przez Palędzie Kościelne, Palędzie Dolne i Przyjmę udaliśmy się ku ostatniej tego dnia atrakcji jaką był punkt widokowy w Dusznie. Podjazd na szczyt Wału Wydartowskiego piaszczystym wariantem skutecznie nas wypompował, ale widoki szybko pozwoliły zapomnieć o zmęczeniu. Nie było może idealnie i super przejrzyście, ale nadal pięknie. Z Duszna zjechaliśmy w dół do Kruchowa, a do Gniezna dotarliśmy przez Hutę Trzemeszeńską, Pasiekę, Kozłowo i Strzyżewa - Paczkowe, Smykowe, oraz Kościelne. Trasa okazała się być naprawdę ciekawą, na pewno do powtórki przy bardzej sprzyjających okolicznościach przyrody :).





























Czwartek, 3 marca 2016 Komentarze: 1
Dystans 106.50 km
Czas 05:07
Vśrednia 20.81 km/h
Uczestnicy
Vmax 41.80 km/h
Kalorie 3809 kcal
Więcej danych
Dopołudniowo-popołudniowa pętla z Marcinem. Wiatru praktycznie zero, więc jechało się na tyle wybornie, że nie wiem kiedy to 50 km nam zleciało. Po 19:00 ruszyłem z Micorem na pętlę pod osłoną nocy. Trwająca bezwietrzna aura nadal zachęcała do jazdy więc pierwotnie zaplanowany wypad do Dziekanowic i z powrotem przeksztacił się w trochę dłuższy wyjazd. Tym oto sposobem w zwykły szary czwartek wpadły kolejne trzycyfrowe kilometry :) 


Niedziela, 28 lutego 2016 Komentarze: 4
Dystans 111.10 km
Czas 05:44
Vśrednia 19.38 km/h
Uczestnicy
Vmax 38.90 km/h
Kalorie 3887 kcal
Temp. 5.0 °C
Więcej danych
Niedziela zapowiadała się lepiej niż dobrze, w związku z tym jeszcze w sobotę zaplanowaliśmy z Micorem kolejny ponad stukilometrowy trip. Micor wyszedł z propozycją objazdu jez. Powidzkiego, ja wyrysowałem trasę i byliśmy gotowi do jazdy. Przy okazji udało mi się zwerbować pana Jurka. Ruszyliśmy dość wcześnie jak na luty bo o 9:00 rano. Poranek nie zapowiadał się tak dobrze jak przewidywały prognozy - było pochmurno, niby bezwietrznie ale podczas jazdy coś się tam jednak czuło, no i chłodno. Taka pogoda towarzyszyła nam aż do Przybrodzina, czyli przez pierwsze 2 godziny. Po drodze oczywiście odwiedziliśmy molo w Skorzęcinie, a objazd jeziora Powidzkiego rozpoczęliśmy w Ostrowie. Na nasze szczęście zaczęło się wypogadzać - wyszło słońce, zrobiło się cieplej i przyjemniej a wiatr stał się praktycznie niewyczuwalny. Wyrysowany przeze mnie ślad tylko w około połowie pokrywa się z oficjalnym niebieskim. Był za to znacznie ciekawszy - nie dość że prowadził drogami gruntowymi zamiast nudnym asfaltem, to jeszcze przebiegał znacznie bliżej linii brzegowej. W Kosewie ponownie chwyciliśmy asfalt tym samym wracając na niebieski szlak, który poprowadził nas do Giewartowa a następnie Kochowa gdzie zwiedziliśmy stary cmentarz ewangelicko-augsburski. Z Kochowa udaliśmy się przez Polanowo do Powidza kończąc tym samym objazd jeziora. Na Dzikiej Plaży urządziliśmy sobie kilkunastominutową przerwę po której ruszyliśmy w podróż powrotną. Do Witkowa dotarliśmy bocznym drogami przez Wiekowo omijając tym samym wyjątkowo ruchliwą tego dnia szosę. W Witkowie przerwa na drożdżówkę od Glanca i jedziemy dalej. Do Gniezna dotarliśmy przez Szemborowo, Małachowo Złych Miejsc, Niechanowo i Goczałkowo. Zadowoleni z przejechanej trasy udaliśmy się do domów. Trip na pewno do powtórzenia :).



































Niedziela, 7 lutego 2016 Komentarze: 3
Dystans 116.10 km
Czas 05:40
Vśrednia 20.49 km/h
Uczestnicy
Vmax 40.00 km/h
Kalorie 4197 kcal
Temp. 9.0 °C
Więcej danych
Wypad w teorii spontaniczny, gdyż jeszcze w sobotę po południu plan na niedzielę zakładał odpoczynek od dwóch kółek. W godzinach wieczornych otrzymałem od Micora info że będzie miał wolne popołudnie. Pięknie! Pozostało jedynie ustalić trasę i można jechać. Konceptów miałem kilka, ale ostatecznie w związku z prognozowanym wiatrem padło na Puszczę Zielonkę, a tym samym zminimalzowanie ryzyka wmordewindu na szlaku. Dla pewności start ustaliliśmy na 10:00 rano i o tej też godzinie ruszyliśmy przed siebie. Do Tuczna dotarliśmy nad wyraz szybko - to w głównej mierze zasługa przepięknej jak na luty pogody, a co za tym idzie - motywacji do jazdy. Zjazd z asfaltów w głąb Puszczy jeszcze dodatkowo spotęgował ten stan :). W Zielonce zorganizowaliśmy sobie krótką przerwę na posiłek i herbatę, a następnie pokręciliśmy dalej, zgodnie z wyrysowanym śladem na Dziewiczą Górę. Na szczyt dotarliśmy czerwonym szlakiem. Tam kolejna krótka przerwa na energetyka i ciacho, a następnie zjazd szutrem do Kicina i droga powrotna przez Wierzonkę, Uzarzewo, Biskupice, Promno i Pobiedziska do domu. W tych oto pięknych okolicznościach przyrody pękła pierwsza stówa w tym roku. Mam ochotę na kolejne, ale póki co dzień przerwy - tyłek musi dojść do siebie ;).



























Sobota, 3 października 2015 Komentarze: 1
Dystans 113.32 km
Czas 05:28
Vśrednia 20.73 km/h
Uczestnicy
Kalorie 3988 kcal
Temp. 21.0 °C
Plan na ten weekend urodził się już jakiś czas temu. Plan to może zbyt dużo powiedziane - po prostu wraz z Marcinem wiedzieliśmy że ta konkretna sobota będzie nas obu w 100% wolna, a że pogoda zapowiada się wyśmienicie to trzeba będzie ustrzelić jakąś trase 100+. Jako pierwsza do głowy przyszła nam Puszcza Zielonka, lecz w związku z nieobecnością Grigora objeżdżającego w tym czasie kolejne jezioro postanowiliśmy udać się w przeciwnym kierunku. Nieśmiało wyszedłem z propozycją objazdu (w przypadku Marcina ponownego) pustostanów w powiecie słupeckim. Moja propozycja spotkałą się z aprobatą, w związku z czym w sobotę o godzinie 10:00 we trójkę, gdyż do naszej ekspedycji podłączył się Pan Jurek ruszyliśmy ku pierwszej atrakcji - ruinom pałacu w Unii. Po drodze w Czajkach natknęliśmy się na relikt epoki PRL w postaci FSO (już nie Fiata) 125p doposażonego w w instalację LPG! Profanacja! Także w Czajkach zahaczyliśmy (trochę przez przypadek) o opuszczony PGR - w sume również relikt z epoki Kredensa.
Eksploracja ruin w Unii przebiegła bardzo sprawnie - w końcu dla każdego z nas była to kolejna wizyta w tym miejscu. Z Unii trochę polem, trochę łąką, trochę piachem, ale głównie asfaltem udaliśmy się do Radłowa. Po drodze zatrzymaliśmy się w okolicy Kornat, gdzie znajduje się stary ewangelicki cmentarz. Bliżej Radłowa mogliśmy podziwiać okazały dąb - pomnik przyrody. W samym Radłowie czekał na nas opuszczony dworek z 1907 r. wraz z przyległymi zabudowaniami. Dworek wyglądał jakby został opuszczony stosunkowo niedawno, choć taki stan prezentuje od co najmniej 2,5 roku (opuszczony został zdecydowanie wcześniej). Z Radłowa drogą łączącą Powidz ze Strzałkowem (prowadzącej rónież do lotniska 33. Bazy Lotnictwa Transportowego) udaliśmy się ku ostatniemu tego dnia pustostanowi którym było opuszczone gospodarstwo ulokowane w samym środku pola. Eksploracja gospodarstwa zajęła nam góra 20 minut, po których ruszyliśmy z powrotem do swoich domów. Do Witkowa dotarliśmy w iście szosowym tempie :). Na rynku chwilę odetchnęliśmy, a ja przy okazji pozbyłem się bluzy wymieniając ją na koszulkę naciągniętą na długi rękaw - tak ciepło było. Z Witkowa przez Małachowo Złych Miejsc, Arcugowo i Niechanowo dotarliśmy do Gniezna kończąc wypad strawą w Barze Jelonek. Zgodnie z planem wyszło nam dobre, a przede wszystkim ciekawe 110 km w pięknych, październikowych okolicznościach przyrody.





































TROCHĘ O MNIE

Ten blog rowerowy prowadzi kubolsky z miasta Poznań
  • Mam przejechane 87942.98 kilometrów
  • Jeżdżę ze średnią prędkością 21.87 km/h


87942.98

KILOMETRÓW NA BLOGU

21.87 km/h

ŚREDNIA PRĘDKOŚĆ

167d 12h 50m

CZAS W SIODLE