Travel on Gravel!

kubolsky
Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2013

Dystans całkowity:726.13 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:35:45
Średnia prędkość:20.31 km/h
Maksymalna prędkość:45.15 km/h
Maks. tętno maksymalne:178 (92 %)
Maks. tętno średnie:151 (78 %)
Suma kalorii:27349 kcal
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:55.86 km i 2h 45m
Więcej statystyk
Sobota, 5 października 2013 Komentarze: 1
Dystans 95.78 km
Czas 05:12
Vśrednia 18.42 km/h
Uczestnicy
Tętnośr. 123
Tętnomax 162
Kalorie 4443 kcal
Sprzęt [RIP] Kross
Wczoraj wieczorem odezwał się do mnie kumpel, któremu przypomniało się że jakiś czas temu wydał kasę na nowy rower i trzeba by nim zacząć jeździć. Tak na oko - od zakupu cyknął nim może 200-300 km i słuch o nim, a właściwie o jego jeździe zaginął. Zaproponował, by dziś z rana kopsnąć się do Laskowa, gdzie na działce stawia domek. Jako że do pośmigania rowerem nie trzeba mnie specjalnie namawiać, propozycję przyjąłem. Rano przed wyjazdem raz jeszcze zerknąłem na prognozę pogody, po czym na twarzy pojawił mi się szyderczy uśmiech - w tamtą stronę pojedziemy z wiatrem, natomiast z powrotem będzie wiało centralnie w ryj. Ciekawy byłem jak Malin na to zareaguje. Umówiliśmy się na start o 9.00 i o tej też godzinie spotkaliśmy się u mnie na ulicy. Zanim wyruszyliśmy, kumpel stwierdził że musi sięjednak cofnąć do domu po softshell, bo boi się że go przewieje. Nosz odkrył Amerykę... Chwilę póćniej, obydwaj w kurtkach ruszyliśmy w trasę, która była właściwie jedną, długą, asfaltową prostą. Droga ta wiedzie przez Zdziechowę, Mączniki, Świątniki, po czym mija się krzyżówkę z drogą Mieleszyn - Mielno, przejeżdża Przysiekę i Ośno, a następnie trafia się do Laskowa. Poszło gładko, bo w końcu z wiatrem. Na miejscu chwilę się pokręciliśmy, Malin zerknął czy budowlańcy nie odpierdzielają fuszery, a po 10 minutach wsiedliśmy na rowery i ruszyliśmy w drogę powrotną, która wiodła dokładnie tym samym śladem którym tu dojechaliśmy. Jedyna różnica to jęczenie kumpla z trudnością kręcącego za mną, na temat tego jak to On nie lubi jeździć z wiatrem w twarz. A kto lubi? Trzeba to się jedzie! Po pewnym czasie miałam tego jęczenia dosyć i musiałem go odstawić. Sumienie nakazywało mi jednak poczekać, więc w końcu zwalniałem, On dojeżdżał, znowu jęczał i znowu musiałem Go odstawić. I tak w kółko. Przed Gnieznem odbiłem w pole, by skrótem szybciej dojechać do domu. Plus tego był taki, że ominęliśmy górkę na Poznańskiej - to raz, oraz do samego domu mieliśmy wiatr z boku - to dwa. Pożegnałem się z nim pod moim domem w myślach zastanawiając się, czy znowu odezwie się za pół roku z propozycją wspólnej jazdy ;). Ponieważ jazdy było mi mało wskoczyłem tylko po sakwę i ruszyłem do sklepu po zakupy. Tym sposobem po mieście dokręciłem dodatkowe 10 km.

Jakiś czas poźniej zadzwonił telefon - p. Jurek. Z miejsca wiedziałem o co chodzi i nie będę ściemniał - strasznie mnie to ucieszyło. Pan Jerzy poinformował mnie, że na 16.30 umówił się na Wenecji z Marcinem i ciekaw jest, czy mam ochotę na wspólne kręcenie? Głupie pytanie... :P. Problem polegał na tym, że wybijała 16.00, a ja zabierałem się dopiero za konsumpcję obiadu. Bałem się, że nie zdążę więc ustaliliśmy, że wyjeżdżając z domu dam znać i gdzieś się spotkamy. Na moje szczęście obiad wszamałem w miarę sprawnie, więc szybko z powrotem się ubrałam i 5 minut przed czasem ruszyłem na miejsce spotkania. Na Wenecję mam równo 5 minut jazdy, więc z prostej kalkulacji wynika, że byłem o czasie. Na miejscu spotkałem się z p. Jurkiem z którym wykręciliśmy dwa bardzo spokojne kółeczka w oczekiwaniu na Marcina. W końcu pojawił się również Marcin i mogliśmy ruszać. Na początek udaliśmy się do Sebka odebrać części, które Marcin u Niego zamówił. Pod PSP trochę czasu zeszło nam na rozmowy, więc opuszczając Sebastiana musieliśmy na gorąco zaplanować wyjazd w krótką trasę. Tak się składa, że remiza PSP znajduje się w tej części miasta, z której najbliżej jest jechać na Wierzbiczany. Bez zbędnych dyskusji taki cel włąśnie obraliśmy. Zapytacie - znowu? Ano znowu!. To tak piękna okolica, że mógłbym tam jeździć codziennie. Tym razem postanowiliśmy objechać jezioro od drugiej strony, w sensie w przeciwnym kierunku. Trasa pokrywa się w 100% z tą ostatnią, więc nie będę się specjalnie rozpisywał. Nadmienię jedynie, że po raz pierwszy w życiu zajechaliśmy nad jezioro Byczek - "źródło" jez. Werzbiczany. Do domu wróciliśmy tą samą trasą po drodze znowu zaliczając Park Miejski i dla wydłużenia jazdy śmigając przez rynek. Na do widzenia objechaliśmy raz jeszcze Wenecję i rozstaliśmy się przy przejeździe kolejowm na ul. Dalkoskiej. Tu też zatwierdziliśmy plan na jutro - Kleczew. Przed nami kolejna trasa 100+. Jaram się! :)

Środa, 2 października 2013 Komentarze: 0
Dystans 37.15 km
Czas 02:05
Vśrednia 17.83 km/h
Uczestnicy
Tętnośr. 127
Tętnomax 159
Kalorie 1551 kcal
Sprzęt [RIP] Kross
Kolejny w miarę słoneczny dzień, kolejna szansa na wykręcenie kolejnych kaemów, więc i kolejny sms do Marcina ;). Znowu umawiamy start na po 16.00, oczywiście z Wenecji (który to już raz?). Ja na miejscu stawiłem się na pięć minut przed czwartą, więc podobnie jak wczoraj wykręciłem kilka kółek wokół jeziora. Było to nader wskazane, gdyż nadal uparcie jeżdżę na półkrótko, a temperatura nie była zbyt kompatybilna z moim ubiorem. Na szczęście cztery okrążenia z w miarę stałą prędkością oscylującą koło 30 km/h skutecznie mnie rozgrzały. W połowie piątego kółka trafiłem na Marcina. Wspólnie stwierdziliśmy, że temperatura daje popalić (w sensie Marcinowi, ja nie narzekałem ;) ), więc nie ma co się za daleko wypuszczać. Wyskoczyłem z propozycją jazdy śladem maratonu, tego który odbywał się rok rocznie jako jeden z etapów GP Wielkopolski w maratonach MTB, a z pewnych kontrowersyjnych (finansowych) przyczyn nie odbył się w tym roku. Ruszyliśmy w kierunku Winiar, skąd Orcholską dostaliśmy się na ul. Wełnicką. Tu wskoczyliśmy już na trasę maratonu. Najpierw pomykaliśmy szutrem równolegle do DK15, dalej odbiliśmy w pole i krętym szlakiem wyskoczyliśmy w Jankowie Dolnym. Po drodze przecięliśmy dołem "piętnastkę". Dalsza część trasy wiodła kolejnymi leśnymi i polnymi duktami przez lasy, łąki i pola w okolicy jeziora Jankowskiego. Przepiękna okolica! Cisza, spokój, tylko natura i my - dwóch zapalonych rowerzystów brnących po błotnistych trackach. Bankowo tam jeszcze wrócę. Tak kręcąc i podziwiając dzikie otoczenie dotarliśmy do OW w Jankowie Dolnym. Będąc tam ostatnim razem byłem świuadkiem tego, jak wygląda plaża zdominowana przez gimbazę - to było istne mrowisko. Tym razem było zupełnie inaczej - cisza i nikogo w promieniu kilkuset metrów. Chwilę podumaliśmy nad brzegiem jeziora, a następnie wskoczyliśmy z powrotem na rowery i wspięliśmy się leśną drogą w okolice przystanku PKP. Przecięliśmy tory i dalej pokręciliśmy przez doskonale znane nam Wierzbiczańskie tereny. Po raz kolejny mieliśmy okazję napawać się pięknem okolicy. Kaszuby w środku Wielkopolski - to właśnie Wierzbiczany. Do Gniezna wróciliśmy oczywiście asfaltem w towarzystwie świecącego prosto w twarz, mającemu się ku zachodowi jesiennego słońca. Rundka przez Park Miejski i gnieźnieńskimi ulicami dojechaliśmy do przejazdu PKP na Dalkach. Tu nasze drogi się rozeszły/rozjechały. Marcin śmignął do siebie, a ja ul. E. Orzeszkowej wróciłem do domu.
Wtorek, 1 października 2013 Komentarze: 2
Dystans 40.78 km
Czas 02:02
Vśrednia 20.06 km/h
Uczestnicy
Piękne słońce od samego rana zachęcało do jazdy. Trzeba było okazję wykorzystać, więc po południu zaproponowałem Marcinowi wspólne, leniwe, jesienne kręcenie. Marcin propozycję przyjął i po 16.00 razem ruszyliśmy przed siebie. Ja przed Jego przyjazdem zdążyłem wykręcić jeszcze cztery kółka wokół jeziora. Oboje byliśmy ograniczeni czasowo, więc bez zbędnych dyskusji wspólnie ustaliliśmy kierunek jazdy nad jezioro Wierzbiczany. Na Lubochni byliśmy po pół godzinie, więc pozostały czas wykorzystaliśmy na objazd jeziora i powrót. Z powrotem poszło jeszcze szybciej - drogę z Wierzbiczan do Gniezna pokonaliśmy w 15 minut. Po drodze zostawiłem Marcina pod domem i pokręciłem do siebie na grilla, pewnie jednego z ostatnich w tym roku. Trzeba uzupełnić spalone kalorie... ;)

TROCHĘ O MNIE

Ten blog rowerowy prowadzi kubolsky z miasta Poznań
  • Mam przejechane 76058.66 kilometrów
  • Jeżdżę ze średnią prędkością 21.87 km/h


76058.66

KILOMETRÓW NA BLOGU

21.87 km/h

ŚREDNIA PRĘDKOŚĆ

144d 21h 38m

CZAS W SIODLE