Dębówiec 2013
Niedziela, 13 października 2013
Komentarze:
7
W końcu nadeszła z dawna oczekiwana niedziela. Po odwołaniu tegorocznych edycji wyścigów XC oraz maratonu GP Wielkopolski, jedyne co nam pozostało to Dębówiec. By nie było za wesoło, pod koniec września zrobiło się "gorąco" gdyż impreza ta cyklicznie odbywa się właśnie we wrześniu i zaistniała obawa, że tym razem się nie odbędzie. Na szczęście na początku października otrzymałem informację, że wyścig zaplanowany został na 13.10.
Dzień wcześniej zabrałem się za szykowanie roweru - regulacja przerzutek, regulacja hamulców (te będzie trzeba odpowietrzyć i zalać na nowo, zestaw już zamówiony :) ), dostosowanie ciśnienia w oponach i można iść spać. W niedzielny poranek ze spokojem zacząłem się szykować do wyjazdu. Umówiliśmy się na start z Wenecji o 10.30. Po 10.00 poszedłem wrzucić do roweru bidon. Otwieram sień, a tam niespodzianka - pana :/. Nosz ku*wa! Jak na złość tydzień wcześniej oddałem swoją zapasową dętkę i nie kupiłem nowej, a łatki dawno straciły swoją ważność. Szybki telefon do p. Jurka z informacją o problemie i po około 10 minutach są wraz z Mateuszem u mnie. Zakładam nową, dostarczoną przez Nich gumę i już mamy śmigać, a tu syk z opony. Nieszczelny wentyl :/. Próbujemy dokręcić igłę, ale na kole robi się to ciężko. Postanowiłem raz jeszcze na szybko wymienić dętkę na kolejną, już drugi raz w ciągu niecałych 5 minut. Tym razem jest ok. Powietrze wpompowane, można w końcu śmigać. Na Wenecji znaleźliśmy się z 35 minutowym opóźnieniem, zgarnęliśmy Micora i nie chcąc spóźnić się na zapisy ruszyliśmy z kopyta na Dębówiec. Trasa standardowa - Winiary, Orcholska, Orchół i Lasy Królewskie. Za to tempo było kosmiczne. Znakomitą większość czasu zapieprzaliśmy powyżej 30 km/h, średnia na miejscu wyszła powyżej 26 km/h, a trasę zrobiliśmy w czasie o połowę krótszym niż normalnie. Na miejscu, pod leśniczówką Brody znajdowało już sporo wiaruchny. Auta, ludzie, rowery, punkt zapisów. To tu. Poszliśmy pobrać numery startowe. Ja zdecydowałem się wystartować w grupie sport, czyli 3 okrążenia. Po jakiś 20 minutach i paru dłuższych czy krótszych pogaduchach ruszyliśmy na linię startu. Wystartowaliśmy wszyscy razem. Trasę dodatkowo urozmaicało błoto i kałuże powstałe po dzisiejszych opadach deszczu. Pierwsze kaemy to ostre zapierdzielanie, pierwsze okrążenie poszło nieźle. Gorzej z pozostałymi dwoma. Po pierwsze - zdecydowanie za grubo się ubrałem, ale nie dziwota - w końcu nie mam doświadczenia we wyścigach MTB. Po drugie - jak się okazało nadaję się na długie trasy, niższym, stałym tempem. Wyścig to jeszcze (choć nie mówię, że w ogóle) nie zabawa dla mnie. Po trzecie - wybrałem nie tą kategorię. Trzeba jednak było startować w amatorze, miałbym jakieś większe szanse :P. A tak to śmigałem ze wszystkimi Pro. Rezultat - miejsce 10 na 14 startujących, dystans 18.41 km, czas 0:48:23s, śr. prędkość 22.8 km/h i kosmiczne śr. tętno, którym się tu nie będę chwalił (to w statystykach to średnie z całej dzisiejszej jazdy). Po wyścigu wrócilismy pod leśniczówkę na ciepłą herbatę, cisto, pogaduchy i najważniejsze, czyli ogłoszenie wyników w każdej z trzech kategorii. Po wręczeniu pucharów powoli się zawinęliśmy zadowoleni z uczestnictwa w imprezie i pokręciliśmy do domów tą samą trasą.
Dzień wcześniej zabrałem się za szykowanie roweru - regulacja przerzutek, regulacja hamulców (te będzie trzeba odpowietrzyć i zalać na nowo, zestaw już zamówiony :) ), dostosowanie ciśnienia w oponach i można iść spać. W niedzielny poranek ze spokojem zacząłem się szykować do wyjazdu. Umówiliśmy się na start z Wenecji o 10.30. Po 10.00 poszedłem wrzucić do roweru bidon. Otwieram sień, a tam niespodzianka - pana :/. Nosz ku*wa! Jak na złość tydzień wcześniej oddałem swoją zapasową dętkę i nie kupiłem nowej, a łatki dawno straciły swoją ważność. Szybki telefon do p. Jurka z informacją o problemie i po około 10 minutach są wraz z Mateuszem u mnie. Zakładam nową, dostarczoną przez Nich gumę i już mamy śmigać, a tu syk z opony. Nieszczelny wentyl :/. Próbujemy dokręcić igłę, ale na kole robi się to ciężko. Postanowiłem raz jeszcze na szybko wymienić dętkę na kolejną, już drugi raz w ciągu niecałych 5 minut. Tym razem jest ok. Powietrze wpompowane, można w końcu śmigać. Na Wenecji znaleźliśmy się z 35 minutowym opóźnieniem, zgarnęliśmy Micora i nie chcąc spóźnić się na zapisy ruszyliśmy z kopyta na Dębówiec. Trasa standardowa - Winiary, Orcholska, Orchół i Lasy Królewskie. Za to tempo było kosmiczne. Znakomitą większość czasu zapieprzaliśmy powyżej 30 km/h, średnia na miejscu wyszła powyżej 26 km/h, a trasę zrobiliśmy w czasie o połowę krótszym niż normalnie. Na miejscu, pod leśniczówką Brody znajdowało już sporo wiaruchny. Auta, ludzie, rowery, punkt zapisów. To tu. Poszliśmy pobrać numery startowe. Ja zdecydowałem się wystartować w grupie sport, czyli 3 okrążenia. Po jakiś 20 minutach i paru dłuższych czy krótszych pogaduchach ruszyliśmy na linię startu. Wystartowaliśmy wszyscy razem. Trasę dodatkowo urozmaicało błoto i kałuże powstałe po dzisiejszych opadach deszczu. Pierwsze kaemy to ostre zapierdzielanie, pierwsze okrążenie poszło nieźle. Gorzej z pozostałymi dwoma. Po pierwsze - zdecydowanie za grubo się ubrałem, ale nie dziwota - w końcu nie mam doświadczenia we wyścigach MTB. Po drugie - jak się okazało nadaję się na długie trasy, niższym, stałym tempem. Wyścig to jeszcze (choć nie mówię, że w ogóle) nie zabawa dla mnie. Po trzecie - wybrałem nie tą kategorię. Trzeba jednak było startować w amatorze, miałbym jakieś większe szanse :P. A tak to śmigałem ze wszystkimi Pro. Rezultat - miejsce 10 na 14 startujących, dystans 18.41 km, czas 0:48:23s, śr. prędkość 22.8 km/h i kosmiczne śr. tętno, którym się tu nie będę chwalił (to w statystykach to średnie z całej dzisiejszej jazdy). Po wyścigu wrócilismy pod leśniczówkę na ciepłą herbatę, cisto, pogaduchy i najważniejsze, czyli ogłoszenie wyników w każdej z trzech kategorii. Po wręczeniu pucharów powoli się zawinęliśmy zadowoleni z uczestnictwa w imprezie i pokręciliśmy do domów tą samą trasą.
Komentarze
W grupie Pro miałeś kilku bardzo pro rywali :P