Travel on Gravel!

kubolsky
Środa, 11 lutego 2015 Komentarze: 2
Dystans 45.82 km
Czas 02:12
Vśrednia 20.83 km/h
Uczestnicy
Vmax 43.68 km/h
Tętnośr. 135
Tętnomax 163
Kalorie 2240 kcal
Temp. 2.8 °C
Więcej danych
Dzisiaj wolne. Powrót z pracy o 3:30 w nocy po 280 km za kółkiem, 4,5 godziny snu, a punkt 8 rano oczy jak pięciozłotówki. No cóż począć... kawa, druga kawa i kierunek Poznań. Chciałem do Cykloturu, a ostatecznie wylądowałem w Decathlonie, z którego wyszedłem z nowym siodłem Selle Italia Shiver XC Flow, oraz (w końcu) z ochraniaczami na buty Shimano S2000D. Wracając do domu skrobnąem do Marcina z propozycją wspólnego, popołudniowego kręcnia się po okolicy, na co oczywiście przystał. Umówiliśmy się na godzinę 16:00 "na torach", gdzie zjawiłem się na 5 minut przed czasem. Po chwili zjawił się Marcin, z którym po krótkiej rozkminie ruszyliśmy w stronę Niechanowa :). Jechało się naprawdę przyjemnie - wiatr ledwo dawał o sobie znać (w przeciwieństwie do naszych ostatnich wyjazdów), nogi żwawo zapodawały na zmianę jedna po drugiej, a w paluchy było w końcu ciepło :). Z Niechanowa (przejeżdżając po drodze dwa ronda wielkości pączka każde - tak a'konto dnia jutrzejszego ;) ) ruszyliśmy do Arcugowa. Następnie przecinając DW260 wylądowaliśmy w Miroszce, skąd przez Nową Wieś Niechanowską i Kędzierzyn pokręciliśmy do Gniezna. Po drodze spotkały nas dwa nieprzewidziane pit-stopy - Marcinowi z tylnego koła zaczęło uchodzić powietrze. Jak się okazało, najprawdopodobniej winowajcą był nieszczelny wentyl. Na szczęście wystarczyło dwa razy koło podpompować i ze spokojem mogliśmy jechać dalej. Z Marcinem przegnałem się na Witkowskiej i przez miasto śmignąłem sobie do domu. 
Podsumowując - jechało sie jak zwykle ekstra, ochraniacze to był dobry zakup i zastanawiam się, jak mogłem wcześniej jeździć bez nich, no i siodło zdało egzamin - jest znacznie wygodniejsze od poprzedniego (Selle Royal było za miękkie). BTW nie chce ktoś kupić siodła? :)

Poniedziałek, 9 lutego 2015 Komentarze: 1
Dystans 23.24 km
Czas 01:02
Vśrednia 22.49 km/h
Vmax 39.84 km/h
Tętnośr. 155
Tętnomax 170
Kalorie 1599 kcal
Temp. 3.9 °C
Więcej danych
Poniedziałek jak to poniedziałek - od rana przykuty do kompa, a po południu podejrzanie dużo czasu do spożytkowania. Po powrocie z Poznania i zerknięciu na termometr postanowiłem wykręcić pętlę na rowerze, tak dla zdrowotności. Siup w obcisłe, łupina na czerep i lecimy. W obawie przed szybko nadchodzącym zmrokiem, spadkiem temperatury powietrza i grożącą mi ślizgawką po dzisiejszej odwilży konkretniej przydepnąłem, co zaowocowało średnią na poziomie ponad 22 km/h, a i pod wiatr się zdażało. Idzie ku dobremu :). Po powrocie było już ciemno, ale "na szczęśce" nadal mokro. Mokry był również rower, dupa, kurtka, facjata, w sumie mało co nie było mokre :D. Ważne jednak że kolejne kaemy w nogach, a morda się cieszy!


Niedziela, 8 lutego 2015 Komentarze: 2
Dystans 49.02 km
Czas 02:58
Vśrednia 16.52 km/h
Uczestnicy
Vmax 32.40 km/h
Kalorie 2354 kcal
Więcej danych
Ani wczorajszy dzień, ani nawet prognozy nie zapowiadały tak pięknej niedzieli. Pierwsze spojrzenie za okno wywołało na mej twarzy szeroki uśmiech, a pierwsza myśl jaka przyszła do głowy to rower :). Tylko czy ktokolwiek będzie miał ochotę na jazdę po lodzie i w śniegu... Z propozycją wyskoczył Marcin, a ja bez zbytniego się zastanawiania odparłem: "hell yeah!" :P. Chwilę później dopadła nas tradycyjna rozkmina w stylu "wszystko fajnie, ale gdzie?". Moja pierwsza myśl to S5, Wierzyce, Czerniejewo i powrót, no ale jednak trochę wieje. Później do głowy przyszedł mi Dębówiec, co Marcin skontrował Lasami Czerniejewskimi i na nich właśnie poprzestaliśmy. Ruszyliśmy wspólnie z Kostrzewskiego. Dojazd na miejsce spotkania zajął mi zauważalnie więcej czasu niż zwykle, co spowodowane było wszechobecną ślizgawką. Tak ostrożnie nie jechałem już od... no chyba nigdy. Obraliśmy kierunek na wprost i drogą polną, biegnącą równolegle do ul. Południowejj wyjechaliśmy z miasta. Jadąc dalej przed siebie dotarliśmy do Pawłowa. Tam przecięliśmy drogę Gniezno - Czerniejewo i udaliśmy się w kierunku lasu. Generalnie do tego momentu wykręciliśmy nieziemską średnią - niewiele ponad 14 km/h, gdyż azda po lodzie wymaga ostrożności i dozy zdolności ekwilibrystycznych. Przez las jechało się znacznie przyjemniej - trakty rozjeżdżone były w niewielkim stopniu, wiatr momentalnie ucichł a to co widzieliśmy wokoło chcąc, nie chcąc w dalszym ciągu wywoływało uśmiech, a co za tym idzie - dobre humory :).

Nasze rowery wśród zimowo przystrojonych drzew © kubolsky

Strumień w środku lasu © kubolsky

Drzewa skończyły się przy trasie Czerniejewo - Wierzyce, skąd nie do końca pewni warunków do jazdy (wiatru konkretnie) pokręciliśmy w stronę Czerniejewa. Mimo obaw do samego Czerniejewa jechało się wybornie, bo z wiatrem w plecy.

Marcin pomyka do Czerniejewa © kubolsky

Niestety to co dobre dość szybko się kończy, a że odcinek był stosunkowo krótki, to tuż za miastem trzeba było odbić na Kąpiel, Nidom, Kosmowo i Gębarzewo, co wiązało się z jazdą z wiatrem w ryja. Do Gniezna wpadliśmy przez Las Miejski. Po drodze zostawiłem Marcina, a sam śmignąłem na chwilę do Rodziców. Musiałem choć na chwilę ściągnąć buty by ogrzać palce u stóp, gdyż jeszcze chwila i pewnie zostały by w środku. Pauza nie trwała dłużej niż 10 minut, lecz muszę przyznać że była zbawienna. Od Rodziców pokręciłem już bezpośrednio do siebie.
Powiem tak - jeśli zima do swojego astronomicznego końca będzie wyglądała dokładnie tak jak dziś, to zły nie będę. Jeśli natomiast będzie chciała zagrać mi na nosie, to w mojej opinii może iść w cholerę. W ogólnym rozrachunku wiosnę lubię bardziej :P

Poniedziałek, 2 lutego 2015 Komentarze: 0
Dystans 18.47 km
Czas 00:53
Vśrednia 20.91 km/h
Vmax 40.25 km/h
Tętnośr. 147
Tętnomax 165
Kalorie 829 kcal
Temp. 1.0 °C
Więcej danych
Cały dzień przed komputerem (dla wszystkich charakteryzujących się kąśliwością we krwi - nie, nie grauem w gre :P ) trzeba było zamknąć dotlenieniem i zresetowaniem mózgu, bo do defektu blisko ;). Pętla po mieście i od razu człowek się lepiej czuje.

P.S. Czy to tylko moje odczucie, czy dzisiejszy, w znacznej części słoneczny dzień zwiastował powoli nadchodzącą wiosnę? :)


Niedziela, 1 lutego 2015 Komentarze: 4
Dystans 74.46 km
Czas 03:47
Vśrednia 19.68 km/h
Uczestnicy
Vmax 39.05 km/h
Tętnośr. 141
Tętnomax 168
Kalorie 3325 kcal
Temp. 1.1 °C
Więcej danych
Po udanej sobocie przyszedł czas na planowanie rowerowej niedzieli. Po raz kolejny zarzuciłem w naszej super tajnej i mega zakonspirowanej grupie fejsbukowej propozycję wspólnej jazdy. Tym razem za cel obrałem OW w Skorzęcinie. Nie przypadkowo zresztą - chciałem tam zaciągnąć wrzesińską sekcję BS, czyli bobikouziela (nieoficjalnego przewodnika po OW ;) ). Ku mej niekrytej radości chłopaki podjęli rękawicę i przystali na mój plan. Czad! Będzie nas w Skoju całkiem spora grupka :)
Za punkt startowy obraliśmy przejazd kolejowy na Dalkach (już wcześniej o uszy obiła mi się informacja, jakoby był to nowy punkt zborny gnieźnieńskich BS-owców). O 12:00 stawiłem się w umówionym miejscu, przyuważając czekającego już Mateusza. Wraz ze mną, z przeciwnego kierunku nadjechał Mr Jerry, czyli Pan Jurek. Po chwili zza torów wyłonił się micor, a dosłownie minutę po Nim Marcin. Tym samym bez praktycznie żadnego opóźnienia ruszyliśmy do Skorzęcina. Z uwagi na zalegające tu i ówdzie resztki śniegu, oraz uprzykrzające życie błoto pośniegowe wybraliśmy wariant asfaltowy. Gniezno opuściliśmy przez Osiniec, następnie przez Szczytniki Duchowne i Kędzierzyn pognaliśmy do Nowej Wsi Niechanowskiej. Generalnie większość trasy śmigaliśmy z wiatrem, który to wg prognoz miał byś dzisiaj słabszy, a jakimś dziwnym trafem uprzykrzał życie tak samo jak wczoraj. Jazda z wiatrem miała też pewien zasadniczy minus - czekał nas powrót z wmordewindem :/. Z NWN pokręciliśmy prosto w kierunku osady Piaski wariantem częściowo terenowym. Co odważniejsi pognali do przodu po zalegającym śniegu (śnieżku właściwie), natomiast ja z Micorem zaliczyliśmy ten etap bardzo spokojnie. Czarny trakt chwyciliśmy ponownie w Wierzchowiskach, a dalej przez Sokołowo trafiliśmy do Wsi Skorzęcin. Tu na chwilę przystanęliśmy by wykonać telefon do dobijającego się do nas bobiko. Okazało się, że gdy my wjeżdżaliśmy w las prowadzący do OW, wrzesińscy BS-owcy akurat mijali bramę do Ośrodka. Oznaczało to, że w umówionym punkcie, czyli na molo będziemy jakieś 10 minut za Nimi. W przewidywanym czasie dotarliśmy do "Skoja" i od razu pokręciliśmy nad jezioro. Ogólnie o tej porze roku Ośrodek jest całkowicie opustoszały (niezły mindfuck dla letnich pensjonariuszy domków w Skorzęcinie :P), gdzieniegdzie tylko przechadzają się pojedyńczy spacerowicze. Po dotarciu w umówione miejsce okazało się, że ani bobiko, ani uziela tam nie ma. Szybki kontakt telefoniczny i już wiem gdzie Ich szukać... no prawie. Chłopaki odnaleźli ich w miarę szybko, ja pojechałem na okrętkę i dotarłem chwilę po Nich.

Małe zamieszanie w Skorzęcinie © kubolsky

Grupfoto BS-ów z Gniezna i Wrześni © kubolsky

Na miejscu zregenerowaliśmy siły, co niektórzy posilili się bananami, ogrzaliśmy organizmy gorącą herbatą, pogadaliśmy, pośmialiśmy się (czyli standardzik :) ) i ruszyliśmy w drogę powrotną.

Opuszczamy Skorzęcin - powrót do domu © kubolsky

Marcin zaproponował, by drogę powrotną przeprowadzić przez Witkowo, a tym samym możliwie jak najdłużej towarzyszyć wrześnianom (chyba tak to się odmienia :P ). Po opuszczeniu lasu i wiejskich zabudowań, okazało się (przynajmniej dla mnie) że nie będzie lekko - trzeci rozjazd po długiej przerwie i jazda z wmordewindem wybitnie ze sobą nie współgrają. Peleton odstawił mnie na kilkadziesiąt metrów. Cóż, zaprzepaściło się formę to trzeba ją teraz odbudowywać. Z uwagi na niesprzyjające warunki, koncept jazdy do Witkowa zarzuciliśmy w Chłądowie. Tam też pożegnaliśmy Kubę i Artura, podziękowaliśmy za spotkanie i pokręciliśmy w stronę Gniezna. Dalsza część drogi powrotnej to jazda przez Kołaczkowo, Folwark, Trzuskołoń, a następnie dojazd do Nowej Wsi Niechanowskiej, skąd objechanym już dzisiaj szlakiem ruszyliśmy do domów. Z powrotem jechało mi się wybitnie nieprzyjemnie - brak pałera w nogach i wiatr prosto w ryja skutecznie zniechęcały mnie do kręcenia korbą. Jakoś jednak udało nam się trafić z powrotem do Gniezna pozostawiając po kolei: Mateusza i Marcina, następnie na Dalkach Micora, a ostatecznie kierując się na obiad do Rodziców przy Poznańskiej pozostawiłem Pana Jurka. W domu krótki odpoczynek i uzupełnienie żołądka ogórkową, a następnie powrót standartową trasą do siebie.
Tym samym trzeci rozjazd w tym roku to niemałe 70 km i wbrew nieciekawym warunkom pogodowym uczucie zadowolenia z jazdy, a przede wszystkim z powrotu na rower w towarzystwie tak zacnej Ekipy :).
Tydzień pracy mam zamiar przeznaczyć na regenerację, choć czuję, że nie obejdzie się bez chociażby parunastu kilometrów wieczorową porą :D.

P.S. Pod śladem GPS z Endomondo zamieszczam link do Garmin Connect - genialnej w moim mniemaniu platformy treningowej. Od tego sezonu moje ślady, parametry trasy, formę, tętno spalone kalorie etc. rejestruje Garmin Forerunner 210 HR :)



Link do Garmin Connect
Sobota, 31 stycznia 2015 Komentarze: 3
Dystans 47.07 km
Czas 02:23
Vśrednia 19.75 km/h
Uczestnicy
Vmax 41.32 km/h
Tętnośr. 149
Tętnomax 169
Kalorie 2267 kcal
Temp. 1.1 °C
Więcej danych
W kalendarzu sobota, a więc czas pomyśleć nad zaliczeniem kilku/kilkunastu/kilkudziesięciu km na rowerze. Wczoraj wieczorem zarzuciłem w naszej zamkniętej facbook'owej grupie koncept wspólnej jazdy, następnie czekając na jakikolwiek odzew. Odzew nastąpił dziś rano -  Marcin jako pierwszy wyjrzał za okno i stwierdził, że nie dość że biało, to jeszcze ślisko. Cóż, prognozy zapowiadały coś innego... Umówiliśmy się jednak, że jeśli aura ulegnie poprawie to ruszamy na szlak. Wyglądające co jakiś czas zza chmur słońce nastrajało bardzo pozytywnie. Koło południa postanowiliśmy, że po 13:00 jedziemy. Marcin zwerbował Pana Jurka, ten zwerbował Mateusza, ja natomiast zagaiłem Micora. Wszyscy oprócz Dawida stawili się punkt 13:30 na Wenecji. Micor musiał odpuścić, gdyż po wczorajszych wojażach w padającym śniegu cały rowerowy outfit wylądował w pralce. Dołączy do nas jutro ;).
Pierwotny plan zakładał, że ruszymy serwisówką wzdłuż S5 do Pierzysk, a później jak to zwykle bywało "się zobaczy". Plany jednak jak to plany - lubią ulegać zmianie. Pierwszy wyjazd na otwartą przestrzeń skutecznie nas od tego pomysłu odwiódł, gdyż jazda pod wiejący z zachodu styczniowy wiatr to nie jazda a katorga. Postanowiliśmy więc ruszyć w kierunku północnym i kręcić ile się da z wiatrem wiejącym w plecy, lub zacinającym z boku. Tym sposobem zaliczyliśmy pętlę przez Braciszewo, Oborę, Zdziechowę i Modliszewo. Tu jednak chcąc, nie chcąc musieliśmy odbić z powrotem w kierunku zachodnim (czytaj - pod wiatr), gdyż alternatywą było pakowanie się w błotniste o tej porze roku Lasy Królewskie. Ruszyliśmy przez Krzyszczewo i Pyszczyn w Kierunku Goślinowa ciesząc się sprzyjającym nam wiatrem. Po dojeździe do drogi prowadzącej do Strzyżewa Kościelnego nastąpiła chwila konsternacji - kręcimy dalej, czy wracamy Orcholską do Gniezna? Padło na wariant drugi. Tym samym czekało nas kolejne w dniu dzisiejszym kręcenie pod wiatr napieprzający bez żadnych skrupułów prosto w ryja. Połączenie niesprzyjających warunków z odbudowywaną dopiero kondycją dało w moim wypadku bardzo przewidywalny efekt - jazdę z prędkością nie wyższą niż 15 km/h i wiotkość w nogach. Spokojnie, będzie lepiej :).
Chłopaków odstawiłem na skrzyżowaniu z ul. Wełnicką, podziękowałem za wspólną jazdę, a następnie pokręciłem ostatnie 3 km do domu.
Tym oto sposobem drugi w tym roku wyjazd zakończył się dystansem rzędu ponad 38 km i sporą satysfakcją. W głowie jest jednak świadomość, że do powrotu optymalnej kondycji jeszcze trochę, ale skoro robi się to co się lubi, to nie stanowi to żadnej przeszkody, co nie?
Mam nadzieję, że jutrzejsza aura nie będzie gorsza od tej dzisiejszej, bo chyba powoli znowu zaczynam odczuwać głód jazdy.
Ekhm, WIOSNO - NAPIER*ALAJ!!! :D

Foto na zakończenie drugiego treningu w tym roku © kubolsky

EDIT:
Czułem pewien niedosyt jazdy, więc postanowiłem kopsnąć się do Rodziców na herbatę i tą sama trasą wrócić. Jak postanowiłem - tak uczyniłem :)



Czwartek, 29 stycznia 2015 Komentarze: 5
Dystans 22.86 km
Czas 01:13
Vśrednia 18.79 km/h
Uczestnicy
Vmax 34.28 km/h
Tętnośr. 143
Tętnomax 169
Więcej danych
Po całym dniu pracy nastał moment, by po raz pierwszy od dłuuuugiego czasu wsiąść na rower i poczuć (póki co jeszcze zimny) wiatr na twarzy, oraz zastrzyk adrenaliny spowodowany radością z powrotu do jazdy :). Ubrałem się dość grubo, gdyż chcąc, nie chcąc zegar wskazywał już 19:30. Prawie w pełni gotowy (niestety gdzieś mi wcięło łupinę i nie mogę się jej doszukać :/ ) postanowiłem ruszyć w kierunku swojego domu rodzinnego. W obie strony wychodzi jakieś 8-9 km - akurat na pierwszy raz. Jechało się wyśmienicie i po zaskakująco krótkim czasie musiałem wracać skąd przybyłem. Ledwo ruszyłem w drogę powrotną, gdy nagle minął mnie pomykający w w przeciwnym kierunku rowerzysta. Marcin, nie Marcin pomyślałem... Zatrzymałem się. On również. A więc to jednak Marcin! :) Proszę, jaki ten świat mały :). Ciężko mi było odmówić sobie wspólnej jazdy po tak długim czasie abstynencji. Tym sposobem już we dwójkę cyknęliśmy sobie kółko (w moim przypadku pół kółka) wokół miasta. Po niewiele ponad godzinie, odstawiając po drodze do domu Marcina, wróciłem w swoje skromne progi. Z krótkiego rozjazdu zrobiła się przyjemna ponad dwudziestka.
To co cieszy to - uwaga - nie najgorsza kondycja, brak pompy i mega zmęczenia. Innymi słowy - jest pałer!!!
Niestety w beczce miodu znalazła się łyżka dziegciu - coś jest nie halo ze sterami. Trzeba się będzie im bliżej przyjrzeć. W końcu weekend za pasem... :)
Do zobaczyska na szlaku! 
Środa, 28 stycznia 2015 Komentarze: 3
Minął dokładnie rok i trzy miesiące. No w sumie rok, trzy miesiące i jeden dzień :). Wiele się przez ten czas działo, głównie na płaszczyźnie zawodowej. Chyba zbyt wiele, skoro na tak długi czas postanowiłem odstawić swoją wielką pasję. Poza tym defekt Krossa też miał tu swój udział. Nie mniej nadszedł nowy rok, a wraz z nim nowe postanowienia noworoczne. Szczerze mówiąc nie zwykłem sobie ich składać, ale tym razem postanowiłem że będzie inaczej. W końcu dotarła do mnie nowa rama, nieoceniony Micor poskładał to wszystko do kupy, pozostała regulacja, ostatnie szlify i mogę znowu ruszać! :)
Ladies and Gentelmen - przedstawiam Wam Accenta Peak 26!


Tym samym oficjalnie obwieszczam swój powrót na szlaki! Wracam jak tylko ponaciąam te cholerne linki i wyreguluję te pierdzielone przerzutki :P. Micor, help! ;)
Sobota, 26 października 2013 Komentarze: 5
Dystans 109.01 km
Czas 05:31
Vśrednia 19.76 km/h
Uczestnicy
Vmax 45.15 km/h
Tętnośr. 140
Tętnomax 178
Kalorie 5004 kcal
Sprzęt [RIP] Kross
Więcej danych
Cały ostatni tydzień media wszelakie bombardowały me zmysły informacją, jakoby to nadchodzący weekend miał być ostatnim ciepłym weekendem tego roku. Doszło do tego, że zacząłem wierzyć w te prognozy nie zaglądając nawet na regularnie odwiedzane przeze mnie Accuweather i ICM. W końcu ostatnich parę dni to kwintesencja złotej, polskiej jesieni. Nadszedł piątek i trzeba było zacząć snuć plany na dzień następny. Zarzuciłem więc propozycję wspólnej jazdy na fejsbuniu i czekałem na odzew. Temat został podchwycony i wywiązała się z niego spora dyskusja. Co jednak istotniejsze - znalazło się kilku chętnych, oraz powstał zarys trasy. Wstępnie swoją obecność na szlaku zadeklarował jeżdżący ostatnimi czasy weekendowo Micor, Piotras (główny sprawca całego zamieszania :P) i Grigor.
Nadeszła wyczekiwana sobota, którą zacząłem od wizyty w mieście. Rano zaskoczyła mnie temperatura - przed 8.00 było już naprawdę ciepło. Oznaczało to, że dziś rowerem dam radę śmigać na półkrótko :). Na godzinę 10.30 umówiliśmy się z Micorem na wiadukcie nad DK5, tym samym dając sobie na dojazd po tyle samo czasu. Chwilę przed wyjazdem umówiłem się z Piotrem na spotkanie we Wierzycach, a z Grzechem na kontakt po dojeździe w okolice Promna. Grigor przy okazji poinformował mnie, że stawi się z paroma bajkerami - bratem Wojtasem, Łukaszem i Przemasem. Baja! Szybka kalkulacja i już wiem, że dziś śmigamy siedmioosobową paką :). Spakowałem sakwę (w razie czego wrzuciłem dłuższą i cieplejszą odzież), picie, kanapki i można ruszać. Wyjazd poza miasto to pierwsze zetknięcie z wmordewindem. Było ciepło, ale wietrznie. Na wiadukt dotarłem tuż przed czasem, co wiązało się z chwilą oczekiwania na Dawida.

W oczekiwaniu na Micora © kubolsky


W końcu pojawił się i On.

Jedzie Dawid! © kubolsky


Piona i jedziemy dalej. Trasa do Wierzyc to do bólu nudny asfalt serwisówki wzdłuż S5. Na domiar złego cały ten odcinek wiało prosto w ryja skutecznie zniechęcając do jazdy. Pomyślałem, że prognozy trochę jednak minęły się z prawdą. Tuż przed miejscem spotkania zaczęło kropić, a to w połączeniu z ciężkim niebem znaczyło, że owe prognozy można włożyć między bajki. Piotras już wyczekiwał nas na wiadukcie.

Spotkanie z Piotrasem we Wierzycach © kubolsky


Przywitaliśmy się i ruszyliśmy w dalszą drogę, już we trójkę. Nie zdążyliśmy dojechać do Gołunia, a mżawka przeistoczyła się w konkretny opad. No ale co - z cukru nie jesteśmy, co nie? Lecimy dalej! Chwyciliśmy teren i po chwili wylądowaliśmy między drzewami, które w znacznym stopniu uchroniły nas przed deszczem. W Nowej Górce Piotr zaproponował, by odpuścić sobie tak lubiany przeze mnie wąwozik i śmignąć obok stromym zjazdem. Zawierzyłem Mu i nie żałuję ;). Dalej krótki podjazd i wykręcamy rogala w Kociałkowej Górce. Myślałem, że znów śmigniemy w dół asfaltem, a dalej wspinaczka pod górę jak to zwykliśmy tu jeździć, ale nie. Chwila i odbijamy z powrotem w gęsto zarośnięte drzewami tereny PK Promno. Piotr przeprowadził nas tam naprawdę fajną trasą, której dodatkowego uroku dodawał jesienny klimat kolorowych drzew i dywan liści. Magia!

Przebijamy się przez PK Promno © kubolsky


PK Promno © kubolsky


W końcu z powrotem trafiliśmy na skraj Parku Krajobrazowego. Ruszyliśmy przed siebie przecinając po drodze szosę Promno - Pobiedziska. Tu na chwilę przystanęliśmy, a ja zgodnie z prośbą Grzecha wykonałem do Niego telefon. Chwila gadki i umówiliśmy się na spotkanie przy jeziorze Dębiniec. Aha, przestało padać :). Telefon z powrotem w kieszeń i heja w las! Przed nami kolejne pomykanie po liściach, pomiędzy drzewami, w dół, w górę i na szagę ;). Chwilę później zajechaliśmy na miejsce spotkania, odstawiliśmy rowery i popatrzyliśmy po sobie - żaden z nas nie spodziewał się dzisiaj tak uwalić ;). No ale co - rowerzysta MUSI się upierdzielić! Dysponując chwilą przerwy napawaliśmy się widokiem ze skarpy wprost na jezioro, pogadaliśmy, pocykaliśmy foty i jakieś 10 minut później usłyszeliśmy poniżej nas głosy. Jadą, całą czwórką :). Przywitaliśmy się z Chłopakami, chwilę wspólnie pogadaliśmy, ustaliliśmy dalszą trasę i ruszyliśmy.

Całą Ekipą nad jez. Dębiniec © kubolsky


Ku przygodzie! © kubolsky


Od tego momentu pałeczkę przewodnika dzierżył Grigor - najbardziej lokalny z lokalsów ;). Początkowo poprowadził nas dalej przez las wąskim singlem w kierunku torów. Wypadliśmy prosto na peron stacji/przystanku kolejowego w Promnie, przecięliśmy DK 5 i dalej asfaltami pokręciliśmy do Jeżykowa.

Trochę asfaltu też musi być :P © kubolsky


Na tamie w Jeżykowie rozpoczęliśmy kolejną z dzisiejszych "misji", czyli objazd jeziora.

W oddali po prawej piaszczysta skarpa na którą zmierzamy ;) © kubolsky


Dobra połowa trasy to śmiganie nudnymi asfaltami, ale czego się nie zrobi dla jazdy w TAKIM towarzystwie :). Po drodze zaliczyliśmy jeszcze pauzę w sklepie we wsi Kowalskie, gdzie w końcu mogliśmy wtrząchnąć śniadanko.

Przerwa na śniadanie © kubolsky


Dalej czekała nas jeszcze chwila jazdy po czarnym dywanie by w końcu móc usłyszeć od Grzecha "Tu w lewo!". No, nareszcie teren! Początkowo polną drogą, wśród sukcesywnie ścinanej kukurydzy ruszyliśmy lekko w dół, zbliżając się coraz bardziej do jeziora.

W końcu terenem w kierunku jez. Kowalskiego © kubolsky


Kolejny raz w lewo i jesteśmy w lesie. Podjazd, zjazd i oczom naszym ukazał się kolejny dziś obiekt hydrotechniczy.

Zapora na jez. Kowalskim © kubolsky


Tu zaliczyliśmy kolejną, krótką pauzę, w trakcie której Grzechu opowiadał jaka tu kiedyś była czysta woda, ilu można było spotkać kąpiących się ludzi itd. Cóż, jak widać te czasy minęły bezpowrotnie.

Gadka-szmatka ;) © kubolsky


Wsiedliśmy z powrotem "na koń" i ruszyliśmy ku głównej atrakcji dnia dzisiejszego. Po paru minutach, jeden za drugim śmigaliśmy krętym, technicznym singlem wzdłuż brzegu jeziora.

Jeden z wielu fotostopów © kubolsky


Podjazdy też były ;) © kubolsky


Słyszałem już nie raz o tym szlaku, ale nie spodziewałem się, że jest on tak odjechany! Korzenie, gęste drzewa, wijąca się ścieżka, podjazdy, zjazdy, znowu korzenie, pieńki, kamienie i jazda tuż przy tafli wody. No po prostu mega! Najważniejszym było nie zgubić z pola widzenia naszego dzisiejszego przewodnika, który sam był tego świadom raz po raz stając i czekając za resztą.
W końcu jednak to co dobre musiało się skończyć - dotarliśmy do skarpy, czyli do końca naszej dzisiejszej "scieżki dydaktycznej". Tu też zorganizowaliśmy kolejny postój na herbatę, kanapki, pogaduchy i foty, z naciskiem na to ostatnie gdyż widok stąd był przepiękny. Na fotografowaniu i głupotach zeszło nam jakieś 15-20 minut.

Widok na jez. Kowalskie © kubolsky


Kross © kubolsky


A tak wyglądamy od tyłu :P © kubolsky


Ostatnie dziś wspólne foto. Humory dopisują ;) © kubolsky


W końcu jednak trzeba było zawijać się do domu. Pożegnaliśmy się z Piotrasem i Łukaszem, którzy pokręcili w swoją stronę, natomiast my kończąc objazd jeziora ruszyliśmy w kierunku pokonywanej już dziś tamy w Jeżykowie. Drogę powrotną ustaliliśmy w taki sposób, by jak najdłużej móc śmigać pozostałą ekipą. Padło więc na powrót przez Wronczyn. Do Wronczyna dotarliśmy przez las spokojnym tempem. Krótka przerwa w sklepie, zastrzyk cukru poprzez konsumpcję batona i
w końcu przyszedł czas na odłączenie się kolejnej dwójki. Pożegnaliśmy Grzecha i Wojtasa którzy ruszyli z powrotem do Wierzonki.

Brachole jadą do domu © kubolsky


Wraz z Micorem i Przemasem pokręciliśmy w stronę Krześlic. Z Krześlic terenem przedostaliśmy się do Łagiewnik, gdzie teoretycznie mogliśmy już odbić, ale postanowiliśmy jeszcze kawałek odprowadzić Przema. W swoje strony rozjechaliśmy się wioskę dalej, czyli w Berkowie. Z Berkowa, już tylko z Micorem zamierzaliśmy udać się na Pola Lednickie, tym samym niezmiernie zmotywowani chcąc dokręcić do stówy.

Kaczki wypatrują czegoś na zachodzie © kubolsky


W teorii, spod ryby mieliśmy śmigać drogą Gniezno - Kiszkowo do domów, lecz na Polach Lednickich okazało się, że trasę jednak jeszcze trochę trzeba rozciągnąć.

Brama Ryba na Polach Lednickich © kubolsky


Padło więc na częściowy objazd jez. Lednickiego przez Skrzetuszewo, Rybitwy, Lednogórę, Dziekanowice, a dalej do Gniezna wyznaczonym szlakiem rowerowym. W międzyczasie zadzwonił p. Jurek, który chciał nas namierzyć, dobić do nas (nie nas ;) ) i razem wrócić do Gniezna. Z Mister Jerrym i Mateuszem zjechaliśmy się tuż przed Żydówkiem, skąd w czwórkę ruszyliśmy do domów. Micora odstawiliśmy w Rzegnowie, a naszą pozostałą trójką pokręciliśmy dalej. Im bliżej Gniezna byliśmy, tym bardziej stawało się jasne że stówa nie pęknie tak łatwo. Zaproponowałem Chłopakom objazd przez Strychowo, Oborę, Obórkę i powrót drogą Zdziechowa - Gniezno. Zgodzili się, za co wielkie dzięki! Ciężko by było tak samemu się zmotywować do jazdy, tym bardziej będąc wypompowanym po sporej dawce terenu. W końcu jednak magiczne 100 pękło i praktycznie ostatkiem sił, z pominięciem górki na Poznańskiej dotarliśmy na nasz fyrtel. Podziękowałem p. Jurkowi i Mateuszowi za towarzystwo i pokręciłem do domu. Przed drzwiami licznik wskazywał 109 km.
Podsumowując - naprawdę udany dzień. Jazdy w takim towarzystwie nie jest w stanie popsuć nawet mało trafna prognoza pogody, przejściowy deszcz czy konkretny wmordewind :). Grzechu - dzięki za pokazanie nam Twoich rewirów. Singiel jest mega i bankowo się tam jeszcze pojawię! Piotras - dzięki za wygospodarowanie dla nas chwili czasu, oraz za pokazanie nam zakamarków PK Promno. Wojtas, Łukasz, Przemo - dzięki za wspólną jazdę! Miło było Was poznać. Chłopaki, oby do następnego!

P.S. Autorem części fotek jest Grigor.
Czwartek, 24 października 2013 Komentarze: 0
Dystans 42.85 km
Czas 02:04
Vśrednia 20.73 km/h
Uczestnicy
Vmax 42.80 km/h
Tętnośr. 118
Tętnomax 152
Kalorie 1545 kcal
Więcej danych
Po wczorajszym krótkim, wieczornym śmiganku przyszedł czas na coś trochę dłuższego w towarzystwie. Za oknem nadal jesień zaskakuje - słoneczko pięknie zapodaje, raz po raz chowając się za chmurami (no w końcu to końcówka października!), a wskazania termometru są bardziej mocno wiosenne niż późnojesienne. Postanowiłem skorzystać ze sprzyjającej pogody i zaproponować Chłopakom wspólną, popołudniową jazdę. Skrobnąłem sms-a do Marcina i p. Jurka, a w odpowiedzi dostałem potwierdzenie od pierwszego z Nich. Mister Jerry natomiast poinformował mnie że chętnie, ale dopiero po 5. W ten oto sposób tuż po 16 wypaliłem na półkrótko w kierunku Wenecji, gdzie już czekał Marcin. Tuż przed wyjazdem z domów naszą uwagę przykuła ciemna chmura, lecz prognozy jasno wskazywały, że skończy się co najwyżej na strachu - padać nie będzie. Na Wenecji Marcin uświadomił mnie, że u niego jednak padało ;). Wspólnie ustaliliśmy, że w tym wypadu najbezpieczniej będzie udać się w kierunku przeciwnym do owego chmurzyska. Padło więc na kółeczko - kierunek Zdziechowa, odbicie na Krzyszczewo i z powrotem przez Pyszczyn do Gniezna. Owa pętla zajęła nam dokładnie tyle ile planowaliśmy. Tuż po 5 zadzwonił p. Jurek. Umówiliśmy się na spotkanie na Rynku. Jako że dysponowaliśmy z Marcinem 15 minutami zapasu postanowiliśmy pokręcić sobie na spokojnie przez miasto do Parku Miejskiego. W parku stwierdziliśmy, że nie ma sensu cofać się z powrotem na Rynek i tu poczekamy za p. Jerzym. Jakieś 5 minut później kręciliśmy już wspólnie w czwórkę. Pozostało nam jeszcze zgarnąć po drodze Mateusza. Z Nim umówiliśmy się na spotkanie pod trzema mostami. Junior dobił do nas ekspresowo i po chwili byliśmy w komplecie. W międzyczasie zaplanowaliśmy rundkę po okolicy i zgodnie z tym planem ruszyliśmy Kawiarami w stronę Osińca. Przez Osiniec pokręciliśmy do Szczytnik Duchownych, a ze Szczytnik równiutką, asfaltową prostą (Uziel byłby zadowolony ;P ) udaliśmy się do Kędzierzyna. Powoli robiło się coraz ciemniej, więc trzeba było odpowiednio dostosować trasę do nieubłagalnie umykającego dnia. Z Kędzierzyna ruszyliśmy do Żelazkowa, przecięliśmy drogę 260 Gniezno - Witkowo i udaliśmy się do Goczałkowa. Tu odbicie w prawo i niejednokrotnie śmiganą prostą, skrajem Lasu Miejskiego wpadliśmy z powrotem do miasta. Okolicznymi ulicami ruszyliśmy w stronę domów po drodze żegnając się z Marcinem i Mateuszem. Fajnie jest znowu śmigać sobie z Ekipą! :) Teraz trzeba rozkminić coś na weekend - prawdopodobnie ostatni tak ciepły w tym roku.

TROCHĘ O MNIE

Ten blog rowerowy prowadzi kubolsky z miasta Poznań
  • Mam przejechane 88426.33 kilometrów
  • Jeżdżę ze średnią prędkością 21.87 km/h


88426.33

KILOMETRÓW NA BLOGU

21.87 km/h

ŚREDNIA PRĘDKOŚĆ

168d 10h 27m

CZAS W SIODLE