Najpierw od rana pętla po okołognieźnieńskich fyrtlach z Panem Jurkiem. Bywało również pod wiatr, choć w ogólnym rozrachunku nie było aż tak źle - z roweru nie zrzucało ;) Głupotą by było nie skorzystać ze wschodniego wiatru i nie wrócić na kołach do Poznania, więc po powrocie do Rodziców spakowałem sakwę i ruszyłem w dziki 50-kilometrowy sprint ;) Sprintowało się wyśmienicie :P
Na tą pięknie zapowiadającą się marcową niedzielę umówiłem się z p. Jurkiem, który koło 10:00 przybył do Poznania składem Kolei Wielkopolskich. Przyzwoitość nakazywała by odebrać mojego Gościa z dworca co też uczyniłem. Bez większego przestoju ruszyliśmy na północ do Starczanowa aby dopełnić corocznego obowiązku. O samym Jarze nie ma się co zbytnio rozpisywać - ot trafiła się prawdziwie przedwiosenna aura, Śnieżyce rozkwitły w 100%, a wojskowi łaskawie pozwolili wejść na jakby nie patrzeć teren poligonu, co w ogólnym rozrachunku zaowocowało wuchtą wiary! Na miejscu strzeliliśmy kilka fotek i ruszyliśmy w drogę powrotną przez Murowaną Goślinę i Puszczę Zielonkę, uciekając tym samym przed dającym się we znaki wiatrem. Wyprawę zakończyliśmy ponownie na Garbarach gdzie "zapakowałem" mojego Gościa do pociągu (tym razem PolRegio) odhaczając tym samym dystans ponad 70 km. Wieczorem dorzuciłem kolejne 50 km dzięki nadprogramowej, nieplanowanej i powoli nudzącej się trasie Poznań - Gniezno.
Dzień z gatunku "Idealnie nie jest, ale jeździć się da" zaowocował założonym, ponad stukilometrowym tripem. Dojazd na Garbary składem PolRegio w towarzystwie uhahanych poimprezowiczów, a następnie tradycyjny przejazd przez poznański Rynek. Z Rynku obieramy kierunek na Most Rocha, skąd ruszamy NSR-em do Puszczykowa. Dalej czekała nas Mosina i podjazd Pożegowską, Osowa Góra, przejazd wzdłuż jez. Góreckiego i powrót do Poznania Greiserówką. Przejazd przez stolicę Wielkopolski poszedł na tyle sprawnie, że momentalnie znaleźliśmy się na ul. Gdyńskiej zmierzając prosto do Koziegłów. W Kicinie odbijamy na Wodną, ale podjazd na Dziewiczą sobie darujemy. Przemierzając szlaki Puszczy Zielonki docieramy do osady o tożsamej nazwie, gdzie urządziliśmy krótką pauzę na drobny popas. Z Zielonki Traktem Bednarskim trafiamy do Krześlic, a następnie do Rybitw. Tu zatrzymaliśmy się po raz kolejny by uzupełnić choć część spalonych w terenie kalorii. Z Rybitw już jednym ciągiem wracamy do Gniezna, gdzie każdy z nas myka w swoim kierunku. To był udany dzień :)
Aby tradycji stało się zadość ruszyliśmy wraz z Micorem w kierunku Powidza, za cel obierając sobie jak co roku objazd naszego największego akwenu. Tym razem jednak trasę zaliczyliśmy w przeciwnym kierunku, a co! Jak szaleć to na całego ;) Dzień zaliczam do udanych.
Głodny jazdy, po niemal tygodniu przerwy ruszyłem po prostu przed siebie, aż trafiłem na Pożegowską. Weszła gładko :) Na powrót rowerem niestety nie starczyło czasu, więc wyrypę zakończyłem na Dworcu Głównym. Rządza zaspokojona ;)
Kolejny (już trzeci w tym roku) wypad do Wielkiej Dziury na życzenie mojej dzisiejszej Towarzyszki. Przy okazji Młoda ustrzeliła swoje pierwsze 100 km w życiu będąc zarazem na drugiej wyrypie rowerowej w ogóle. Albo gdzieś w tej ramie ukryty jest silniczek, albo ja czegoś nie rozumiem... ;) Zaczęły się żniwa, kombajny grasują w polach - znak że zima idzie :P
Fisz Emade Tworzywo, "trujące" kanapki, truskawkowy porter (zajebisty, choć niemiecki ;) ), Szklana i reszta ferajny dzięki którym z soboty na niedzielę pozytywnie się zniszczyliśmy, oszukana kawa, oraz wschód słońca bez wschodu słońca w Dusznie - tak w skrócie wyglądał spontaniczny night ride z Młodą.