Jazda w "padadeściu"
Kategoria solo
Poniedziałek, 24 czerwca 2013
Komentarze:
6
Dziś Franz oficjalnie skończył 2 lata. Z ciekawości zajrzałem do Wikipedii, by sprawdzić kto jeszcze rodził się 24.06. Lionel Messi, Jan Kulczyk...na tym poprzestałem, zrobiło się wystarczająco ciekawie :)
Pod wieczór zabrałem się za czyszczenie napędu, czyli szejkowanie łańcucha, wymycie korby, kasety, przerzutek, zmontowanie wszystkiego do kupy i smarowanko. Wątpię żebym w tygodniu gdzieś dalej wypalił, tym bardziej że nastąpiło załamanie pogody i nie liczę na jazdę po suchych, kurzących się piachach.
Okazja do wykręcenia kolejnych kilometrów nadarzyła się dopiero po 20, gdy Jubilat poszedł spać. Przed wyjazdem zerknąłem jeszcze na stronkę, którą polecił mi Sebek. Na mapie nad Gnieznem nie zaobserwowałem żadnych kolorowych, mniejszych lub większych ciapek, więc spokojny (złudnie niestety) o aurę wypaliłem przez miasto w kierunku Goślinowa. Pierwszy przystanek to PiP i małe zakupy na jutro rano. Dalej pokręciłem przez Budowlanych w stronę dzielnicy Róża, którą chciałem się dostać na ul. Orcholską wiodącą w stronę Goślinowa. Im bliżej Orcholskiej byłem, tym bardziej zacząłem odczuwać spadające z nieba krople. W którymś momencie stwierdziłem, że jazda ma już niewiele wspólnego z przyjemnością i trzeba by się gdzieś na chwilę zatrzymać. Na moje głupie szczęście po drodze miałem wiadukt w ciągu DK15 pod którym mogłem spokojnie przeczekać opad.
Wewnątrz, na ścianach obiektu inżynieryjnego dało się zaobserwować próbki sztuki ulicznej, nie takie złe zresztą...
...jak również można się było dowiedzieć, że "Roman to GEJ!"
Po pięciu minutach stwierdziłem, że czekanie nie ma sensu bo równie dobrze deszcz może nie ustać przez dłuższy czas. Jako że z cukru stworzony nie jestem, a kwaśne deszcze to nie u nas, ruszyłem dalej. Goślinowo oraz dalszą trasę sobie odpuściłem - żadna to frajda taka jazda w deszczu. Ruszyłem przez Winiary ku domowi. Na dole, na Wiadukcie Solidarności fotka Gnieźnieńskiego Bronxu (tak - mamy Manhattan, mamy również Bronx. Gniezno to prawie NY ;) )...
...i pokręciłem z zamiarem powrotu Żabią, Powstańców Wlkp. i wzdłuż Poznańskiej. Przy estakadzie coś mnie jednak tchnęło i odbiłem na Żuławy. Z Żuław w św. Jana, dalej św. Wojciecha i jestem pod Katedrą. Tu uświadomiłem sobie że deszcz chyba powoli ustaje, więc wykręciłem jeszcze na Wenecję biorąc pod uwagę ewentualność ponownego wydłużenia trasy. Na Wenecji jak na złość deszcz znowu przybrał na sile, więc zmuszony zostałem do ostatecznego powrotu. Zahaczyłem jeszcze o "wyspę", na której nie byłem od czasów liceum. Focia Katedry i jej otoczenia, oraz kręcącej się gdzieś w kanale między parkiem a wyspą łabędziej rodzinki :)
Z Wenecji standardowo Strumykową do Dalkoskiej, następnie w Orzeszkowej i na około przez mój fyrtel do domu.
Napęd znów pracuje cicho, co niejako jest radosną symfonią dla mych uszu ;) Cieszy po prostu :P. Oby ten stan utrzymał się do niedzieli. Gdyby jednak tak się nie stało, przytomnie zakupiłem dwie flaszki benzyny ekstrakcyjnej zamiast standardowej jednej ;)
Pod wieczór zabrałem się za czyszczenie napędu, czyli szejkowanie łańcucha, wymycie korby, kasety, przerzutek, zmontowanie wszystkiego do kupy i smarowanko. Wątpię żebym w tygodniu gdzieś dalej wypalił, tym bardziej że nastąpiło załamanie pogody i nie liczę na jazdę po suchych, kurzących się piachach.
Okazja do wykręcenia kolejnych kilometrów nadarzyła się dopiero po 20, gdy Jubilat poszedł spać. Przed wyjazdem zerknąłem jeszcze na stronkę, którą polecił mi Sebek. Na mapie nad Gnieznem nie zaobserwowałem żadnych kolorowych, mniejszych lub większych ciapek, więc spokojny (złudnie niestety) o aurę wypaliłem przez miasto w kierunku Goślinowa. Pierwszy przystanek to PiP i małe zakupy na jutro rano. Dalej pokręciłem przez Budowlanych w stronę dzielnicy Róża, którą chciałem się dostać na ul. Orcholską wiodącą w stronę Goślinowa. Im bliżej Orcholskiej byłem, tym bardziej zacząłem odczuwać spadające z nieba krople. W którymś momencie stwierdziłem, że jazda ma już niewiele wspólnego z przyjemnością i trzeba by się gdzieś na chwilę zatrzymać. Na moje głupie szczęście po drodze miałem wiadukt w ciągu DK15 pod którym mogłem spokojnie przeczekać opad.
Schron przeciwdeszczowy© kubolsky
Wewnątrz, na ścianach obiektu inżynieryjnego dało się zaobserwować próbki sztuki ulicznej, nie takie złe zresztą...
Wymowny mural© kubolsky
...jak również można się było dowiedzieć, że "Roman to GEJ!"
Po pięciu minutach stwierdziłem, że czekanie nie ma sensu bo równie dobrze deszcz może nie ustać przez dłuższy czas. Jako że z cukru stworzony nie jestem, a kwaśne deszcze to nie u nas, ruszyłem dalej. Goślinowo oraz dalszą trasę sobie odpuściłem - żadna to frajda taka jazda w deszczu. Ruszyłem przez Winiary ku domowi. Na dole, na Wiadukcie Solidarności fotka Gnieźnieńskiego Bronxu (tak - mamy Manhattan, mamy również Bronx. Gniezno to prawie NY ;) )...
Gnieźnieński Bronx© kubolsky
...i pokręciłem z zamiarem powrotu Żabią, Powstańców Wlkp. i wzdłuż Poznańskiej. Przy estakadzie coś mnie jednak tchnęło i odbiłem na Żuławy. Z Żuław w św. Jana, dalej św. Wojciecha i jestem pod Katedrą. Tu uświadomiłem sobie że deszcz chyba powoli ustaje, więc wykręciłem jeszcze na Wenecję biorąc pod uwagę ewentualność ponownego wydłużenia trasy. Na Wenecji jak na złość deszcz znowu przybrał na sile, więc zmuszony zostałem do ostatecznego powrotu. Zahaczyłem jeszcze o "wyspę", na której nie byłem od czasów liceum. Focia Katedry i jej otoczenia, oraz kręcącej się gdzieś w kanale między parkiem a wyspą łabędziej rodzinki :)
Katedra Gnieźnieńska z "wyspy"© kubolsky
Łabędzia rodzinka© kubolsky
Z Wenecji standardowo Strumykową do Dalkoskiej, następnie w Orzeszkowej i na około przez mój fyrtel do domu.
Napęd znów pracuje cicho, co niejako jest radosną symfonią dla mych uszu ;) Cieszy po prostu :P. Oby ten stan utrzymał się do niedzieli. Gdyby jednak tak się nie stało, przytomnie zakupiłem dwie flaszki benzyny ekstrakcyjnej zamiast standardowej jednej ;)
Komentarze
Widać, że można iść na rower - przez najbliższe kilka godzin nie powinno padać :)