Działeczka, czyli there and back again
Kategoria solo
Sobota, 22 czerwca 2013
Komentarze:
3
Dziś przyszedł czas na praktyczny test poczynionej wczoraj reanimacji Fury. Również od wczoraj wiedziałem, że z planowanego porannego wypadu we trójkę w okolice jeziora Powidzkiego niewiele wyjdzie - Marcin dał cynka, że w sobotę dostępny będzie dopiero w godzinach popołudniowych. Pro forma zaproponowałem jeszcze wspólną jazdę p. Jurkowi, lecz ten poinformował mnie, że godziny ranne postanowił wykorzystać na odsypianie tygodnia pracy. W takim wypadku pozostało mi śmiganie solo. Mając świadomość, że z piątku niewiele miałem, a i niedziela zapowiada się "bezrowerowa" zwarłem poślady, spakowałem sakwy, zarzuciłem cały ten rowerowy majdan na siebie i ruszyłem w kierunku Ostrowa na działeczkę. Godziny ranne (jeżeli tak można nazwać 9.30 patrząc na wybryki Bobiko i Uziela ;) ) okazały się wręcz idealne do jazdy. W sumie ciężko by było inaczej, skoro internetowa pogodynka zapowiadała warunki dla rowerzystów na 10 pkt w 10-cio punktowej skali :). Ruszyłem więc przez Osiniec odbijając w prawo jeszcze przed Szczytnikami Duchownymi, niejako skracając sobie drogę do Kędzierzyna. Później postanowiłem, że skoro tuż za Gnieznem drogę sobie skróciłem, to za Nową Wsią Niechanowską ją wydłużę. Saldo musi wyjść na zero ;). Śmignąłem więc fragmentem Szlaku św. Jakuba do Trzuskołonia.
W Trzuskołoniu wróciłem na znaną mi trasę i pokręciłem w stronę Folwarku. Tam odbiłem na Kołaczkowo, a następnie pozostawiając za sobą ów wieś pokręciłem przez Chłądowo i Kamionkę do OW w Skorzęcinie. Jeszcze w Chłądowie zaliczyłem chwilowy stop na fotkę polującego na łące klekota :)...
...a następnie już jednostajnym tempem śmignąłem do "Skoja". Mimo względnie wczesnej pory po drodze minęło mnie sporo aut z różnych zakątków Polski, kierujących się do lokalnego centrum lansu ;) W końcu pokonując leśne zakręty dotarłem do enklawy przysmażonych na solce karczków i odstrzelonych jak szczur na otwarcie kanału dziuniek ;)
Na dzień dobry obrałem kierunek molo, co wiązało się z przejechaniem główną arterią. Nie było tak źle, w końcu to dopiero 10.30 rano.
Po chwili odbiłem w prawo w kierunku mola. Zdziwiła mnie ilość ludzi wylegujących się na "plaży". Czy oni w ogóle spali?
Na samym molo było spokojniej.
Na miejscu chwila odpoczynku, parę fotek, w tym foto na Instagrama którego do teraz nie mogę wgrać :/ i jedziemy dalej. Ciąg dalszy trasy wiódł (a jakże!) w kierunku singielka do Wylatkowa. Mijając hotel nad jez. Białym i tym samym opuszczając Skorzęcin pokręciłem piaszczystym duktem w stronę mojego ukochanego skrótu.
Po drodze obowiązkowe foto mostku...
...i przecinając łąkę wpadam do Wylatkowa. Stąd już - można powiedzieć - z górki. Porytym asfaltem do Przybrodzina, następnie w lewo i pod górkę by po chwili zjechać w las prowadzący na działeczkę. W ciągu 1.50h dotarłem na miejsce. Chyba nieźle poszło :).
Chwilę czasu zajęło otwarcie całego tego przybytku, ale w końcu mogłem na spokojnie rozsiąść się na tarasie i napawać błogą ciszą. Aha, trza jeszcze dojrzeć malutkie sierściuchy :).
Jak widać mają się nieźle i wierzcie mi - rosną jak na drożdżach. Nie minęło nawet 10 minut gdy pojawiła się ich matka - rodzicielka. Wrzuciłem jej trochę pokarmu, dolałem wody i wróciłem odpoczywać. Po jakiejś pół godzinie raz jeszcze zajrzałem do kocurów. Trafiłem akurat na karmienie :P. Kurcze, mógłbym je tak obserwować bez przerwy :).
W końcu jednak ostatecznie zasiadłem w fotelu i pogrążyłem się w lekturze drugiej części Pieśni Lodu i Ognia - Starcie Królów. Nie wiem kiedy przebrnąłem przez cztery rozdziały gdy pod płot samochodem podjechała kolejna porcja rodzinki - Dżoana z Juniorem, oraz Śwagierka. Od tego momentu czas mijał na pogaduchach, zabawach w basenie z Franzem, grillu, kolejnych pogaduchach... W międzyczasie dojechali jeszcze Staruszkowie i...zegar niespodziewanie pokazał 18.00. Trza się było zawijać. Ogarnąłem się, wsiadłem na rower i ruszyłem do domu.
W Przybrodzinie ewidentnie przybyło chętnych do zażycia kąpieli w jeziorze.
Dalsza trasa wiodła dokładnie tym samym śladem, z tym że w odwrotnym kierunku - wiadomix ;). W "Skoju" lanserów również przybyło - parking był w znacznej części wypełniony blachosmrodami.
Chcąc trochę sobie urozmaicić drogę powrotną postanowiłem, że we wsi Skorzęcin odbiję w prawo i do Gniezna wrócę alternatywną trasą. Ta (również nie raz już śmigana) wiodła początkowo przez Sokołowo, gdzie nie mogłem sobie odmówić fotki bajecznie niebieskiego pola (za cholerę nie wiem co to jest to, co tam rośnie :/)...
...następnie Ćwierdzin, stąd polnym traktem do wsi Piaski i w kierunku Krzyżówki. Z Krzyżówki już tradycyjnie przez las w stronę Lubochni. Tuż przed wylotem z lasu znajduje się parking leśny, gdzie postanowiłem strzelić self-focię (w końcu ileż można fotografować matkę naturę i jej wybryki ;) ).
Z Lubochni pokręciłem oklepanymi asfaltami przez Wierzbiczany, przeciąłem szlak kolejowy do Toronto (udało mi się nawet trafić na przejeżdżający "Kibel")...
...i ulicą Wierzbiczany wpadłem na przedmieścia Gniezna. Udałem się do Piotra i Pawła po zasłużone zimne piwko, a następnie zahaczając o Wenecję pokręciłem do domciu. Tym oto sposobem kolejny (i niestety najprawdopodobniej jedyny w ten weekend) rowerowy dzień dobiegł końca. Co ważne - dystans z tych konkretniejszych to kolejny, solidny trening przed zbliżającą się niedzielą 30.06, czytaj początkiem rowerowej wyprawy Wschód 2013 :).
Aha, test spawu wypadł w 100% pozytywnie. Nie mniej obowiązkowo trza zakupić nową, dłuższą sztycę :P.
Szlak św. Jakuba między Nową Wsią Niechanowską a Trzuskołoniem© kubolsky
W Trzuskołoniu wróciłem na znaną mi trasę i pokręciłem w stronę Folwarku. Tam odbiłem na Kołaczkowo, a następnie pozostawiając za sobą ów wieś pokręciłem przez Chłądowo i Kamionkę do OW w Skorzęcinie. Jeszcze w Chłądowie zaliczyłem chwilowy stop na fotkę polującego na łące klekota :)...
Klekot na polowaniu :)© kubolsky
...a następnie już jednostajnym tempem śmignąłem do "Skoja". Mimo względnie wczesnej pory po drodze minęło mnie sporo aut z różnych zakątków Polski, kierujących się do lokalnego centrum lansu ;) W końcu pokonując leśne zakręty dotarłem do enklawy przysmażonych na solce karczków i odstrzelonych jak szczur na otwarcie kanału dziuniek ;)
Entering Skorzęcin© kubolsky
Na dzień dobry obrałem kierunek molo, co wiązało się z przejechaniem główną arterią. Nie było tak źle, w końcu to dopiero 10.30 rano.
Główny deptak OW Skorzęcin© kubolsky
Po chwili odbiłem w prawo w kierunku mola. Zdziwiła mnie ilość ludzi wylegujących się na "plaży". Czy oni w ogóle spali?
Plaża w Skorzęcinie w godzinach rannych© kubolsky
Na samym molo było spokojniej.
Molo w Skorzęcinie© kubolsky
Na miejscu chwila odpoczynku, parę fotek, w tym foto na Instagrama którego do teraz nie mogę wgrać :/ i jedziemy dalej. Ciąg dalszy trasy wiódł (a jakże!) w kierunku singielka do Wylatkowa. Mijając hotel nad jez. Białym i tym samym opuszczając Skorzęcin pokręciłem piaszczystym duktem w stronę mojego ukochanego skrótu.
Entering sigletrack© kubolsky
Po drodze obowiązkowe foto mostku...
Tradycyjne foto mostku© kubolsky
...i przecinając łąkę wpadam do Wylatkowa. Stąd już - można powiedzieć - z górki. Porytym asfaltem do Przybrodzina, następnie w lewo i pod górkę by po chwili zjechać w las prowadzący na działeczkę. W ciągu 1.50h dotarłem na miejsce. Chyba nieźle poszło :).
Right on spot!© kubolsky
Chwilę czasu zajęło otwarcie całego tego przybytku, ale w końcu mogłem na spokojnie rozsiąść się na tarasie i napawać błogą ciszą. Aha, trza jeszcze dojrzeć malutkie sierściuchy :).
Mikro Sierściuchy :)© kubolsky
Jak widać mają się nieźle i wierzcie mi - rosną jak na drożdżach. Nie minęło nawet 10 minut gdy pojawiła się ich matka - rodzicielka. Wrzuciłem jej trochę pokarmu, dolałem wody i wróciłem odpoczywać. Po jakiejś pół godzinie raz jeszcze zajrzałem do kocurów. Trafiłem akurat na karmienie :P. Kurcze, mógłbym je tak obserwować bez przerwy :).
Mikro Sierściuchy feat. Mama© kubolsky
W końcu jednak ostatecznie zasiadłem w fotelu i pogrążyłem się w lekturze drugiej części Pieśni Lodu i Ognia - Starcie Królów. Nie wiem kiedy przebrnąłem przez cztery rozdziały gdy pod płot samochodem podjechała kolejna porcja rodzinki - Dżoana z Juniorem, oraz Śwagierka. Od tego momentu czas mijał na pogaduchach, zabawach w basenie z Franzem, grillu, kolejnych pogaduchach... W międzyczasie dojechali jeszcze Staruszkowie i...zegar niespodziewanie pokazał 18.00. Trza się było zawijać. Ogarnąłem się, wsiadłem na rower i ruszyłem do domu.
W Przybrodzinie ewidentnie przybyło chętnych do zażycia kąpieli w jeziorze.
W Przybrodzinie gęsto© kubolsky
Dalsza trasa wiodła dokładnie tym samym śladem, z tym że w odwrotnym kierunku - wiadomix ;). W "Skoju" lanserów również przybyło - parking był w znacznej części wypełniony blachosmrodami.
W Skoju gęsto© kubolsky
Chcąc trochę sobie urozmaicić drogę powrotną postanowiłem, że we wsi Skorzęcin odbiję w prawo i do Gniezna wrócę alternatywną trasą. Ta (również nie raz już śmigana) wiodła początkowo przez Sokołowo, gdzie nie mogłem sobie odmówić fotki bajecznie niebieskiego pola (za cholerę nie wiem co to jest to, co tam rośnie :/)...
Niebiańsko niebieskie pole© kubolsky
...następnie Ćwierdzin, stąd polnym traktem do wsi Piaski i w kierunku Krzyżówki. Z Krzyżówki już tradycyjnie przez las w stronę Lubochni. Tuż przed wylotem z lasu znajduje się parking leśny, gdzie postanowiłem strzelić self-focię (w końcu ileż można fotografować matkę naturę i jej wybryki ;) ).
Self-foto w Lubochni© kubolsky
Z Lubochni pokręciłem oklepanymi asfaltami przez Wierzbiczany, przeciąłem szlak kolejowy do Toronto (udało mi się nawet trafić na przejeżdżający "Kibel")...
Bana do Toronto© kubolsky
...i ulicą Wierzbiczany wpadłem na przedmieścia Gniezna. Udałem się do Piotra i Pawła po zasłużone zimne piwko, a następnie zahaczając o Wenecję pokręciłem do domciu. Tym oto sposobem kolejny (i niestety najprawdopodobniej jedyny w ten weekend) rowerowy dzień dobiegł końca. Co ważne - dystans z tych konkretniejszych to kolejny, solidny trening przed zbliżającą się niedzielą 30.06, czytaj początkiem rowerowej wyprawy Wschód 2013 :).
Aha, test spawu wypadł w 100% pozytywnie. Nie mniej obowiązkowo trza zakupić nową, dłuższą sztycę :P.
Komentarze
@marcingt - widziałem opis. Szkoda że się nie załapałem, byłem w okolicy.
To Twoje te drapieżniki małe i duże, czy jakieś dzikie?
Te niebieskie habazie na polu to chyba jest len.