Szarża przez Las Miejski
Kategoria solo
Piątek, 31 maja 2013
Komentarze:
0
Kilka dni bez jazdy potrafi skutecznie nakręcić głód rowerowy. Ten tydzień przebiegał pod znakiem całodniowej pracy i wybitnie niekorzystnej pogody. Trudno się więc dziwić, że w piątkowe popołudnie gdy tylko wyjrzało słonko postanowiłem wykręcić w końcu kolejne kilometry. Niestety, by nie było zbyt różowo, znów jeździłem ograniczony dostępnym wolnym czasem. Bardzo ograniczony. Na rower udało mi się wyskoczyć dopiero po 17.00, a na 18.00 miałem się stawić z powrotem w domu. Dysponując raptem 45 minutami postanowiłem, że wykorzystam je maksymalnie terenowo. Udałem się więc w kierunku Lasu Miejskiego, celem zaliczenia po drodze znajdującego się tam kesza i zdobycia certyfikatu STF (FTF-a wygarnął Marcin). U progu lasu kapnąłem się, że po reinstalacji Androida na telefonie i ponownej instalacji Locusa nie zaciągnąłem lokalnych skrzynek. W tym włąśnie miejscu postanowił mi wywinąć oscylator i z uporem maniaka odmawiał ściągnięcia bazy w 100%. Ponieważ appkę zdążyłem naprawdę polubić, zwalam winę na T-Mobile. A niech molochowi się oberwie! :P Skoro technologia postanowiła zrobić mnie na szaro postanowiłem, że złość właduję siłą mięśni. Mając przed sobą prostą, terenową drogę przez cały las rozpocząłem ową dziką szarżę z prędkością nie spadającą poniżej 25 km/h. Kręciłem ile sił wijąc się między mniejszymi kałużami i dając Epiconowi ostro w kość. Niestety jak na złość mój zapał studziły (dosłownie i w przenośni) pojawiające się co jakiś czas większe, zajmujące całą szerokość drogi kałuże - trzeba było zwalniać (bo kto wie co czai się pod lustrem wody) by je wyminąć bokiem. Ostatecznie po i tak dość żwawej jeździe wyskoczyłem w Cielimowie i nadal głodny terenu odbiłem w stronę Gębarzewa przecinając DK15. Jechałem z zamiarem zjazdu w leśny dukt w kierunku starej prochowni, lecz po dotarciu do krzyżówki mym oczom ukazało się pobojowisko zamiast szlaku. Droga wyglądała znaaacznie gorzej niż ta objechana ostatnio w Lesie Królewskim. Mocno zawiedźony pokręciłem dalej betonem do ul. Pustachowskiej, lecz nie chcąc ryzykować błota nie skręciłem w stronę Gniezna, lecz okrężną droga wzdłuż ZK w Gębarzewie wyjechałem na Pustachowie. Tutaj dalej terenem, czyli ul. Kokoszki (po ostatnich opadach znacznie przyjaźniejszą i już nie tak pustynną) ruszyłem w kierunku Dalek. Po drodze jeszcze dwie wielkie kałuże. Jedną wziąłem bokiem po trawie, drugiej się nie dało, trzeba było w bród i jestem z powrotem na asfaltach. Dalej już tylko w stroną torów kolejowych i Orzeszkowej do domu. Z powrotem byłem delikatnie po umówionej 18.00, ale nadal łapałem się w kwadransie akademickim ;)
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.