Deszcz potrafi napsuć nerwów
Piątek, 24 maja 2013
Komentarze:
2
Pogoda już od godzin rannych nie zachęcała do jakiejkolwiek aktywności na świeżym powietrzu. Mnie także nie zachęciła do wykręcenia kilkunastu/kilkudziesięciu kilometrów na rowerze. Tym sposobem, do późnego popołudnia przesiedziałem w domu chwytając się różnych zajęć (niektórych związanych z rowerem) w wolnych chwilach między pracą a pracą (piątki to mój tzw. dzień biurowy). Koło 14.00 na fejsbuniu pojawiła się propozycja wspólnej, wieczornej jazdy, zamieszczona przez kumpla spoza BS - Krynia. Jako że póki co, mimo ciężkich chmur i temperatury raczej jesiennej żaden opad nie zaistniał pomyślałem, że warto by chociaż ten wieczór poświęcić na godzinę jazdy. Tym sposobem chwilę po wyczajeniu owego posta odpowiedziałem twierdząco i już w lepszym humorze wyczekiwałem ustalonej godziny startu. Ta nadeszła dość szybko i o 18.20 na półkrótko wyruszyłem w umówione miejsce. Pierwsze tego dnia spotkanie ze świeżym powietrzem zaskoczyło mnie kilkoma kroplami które spadły mi na głowę. Trochę niepewny pogody zadzwoniłem z tą informacją do Krzycha, lecz ten mnie uspokoił i zadeklarował, że w miarę ewentualnie zmieniającej się aury będziemy trasę skracali, by szybko dotrzeć z powrotem do domu. Tak oto chwilę po umówionej godzinie wyruszyliśmy we dwójkę ul. Pustachowską do Gębarzewa. Jechało się naprawdę fajnie, choć duża w tym zasługa sporego odcinka lasem który osłaniał nas od słabego, lecz zimnego wiatru. Opuszczając zadrzewiony teren matka natura postanowiła nam dobitnie dać do zrozumienia, że dziś nie zamierza sprzyjać cyklistom. My się jednak nie poddaliśmy zimnym podmuchom i po chwili wykręcaliśmy w prawo do Pawłowa, robiąc pogodę na szaro, ponieważ od tego momentu mieliśmy wiatr w plecy. Korzystając z towarzyszącej nam ciszy po drodze omówiliśmy zaproponowaną przez Krzycha pętlę dookoła Gniezna. Na rozmowach zeszło nam do samego Pawłowa, gdzie Krzychu musiał przystanąć by odebrać telefon, a ja korzystając z okazji pstryknąłem fotkę drewnianego kościoła z XVIII w.
Stąd ruszyliśmy z zamiarem przecięcia wsi Woźniki i dotarcia do Owieczek. Niestety każdy kolejny przejechany metr to coraz gorsza pogoda i coraz cięższe chmury. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w Baranowie. Tu cyknąłem foto pustostanu o którym wspominałem w poprzednim wpisie.
Dalej przemknęliśmy do Woźnik polną drogą i tam podjęliśmy decyzję, że śmigamy do Gniezna olewając Owieczki i resztę trasy tak, jak pogoda postanowiła olać nas. Dosłownie. Nie pamiętam takiej końcówki maja - toż to jakaś jesień a nie lato za pasem :/. Na całe szczęście z Woźnik do domu wiedzie serwisówka, więc gładki asfalt sprzyjał większej prędkości powrotnej i po kilku chwilach byłem w domciu. Tu pożegnałem Krzycha i pierwsze co zrobiłem po powrocie, to zaparzyłem sobie gorącego Earl Greya. Na koniec maja takie rzeczy... kto to widział! ;)
Kościół w Pawłowie© kubolsky
Stąd ruszyliśmy z zamiarem przecięcia wsi Woźniki i dotarcia do Owieczek. Niestety każdy kolejny przejechany metr to coraz gorsza pogoda i coraz cięższe chmury. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w Baranowie. Tu cyknąłem foto pustostanu o którym wspominałem w poprzednim wpisie.
Pustostan w Baranowie© kubolsky
Dalej przemknęliśmy do Woźnik polną drogą i tam podjęliśmy decyzję, że śmigamy do Gniezna olewając Owieczki i resztę trasy tak, jak pogoda postanowiła olać nas. Dosłownie. Nie pamiętam takiej końcówki maja - toż to jakaś jesień a nie lato za pasem :/. Na całe szczęście z Woźnik do domu wiedzie serwisówka, więc gładki asfalt sprzyjał większej prędkości powrotnej i po kilku chwilach byłem w domciu. Tu pożegnałem Krzycha i pierwsze co zrobiłem po powrocie, to zaparzyłem sobie gorącego Earl Greya. Na koniec maja takie rzeczy... kto to widział! ;)
Komentarze