Travel on Gravel!

kubolsky
Kesz, Biedronka, Bagno, Uphill, WPN, Szwedzi oraz PKP Kategoria geocaching, 100 i więcej, ciekawe
Sobota, 4 maja 2013 Komentarze: 5
Dystans 125.44 km
Czas 06:45
Vśrednia 18.58 km/h
Uczestnicy
Sprzęt [RIP] Kross
Takim lakonicznym tytułem można opisać nasz dzisiejszy wypad. Zaczęło się od wczorajszego telefonu p. Jurka, z propozycją zaliczenia WPN i powrotu do domu baną. Z informacji jakie mi przekazał wychodziło, że Marcin zabrał się za planowanie trasy, mającej swój główny cel w Wielkopolskim Parku Narodowym, a ostateczny na dworcu głównym w Poznaniu. Zbytnio się nie zastanawiając zgłosiłem swą chęć do jazdy i dziś o 10:30 stawiłem się niezawodnie przy Biedronce, przy ul. Poznańskiej. Tu niektórzy mogą chwycić się za głowy - "Jak to? Nie na Wenecji?!" ;) Otóż śpieszę z wyjaśnieniem - nie było sensu jechać na Wenecję, a następnie i tak się cofać, gdyż musielibyśmy robić to pod górkę :) Tak więc chwilę po ustalonej godzinie spotkania dołączył do nas nasz dzisiejszy nawigator - Marcin i spod Biedry wyruszyliśmy na podbój WPN w składzie: Pan Jurek, Mateusz, Marcin, oraz ja. Początkowe kilometry wiodły droga serwisową wzdłuż S5 do Wierzyc. Szło szybko i gładko - w końcu to nówka funkiel dywan asfaltowy :)

Startujemy.Cel - WPN © kubolsky


We Wierzycach odbiliśmy na Pobiedziska przejeżdżając tym samym nad ekspresówką. Jeszcze chwilę śmigaliśmy asfaltem, choć już bardziej zmęczonym niż ten wzdłuż S5 by ostatecznie chwycić polne/leśne dukty.

Gdzieś między Pobiedziskami a Promnem © kubolsky


Tak mknąc wśród otaczającej nas zieleni (w końcu!) zaliczyliśmy ciekawy zjazd mini wąwozem we wsi Nowa Górka, by w końcu na rozjeździe skierować się na Park Krajobrazowy Promno. Po drodze zaliczyliśmy kesza. Ten poczatkowo dał nam trochę popalić swoim zakonspirowaniem, lecz ostatecznie sokoli wzrok p. Jurka zwyciężył i po chwili odnotowywaliśmy swoje znalezisko w logbooku.

Poszukiwanie kesza © kubolsky


Opuszczając Park Krajobrazowy na drodze stanęła nam dzika bestia, wyspecjalizowana w udawaniu trupa ;)

Uwaga, Bestia! ;) © kubolsky


Gdy w końcu opuściliśmy teren i wróciliśmy na czarne drogi podkręciliśmy tempo i sprawnie, przecinając w międzyczasie górą autostradę A2 dotarliśmy do Gądek. Stąd drogami o znikomym natężeniu ruchu, trochę na okrętkę trafiliśmy do Kórnika gdzie zaliczyliśmy obowiązkowy na wyprawach rowerowych waypoint - Biedronkę :)

Biedra time © kubolsky


Przy Biedrze zaliczyliśmy pierwszy przystanek regeneracyjny na bułki, jogurty, batony i wodę. Po jakichś 15 minutach z powrotem dosiedliśmy nasze rumaki i pokręciliśmy obfocić Kórnicki zamek. Ilość ludzi wokół zabytku była wprost proporcjonalna do aury pogodowej, tak więc szybki pstryk i się stąd zwijamy.

Zamek w Kórniku © kubolsky


Z Kórnika żółtą 431 udaliśmy się w kierunku Rogalina a dalej Mosiny. Przy okazji "pozdrawiam" idiotę ze srebrnego Galaxy, nr rejestracyjny zaczynający się od PZ, który omal nie zgarnął całej naszej czwórki lusterkiem. Oby Ci jaja uschły i odpadły! W Rogalinie zatrzymaliśmy się przy kościele gdzie połowa z nas zdjęła część odzieży wierzchniej, ponieważ zaczęło się robić bardzo ciepło. Następnie udaliśmy się cyknąć fotkę pałacu, na której dzięki pewnej miłej pani znajdujemy się wszyscy czterej, każdy ze swoją "kozą" :)

Pałac w Rogalinie © kubolsky


Spod pałacu pokręciliśmy jeszcze zobaczyć Rogalińskie dęby - Lecha, Czecha i Rusa. Lech i Rus trzymają się nieźle, Czechowi niestety albo się uschło, albo piorun w niego strzelił, nie mam pewności.

Roglińskie dęby © kubolsky


Tu też Marcin zaproponował, aby część trasy śmignąć wzdłuż starorzecza Warty, śmiganego ostatnio przez Bobiko. Zgodnie z tym, co Kuba napisał na swoim blogu również nas dopadły bagna. My jednak postanowiliśmy tę przeszkodę pokonać i po chwili, po kolei przemykaliśmy po zwalonym pniu nad grzęzawiskiem.

Przeprawa przez bagna © kubolsky


Rozochoceni przełajowym klimatem postanowiliśmy dalej śmigać tym dzikim i względnie nieprzyjaznym szlakiem. Niestety nasze zamiary szybko zostały ukrócone - trafiliśmy na wysoki poziom wód na terenach zalewowych, których w żaden sposób nie dało się pokonać.

Grząskie rozlewisko Warty © kubolsky


Tym oto sposobem do Mosiny jechaliśmy dalej żółtą 431. U celu rolę lidera znów przejął Marcin, który chcąc urozmaicić przejazd zafundował nam konkretny uphill w kierunku Wielkopolskiego Parku Narodowego. Najpierw podjazd na możliwie najbardziej lekkim przełożeniu...

Uphill w Mosinie © kubolsky


...by po chwili uspakajając oddech delektować się widokiem ze szczytu.

Widok ze szczytu podjazdu © kubolsky


Zostawiając po prawej stronie odbicie na wieżę widokową (jeszcze tu wrócimy) udaliśmy się już do naszego głównego celu rowerowego wypadu - WPN. Wjazd do Parku to długi, wyboisty zjazd, który zwiastował kręcenie pod górę w drodze powrotnej. Kto by się jednak przejmował czymś takim, gdy na około dzika przyroda, nieziemskie widoki i cisza. Zatrzymaliśmy się przy jeziorze Góreckim aby się posilić, napoić, odetchnąć, a przede wszystkim nacieszyć oczy.

W środku WPN © kubolsky


Po parunastu minutach znów siedzieliśmy na siodłach i spodziewanym podjazdem domykaliśmy małe kółko po Parku Narodowym wyjeżdżając znów na szczycie podjazdu w Mosinie. Stąd udaliśmy się do wieży widokowej, którą wcześniej ominęliśmy.
Widok z góry był całkiem ładny, choć nie jakoś specjalnie urozmaicony - ot z jednej strony panorama Mosiny, z trzech pozostałych lasy. W oddali dało się zauważyć zabudowania Poznania.

Na wieży widokowej w Mosinie © kubolsky


Po około 10 minutach opuściliśmy punkt widokowy i pokręciliśmy w stronę Poznania. Najpierw piachem, później dziurawym asfaltem, następnie betonowymi płytami i w końcu leśnym duktem trafiliśmy do wsi Wiry. Tu zaliczyliśmy ostatni dziś konsumpcyjny pit-stop, gdzie uzupełniliśmy bidony, a ja chlupnąłem na raz Tigera. Trochę mną potelepał ;)

Stacja - regeneracja w Wirach © kubolsky


Z Wir, tym razem gładkim jak tafla lodu asfaltem udaliśmy się praktycznie równolegle do krajowej 5 w kierunku Lubonia, a opuszczając Luboń znaleźliśmy się na Dębcu, czytaj w Poznaniu.

Poznań! © kubolsky


Stąd bodajże najstarszą drogą pieszo-rowerową w mieście, ułożoną w znacznej mierze z płyt chodnikowych ruszyliśmy Dolną Wildą w kierunku dworca PKP. Po drodze na ul. Królowej Jadwigi czekał nas jeszcze mały labirynt obejść i objazdów spowodowany modernizacją układu komunikacyjnego w związku z budową Poznań City Center (Dworzec PKP/PKS oraz ogromne C.H.). W końcu jakoś na ten dworzec dotarliśmy i po chwili staliśmy w kolejce do kas. Okazało się, że najbliższy pociąg nie jest nam pisany, gdyż jako skład spółki PKP IC bez wagonu rowerowego nie przewozi rowerów O_x. Tym samym musieliśmy pogodzić się z faktem, że do domu wrócimy dopiero za 3 godziny pociągiem Regio, który za dopłatą 5 zł przewóz rowerów umożliwia. Moją uwagę w międzyczasie przykuła parka młodych obcokrajowców, którzy jako nie pierwsi i nie ostatni goście wizytujący Poskę zetknęli się z "utalentowanymi językowo" paniami w okienkach kasowych. Okazało się, że owi Szwedzi spędzają wakacje w Europie Centralnej korzystając z połączeń kolejowych - posiadają międzynarodowy bilet i chcieli by tylko wykupić miejscówki na jutrzejszy pociąg do Krakowa. Brzmi banalnie, lecz takie nie było. Ja postanowiłem Im pomóc, a Marcin zabrał Pana Jurka i Mateusza na Stary Rynek. Najpierw kasa, która okazała się nie być kasą międzynarodową (to Kraków leży po drugiej stronie kontynentu?!), później kolejka w punkcie obsługi IC, by w końcu dowiedzieć się, że tak pożądanych przez Nich miejsc sypialnych już nie ma. Cóż, wybrali wolny jeszcze przedział z miejscami siedzącymi - przynajmniej nie musieli nic dopłacać. Przy okazji odświeżyłem angielski, z którego dawno nie miałem okazji korzystać w takiej sytuacji (na szczęście tego się nie zapomina) i zarekomendowałem parę wartych odwiedzenia w Polsce miejsc, oraz kilka naszych specjałów kulinarnych ;)
Na 40 minut przed odjazdem nasz skład stał już podstawiony na peronie. Udaliśmy się więc zająć miejsca w wyspecjalizowanym przedziale ;) Tu okazało się, że drzwi do niego prowadzące otwierają się tylko w połowie i nie ma mowy o przeciśnięciu się z rowerami. Wskoczyliśmy więc do środka drzwiami wcześniejszymi, następnie przez cały przedział osobowy udaliśmy się do naszej rowerowej kanciapy ;)

Powrót do domu © kubolsky


Pociąg ruszył punktualnie, a my po niespełna godzinie wysypywaliśmy się na dworcu w Gnieźnie, tym razem przez działające drzwi z drugiej strony pociągu. Pogratulowaliśmy sobie wspaniałego wypadu i rozstaliśmy się na skrzyżowaniu Kościuszki/Warszawska. Marcin pokręcił w swoją stronę, my w swoją. Jeszcze tylko piąteczka z p. Jurkiem oraz Mateuszem i jestem w domu :)
Przy okazji pochwalę się - wierzcie lub nie, ale była to moja pierwsza rowerowa "ponad stówa" w życiu. Kręciłem się już w granicach tego dystansu, ale jakoś magiczna jedynka z dwoma zerami nigdy nie pękła. Cóż, trzeba teraz ten wynik poprawiać.

Aha, z uwagi na spory dystans oszczędzałem telefon dla Locusa (rwał bym włosy z głowy, gdyby w połowie drogi padł tel i przerwał mi rejestrację śladu), więc wszystkie foty we wpisie oglądacie dzięki uprzejmości moich dzisiejszych towarzyszy podróży| :)

Na deser mapka:

Komentarze

kubolsky 06:39 poniedziałek, 6 maja 2013
Dzięks! :)
Normalnie Regio jadą co godzinę, ja na ten dzień sprawdzałem odjazdy do 17 i było ok. Nie sądziłem, że nam tyle czasu zejdzie i na dworcu byliśmy po 18, a tu klops. Poza tym to była sobota :/
Co do Biedronek, to Marcin wyszedł z pomysłem, aby na mapy nanieść Biedry jako waypointy. bankowo by się rowerzystom przydało :)
sebekfireman 04:52 poniedziałek, 6 maja 2013
Gratuluję pierwszej setki, teraz pewno czeka 300 km bo dwusetki jakoś rzadko się robi ;) Hehe - Wy to powinniście zrobić trasę okolicznych Biedronek :P
Na pociąg do Gniezna trzeba czekać aż 3 godziny? To w tym czasie byście do Gniezna dojechali rowerami :) Super że pomogłeś szwedzkim turystom.
kubolsky 17:08 niedziela, 5 maja 2013
Ano :) Podstępna miejscówa, w dolince. Zero zasięgu i nie mogłem obrazków ze spoilerem do Locusa zaciągnąć :P
uziel75 16:57 niedziela, 5 maja 2013
Mój keszyk, heh ;)
jerzyp1956 06:34 niedziela, 5 maja 2013
Ale super szczegółowy opis i fajna wycieczka,gratulacje rekordu.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

TROCHĘ O MNIE

Ten blog rowerowy prowadzi kubolsky z miasta Poznań
  • Mam przejechane 76058.66 kilometrów
  • Jeżdżę ze średnią prędkością 21.87 km/h


76058.66

KILOMETRÓW NA BLOGU

21.87 km/h

ŚREDNIA PRĘDKOŚĆ

144d 21h 38m

CZAS W SIODLE