Na działkę, obiadek i zawijka z powrotem
Środa, 1 maja 2013
Komentarze:
4
Plany na dzień dzisiejszy były zupełnie inne. Wczoraj umówiłem się wstępnie z Marcinem i p. Jurkiem na wyjazd do WPN. Wstępnie, gdyż brałem pod uwagę powoli opuszczające mój organizm choróbsko i związaną z nim gorszą niż zwykle wydolność. Ostatecznie okazało się, że po pierwsze - zaspałem i wstałem 50 minut po starcie Chłopaków, po drugie - kaszel i tak nie pozwolił by mi na śmiganie dość wysokim BS-owym tempem, a po trzecie - grupa wypadowa ruszyła w inną, niż tą zamierzoną stronę (tu fotorelacja Sebastiana).
Pogoda zapowiadała się na przyjazną rowerzystom, więc coś trzeba było z tym dniem zrobić. Nie chciałem śmigać jakiegoś dużego dystansu a i tempo nie miało być kosmiczne. Padło więc na wypad do Ostrowa, na działkę, gdzie przesiadywała rodzinna Starszyzna. Zaproponowałem wyjazd Wojtasowi, który chętnie przystał na tę propozycję. Dodatkowo swoją obecność na dzisiejszej trasie zapowiedział "pozabikestatsowy" kumpel - Tarkun (Michał w dowodzie ;) ). Godzinę startu ustaliliśmy na 13:15. Mniej więcej o 13:30 opuściliśmy granice miasta (po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w sklepie celem uzupełnienia płynów i cukru na drogę) i kręciliśmy w stronę Lubochni. Ja obrałem zaplanowane, niższe niż zwykle tempo, a chłopaki...zostawały z tyłu. Oczywistym stało się, że dla Nich jest to wyjazd typowo rekreacyjny. Dodatkowo Tarkun, o ile dobrze mi wiadomo, pierwszy raz w roku wsiadł na rower i zamierzał zrobić życiówkę . Ambitnie, choć nie do końca rozważnie... No ok, skoro mamy jechać razem to jedziemy razem, z tym że ja stanowiłem peleton i rekonesans;) Obrana przez nas trasa to najbardziej urokliwy wariant drogi do Ostrowa. Wiedzie ona przez Lubochnię, dalej lasem do Krzyżówki gdzie przecina drogę Trzemeszno - Witkowo, następnie polną drogą wśród...pól do wsi Gaj, znów trochę asfaltem by ostatecznie odbić na zadrzewiony dukt przez las okalający "OW Skorzęcin" (zdecydowanie najpiękniejszy odcinek trasy). W lesie po drodze przejeżdża się przez leśnictwo Piłka, gdzie znajduje się zaadoptowany przez Znajomego dawny młyn wodny - miejsce paru pamiętnych imprez :) Dziś akurat trafiła się tu chwila przerwy na pogaduchę z owym Znajomym, który również korzystał z dnia wolnego i śmigamy dalej. Okolice Piłki to również najbardziej wymagający, bo zawsze piaszczysty odcinek trasy, aż do skrzyżowania dróg leśnych na Wylatkowo i Skorzęcin. Dalej już szerokim i ubitym leśnym duktem w stronę OW, by po drodze odbić w singletrackowy skrót do Wylatkowa właśnie. Z Wylatkowa asfaltami do Przybrodzina i w końcu lasem, wzdłuż torów kolejki wąskotorowej pod sam domek w Ostrowie. Poszło dość zwinnie jak na niską prędkość przejazdu, choć szans na pobicie mojego rekordu (1.40h dłuższym wariantem asfaltowym) raczej nie było :) Na miejscu odpoczęliśmy może z godzinkę, posililiśmy się obiadem przygotowanym przez matkę i ruszyliśmy w drogę powrotną. Aby urozmaicić sobie trochę wycieczkę, postanowiliśmy wracać ciut odmienną trasą, zahaczając o Ośrodek Wypoczynkowy w Skorzęcinie. Tak więc początkowe kilometry pokrywały się z drogą już dziś śmiganą, aż do wylotu z singletracka w lasach Skorzęcińskich. Tu pokręciliśmy do OW gdzie zaskoczyła nas ilość przebywających tam ludzi. 1 maja to chyba pierwszy dzień, kiedy "Skoj" otwiera swe podwoje dla wszechobecnego lansu. Ciemne okulary, właściciele karnetów na solarium, tony żelu, białe koszule, wysokie szpilki, cycki na wierzchu i spódnice ledwo okrywające gacie (jakie gacie ?! ;) )- można powiedzieć, że Skorzęcin odżył, a ja się tu więcej (nawet rowerem) pewnie nie pojawię. W międzyczasie jeszcze słit focia na molo - Chłopaki starali się wtopić w okoliczne towarzystwo ;)
Tak szybko jak tu wjechaliśmy, tak szybko wyjechaliśmy i pognaliśmy (duże słowo :P ) przez wieś Skorzęcin, mijając po drodze posąg Niemieckiego Leśniczego do Sokołowa. Stamtąd drogą na Witkowo, odbijając po drodze w stronę Folwarku. Gdzieś tutaj Tarkuna dopadł kryzys, choć to nie były nogi ani ręce, a dupsko :) Zgodnie z życzeniem naszego dzisiejszego towarzysza ("Chłopaki, proszę, darujcie mi już terenu" :) ) obraliśmy wariant asfaltowy - czyli zamiast odbić w stronę Krzyżówki i dalej drogi, któą już dzisiaj robiliśmy, ruszyliśmy do Folwarku przez Ćwierdzin, a dalej przez Trzuskołoń, Nową Wieś Niechanowską (tu w lesie przytrafiła się podobna do ostatniej sytuacja z lekko zmieszaną parką w aucie, lecz tym razem bez psa ;) ), Kędzierzyn i Osiniec do Gniezna. Na ostatnich kilometrach Chłopaki przyjęli tempo iście spacerowe, ale nie mam prawa Ich za to winić - Tarkun osiągnął życiowy dystans, a Wojtas dotrzymywał Mu towarzystwa. Po drodze, na ścieżce pieszo-rowerowej przy Kostrzewskiego spotkałem Marcina wracającego do domu z dzisiejszego wypadu z Ekipą. Okazało się, że miałem czuja by z Nimi nie jechać, gdyż dystans może nie był jakiś zabójczy, ale tempo mięli ponoć solidne :). Z Michałem rozstaliśmy się przy ul. E. Orzeszkowej, gdzie wraz z Bracholem uścisnęliśmy Mu prawicę i pogratulowaliśmy osiągnięcia celu, a następnie już ostatnie 2-3 km pognaliśmy sprawnie do domu. Wieczorem czekał nas jeszcze kolejny rewanż w półfinałach LM, choć nawet ja - zatwardziały fan FCB nie wierzyłem w cud. Cudu nie było, był pogrom :( Życie... Ważne, że trzech naszych zagra w finale! :)
Endo:
Pogoda zapowiadała się na przyjazną rowerzystom, więc coś trzeba było z tym dniem zrobić. Nie chciałem śmigać jakiegoś dużego dystansu a i tempo nie miało być kosmiczne. Padło więc na wypad do Ostrowa, na działkę, gdzie przesiadywała rodzinna Starszyzna. Zaproponowałem wyjazd Wojtasowi, który chętnie przystał na tę propozycję. Dodatkowo swoją obecność na dzisiejszej trasie zapowiedział "pozabikestatsowy" kumpel - Tarkun (Michał w dowodzie ;) ). Godzinę startu ustaliliśmy na 13:15. Mniej więcej o 13:30 opuściliśmy granice miasta (po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w sklepie celem uzupełnienia płynów i cukru na drogę) i kręciliśmy w stronę Lubochni. Ja obrałem zaplanowane, niższe niż zwykle tempo, a chłopaki...zostawały z tyłu. Oczywistym stało się, że dla Nich jest to wyjazd typowo rekreacyjny. Dodatkowo Tarkun, o ile dobrze mi wiadomo, pierwszy raz w roku wsiadł na rower i zamierzał zrobić życiówkę . Ambitnie, choć nie do końca rozważnie... No ok, skoro mamy jechać razem to jedziemy razem, z tym że ja stanowiłem peleton i rekonesans;) Obrana przez nas trasa to najbardziej urokliwy wariant drogi do Ostrowa. Wiedzie ona przez Lubochnię, dalej lasem do Krzyżówki gdzie przecina drogę Trzemeszno - Witkowo, następnie polną drogą wśród...pól do wsi Gaj, znów trochę asfaltem by ostatecznie odbić na zadrzewiony dukt przez las okalający "OW Skorzęcin" (zdecydowanie najpiękniejszy odcinek trasy). W lesie po drodze przejeżdża się przez leśnictwo Piłka, gdzie znajduje się zaadoptowany przez Znajomego dawny młyn wodny - miejsce paru pamiętnych imprez :) Dziś akurat trafiła się tu chwila przerwy na pogaduchę z owym Znajomym, który również korzystał z dnia wolnego i śmigamy dalej. Okolice Piłki to również najbardziej wymagający, bo zawsze piaszczysty odcinek trasy, aż do skrzyżowania dróg leśnych na Wylatkowo i Skorzęcin. Dalej już szerokim i ubitym leśnym duktem w stronę OW, by po drodze odbić w singletrackowy skrót do Wylatkowa właśnie. Z Wylatkowa asfaltami do Przybrodzina i w końcu lasem, wzdłuż torów kolejki wąskotorowej pod sam domek w Ostrowie. Poszło dość zwinnie jak na niską prędkość przejazdu, choć szans na pobicie mojego rekordu (1.40h dłuższym wariantem asfaltowym) raczej nie było :) Na miejscu odpoczęliśmy może z godzinkę, posililiśmy się obiadem przygotowanym przez matkę i ruszyliśmy w drogę powrotną. Aby urozmaicić sobie trochę wycieczkę, postanowiliśmy wracać ciut odmienną trasą, zahaczając o Ośrodek Wypoczynkowy w Skorzęcinie. Tak więc początkowe kilometry pokrywały się z drogą już dziś śmiganą, aż do wylotu z singletracka w lasach Skorzęcińskich. Tu pokręciliśmy do OW gdzie zaskoczyła nas ilość przebywających tam ludzi. 1 maja to chyba pierwszy dzień, kiedy "Skoj" otwiera swe podwoje dla wszechobecnego lansu. Ciemne okulary, właściciele karnetów na solarium, tony żelu, białe koszule, wysokie szpilki, cycki na wierzchu i spódnice ledwo okrywające gacie (jakie gacie ?! ;) )- można powiedzieć, że Skorzęcin odżył, a ja się tu więcej (nawet rowerem) pewnie nie pojawię. W międzyczasie jeszcze słit focia na molo - Chłopaki starali się wtopić w okoliczne towarzystwo ;)
Takie tam z jeziorem ;)© kubolsky
Tak szybko jak tu wjechaliśmy, tak szybko wyjechaliśmy i pognaliśmy (duże słowo :P ) przez wieś Skorzęcin, mijając po drodze posąg Niemieckiego Leśniczego do Sokołowa. Stamtąd drogą na Witkowo, odbijając po drodze w stronę Folwarku. Gdzieś tutaj Tarkuna dopadł kryzys, choć to nie były nogi ani ręce, a dupsko :) Zgodnie z życzeniem naszego dzisiejszego towarzysza ("Chłopaki, proszę, darujcie mi już terenu" :) ) obraliśmy wariant asfaltowy - czyli zamiast odbić w stronę Krzyżówki i dalej drogi, któą już dzisiaj robiliśmy, ruszyliśmy do Folwarku przez Ćwierdzin, a dalej przez Trzuskołoń, Nową Wieś Niechanowską (tu w lesie przytrafiła się podobna do ostatniej sytuacja z lekko zmieszaną parką w aucie, lecz tym razem bez psa ;) ), Kędzierzyn i Osiniec do Gniezna. Na ostatnich kilometrach Chłopaki przyjęli tempo iście spacerowe, ale nie mam prawa Ich za to winić - Tarkun osiągnął życiowy dystans, a Wojtas dotrzymywał Mu towarzystwa. Po drodze, na ścieżce pieszo-rowerowej przy Kostrzewskiego spotkałem Marcina wracającego do domu z dzisiejszego wypadu z Ekipą. Okazało się, że miałem czuja by z Nimi nie jechać, gdyż dystans może nie był jakiś zabójczy, ale tempo mięli ponoć solidne :). Z Michałem rozstaliśmy się przy ul. E. Orzeszkowej, gdzie wraz z Bracholem uścisnęliśmy Mu prawicę i pogratulowaliśmy osiągnięcia celu, a następnie już ostatnie 2-3 km pognaliśmy sprawnie do domu. Wieczorem czekał nas jeszcze kolejny rewanż w półfinałach LM, choć nawet ja - zatwardziały fan FCB nie wierzyłem w cud. Cudu nie było, był pogrom :( Życie... Ważne, że trzech naszych zagra w finale! :)
Endo:
Komentarze
A Tarkunowi faktycznie należą się gratsy :)