Nie kończące się kółeczko
Środa, 24 kwietnia 2013
Komentarze:
6
Kolejny, piękny wiosenny dzień. Aż żal było z niego nie skorzystać, więc dzisiaj to ja po godz. 16:00 chwyciłem za telefon i dryndnąłem do pana Jurka z propozycją wspólnego wypadu. Pan Jurek oczywiście na nią przystał i umówiliśmy się tradycyjnie już na Wenecji, na godzinę 17:00. Wyjechałem na pół krótko, gdyż mimo dość wysokiej temperatury w słońcu wiatr dawał o sobie znać mocnymi i chłodniejszymi niż wczoraj podmuchami. Tuż po 5 stawiłem się niezawodnie w umówionym miejscu rozpoczynając kółko dookoła jeziora licząc, że gdzieś po drodze na siebie wpadniemy. Tak też się stało i po jakiejś 1/4 okrążenia z przeciwka nadjechał pan Jurek z Mateuszem. Uściśnięcie prawicy każdy z każdym i śmigamy, dziś w skromniejszym niż ostatnimi czasy składzie. Najpierw przez miasto zahaczając o dwa miejsca w które musiał udać się pan Jurek, a następnie już w drogę. Dzisiejszą trasę wyznaczyłem ja - zaproponowałem jazdę z wiatrem na Lubochnię, następnie przez las do Krzyżówki, tam w prawo, a dalej "to się okaże" :). Do samej Lubochni pomykało się wyśmienicie (ciężko, by było inaczej skoro jedzie się z wiatrem), z prędkością średnią ponad 30 km/h. Po wjeździe do lasu zatrzymaliśmy się na parkingu leśnym by strzelić sobie zbiorowe foto.
Dodatkowo udało mi się ustrzelić aparatem krążącego nad naszymi głowami przez dość długi czas samolotu. Obstawiam, że był to samolot z pobliskiej 33 Bazy Lotnictwa Transportowego w Powidzu, jednak na pewno nie był to jeden z wielu stacjonujących tam "Herculesów".
W końcu pokręciliśmy dalej przez las do Krzyżówki, gdzie po odbiciu w prawo chwyciliśmy asfalt i ruszyliśmy w stronę Folwarku. Przy wjeździe do w/w wsi skonsultowałem się z współtowarzyszami wypadu i ku mojemu zadowoleniu nie odbiliśmy w stroną Gniezna, tylko pomykaliśmy dalej. Zdecydowaliśmy też, że na najbliższym skrzyżowaniu pojedziemy do Małachowa, tam przetniemy drogę 260 do Witkowa i pomkniemy do Arcugowa. Tak sobie leniwie kręcąc dojechaliśmy do kolejnej wsi na naszej drodze, gdzie również zadecydowaliśmy, że jeszcze nie czas odbijać do domu. Tym sposobem dalej prosto śmignęliśmy przez Mikołajewice, Drachowo i Potrzymowo do Żydowa, skąd ostatecznie ruszyliśmy z powrotem do miasta przez Cielimowo i dalej ścieżką rowerowo-pieszą wzdłuż DK15. Już w mieście, po drodze zostawiliśmy Juniora, który pomknął do domu, a my w duecie ruszyliśmy w swoją stronę. W międzyczasie od słowa do słowa zakiełkował mi w głowie pomysł wycieczki do Torunia i z powrotem - pierwszej w mojej rowerowej karierze, kolejnej dla pana Jurka i możliwe, że reszty potencjalnych chętnych. Wstępnie zaproponowałem datę oraz trasę przejazdu i muszę przyznać, że mocno się tym wszystkim podjarałem. Zdziwię się, jak to nie wypali :) Tak rozkminiając temat dotarliśmy do ul. Poznańskiej, czyli praktycznie pod sam dom, gdzie pożegnałem pana Jurka. W domu czekało na mnie piwko, komputer, internet i gpsies.com. Teraz właśnie płodzę ten wpis, w międzyczasie kreśląc kolejne kilometry zaproponowanego wypadu :)
Grupfoto na Lubochni© kubolsky
Dodatkowo udało mi się ustrzelić aparatem krążącego nad naszymi głowami przez dość długi czas samolotu. Obstawiam, że był to samolot z pobliskiej 33 Bazy Lotnictwa Transportowego w Powidzu, jednak na pewno nie był to jeden z wielu stacjonujących tam "Herculesów".
Samolot krążący nad naszymi głowami© kubolsky
W końcu pokręciliśmy dalej przez las do Krzyżówki, gdzie po odbiciu w prawo chwyciliśmy asfalt i ruszyliśmy w stronę Folwarku. Przy wjeździe do w/w wsi skonsultowałem się z współtowarzyszami wypadu i ku mojemu zadowoleniu nie odbiliśmy w stroną Gniezna, tylko pomykaliśmy dalej. Zdecydowaliśmy też, że na najbliższym skrzyżowaniu pojedziemy do Małachowa, tam przetniemy drogę 260 do Witkowa i pomkniemy do Arcugowa. Tak sobie leniwie kręcąc dojechaliśmy do kolejnej wsi na naszej drodze, gdzie również zadecydowaliśmy, że jeszcze nie czas odbijać do domu. Tym sposobem dalej prosto śmignęliśmy przez Mikołajewice, Drachowo i Potrzymowo do Żydowa, skąd ostatecznie ruszyliśmy z powrotem do miasta przez Cielimowo i dalej ścieżką rowerowo-pieszą wzdłuż DK15. Już w mieście, po drodze zostawiliśmy Juniora, który pomknął do domu, a my w duecie ruszyliśmy w swoją stronę. W międzyczasie od słowa do słowa zakiełkował mi w głowie pomysł wycieczki do Torunia i z powrotem - pierwszej w mojej rowerowej karierze, kolejnej dla pana Jurka i możliwe, że reszty potencjalnych chętnych. Wstępnie zaproponowałem datę oraz trasę przejazdu i muszę przyznać, że mocno się tym wszystkim podjarałem. Zdziwię się, jak to nie wypali :) Tak rozkminiając temat dotarliśmy do ul. Poznańskiej, czyli praktycznie pod sam dom, gdzie pożegnałem pana Jurka. W domu czekało na mnie piwko, komputer, internet i gpsies.com. Teraz właśnie płodzę ten wpis, w międzyczasie kreśląc kolejne kilometry zaproponowanego wypadu :)
Komentarze