Ucieczka przed wiatrem
Wtorek, 23 kwietnia 2013
Komentarze:
2
Po 16:00 zadzwonił telefon. Patrzę na wyświetlacz, a tu pan Jurek. Oczywiście odbieram, już wiem o co chodzi :). Mimowolnie na mej twarzy pojawił się uśmiech, bo wiem, że gdzieś sobie śmigniemy. Okazało się, że pan Jurek właśnie organizuje ekipę na spontaniczny wypad po okolicy, więc umówiliśmy się na spotkanie na Wenecji, ostatnimi czasy naszym punkcie zbornym. Stawiłem się na czas, gdzie już czekał Organizator wraz z Juniorem. Pozostało nam poczekać na resztę. Kręcąc pierwsze kółko wokół jeziora napotkaliśmy Marcina, którego zgarnęliśmy ze sobą i z którym zaliczając kolejne kółka czekaliśmy na ostatniego bikera. Ten w końcu dotarł i po krótkiej analizie kierunku wiatru ruszyliśmy w stronę Zdziechowy w składzie: pan Jurek, Mateusz, Marcin, kolejny nowo poznany rowerowy śmigacz - Dawid i ja. Prosta do Zdziechowy to bezustanna walka z bocznym wiatrem - silnym, lecz na szczęście ciepłym. Po dojeździe do punktu pośredniego odbiliśmy w prawo, tym samym robiąc wiatr na szaro, który teraz dymał nam w plecy. Jazda do Modliszewa to sprint z wiatrem, z prędkością stałą w granicach 40 km/h :). Z Modliszewa śmignęliśmy szybko w głąb Lasów Królewskich. To był nasz plan - jak najmniej jazdy w dzisiejszym, silnym wietrze. Nad wyraz komfortowo po leśnym dukcie jechało się panu Jurkowi, niczym na fulu. Okazało się, że to wina pany w tylnym kole. Tym samym w lesie urządziliśmy szybki pit-stop i wymianę gumy.
Poszło szybko i po chwili śmigaliśmy dalej. Jazda przez las to istna przyjemność - Epicon pięknie wybiera nierówności w leśnych szlakach, a Race Kingi dosłownie przecinają piaszczyste fragmenty dróg. Cieszy również, że ataki na podjazdy pięknie wchodzą - nogi kręcą same i w mgnieniu oka jestem na górze ;). Jechało się tak dobrze, że zanim zdążyliśmy się zorientować byliśmy na skraju lasu. Tu strzeliliśmy pierwszą dziś zbiorową fotkę.
Dalej asfaltem, już otwartymi przestrzeniami. Obawialiśmy się trochę wiatru. Na szczęście okazało się, że nie był on tak inwazyjny, jakby się wydawało. Tym sposobem w miarę żwawo jak na panujące warunki dotarliśmy do Gniezna. Tu postanowiliśmy odbić nad jezioro Łazienki, zaliczyć jeszcze dwa podjazdy, jeden zjazd i dalej przez miasto na rynek. Na Rynku chwila przerwy i kolejne zbiórfoto w wykonaniu miłej ochotniczki :)
Ostatecznie po chwilowej dyskusji na temat sposobu, w jaki spożytkowana zostanie reszta dnia ja pognałem do domu, a reszta dokręciła kilometry.
Z tego miejsca pragnę podziękować panu Jurkowi za umiejętności organizacyjne i tym samym polecam się na przyszłość! :)
Pit-stop w lesie© kubolsky
Poszło szybko i po chwili śmigaliśmy dalej. Jazda przez las to istna przyjemność - Epicon pięknie wybiera nierówności w leśnych szlakach, a Race Kingi dosłownie przecinają piaszczyste fragmenty dróg. Cieszy również, że ataki na podjazdy pięknie wchodzą - nogi kręcą same i w mgnieniu oka jestem na górze ;). Jechało się tak dobrze, że zanim zdążyliśmy się zorientować byliśmy na skraju lasu. Tu strzeliliśmy pierwszą dziś zbiorową fotkę.
Zbiórfoto - Dębówiec© kubolsky
Dalej asfaltem, już otwartymi przestrzeniami. Obawialiśmy się trochę wiatru. Na szczęście okazało się, że nie był on tak inwazyjny, jakby się wydawało. Tym sposobem w miarę żwawo jak na panujące warunki dotarliśmy do Gniezna. Tu postanowiliśmy odbić nad jezioro Łazienki, zaliczyć jeszcze dwa podjazdy, jeden zjazd i dalej przez miasto na rynek. Na Rynku chwila przerwy i kolejne zbiórfoto w wykonaniu miłej ochotniczki :)
Zbiórfoto - Rynek© kubolsky
Ostatecznie po chwilowej dyskusji na temat sposobu, w jaki spożytkowana zostanie reszta dnia ja pognałem do domu, a reszta dokręciła kilometry.
Z tego miejsca pragnę podziękować panu Jurkowi za umiejętności organizacyjne i tym samym polecam się na przyszłość! :)
Komentarze