...oraz wolniejszy powrót, spowodowany kiepską dyspozycyjnością ogółu ;)
Niedziela, 14 kwietnia 2013
Komentarze:
2
Noc z ekipą w Ostrowie obfitowała w przeróżne absurdalne rozmowy, jeszcze bardziej kosmiczne teksty, szybko znikające browary i całkiem niezłe kiełbaski z grilla. Innymi słowy - było mega dobrze! Owej nocy zawdzięczamy również opracowanie "skali Wiadra" (dla mocno wtajemniczonych), oraz pierwsze konkretne ustalenia w temacie rowerowego objazdu ściany wschodniej. W związku z koniecznością opuszczenia lokalu dnia następnego, o w miarę przyzwoitej godzinie, tuż po 12:00 w nocy towarzystwo zaczęło się rozchodzić.
Rano po wyśmienitym śniadaniu i uprzątnięciu przybytku powskakiwaliśmy w rowerowe ciuchy i ruszyliśmy w sześciu do Gniezna.
Jak to się mówi - początki bywają trudne, a start tego dnia dla większości z nas był tego doskonałym potwierdzeniem. Trzeba jednak oddać, że noc nas trochę zmęczyła i osłabiła, a że wszyscy prócz mnie śmigali z sakwami, to pozostawali w tyle. Dodatkowo od rana prognozy się nie do końca sprawdzały i zamiast zapowiadanego słońca mieliśmy nieźle zachmurzone niebo, co miało swój udział w mniejszej chęci do jazdy ;). Początkowo sam odbiłem od reszty, celem obfocenia grupy - tu wyjazd z lasu w którym ulokowane jest Ostrowo.
Później podzieliliśmy się na pary i śmigaliśmy, każda para swoim tempem, dość mocno tym samym rozciągając cała ekipę. Tak dojechaliśmy do Wylatkowa, gdzie czekała nas przeprawa wspominanym wcześniej skrótem. Najpierw łąka, następnie kładka, a na koniec delikatnie w górę po grząskiej i wąskiej ścieżce między drzewami. Fajnie! :)
Ów XC skończył się zdecydowanie za szybko jak dla mnie i po chwili śmigaliśmy leśną drogą do Skorzęcina, w którym postanowiliśmy na chwilę się zatrzymać i strzelić kilka fotek. Podczas przerwy Krzysiu poczęstował mnie tabletkami gwałtu ;), które okazały się specyfikiem przyspieszającym metabolizm i spalanie tłuszczu. Jako że totalnie nie wierzę w takie ściemy, łyknąłem dwie na raz :P
Decyzją ogółu postanowiliśmy zobaczyć, jak ośrodek prezentuje się przed sezonem, wraz z obowiązkową wizytą na molo.
Po paru fotkach dosiedliśmy swoje jednoślady i udaliśmy się w dalszą drogę. Wyjazd z lasu to zaskoczenie - w przeciwieństwie do wczorajszego dość porywistego wiatru, przelotnych lecz intensywnych opadów i słońca pomiędzy jednym deszczem a drugim, dziś było praktycznie bezwietrznie, ale niestety bezsłonecznie, choć dość ciepło.
Mocno rozciągnięci, nadal małymi dwuosobowymi grupkami dojechaliśmy do Chłądowa, gdzie postanowiłem cyknąć ostatnią dziś focię i ruszyliśmy tym razem dwoma, trzyosobowymi grupami dalej.
Dojeżdżając do Szczytnik Duchownych w końcu zza chmur wyjrzało słońce, przywołując na nasze twarze uśmiechy. Z nową porcją rowerowego entuzjazmu pognaliśmy do Gniezna. W miejscu gdzie mieliśmy się rozdzielić padła propozycja wspólnej pizzy w knajpie, nad którą (propozycją) za długo się nie zastanawiałem. Tuż pod pizzernią pożegnaliśmy Agę i Wiadra i udaliśmy się na zasłużony posiłek. Pizza ta powiem szczerze nie do końca mi podeszła, ale jako że byłem dość głodny pochłonąłem swoją porcję bez zająknięcia. Po strawie pożegnaliśmy również Bociana oraz mieszkającego obok w bloku Krynia i z Wojtasem pokręciliśmy do domu. Po dotarciu do celu czułem niedosyt, a że nadarzyła się okazja (misja Galeria oraz Piotr i Paweł), to wrzuciłem z powrotem łupinę na głowę, oraz plecak na plecy i z niekrytą radością pojechałem dalej. Musze powiedzieć, że od wjazdu do Gniezna, z minuty na minutę było coraz słoneczniej, coraz cieplej i w końcu prawdziwie wiosennie. Dało się to zresztą zaobserwować w około - ludzie masowo wysypali się z domów do miasta i nad Wenecję, a parking w galerii zajęty było do ostatniego miejsca parkingowego. Droga powrotna wiodła przez centrum, gdzie na rynku zegar/termometr się tam znajdujący wskazywał 17 stopni. No, czas najwyższy!
Pokręciłem z zakupami do domu, gdzie w końcu odstawiłem rowerek, zaliczyłem prysznic, zmieniłem ciuchy i mega zadowolony z mijającego powoli weekendu rozsiadłem się w fotelu.
Jedno jest pewne - ja chcę więcej! :)
Rano po wyśmienitym śniadaniu i uprzątnięciu przybytku powskakiwaliśmy w rowerowe ciuchy i ruszyliśmy w sześciu do Gniezna.
Jak to się mówi - początki bywają trudne, a start tego dnia dla większości z nas był tego doskonałym potwierdzeniem. Trzeba jednak oddać, że noc nas trochę zmęczyła i osłabiła, a że wszyscy prócz mnie śmigali z sakwami, to pozostawali w tyle. Dodatkowo od rana prognozy się nie do końca sprawdzały i zamiast zapowiadanego słońca mieliśmy nieźle zachmurzone niebo, co miało swój udział w mniejszej chęci do jazdy ;). Początkowo sam odbiłem od reszty, celem obfocenia grupy - tu wyjazd z lasu w którym ulokowane jest Ostrowo.
Wyjazd z Ostrowa© kubolsky
Później podzieliliśmy się na pary i śmigaliśmy, każda para swoim tempem, dość mocno tym samym rozciągając cała ekipę. Tak dojechaliśmy do Wylatkowa, gdzie czekała nas przeprawa wspominanym wcześniej skrótem. Najpierw łąka, następnie kładka, a na koniec delikatnie w górę po grząskiej i wąskiej ścieżce między drzewami. Fajnie! :)
Łąka za Wylatkowem© kubolsky
Ów XC skończył się zdecydowanie za szybko jak dla mnie i po chwili śmigaliśmy leśną drogą do Skorzęcina, w którym postanowiliśmy na chwilę się zatrzymać i strzelić kilka fotek. Podczas przerwy Krzysiu poczęstował mnie tabletkami gwałtu ;), które okazały się specyfikiem przyspieszającym metabolizm i spalanie tłuszczu. Jako że totalnie nie wierzę w takie ściemy, łyknąłem dwie na raz :P
Przerwa w Skorzęcinie© kubolsky
Większość ekipy Kontinuum.© kubolsky
Decyzją ogółu postanowiliśmy zobaczyć, jak ośrodek prezentuje się przed sezonem, wraz z obowiązkową wizytą na molo.
Molo w Skorzęcinie© kubolsky
Po paru fotkach dosiedliśmy swoje jednoślady i udaliśmy się w dalszą drogę. Wyjazd z lasu to zaskoczenie - w przeciwieństwie do wczorajszego dość porywistego wiatru, przelotnych lecz intensywnych opadów i słońca pomiędzy jednym deszczem a drugim, dziś było praktycznie bezwietrznie, ale niestety bezsłonecznie, choć dość ciepło.
Mocno rozciągnięci, nadal małymi dwuosobowymi grupkami dojechaliśmy do Chłądowa, gdzie postanowiłem cyknąć ostatnią dziś focię i ruszyliśmy tym razem dwoma, trzyosobowymi grupami dalej.
Chłądowo© kubolsky
Dojeżdżając do Szczytnik Duchownych w końcu zza chmur wyjrzało słońce, przywołując na nasze twarze uśmiechy. Z nową porcją rowerowego entuzjazmu pognaliśmy do Gniezna. W miejscu gdzie mieliśmy się rozdzielić padła propozycja wspólnej pizzy w knajpie, nad którą (propozycją) za długo się nie zastanawiałem. Tuż pod pizzernią pożegnaliśmy Agę i Wiadra i udaliśmy się na zasłużony posiłek. Pizza ta powiem szczerze nie do końca mi podeszła, ale jako że byłem dość głodny pochłonąłem swoją porcję bez zająknięcia. Po strawie pożegnaliśmy również Bociana oraz mieszkającego obok w bloku Krynia i z Wojtasem pokręciliśmy do domu. Po dotarciu do celu czułem niedosyt, a że nadarzyła się okazja (misja Galeria oraz Piotr i Paweł), to wrzuciłem z powrotem łupinę na głowę, oraz plecak na plecy i z niekrytą radością pojechałem dalej. Musze powiedzieć, że od wjazdu do Gniezna, z minuty na minutę było coraz słoneczniej, coraz cieplej i w końcu prawdziwie wiosennie. Dało się to zresztą zaobserwować w około - ludzie masowo wysypali się z domów do miasta i nad Wenecję, a parking w galerii zajęty było do ostatniego miejsca parkingowego. Droga powrotna wiodła przez centrum, gdzie na rynku zegar/termometr się tam znajdujący wskazywał 17 stopni. No, czas najwyższy!
Pokręciłem z zakupami do domu, gdzie w końcu odstawiłem rowerek, zaliczyłem prysznic, zmieniłem ciuchy i mega zadowolony z mijającego powoli weekendu rozsiadłem się w fotelu.
Jedno jest pewne - ja chcę więcej! :)
Komentarze