Bydgoszcz - Gniezno
Kategoria 100 i więcej, ciekawe
Sobota, 21 września 2013
Komentarze:
2
Z racji braku konkretnych planów rowerowych na weekend postanowiłem zawczasu zagaić Chłopaków i dowiedzieć się, czy może w Ich głowach świta już jakiś koncept wypadu. Ku mej uciesze Marcin oznajmił, że szykuje się do wyznaczenia trasy z Bydgoszczy do Gniezna. Znaczyło to, że do Bydzi trzeba będzie dokulać się pociągiem. Podjarałem się nieziemsko - w końcu szykuje się kolejna trasa z gatunku 100+, czyli praktycznie cały dzień w siodle :). Dodam, że ładny dzień według prognoz wszelakich :). Tuż po 8 rano spotkałem się z p. Jurkiem koło Biedry na Poznańskiej. Korzystając z okazji wskoczyłem do sklepu po energetyka oraz kilka nektarynek. Na dworzec dotarliśmy na spokojnie, dysponując wystarczającym zapasem czasu. Na miejscu czekał już Marcin. Wspólnie udaliśmy się do kas biletowych, przypominając przy okazji paniom po drugiej stronie szyby o przysługującym nam darmowym przewozie rowerów z okazji "Tygodnia bez Samochodu".
Nasz regionalny "kibelek" podjechał o czasie, czego nie można powiedzieć o TLK "Pomorzanin" jadącemu w przeciwnym kierunku. Na dworcu w Gnieźnie komunikowano dla niego 50 min opóźnienia :/. Ot PKP... Wsiedliśmy do przedziału na końcu składu i ruszyliśmy w kierunku woj. Kujawsko-Pomorskiego. Na miejscu byliśmy 20 minut po czasie - pociąg zaliczył dłuższy postój w Jarząbkowie bodajże. Z dworca wydostaliśmy się pokonując dwukrotnie schody do przejścia podziemnego, oczywiście z rowerami na ramieniu. Podjazdów, czy tym bardziej windy tam nie uświadczycie. Dziękujemy Ci PKP!
W centrum było już lepiej - część trasy po mieście pokonaliśmy nie najgorszymi ścieżkami rowerowymi. Najpierw dotarliśmy na zrewitalizowaną Wyspę Młyńską - wygląda przednio.
Dalej pokręciliśmy na rynek, który już takiego wrażenia na mnie nie zrobił.
Jazdę po wąskich uliczkach starego miasta umilało nam pięknie świecące słońce, które faktycznie zapowiadało ładny dzień. Wszystko zgodnie z planem :). Na przedmieścia Bydgoszczy wydostaliśmy się elegancką ścieżką pieszo-rowerową, która ciągnęła się dalej już jako droga rowerowa, akurat w naszym kierunku. Tym szlakiem dojechaliśmy do drogi S5, którą przecięliśmy dołem.
Stąd dalsza trasa wiodła podmiejskimi wioskami - najpierw asfaltem, później leśnym szlakiem o niezbyt stabilnym podłożu, aż w końcu ubitym, polnym duktem. Tym ostatnim docieramy do osady Prądki gdzie napotykamy kilka mostów (z czego jeden, drewniany, w stanie opłakanym) usytuowanych nad Górnym Kanałem Noteci. Tu też postanawiamy skrócić dolne partie odzieży rowerowej i dalszą część wycieczki pokonać na półkrótko.
Z Prądek jeszcze kawałek kręcimy przez las aż w końcu z powrotem wypadamy na asfalt. Czarny dywan towarzyszy nam aż do samego Lubostronia, a kręcimy między innymi przez Władysławowo ;). W Lubostroniu pauzujemy na terenie kompleksu pałacowego, którego głównym elementem jest klasycystyczny pałac wybudowany w latach 1795-1800 na zlecenie Fryderyka Skórzewskiego.
Na ławeczce uzupełniamy zapasy energii, niezbędnej do pokonania czekającego nas podjazdu na Jabłowską Górę.
Podjazd zaczyna się łagodnie. Jedziemy ubitym duktem, który w pewnym momencie przechodzi w wąską, krętą i stromą asfaltową serpentynę. Po paru minutach docieramy na szczyt wzniesienia (152 m. n.p.m.). Kusi nas wejście na wieżę obserwacyjną, lecz wszechobecne kamery skutecznie nas od tego pomysłu oddalają.
Kawałek dalej napotykamy na połacie wykarczowanego lasu, a tym samym na przepiękną panoramę okolicy. Korzystamy z okazji i focimy, również ze szczytu znajdującej się tu ambony.
Dalej w dół pędzimy asfaltem, a następnie wąskim, dość ostro poprowadzonym leśnym duktem przechodzącym w drogę polną. Marcin się chyba mocno podjarał, gdyż w ekspresowym tempie zniknął z mojego pola widzenia ;). Nasza dalsza trasa to znowu asfalty przez kolejne wsie i osady. W końcu docieramy do Żnina, do którego wjeżdżamy wzdłuż brzegu Jeziora Żnińskiego Dużego. Faktycznnie spore :).
Kierujemy się na stację Żnińskiej Kolei Powiatowej - wąskotorówki utrzymanej w świetnym stanie i niezwykle spopularyzowanej. Nie to co nasza gnieźnieńska :/.
Kolejnym punktem na szlaku jest już tradycyjnie Biedronka :).
Spod sklepu kręcimy na rynek. Focimy i robimy pętlę po starówce.
Nasz kolejny punkt na trasie to Muzeum Kolei Wąskotorowej w Wenecji i tam też się udajemy. Na miejscu urządzamy kolejną przerwę na posiłek, a przy okazji fotografujemy zza płota kolejki, parowozy i wagony.
Nieopodal skansenu znajdują się ruiny zamku których eksplorację sobie odpuszczamy.
Próbujemy jeszcze po omacku odnaleźć znajdującego się tu keszyka, lecz bez precyzyjnych danych i koordynatów po chwili zmuszeni jesteśmy do rezygnacji z poszukiwań. Nieopodal Wenecji znajduje się Muzeum Archeologiczne w Biskupinie, w kierunku którego oczywiście się udajemy.
Na teren muzeum jednak nie wchodzimy. Po pierwsze - każdy z nas widział je już niejednokrotnie, po drugie - w tym czasie odbywa się tam wielki festyn archeologiczny i na przebijanie się między ludźmi tylko po to, by strzelić sobie fotkę przy osadzie nie mamy najmniejszej ochoty ;). Ruszamy więc dalej w kierunku naszego fyrtla. Najpierw przez Gąsawę, a następnie przez kolejne, nie kończące się wsie i miejscowości, pokonując po drodze liczne pałuckie górki, do Wielkopolski wpadamy w okolicy Hubek Gościeszynka. Dalsza droga to już doskonale znany szlak ze wsi Gołąbki, przez Lasy Królewskie. Z lasu wyjeżdżamy oczywiście na Dębówcu, mijamy Orchoł i długą prostą wpadamy do Gniezna. Na koniec odwiedzamy jeszcze Piotra i Pawła gdzie dokonujemy zakupu złocistych, chmielowych trunków :). Tu też kończy się nasza wspólna jazda. Chłopaki udają się w swoją stronę, a ja przez miasto śmigam do siebie. Było ekstraśnie :).
Mapka:
Dworzec PKP Gniezno© kubolsky
Nasz regionalny "kibelek" podjechał o czasie, czego nie można powiedzieć o TLK "Pomorzanin" jadącemu w przeciwnym kierunku. Na dworcu w Gnieźnie komunikowano dla niego 50 min opóźnienia :/. Ot PKP... Wsiedliśmy do przedziału na końcu składu i ruszyliśmy w kierunku woj. Kujawsko-Pomorskiego. Na miejscu byliśmy 20 minut po czasie - pociąg zaliczył dłuższy postój w Jarząbkowie bodajże. Z dworca wydostaliśmy się pokonując dwukrotnie schody do przejścia podziemnego, oczywiście z rowerami na ramieniu. Podjazdów, czy tym bardziej windy tam nie uświadczycie. Dziękujemy Ci PKP!
Dworzec PKP Bydgoszcz© kubolsky
W centrum było już lepiej - część trasy po mieście pokonaliśmy nie najgorszymi ścieżkami rowerowymi. Najpierw dotarliśmy na zrewitalizowaną Wyspę Młyńską - wygląda przednio.
Wyspa Młyńska© kubolsky
Bydgoszcz Wita!© kubolsky
Wyspa Młyńska© kubolsky
Brda przepływająca przez centrum Bydgoszczy© kubolsky
Młyny na Wyspie Młyńskiej© kubolsky
Dalej pokręciliśmy na rynek, który już takiego wrażenia na mnie nie zrobił.
Ratusz na Starym Rynku w Bydgoszczy© kubolsky
Jazdę po wąskich uliczkach starego miasta umilało nam pięknie świecące słońce, które faktycznie zapowiadało ładny dzień. Wszystko zgodnie z planem :). Na przedmieścia Bydgoszczy wydostaliśmy się elegancką ścieżką pieszo-rowerową, która ciągnęła się dalej już jako droga rowerowa, akurat w naszym kierunku. Tym szlakiem dojechaliśmy do drogi S5, którą przecięliśmy dołem.
Stąd dalsza trasa wiodła podmiejskimi wioskami - najpierw asfaltem, później leśnym szlakiem o niezbyt stabilnym podłożu, aż w końcu ubitym, polnym duktem. Tym ostatnim docieramy do osady Prądki gdzie napotykamy kilka mostów (z czego jeden, drewniany, w stanie opłakanym) usytuowanych nad Górnym Kanałem Noteci. Tu też postanawiamy skrócić dolne partie odzieży rowerowej i dalszą część wycieczki pokonać na półkrótko.
Rozpadający się drewniany most© kubolsky
Przerwa na mostku, już na półkrótko© kubolsky
Górny Kanał Noteci© kubolsky
Śluzy na Górnym Kanale Noteci© kubolsky
Górny Kanał Noteci© kubolsky
Z Prądek jeszcze kawałek kręcimy przez las aż w końcu z powrotem wypadamy na asfalt. Czarny dywan towarzyszy nam aż do samego Lubostronia, a kręcimy między innymi przez Władysławowo ;). W Lubostroniu pauzujemy na terenie kompleksu pałacowego, którego głównym elementem jest klasycystyczny pałac wybudowany w latach 1795-1800 na zlecenie Fryderyka Skórzewskiego.
Pałąc w Lubostroniu© kubolsky
Na ławeczce uzupełniamy zapasy energii, niezbędnej do pokonania czekającego nas podjazdu na Jabłowską Górę.
Pauza w Lubostroniu© kubolsky
Podjazd zaczyna się łagodnie. Jedziemy ubitym duktem, który w pewnym momencie przechodzi w wąską, krętą i stromą asfaltową serpentynę. Po paru minutach docieramy na szczyt wzniesienia (152 m. n.p.m.). Kusi nas wejście na wieżę obserwacyjną, lecz wszechobecne kamery skutecznie nas od tego pomysłu oddalają.
Wieża obserwacyjna na szczycie Jabłowskiej Góry (152 m. npm)© kubolsky
Kawałek dalej napotykamy na połacie wykarczowanego lasu, a tym samym na przepiękną panoramę okolicy. Korzystamy z okazji i focimy, również ze szczytu znajdującej się tu ambony.
Widok z Jabłowskiej Góry© kubolsky
Dalej w dół pędzimy asfaltem, a następnie wąskim, dość ostro poprowadzonym leśnym duktem przechodzącym w drogę polną. Marcin się chyba mocno podjarał, gdyż w ekspresowym tempie zniknął z mojego pola widzenia ;). Nasza dalsza trasa to znowu asfalty przez kolejne wsie i osady. W końcu docieramy do Żnina, do którego wjeżdżamy wzdłuż brzegu Jeziora Żnińskiego Dużego. Faktycznnie spore :).
Jezioro Żnińskie Duże© kubolsky
Jezioro Żnińskie Duże© kubolsky
Kierujemy się na stację Żnińskiej Kolei Powiatowej - wąskotorówki utrzymanej w świetnym stanie i niezwykle spopularyzowanej. Nie to co nasza gnieźnieńska :/.
Torowisko i rozjazdy Żnińskiej Kolei Powiatowej© kubolsky
Budynek stacji Żnińskiej Kolei Powiatowej© kubolsky
Kolejnym punktem na szlaku jest już tradycyjnie Biedronka :).
Biedra ;)© kubolsky
Spod sklepu kręcimy na rynek. Focimy i robimy pętlę po starówce.
Wieża ratuszowa na rynku w Żninie© kubolsky
Muzeum Ziemi Pałuckiej w Żninie© kubolsky
Nasz kolejny punkt na trasie to Muzeum Kolei Wąskotorowej w Wenecji i tam też się udajemy. Na miejscu urządzamy kolejną przerwę na posiłek, a przy okazji fotografujemy zza płota kolejki, parowozy i wagony.
Wenecja© kubolsky
Muzeum Kolei Wąskotorowej w Wenecji© kubolsky
Muzeum Kolei Wąskotorowej w Wenecji© kubolsky
Nieopodal skansenu znajdują się ruiny zamku których eksplorację sobie odpuszczamy.
Ruziny zamku w Wenecji© kubolsky
Próbujemy jeszcze po omacku odnaleźć znajdującego się tu keszyka, lecz bez precyzyjnych danych i koordynatów po chwili zmuszeni jesteśmy do rezygnacji z poszukiwań. Nieopodal Wenecji znajduje się Muzeum Archeologiczne w Biskupinie, w kierunku którego oczywiście się udajemy.
Biskupin© kubolsky
Na teren muzeum jednak nie wchodzimy. Po pierwsze - każdy z nas widział je już niejednokrotnie, po drugie - w tym czasie odbywa się tam wielki festyn archeologiczny i na przebijanie się między ludźmi tylko po to, by strzelić sobie fotkę przy osadzie nie mamy najmniejszej ochoty ;). Ruszamy więc dalej w kierunku naszego fyrtla. Najpierw przez Gąsawę, a następnie przez kolejne, nie kończące się wsie i miejscowości, pokonując po drodze liczne pałuckie górki, do Wielkopolski wpadamy w okolicy Hubek Gościeszynka. Dalsza droga to już doskonale znany szlak ze wsi Gołąbki, przez Lasy Królewskie. Z lasu wyjeżdżamy oczywiście na Dębówcu, mijamy Orchoł i długą prostą wpadamy do Gniezna. Na koniec odwiedzamy jeszcze Piotra i Pawła gdzie dokonujemy zakupu złocistych, chmielowych trunków :). Tu też kończy się nasza wspólna jazda. Chłopaki udają się w swoją stronę, a ja przez miasto śmigam do siebie. Było ekstraśnie :).
Mapka:
Komentarze