Spontanicznie na rajd do Grzybowa
Niedziela, 15 września 2013
Komentarze:
2
Wyglądając za okno już w godzinach nieprzyzwoicie porannych można było się przekonać, że przed nami całkiem ładny dzień. Na niebie śmiało przebijało się słońce, a chmur zwiastujących opad można było szukać niczym igły w stogu siana. Taki dzień nie mógł się zmarnować. Szybko chwyciłem za telefon i wystosowałem krótkiego, acz treściwego sms-a do Chłopaków z propozycją rowerowego śmigania. Po chwili jako pierwszy odezwał się pan Jurek, z którym umówiliśmy się na start z Wenecji o 10.30. Marcin nie dawał znaku życia. Jak się później okazało - spał do 13.00 :). Na Wenecji wraz z p. Jurkiem pojawił się Micor. O dziwo mieliśmy na dzisiaj plan. W Grzybowie pod Wrześnią zlokalizowana była meta "rajdu gwieździstego", organizowanego przez Wrzesińskich aktywistów rowerowych. Postanowiliśmy się tam udać i obadać temat. Do naszego punktu docelowego obraliśmy standardową drogę, z tym że z jednym zastrzeżeniem z mojej strony - jedziemy przez Gurówko i szerokim łukiem omijamy chlewy - wali tam nieziemsko! W ten oto sposób najpierw wzdłuż ul. Wrześińskiej, ścieżką pieszo-rowerową dotarliśmy do Cielimowa, następnie wykręcając na w/w Gurówko, a dalej już standardowo przez Grotkowo, Czechowo, Jarząbkowo dotarliśmy do krzyżówki w Sobiesierniach. Tym razem jednak nie jechaliśmy prosto na Wrześnię, a wykręciliśmy w prawo do Grzybowa. Do celu dotarliśmy po niewiele ponad godzinie. Po drodze towarzyszące nam słońce zdążyło zajść, a w jego miejsce na niebie pojawiły się niezbyt ciekawe chmury. Na szczęście nic mokrego z nich nie spadło. Na miejscu, w grzybowskim grodzie okazało się, że rajd ten to nie jest żadna popierdółka a konkretna impreza.
Rowerów i uczestników tak na oko było z 200, a w samym grodzisku zorganizowano sporo atrakcji oraz kącik gastronomiczny. Było też stoisko Fortuny, które z bólem serca musieliśmy sobioe odpuścić. Wiadomo - don't drink and drive :). Chwilę czasu tam spędziliśmy, między innymi oglądając grupę rekonstrukcyjną z Lubonia czy zajadając się grochówą z wojskowej przyczepy.
W końcu jednak trzeba było opuścić gościnne progi i ruszyć do domu. Jako wariant powrotny obraliśmy trasę witkowską z odbiciem w Gorzykowie na Karsewo.
Między Karsewem a Niechanowem zdrowo przydepnęliśmy sunąc prawie 40 km/h - konkretnie wystraszyła nas zbliżająca się chmura. Za Niechanowem okazało się, że przeszła bokiem i możemy zwolnić. Do Gniezna pokręciliśmy już na spokojnie, raz po raz tylko zmagając się z solidnym wmordewindem. W mieście zaliczyliśmy jeszcze wspólną rundę honorową i w końcu rozjechaliśmy się każdy w swoją stronę. Jako ciekawostkę dodam, że jedyny tego dnia opad dorwał mnie 500 m przed domem. Niedziela się nam udała :).
Impreza na terenie grodu w Grzybowie trwa w najlepsze© kubolsky
Rowerów i uczestników tak na oko było z 200, a w samym grodzisku zorganizowano sporo atrakcji oraz kącik gastronomiczny. Było też stoisko Fortuny, które z bólem serca musieliśmy sobioe odpuścić. Wiadomo - don't drink and drive :). Chwilę czasu tam spędziliśmy, między innymi oglądając grupę rekonstrukcyjną z Lubonia czy zajadając się grochówą z wojskowej przyczepy.
Grupa rekonstrukcyjna© kubolsky
Wojskowa grochówa :)© kubolsky
W końcu jednak trzeba było opuścić gościnne progi i ruszyć do domu. Jako wariant powrotny obraliśmy trasę witkowską z odbiciem w Gorzykowie na Karsewo.
Zagięliśmy czasoprzestrzeń i wylądowaliśmy w Królewcu :)© kubolsky
Między Karsewem a Niechanowem zdrowo przydepnęliśmy sunąc prawie 40 km/h - konkretnie wystraszyła nas zbliżająca się chmura. Za Niechanowem okazało się, że przeszła bokiem i możemy zwolnić. Do Gniezna pokręciliśmy już na spokojnie, raz po raz tylko zmagając się z solidnym wmordewindem. W mieście zaliczyliśmy jeszcze wspólną rundę honorową i w końcu rozjechaliśmy się każdy w swoją stronę. Jako ciekawostkę dodam, że jedyny tego dnia opad dorwał mnie 500 m przed domem. Niedziela się nam udała :).
Komentarze
I bardzo dobrze, niech ludzie mają z tego radość:)