Rano składem PolRegio do Pierwszej Stolicy, bo wiatr w tym tygodniu postanowił się obrócić. Do 14:00 pozałatwiałem to co miałem do załatwienia i w towarzystwie Pana Jurka ruszyłem standardowym wariantem z powrotem do Poznania. Do Wierzyc kręciliśmy we dwoje, natomiast na wiadukcie każdy obrał swój kierunek.
Szachty po raz kolejny, głównie dlatego, że obiecałem wypad na wieżę widokową Agnieszce. Poza tym pogoda nieszczególnie zachęcała do dłuższych wojaży. Skłamałbym również, gdybym nie powiedział, że zainspirował mnie ostatni wypad Ani i Grigora :)
Korzystając z kolejnego, prawdziwie wiosennego dnia postanowiłem odwiedzić podpoznański Żarnowiec i znajdujące się tam źródełko. Wyjazd o 9 rano na full krótko był dość ryzykownym, ale w ostatecznym rozrachunku dobrym posunięciem. Dojazd na miejsce przez pół miasta, Plewiska i Dopiewo przebiegł bez zakłóceń, choć z wiatrem w ryj - delikatnym, ale zawsze. Na miejscu cyknąłem kilka zdjęć i bez zbędnego rozsiadania się ruszyłem w drogę powrotną, tym razem już z wiatrem w plecy. W zasadzie aż do Woli nie działo się nic szczególnego. Dalej zrobiło się "wesoło" - jadąc wzdłuż Lutyckiej, dosłownie w ciągu sekundy zrobiło się twardo pod dupą. No nic - trzeba wymienić kichę. Problemem okazał się brak zapasu w sakwie, choć byłem przekonany że tam się znajduje. Na ratunek przybyła Agnieszka która zebrała się w trymiga, wskoczyła na rower, po drodze zakupiła dętkę i w ciągu godziny była u mnie. Szybki serwis i na pocieszenie wizyta w Starej Rzeźni na Beer and Food Festival Lite.
W końcu udało mi się wyciągnąć na rower swoją drugą połowę. Sukces w znacznej mierze zawdzięczam pogodzie - prawdziwie wiosenne słońce, wysoka jak na marzec temperatura i delikatny wietrzyk zrobiły swoje :)