W zasadzie do ZUS złożyć jeden dokument po kilku latach przepychania się z urzędem. Dojazd do Gniezna pod wiatr z Panem Jurkiem, który dołączył do mnie na wiadukcie w Wierzycach. Powrót (co chyba oczywiste) z wiatrem. Po drodze przelatując przez Jerzykowo spotkałem Grigora mknącego przez Biskupice (lokalsi wiedzą o co kaman ;) ). Chwila gadki, trochę kurtuazji, kilka uśmiechów i ruszyliśmy dalej ku swoim destynacjom. Dzięki raz jeszcze Panie Jurku, pozdro raz jeszcze Grigor! Oby do jak najszybszego następnego Panowie.
Tytuł to nie żart - akurat teraz chłopa w domu zabrakło, a jedyny pod ręką w Poznaniu, więc szacowna Rodzicielka mnie poprosiła o przedświąteczną wymianę firanek. Całe szczęście okna były już umyte :P Innymi słowy - do Gniezna baną, a z Gniezna na kołach. Aaaa, na Rynku w Pobiedziskach wpadłem na Anię. Nie dosłownie oczywiście ;)
Kolejny, piękny wiosenny dzień, ze słabszym, choć nadal odczuwalnym wiatrem. Wypad kompletnie spontaniczny - ot odezwał się Micor, zapytał czy pokręcę z Nim po Zielonce, a ja w odpowiedzi, bez zbędnego zastanawiania się dziarskim krokiem ruszyłem do piwnicy po rower. Spotkanie umówiliśmy na pętli w Tucznie, na którą to pętlę zajechaliśmy w dosłownie pięciominutowym odstępie czasu. Na miejscu dowiedziałem się, że dobiją do nas Grigor i Ania, z którymi umówiliśmy się tym razem w Zielonce (osadzie). Na miejscu okazało się że trwa, a w zasadzie kończy się duathlon, więc wiary w uj! Po dłuższej chwili dobili do nas zapowiedziani Grzechu (w pidżamie ;) ) i Anka, z którymi zamieniliśmy kilkanaście zdań, pośmialiśmy się, cyknęliśmy pamiątkowe foto i ruszyliśmy we własne strony. Ciąg dalszy wojaży z Micorem to podjazd na Dziewiczą (z obowiązkowym wejściem na wieżę), a następnie zjazd do Kicina, przejazd do Wierzenicy i dalej przez Kobylnicę i Gruszczyn do Doliny Cybiny. Tam nasze drogi się rozeszły, a w zasadzie rozjechały - Micor pomknął przez PK Promno do Gniezna, a ja z powrotem do Poznania. Było wyśmienicie! Dzięki Micor :) P.S. Grzechu, Ania - mega było Was widzieć! Wpadnę na obiad :P P.S.2 Część zdjęć dzięki uprzejmości Dawida
Najpierw od rana pętla po okołognieźnieńskich fyrtlach z Panem Jurkiem. Bywało również pod wiatr, choć w ogólnym rozrachunku nie było aż tak źle - z roweru nie zrzucało ;) Głupotą by było nie skorzystać ze wschodniego wiatru i nie wrócić na kołach do Poznania, więc po powrocie do Rodziców spakowałem sakwę i ruszyłem w dziki 50-kilometrowy sprint ;) Sprintowało się wyśmienicie :P