Wał Wydartowski, Punkt widokowy w Dusznie mocną BS-ową ekipą
Sobota, 5 września 2015
Komentarze:
2
Wypad na Wał Wydartowski wyszedł w sumie spontanicznie i jak na spontaniczny plan przystało wypalił ze zdwojoną siłą :).
Kilka dni wcześniej z propozycją wspólnej jazdy wyszedł Grigor, licząc na to że podłączą się do Niego dwie, może trzy osoby. Jak się okazało swoim wpisem na FB wywołał sporą dyskusję, w której to dyskusji swą obecność zadeklarowała spora ilość mniej i bardziej lokalnych jeźdźców :). W piątkowy wieczór (czyli na kilkanaście godzin przed wyjazdem) wiadomym było że wieża w Dusznie musi się liczyć z rowerowym oblężenierm ;).
Za punkt startowy obraliśmy przykatedralny plac. O godzinie 8:30 wraz z Agnieszką zjawiłem się u stóp Bolka Chrobrego, gdzie czekali już Grigor, Mateusz vel. Rolnik, oraz p. Krzysztof czyli Grzecha Ojciec. Brakowało jedynie p. Jurka i Bobiko (który deklarował 99,99% obecność). W międzyczasie, trochę z zaskoczenia dobił do nas Maniek, a tuż za Nim nadjechał Mr. Jerry. Pozostało poczekać na Kubę. Wspólnio ustaliliśmy że czekamy do 9:00 i ruszamy. Jak się później okazało, obecność na 99,99% faktycznie nie oznacza pewnego uczestnictwa - Bobiko zrezygnował. Punkt 9:00 ruszyliśmy siedmioosobową ekipą przez miasto w kierunku Kruchowa gdzie miała podłączyć się do nas reszta uczestników wypadu. Jechało się wyśmienicie - bo z wiatrem. Na miejscu spotkania wyczekiwali naszego przybycia: Anetka, Sebek i Świder. Z tego miejsca przewodnictwo nad peletonem objął Sebastian. Musicie wiedzieć, że pierwotny plan zakładał spokojną, rekreacyjną jazdę. Nie wzięliśmy pod uwagę faktu, że ruszając w Sebkowe tereny możemy o spokojnej, rekreacyjnej jeździe zapomnieć. Z Kruchowa ruszyliśmy na Wał Wydartowski z punktem kulminacyjnym na wieży w Dusznie trasą oczywiście daleką od oficjalnej. Prowadziła ona polnymi duktami przez Ignalin, dalej łąką, zjazdem i ostrym piaszczystym podjazdem (tu wszedł KOM - o całą sekundę przebiłem Sebastiana :P ). Na miejscu zameldowałem się jako pierwszy, po chwili w równych odstępach czasu dobiła reszta. Tu zeszła nam dobra godzina którą poświęciliśmy na rozmowy, śmiech i zdjęcia. Co odważniejsi weszli na wieżę, ale dość szybko z niej zeszli gdyż zaczynało srogo wiać. Ów wiatr sprowadził ze sobą chmury - był to ewidentny sygnał do ewakuacji. Zjazd z wału przez Wydartowo, Młynek i Kruchowo to nieustanna walka z wmordewindem. Za Kruchowem wcale nie było lepiej. Kręcąc dalej przez Pasiekę i Rudki przedostaliśmy się na drugą stronę DK15, skąd przez Wymysłowo i Kalinę dotarliśmy na asfaltową serpentynę we wsi Wierzbiczany. W tym miejscu odłączyli się od nas Anetka, Sebek, Świder i Maniek, którzy pokręcili z powrotem do Trzemeszna. My natomiast ruszyliśmy dalej przed siebie do Gniezna. Z panem Krzysztofem, Grzechem, Mateuszem i p. Jurkiem rozstaliśmy się na ul. Wschodniej. My we dwójkę pokręciliśmy do domu, a Mr. Jerry przez miasto odprowadził przyjezdnych, przed którymi rysowała się perspektywa powrotu do domu w towarzystwie nieubłagalnie wiejącego wiatru. Dali radę :).
Trip zaliczam do tych naprawdę udanych i po cichu łudzę się, że jeszcze w tym roku uda nam się tak liczną ekipą gdzieś wspólnie skoczyć. Może tym razem Puszcza Zielonka...
Poniżej zamieszczam zdjęcia mojego, jak i Grzecha oraz Sebastiana autorstwa. Zachęcam również do zapoznania się z opisami wycieczki na blogach pozostałych uczestników pielgrzymki do najwyższego punktu Pojezierza Gnieźnieńskiego.
Kilka dni wcześniej z propozycją wspólnej jazdy wyszedł Grigor, licząc na to że podłączą się do Niego dwie, może trzy osoby. Jak się okazało swoim wpisem na FB wywołał sporą dyskusję, w której to dyskusji swą obecność zadeklarowała spora ilość mniej i bardziej lokalnych jeźdźców :). W piątkowy wieczór (czyli na kilkanaście godzin przed wyjazdem) wiadomym było że wieża w Dusznie musi się liczyć z rowerowym oblężenierm ;).
Za punkt startowy obraliśmy przykatedralny plac. O godzinie 8:30 wraz z Agnieszką zjawiłem się u stóp Bolka Chrobrego, gdzie czekali już Grigor, Mateusz vel. Rolnik, oraz p. Krzysztof czyli Grzecha Ojciec. Brakowało jedynie p. Jurka i Bobiko (który deklarował 99,99% obecność). W międzyczasie, trochę z zaskoczenia dobił do nas Maniek, a tuż za Nim nadjechał Mr. Jerry. Pozostało poczekać na Kubę. Wspólnio ustaliliśmy że czekamy do 9:00 i ruszamy. Jak się później okazało, obecność na 99,99% faktycznie nie oznacza pewnego uczestnictwa - Bobiko zrezygnował. Punkt 9:00 ruszyliśmy siedmioosobową ekipą przez miasto w kierunku Kruchowa gdzie miała podłączyć się do nas reszta uczestników wypadu. Jechało się wyśmienicie - bo z wiatrem. Na miejscu spotkania wyczekiwali naszego przybycia: Anetka, Sebek i Świder. Z tego miejsca przewodnictwo nad peletonem objął Sebastian. Musicie wiedzieć, że pierwotny plan zakładał spokojną, rekreacyjną jazdę. Nie wzięliśmy pod uwagę faktu, że ruszając w Sebkowe tereny możemy o spokojnej, rekreacyjnej jeździe zapomnieć. Z Kruchowa ruszyliśmy na Wał Wydartowski z punktem kulminacyjnym na wieży w Dusznie trasą oczywiście daleką od oficjalnej. Prowadziła ona polnymi duktami przez Ignalin, dalej łąką, zjazdem i ostrym piaszczystym podjazdem (tu wszedł KOM - o całą sekundę przebiłem Sebastiana :P ). Na miejscu zameldowałem się jako pierwszy, po chwili w równych odstępach czasu dobiła reszta. Tu zeszła nam dobra godzina którą poświęciliśmy na rozmowy, śmiech i zdjęcia. Co odważniejsi weszli na wieżę, ale dość szybko z niej zeszli gdyż zaczynało srogo wiać. Ów wiatr sprowadził ze sobą chmury - był to ewidentny sygnał do ewakuacji. Zjazd z wału przez Wydartowo, Młynek i Kruchowo to nieustanna walka z wmordewindem. Za Kruchowem wcale nie było lepiej. Kręcąc dalej przez Pasiekę i Rudki przedostaliśmy się na drugą stronę DK15, skąd przez Wymysłowo i Kalinę dotarliśmy na asfaltową serpentynę we wsi Wierzbiczany. W tym miejscu odłączyli się od nas Anetka, Sebek, Świder i Maniek, którzy pokręcili z powrotem do Trzemeszna. My natomiast ruszyliśmy dalej przed siebie do Gniezna. Z panem Krzysztofem, Grzechem, Mateuszem i p. Jurkiem rozstaliśmy się na ul. Wschodniej. My we dwójkę pokręciliśmy do domu, a Mr. Jerry przez miasto odprowadził przyjezdnych, przed którymi rysowała się perspektywa powrotu do domu w towarzystwie nieubłagalnie wiejącego wiatru. Dali radę :).
Trip zaliczam do tych naprawdę udanych i po cichu łudzę się, że jeszcze w tym roku uda nam się tak liczną ekipą gdzieś wspólnie skoczyć. Może tym razem Puszcza Zielonka...
Poniżej zamieszczam zdjęcia mojego, jak i Grzecha oraz Sebastiana autorstwa. Zachęcam również do zapoznania się z opisami wycieczki na blogach pozostałych uczestników pielgrzymki do najwyższego punktu Pojezierza Gnieźnieńskiego.
Komentarze