Czerniejewo z Marcinem, miasto z Juniorem
Piątek, 28 czerwca 2013
Komentarze:
0
Dziś kolejne popołudnie z Juniorem, jeden na jeden :). Do południa odbębniałem biurowe zaległości, ale widząc zapodające za oknem słoneczko nie mogłem oprzeć się pokusie jazdy. Telefon w łapsko i klepiemy eskę do Marcina. Ponieważ od przejęcia Franza ze żłoba dzieliły mnie jakieś 4 godziny, a dostępny musiałem być już od 14.00, pozostała mi opcja krótkiej, bo tylko dwugodzinnej przejażdżki. Tak więc prosta matematyka wykazuje, że ruszyliśmy punkt 12.00 ;). Nie mając za bardzo możliwości będąc ograniczonymi czasowo udaliśmy się ścieżką rowerową wzdłuż Wrzesińskiej do Cielimowa, a stamtąd do Czerniejewa przez wioski o dziwnych nazwach. Pod koniec kapnąłem się, że już raz miałem okazję tędy jechać. W końcu nazwy "Kąpiel" się nie zapomina ;).
W Czerniejewie pauza na lody dla ochłody (choć wbrew pozorom gorąco nie było, było optymalnie).
Po jakichś 10 minutach z powrotem hop na rower i najprostszą możliwą drogą kręcimy do Gniezna.
Wjeżdżając do Mnichowa napotkaliśmy idącego chodnikiem micora. Zatrzymaliśmy się na chwilę pogadać...i tak nie wiadomo kiedy minęło 15 minut. W końcu się zebraliśmy, pożegnaliśmy Dawida i ruszyliśmy do domów. Rozjechaliśmy się w swoje strony na przejeździe kolejowym na Dalkach.
Po zgarnięciu Młodego nie miałem za bardzo konceptu na resztę dnia. W końcu jednak wpadłem na genialny w swej prostocie pomysł - połączę przyjemne z pożytecznym. Cieszy, że na hasło "rower" Franek reaguje wręcz euforycznie. Moja krew :). Wpakowałem więc Juniora w fotel na Dżoanowej Kozie, Puchatkowa łupina na ten nieletni czerep, sobie wyciągnąłem trochę w górę sztycę i lecimy! Lecimy to mocno na wyrost powiedziane - tym razem tempem iście spacerowym pokręciliśmy się po dzielnicy, zaliczyliśmy w sumie jakieś półtorej kółka wokół Wenecji, odwiedziliśmy Rynek, Dolinę Pojednania i wróciliśmy do domu akurat na Fakty. Po faktach Młody wylądował w łóżku, a ja teraz, gdy mam już święty spokój mogę powoli zacząć myśleć jak ograniczyć zaplanowany na niedzielny start bagaż do dwóch 30 litrowych sakw :)
Mapka z wypadu z Marcinem, na późniejsze kręcenie po mieście nie brałem telefonu ;)
Kościół św. Jana Chrzciciela w Czerniejewie© kubolsky
W Czerniejewie pauza na lody dla ochłody (choć wbrew pozorom gorąco nie było, było optymalnie).
Przerwa na lody dla ochłody ;)© kubolsky
Po jakichś 10 minutach z powrotem hop na rower i najprostszą możliwą drogą kręcimy do Gniezna.
Wjeżdżając do Mnichowa napotkaliśmy idącego chodnikiem micora. Zatrzymaliśmy się na chwilę pogadać...i tak nie wiadomo kiedy minęło 15 minut. W końcu się zebraliśmy, pożegnaliśmy Dawida i ruszyliśmy do domów. Rozjechaliśmy się w swoje strony na przejeździe kolejowym na Dalkach.
Po zgarnięciu Młodego nie miałem za bardzo konceptu na resztę dnia. W końcu jednak wpadłem na genialny w swej prostocie pomysł - połączę przyjemne z pożytecznym. Cieszy, że na hasło "rower" Franek reaguje wręcz euforycznie. Moja krew :). Wpakowałem więc Juniora w fotel na Dżoanowej Kozie, Puchatkowa łupina na ten nieletni czerep, sobie wyciągnąłem trochę w górę sztycę i lecimy! Lecimy to mocno na wyrost powiedziane - tym razem tempem iście spacerowym pokręciliśmy się po dzielnicy, zaliczyliśmy w sumie jakieś półtorej kółka wokół Wenecji, odwiedziliśmy Rynek, Dolinę Pojednania i wróciliśmy do domu akurat na Fakty. Po faktach Młody wylądował w łóżku, a ja teraz, gdy mam już święty spokój mogę powoli zacząć myśleć jak ograniczyć zaplanowany na niedzielny start bagaż do dwóch 30 litrowych sakw :)
Mapka z wypadu z Marcinem, na późniejsze kręcenie po mieście nie brałem telefonu ;)
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.