Kółko po okolicy i niespodziewane spotkanie na szlaku
Środa, 8 maja 2013
Komentarze:
2
Wracając autem z Juniorem ze żłobka przyuważyłem na ul. Wolności dwie postaci na rowerach. Jak się po chwili okazało znany mi kask, charakterystyczna pozycja i czerwona rama zdradziły Marcina. Śmigał On wraz z kolegą najprawdopodobniej w kierunku Lubochni, tym samym uświadamiając mi, że po dniu przerwy również wypadało by dosiąść Fury. Po powrocie do domu bez wahania chwyciłem za telefon i zaproponowałem wspólną jazdę panu Jurkowi. Już w momencie wykręcania numeru wiedziałem jaką uzyskam odpowiedź :) Umówiliśmy się na +/- 17.00 przy Biedronce, a p. Jurek w tym czasie miał spróbować dodzwonić się do Marcina i spróbować umówić spotkanie gdzieś na trasie. Jak się okazało już przy Biedrze, z telefonu do Marcina niewiele wyszło, więc po chwili śmigaliśmy w duecie. Oczywiście zanim ruszyliśmy musiało paść sakramentalne "gdzie jedziemy?" Dylemat na szczęście trwał tylko chwilę, bo wspólnie obraliśmy kierunek Strzyżewo Kościelne. O ile sobie dobrze przypominam, tej trasy w BS-owym towarzystwie nie miałem okazji jeszcze robić, więc była to trafna decyzja. Z wiatrem, a tym samym z wysoką średnią, zostawiając po drodze Strzyżewo Kościelne dotarliśmy do skrzyżowania w Strzyżewie Smykowym. Najpierw odbiliśmy w lewo, ale szybka orientacja w terenie uświadomiła nam że tą drogą trafimy do lasu, a tam piach. Zawróciliśmy więc od razu i pokręciliśmy w przeciwnym kierunku przez kolejne Strzyżewo, tym razem Paczkowe :) w stronę Jastrzębowa. Chwilę przed osiągnięciem punktu pośredniego do p. Jurka zadzwonił telefon. Zatrzymaliśmy się między wioską a wioską, tuż przy turbinie powietrznej którą postanowiłem sfocić...
...a następnie korzystając z okazji sfilmować wraz z okolicą.
Okazało się że dzwonił Mateusz, który chciał wybrać się ponabijać kaemy, ale w rowerze zastał podwójną panę. Jak pech to pech.
Szybka kontrola czasu wykazała, że mamy jeszcze około 2 godzin jazdy, więc w Jastrzębowie wykręciliśmy rogala. Czas który nam pozostał postanowiliśmy wykorzystać co do minuty śmigając w stronę Trzemeszna, następnie przeciąć DK15 i przez Wymysłowo, Jankowo, Wierzbiczany wrócić do Gniezna. Tak też uczyniliśmy. Po drodze, gdzieś przed Trzemesznem nieudany zamach na p. Jurka przeprowadziło jakieś małe, latające cholerstwo. Na szczęście wystarczyła chwila postoju na przepłukanie gardła i możemy jechać dalej. Swoją drogą te owady są mega wku*wiające...
Przecinając krajową 15 dotarliśmy do wsi Wymysłowo, gdzie na wjeździe postanowiłem uwiecznić na fotce mojego dzisiejszego kompana wraz z bardzo rzadko już spotykaną białą tablicą z nazwą miejscowości.
Dalej, najpierw asfaltem a później piaszczystą drogą polną dotarliśmy na Kalinę, w pobliże ośrodka w Jankowie. Z początku byłem lekko zakręcony i wydawało mi się, że jadę tędy po raz pierwszy. Po chwili jednak pamięć ruszyła i okazało się, że znam te tereny, choć ostatni raz byłem tu jakieś 15 lat temu. Pozostawiając Kalinę za sobą, a Jankowo po prawej dotarliśmy do górki, z której rozpościerał się super widok na okoliczne pola, łąki, lasy i jezioro. Już mieliśmy stawać by uchwycić na zdjęciu piękną panoramę gdy naszym oczom w oddali ukazały się dwa rowery oraz dosiadający je jeźdźcy (nie, nie apokalipsy ;) ). Odległość była spora, ale wystarczyło chwilę się przyjrzeć, by z niemal 100% pewnością stwierdzić że to Marcin z kolegą :). Tym oto sposobem zdjęcie musiało poczekać na lepsze czasy, a my za cel postawiliśmy sobie Ich dogonić. Pomógł nam w tym gładki dywan asfaltowy - max przełożenie 3 na 8 i po chwili pościgu już było nas o dwóch więcej. Okazało się, że Marcin wraz z Piotrem faktycznie śmigali w stronę Lubochni, by ostatecznie dotrzeć na plażę na Kujawkach i zażyć pierwszej w tym roku kąpieli w jeziorze. Gadka gadką, a mięśnie stygną :) Po chwili już w czwórkę śmigaliśmy w stronę wsi Wierzbiczany.
Mijając wieś wybraliśmy wariant "prosto", czyli bezpośrednio do Woli Skorzęckiej, a stąd przez Osiniec do Gniezna. Po drodze zostawiliśmy p. Jurka który pognał do Mateusza pomóc w wulkanizacji opon. Po kilku minutach pożegnałem też Marcina oraz Piotra i już sam zasuwałem do domu.
Wypad (jak każdy zresztą) uważam za udany. Udany tym bardziej, że po przedstawieniu p. Jurkowi planu na sobotę pt. "Kierunek - Toruń" dało się odczuć, że się nagrzał :) Żeby jednak nie było za różowo, najprawdopodobniej śmigać będziemy (o ile pogoda na weekend się nie skaszani) we dwójke. Marcinowi, Sebkowi i Mateuszowi termin nie pasuje. Cóż, bywa i tak. Ważne, że weekend zaliczony zostanie do tych rowerowych :)
Turbina wiatrowa w Jastrzębowie© kubolsky
...a następnie korzystając z okazji sfilmować wraz z okolicą.
Okazało się że dzwonił Mateusz, który chciał wybrać się ponabijać kaemy, ale w rowerze zastał podwójną panę. Jak pech to pech.
Szybka kontrola czasu wykazała, że mamy jeszcze około 2 godzin jazdy, więc w Jastrzębowie wykręciliśmy rogala. Czas który nam pozostał postanowiliśmy wykorzystać co do minuty śmigając w stronę Trzemeszna, następnie przeciąć DK15 i przez Wymysłowo, Jankowo, Wierzbiczany wrócić do Gniezna. Tak też uczyniliśmy. Po drodze, gdzieś przed Trzemesznem nieudany zamach na p. Jurka przeprowadziło jakieś małe, latające cholerstwo. Na szczęście wystarczyła chwila postoju na przepłukanie gardła i możemy jechać dalej. Swoją drogą te owady są mega wku*wiające...
Gdzieś przed Trzemesznem© kubolsky
Przecinając krajową 15 dotarliśmy do wsi Wymysłowo, gdzie na wjeździe postanowiłem uwiecznić na fotce mojego dzisiejszego kompana wraz z bardzo rzadko już spotykaną białą tablicą z nazwą miejscowości.
Wjeżdżamy do Wymysłowa© kubolsky
Dalej, najpierw asfaltem a później piaszczystą drogą polną dotarliśmy na Kalinę, w pobliże ośrodka w Jankowie. Z początku byłem lekko zakręcony i wydawało mi się, że jadę tędy po raz pierwszy. Po chwili jednak pamięć ruszyła i okazało się, że znam te tereny, choć ostatni raz byłem tu jakieś 15 lat temu. Pozostawiając Kalinę za sobą, a Jankowo po prawej dotarliśmy do górki, z której rozpościerał się super widok na okoliczne pola, łąki, lasy i jezioro. Już mieliśmy stawać by uchwycić na zdjęciu piękną panoramę gdy naszym oczom w oddali ukazały się dwa rowery oraz dosiadający je jeźdźcy (nie, nie apokalipsy ;) ). Odległość była spora, ale wystarczyło chwilę się przyjrzeć, by z niemal 100% pewnością stwierdzić że to Marcin z kolegą :). Tym oto sposobem zdjęcie musiało poczekać na lepsze czasy, a my za cel postawiliśmy sobie Ich dogonić. Pomógł nam w tym gładki dywan asfaltowy - max przełożenie 3 na 8 i po chwili pościgu już było nas o dwóch więcej. Okazało się, że Marcin wraz z Piotrem faktycznie śmigali w stronę Lubochni, by ostatecznie dotrzeć na plażę na Kujawkach i zażyć pierwszej w tym roku kąpieli w jeziorze. Gadka gadką, a mięśnie stygną :) Po chwili już w czwórkę śmigaliśmy w stronę wsi Wierzbiczany.
Spotkanie na Wierzbiczanach© kubolsky
Mijając wieś wybraliśmy wariant "prosto", czyli bezpośrednio do Woli Skorzęckiej, a stąd przez Osiniec do Gniezna. Po drodze zostawiliśmy p. Jurka który pognał do Mateusza pomóc w wulkanizacji opon. Po kilku minutach pożegnałem też Marcina oraz Piotra i już sam zasuwałem do domu.
Wypad (jak każdy zresztą) uważam za udany. Udany tym bardziej, że po przedstawieniu p. Jurkowi planu na sobotę pt. "Kierunek - Toruń" dało się odczuć, że się nagrzał :) Żeby jednak nie było za różowo, najprawdopodobniej śmigać będziemy (o ile pogoda na weekend się nie skaszani) we dwójke. Marcinowi, Sebkowi i Mateuszowi termin nie pasuje. Cóż, bywa i tak. Ważne, że weekend zaliczony zostanie do tych rowerowych :)
Komentarze