Duszno...i wietrznie
Wtorek, 7 kwietnia 2015
Komentarze:
2
Vmax
41.13 km/h
Tętnośr.
139
Tętnomax
168
Kalorie
2325 kcal
Temp.
10.0 °C
Sprzęt
[RIP] Accent Peak 26
Na dzisiejsze popołudnie ustawaiłem się z Mariuszem. Wspólnie (prawie :P) za cel obieramy punkt widokowy w Dusznie. Jako że ja startowałem z Gniezna, a Mariusz z Trzemeszna, musieliśmy ustalić miejsce spotkania gdzieś po drodze. Zaproponowałem Strzyżewo Kościelne. Moja propozycja została zaakceptowana, więc tuż przed 14:00 ruszyłem znienawidzoną przez rowerową brać ulicą Orcholską w kierunku Dębówca i dalej Strzyżewa. Jechało się wyśmienicie - prędkość nie spadała poniżej 30 km/h, a powietrze nie stawiało praktycznie żadnego oporu. Na dłuższą metę to zły znak, ale o tym dalej. Do KOMa na podjeździe w Strzyżewie zabrałem się bardzo ambitnie, ale jak się okazało do pierwszego w klasyfikacji Tomka nie mam co startować :P. Co istotniejsze - Mariusza w okolicy kościoła nie było. Ruszyłem więc dalej przez Ganinę i pozostałe dwa Strzyżewa do Jastrzębowa. Nadal gnało się mega przyjemnie - wiatr w plecy to coś pięknego. W Jastrzębowie urządziłem sobie chwilową przerwę na podziwianie reliktów poprzedniej epoki - w tym wypadku wątpliwej urody wiaty przystankowej.
Poinformowałem Mariusza o swojej pozycji, lecz niestety nie otrzymałem odpowiedzi. Posiedziałem na miejscu może z 10 minut, a następnie ruszyłem w kierunku Kruchowa. Po drodze odezwał się mój dzisiejszy kompan - okazało się, że jest max 3 minuty za mną. Umówilismy się na spotkanie pod opuszczonym dworkiem w Kruchowie. Będąc na miejscu podkręciłem sprężyny w pedałach SPD, bo mi buty na prawo i lewo latały. Zajęło mi to dosłownie 30 sekund i po chwili zobaczyłem nadjeżdżającego Mariusza. Piona i jedziemy dalej we dwoje. Na punkt widokowy dotarliśmy przez Wydartowo, oczywiście mijając po drodze jez. Młynek, a następnie zaliczając obowiązkową wspinaczkę na Wał Wydartowski. Na miejscu nie było nikogo prócz nas.
Zsiadając z roweru przypomniałem sobie, że na wieży został ukryty kesz. Pierwsze do niego podejście zakończyło się fiaskiem, więc zajęliśmy się podziwianiem widoków.
Z najwyższego poziomu wieży zawinęliśmy się dość szybko, gdyż wyrywało nam głowy z kręgosłupami. Piętro niżej postanowiłem raz jeszcze poszukać kesza i tym razem odniosłem sukces...połowiczny. Nie miałem ze sobą nic do pisania, w skrzynce również nie było ołówka (co akurat zaznaczono w opisie). No cóż - jest powód by tu wrócić :). Zjazd do Wydartowa zwiastował ciekawą drogę do domu - wiało jak w kieleckiem :D. Z Wydartowa pokręciliśmy do Trzemeszna alternatywną drogą przez Folusz. Mariusza zostawiłem praktycznie pod Jego domem, a następnie obrałem kierunek Miaty i Piaski. Wariant ten wybrałem z dwóch powodów - po pierwsze lasy tworzyły naturalną ochronę przed wmordewindem, po drugie za żadne skarby nie chciałem znów wracać Orcholską. Las się jednak w końcu urwał, więc droga z Lubochni na Winiary to dreptanie na wysokim przełożeniu nie szybciej niż 20 km/h. Wracałem przez Wierzbiczany, a następnie wzdłuż torów pozdrawiając po drodze najpierw dwóch bikerów na traktorach, a następnie tuż przed Gnieznem dwóch szoszonów. Mijając mnie wyglądali na zadowolonych - nie wiedzieli chyba co ich czeka w drodze powrotnej :P. Na Arkuszewie wykręciłem w prawo w ul. Wschodnią i na Winiary wróciłem Rycerską, Wełnicką i końcówką Orcholskiej, żeby jej przykro nie było ;).
Mariusz - dzięki za tripa i do następnego!
Przystanek PKS w Jastrzębowie© kubolsky
Poinformowałem Mariusza o swojej pozycji, lecz niestety nie otrzymałem odpowiedzi. Posiedziałem na miejscu może z 10 minut, a następnie ruszyłem w kierunku Kruchowa. Po drodze odezwał się mój dzisiejszy kompan - okazało się, że jest max 3 minuty za mną. Umówilismy się na spotkanie pod opuszczonym dworkiem w Kruchowie. Będąc na miejscu podkręciłem sprężyny w pedałach SPD, bo mi buty na prawo i lewo latały. Zajęło mi to dosłownie 30 sekund i po chwili zobaczyłem nadjeżdżającego Mariusza. Piona i jedziemy dalej we dwoje. Na punkt widokowy dotarliśmy przez Wydartowo, oczywiście mijając po drodze jez. Młynek, a następnie zaliczając obowiązkową wspinaczkę na Wał Wydartowski. Na miejscu nie było nikogo prócz nas.
Na miejscu - punkt widokowy w Dusznie zdobyty po raz kolejny© kubolsky
Zsiadając z roweru przypomniałem sobie, że na wieży został ukryty kesz. Pierwsze do niego podejście zakończyło się fiaskiem, więc zajęliśmy się podziwianiem widoków.
Widok z wieży w Dusznie© kubolsky
Dla wtajemiczonych - widok z wieży na elektrownię Pątnów i Licheń© kubolsky
Z najwyższego poziomu wieży zawinęliśmy się dość szybko, gdyż wyrywało nam głowy z kręgosłupami. Piętro niżej postanowiłem raz jeszcze poszukać kesza i tym razem odniosłem sukces...połowiczny. Nie miałem ze sobą nic do pisania, w skrzynce również nie było ołówka (co akurat zaznaczono w opisie). No cóż - jest powód by tu wrócić :). Zjazd do Wydartowa zwiastował ciekawą drogę do domu - wiało jak w kieleckiem :D. Z Wydartowa pokręciliśmy do Trzemeszna alternatywną drogą przez Folusz. Mariusza zostawiłem praktycznie pod Jego domem, a następnie obrałem kierunek Miaty i Piaski. Wariant ten wybrałem z dwóch powodów - po pierwsze lasy tworzyły naturalną ochronę przed wmordewindem, po drugie za żadne skarby nie chciałem znów wracać Orcholską. Las się jednak w końcu urwał, więc droga z Lubochni na Winiary to dreptanie na wysokim przełożeniu nie szybciej niż 20 km/h. Wracałem przez Wierzbiczany, a następnie wzdłuż torów pozdrawiając po drodze najpierw dwóch bikerów na traktorach, a następnie tuż przed Gnieznem dwóch szoszonów. Mijając mnie wyglądali na zadowolonych - nie wiedzieli chyba co ich czeka w drodze powrotnej :P. Na Arkuszewie wykręciłem w prawo w ul. Wschodnią i na Winiary wróciłem Rycerską, Wełnicką i końcówką Orcholskiej, żeby jej przykro nie było ;).
Mariusz - dzięki za tripa i do następnego!
Komentarze