Travel on Gravel!

kubolsky
W poszukiwaniu wielkanocnego zająca - Dolina rzeki Gąsawki
Sobota, 4 kwietnia 2015 Komentarze: 2
Dystans 72.95 km
Czas 03:12
Vśrednia 22.80 km/h
Uczestnicy
Vmax 36.03 km/h
Tętnośr. 140
Tętnomax 167
Kalorie 2802 kcal
Temp. 5.0 °C
Więcej danych
Cały miniony tydzień to jakaś pogodowa porażka - wiatr, deszcz, grad, mróz, dalej wiatr, dalej deszcz i tak w kółko. Człowiek chciałby pojeździć, bardzo by chciał pojeździć, no ale matka natura postanowiła że nie pojeździ i koniec tematu. Na szczęście w Wielką Sobotę pogada okazała się być łaskawa - wg ICM do 15 miało być słonecznie, ciepło i bezdeszczowo. Faktycznie - rano za oknem można było zaobserwować od tygodnia nie widziane słońce, a zza pojedynczych chmur przebijało się intensywnie niebieskie niebo. Podjarany jak dziecko na Haribo postanowiłem zgotować Marcinowi pobudkę wysyłając Mu tuż po 8 propozycję wspólnej jazdy. Ponieważ na Marcinie w takich wypadkach można polegać praktycznie w 100%, również tym razem się nie zawiodłem i ubrany w obcisłe pomknąłem dwie godziny późnej na Dalki. Jadąc na tory przekonałem się, że tym razem bez rękawiczek nie da rady, więc jak tylko dobił do mnie Marcin we dwójkę ruszyliśmy z powrotem na Winiary. Na szczęście było nam po drodze, gdyż za dzisiejszy cel obraliśmy dawno nie odwiedzaną Dolinę rzeki Gąsawki. Nasz dzisiejszy trip rozpoczął się nudną prostą na Dębówiec. Dalej przecięliśmy las smakując po drodze co nieco terenu, mijając odwiedzony przeze mnie niedawno grób Żołnierza Napoleońskiego i wypadając znów na asfalt na Gołąbkach. Ze wsi udaliśmy się w kierunku jeziora Przedwieśnia, skąd przez las aż do samej Doliny prowadzi dywan gładkiego asfaltu - raj dla szosowców :).

Gdzieś między Gołąbkami a Gąsawką © kubolsky

Na miejscu byliśmy zaskakująco szybko. Trudno jednak o inny rezultat, skoro pomykaliśmy utrzymując w miarę stałe 26-28 km/h. Po drodze wypatrywałem zjazdu w las prowadzącego do źródeł rzeki, które swego czasu pokazywał nam Sebek. Ponieważ dawno mnie w tych okolicach nie było, a oprócz drzew i drogi niewiele więcej się tu działo, myślałem że to miejsce przeoczyłem. W końcu jednak skojarzyłem mijane odbicie drogi leśnej w prawo i ze spokojnym sumieniem pomknąłem dalej. Jeszcze tam wrócę :).
U wlotu do Doliny rzeki Gąsawki ustrzeliliśmy sobie obowiązkową samoje... obowiązkowe selfie :P.

Tradycyjne selfie u wlotu do Doliny rzeki Gąsawki © kubolsky

Skoro tradycji stało się zadość można było ruszać dalej. To, co przykuło moją uwagę od razu to kładki, które pojawiły się tam w zeszłym roku, eliminując tym samym konieczność brodzenia w błocie. Poza tym oczywiście przepiękne rozlewiska, meandrująca rzeka, dzikość tego miejsca i totalna cisza "zakłócana" jedynie szumem drzew. 

Próg wodny na Gąsawce © kubolsky

Gąsawka © kubolsky

Rowerom odpoczynek również się należy ;) © kubolsky

Na chwilę przystanęliśmy na mostku by nacieszyć się pięknem przyrody, a następnie podprowadziliśmy rowery do góry (tym razem przez powalone drzewo nie dało się tu podjechać, co jest również swego rodzaju tradycją) i dalej wzdłuż meandrującej w dole rzeki pokręciliśmy do wylotu z doliny. Tu mą uwagę przykuła soczyście zieleniąca się trawa - znak że wiosna zaraz przyjdzie na dobre :).
Nasz cel został osiągnięty - przyszła pora na powrót. Wspólnie zadecydowaliśmy, że wrócimy odmienną trasą, w związku z czym wykręciliśmy w prawo w kierunku Mogilna z zamiarem odbicia w lewo w pierwszym dogodnym momencie. Po raptem 2-3 kilometrach skręciliśmy w polną drogę, a naszym oczom ukazał się przepiękny Pałucki krajobraz. Jak dla mnie te tereny to prawdziwa uczta dla oka.

Pałuckie klimaty w drodze do domu © kubolsky

Droga powrotna wiodła przez Głowy, Szelejewo, Ryszewko, Ryszewo, Gościeszyn by w końcu dotrzeć na skraj lasu i znowu przez Dębówiec wrócić z powrotem do Gniezna. Opuszczając las musieliśmy zmierzyć się ponownie z nudną ul. Orcholską, a jak na złość wiatr postanowił zmienić kierunek i całą prostą wiać nam prosto w ryja. W końcu jednak prosta się skończyła, wpadliśmy na Winiary, Marcin pojechał prosto przed siebie, a ja ostatni kilometr pokręciłem solo do domu.
Zająca wielkanocnego nie znaleźliśmy... ;)

Komentarze

kubolsky 20:50 poniedziałek, 6 kwietnia 2015
Sebek, rozumiemy się bez słów :D. Powiem szczerze, że ta cholera nad Gnieznem wyglądała bardzo nieciekawie, ale ostatecznie skończyło się na strachu i pełnych portkach ;)
sebekfireman 19:12 poniedziałek, 6 kwietnia 2015
Myślałem że w drodze powrotnej dopadła Was ta chmura deszczowo-śniegowo-burzowa.
Ulica Orcholska faktycznie jest okropnie nudna, powinni ją jakoś urozmaicić bo dla mnie zawsze karą jest tam jechać :P
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

TROCHĘ O MNIE

Ten blog rowerowy prowadzi kubolsky z miasta Poznań
  • Mam przejechane 81666.21 kilometrów
  • Jeżdżę ze średnią prędkością 21.91 km/h


81666.21

KILOMETRÓW NA BLOGU

21.91 km/h

ŚREDNIA PRĘDKOŚĆ

155d 06h 44m

CZAS W SIODLE