Gniezno - Poznań. Cieplutko, ale dymało bardziej niż się spodziewałem. Z drugiej strony jeździło się już w gorszym wietrze. Powrót kujawsko-pomorskim kiblem PolRegio z *ujowymi wieszakami na rowery.
Musze przyznać, że Gniezno opuszczałem z niewielką chęcią na kręcenie, jak również bez większego pomysłu na trasę. Na nasze szczęście kręcąc się wraz z p. Jurkiem i Brajanusz...wróć! Mateuszem po Lasach Czerniejewskich aura zaczęła się zmieniać na lepsze, by w końcu błękitnym niebem i wiosennie grzejącym słońcem towarzyszyć nam już do końca. Zaistniała sytuacja spowodowała, że nastawienie zmieniło się diametralnie o 180 stopni i w ten oto sposób wykręciliśmy mega przyjemne i bardzo wesołe ponad 70 km. Z istotnych faktów, by za szczególnie nie popłynąć z opisem - w Borówku wpadliśmy na mknących od strony Pobiedzisk Anię i Grigora. No jak pech to pech, co zrobić... ;) A tak serio serio to miło było znowu Was znowu zobaczyć Huncwoty!
P.S. Jadąc w stronę jez. Babskich słyszeliśmy w lesie kawał zwierza. Strach się było bać!
P.S.2 Jedno ze zdjęć tłumaczy tytuł wpisu, bo nic bardziej kreatywnego mi do głowy nie wpadło :)
Na wieżę i z powrotem. Z uwagi na dość upierdliwie dający o sobie znać wiatr ze wschodu zorganizowałem dojazd możliwie maksymalnie między drzewami. Od Ławek do Przyjmy ciężko było już coś wykombinować więc wiało w ryja. Wjazd na punkt widokowy od strony Ignalina, chwila odpoczynku i zjazd standardowo przez Wydartowo i Kruchowo. Powrót na szczęście przy minimalnym machaniu korbą - wiało centralnie w plecy :)