Kolejny atak na stolicę Dolnego Śląska, tym razem wariant w 100% asfaltowy - pod szosę. Trasa szczerze godna polecenia - czarne w większości równe, choć zdarzały się odcinki typu "łata na łacie łatę pogania". Poza tym trafił się kilometrowy odcinek szutrowy - gpsies mnie oszukało! Generalnie poszło szybko i bezboleśnie - warunki okazały się nad wyraz sprzyjające. Mimo, że tym bez wiatru w plecy (vide ostatnio), to na szczęście dmuchał raptem "tyle o ile od niechcenia". Za to słońce - no to to po raz kolejny zrobiło swoje i obecnie noszę na sobie już trzy odcienie opalenizny kolarskiej. Z dumą - wiadomo! :)