Korzystając z kolejnego, prawdziwie wiosennego dnia postanowiłem odwiedzić podpoznański Żarnowiec i znajdujące się tam źródełko. Wyjazd o 9 rano na full krótko był dość ryzykownym, ale w ostatecznym rozrachunku dobrym posunięciem. Dojazd na miejsce przez pół miasta, Plewiska i Dopiewo przebiegł bez zakłóceń, choć z wiatrem w ryj - delikatnym, ale zawsze. Na miejscu cyknąłem kilka zdjęć i bez zbędnego rozsiadania się ruszyłem w drogę powrotną, tym razem już z wiatrem w plecy. W zasadzie aż do Woli nie działo się nic szczególnego. Dalej zrobiło się "wesoło" - jadąc wzdłuż Lutyckiej, dosłownie w ciągu sekundy zrobiło się twardo pod dupą. No nic - trzeba wymienić kichę. Problemem okazał się brak zapasu w sakwie, choć byłem przekonany że tam się znajduje. Na ratunek przybyła Agnieszka która zebrała się w trymiga, wskoczyła na rower, po drodze zakupiła dętkę i w ciągu godziny była u mnie. Szybki serwis i na pocieszenie wizyta w Starej Rzeźni na Beer and Food Festival Lite.
Na tą pięknie zapowiadającą się marcową niedzielę umówiłem się z p. Jurkiem, który koło 10:00 przybył do Poznania składem Kolei Wielkopolskich. Przyzwoitość nakazywała by odebrać mojego Gościa z dworca co też uczyniłem. Bez większego przestoju ruszyliśmy na północ do Starczanowa aby dopełnić corocznego obowiązku. O samym Jarze nie ma się co zbytnio rozpisywać - ot trafiła się prawdziwie przedwiosenna aura, Śnieżyce rozkwitły w 100%, a wojskowi łaskawie pozwolili wejść na jakby nie patrzeć teren poligonu, co w ogólnym rozrachunku zaowocowało wuchtą wiary! Na miejscu strzeliliśmy kilka fotek i ruszyliśmy w drogę powrotną przez Murowaną Goślinę i Puszczę Zielonkę, uciekając tym samym przed dającym się we znaki wiatrem. Wyprawę zakończyliśmy ponownie na Garbarach gdzie "zapakowałem" mojego Gościa do pociągu (tym razem PolRegio) odhaczając tym samym dystans ponad 70 km. Wieczorem dorzuciłem kolejne 50 km dzięki nadprogramowej, nieplanowanej i powoli nudzącej się trasie Poznań - Gniezno.