Jedni łażą po nekropoliach, inni (w tym oczywiście ja) oddają się pięknej, złotej polskiej jesieni. Postanowiłem urządzić sobie spontaniczny wypad do Poznania. Jechało się przednio, przede wszytkim dlatego że na drogach praktycznie puściutko. Powrót PKP.
Wypad na 18 edycję Dębówca - amatorskiego wyścigu rowerowego organizowanego przez Gnieźnieński Klub Kolarstwa Górskiego. W tym roku bałem udział pasywnie kibicując i uwieczniając zmagania na zdjęciach. Pogoda dopisała średnio (choć mogło być gorzej), natomiast impreza nadrobiła atmosferą. I to z nawiązką! :) Do zobaczenia w przyszłym roku!
Spontaniczny wypad do Dziekanowic na coroczne Święto Latawca. Wstępnie ustawiłem się na wyjazd z Maruszem, ale ponieważ "coś Mu tego dnia wypadło" ;) nad jezioro Lednickie pomyknąłem ostatecznie solo. Muszę przyznać że piękne lato mamy tej jesieni - aż chce się żyć :). Na miejscu pojawiłem się przed rozpoczęciem imprezy, więc zapas czasu który sobie wypracowałem postanowiłem spożytkować na odpoczynek na pomoście i napawanie się pięknem dzisiejszego dnia. Jakże się zdziwiłem gdy nagle na plaży w Dziekanowicach pojawił się Pan Jurek! Niespodziewane spotkanie uwieczniliśmy na fotografii, chwilę pogadaliśmy a następnie oboje ruszyliśmy ku łące na której obywał się festyn. Mr Jerry po kilku minutach pomknął dalej, ja zostałem na miejscu. Sama impreza to typowy familijny piknik, a jak to na piknikach bywa są rodzice z dziećmi, jest scena i powiedzmy "artyści", jest grochówka (zbyt wodnista jak na moje standardy), oraz pajda ze smalochem i kiszony ogór do zestawu :). Oczywiście spróbowałem swych sił w puszczaniu latawca, ale chyba wyszedłem z wprawy... Wróć! To latawiec był zły - zdecydowanie lepiej mu było na ziemii ;). Po około 2 godzinach zawinąłem się z powrotem i przez Żydówko i Owieczki wróciłem do Gniezna.
Pętla dookoła miasta, tak na lepszy sen. Żeby nie było za wesoło na Pustachowie złapałem laczka. Komary mnie omal życem nie zeżarły - serwis odbył się w tempie iście ekspresowym.
Kolejny weekendowy wypad do Poznania. Od rana temperatura znacznie bardziej przystępna niż tydzień wcześniej. Ponownie wyjeżdżam koło 11:00, lecz tym razem stawiam na wariant mieszany. Do Wierzyc docierm tradycyjnie serwisówką wzdłuż S5. Dalej Gołuń w którym odbijam w las w kierunku Zbierkowa. Po drodze kolejne podejście do KOMa w Nowej Górce :). W Kociałkowej Górce zawijam rogala i ruszam nierównym asfaltem w stronę Pobiedzisk. Gdzieś w połowie podjazdu wbijam się do PK, którym przemykam do szosy prowadzącej do Promna. Szosą mykam do Góry i Jankowa gdzie postanawiam pominąć Sarbinowo i kręcić przed siebie do Uzarzewa. Dalej podjazd w Katarzynkach, Gruszczyn i jestem w Zielińcu. Stąd już tradycyjnie przez Antoninek i os. Warszawskie trafiam nad Maltę. Ponownie kilka oesów po Poznaniu i ląduję na Dworcu Głównym. Powrót do Gniezna kiblem po modernizacji - były haki na rowery :).
Kolejna rowerowa niedziela. Koło 11:00 ruszam do Poznania, obierając na dziś wariant asfaltowy. Temperatura powietrza rosła w tak zaskakująco szybkim tempie, że we Wierzycach musiałem się zatrzymać i w Lewiatanie zakupić płyny na dalszą drogę. Sporo płynów. Dalej już tradycyjnie przez Gołuń dotarłem do Pobiedzisk, gdzie na Rynku odbiłem w kieruku Promna. Mijając Promno ponownie odbiłem w prawo i przez Górę, Jankowo i Sarbinowo docieram do Swarzędza. Do Poznania wpadam przez Zieliniec skąd w eksresowym tempie przemieszczam się nad Maltę. Jeszcze kilka oesów po Poznaniu i na dworzec - akurat pociąg przypasował. Podróż powrotna kiblem to jakaś masakra - duchota, spiekota i smród. Dziękujemy PKP!