Po wczorajszej wyprawie czułem się nad wyraz dobrze, więc postanowiłem rankiem wyruszyć na działkę. Na miejscu pokręciłem się po okolicy z przebywającymi tam akurat Znajomymi dochodząc w międzyczasie do wniosku, że efekty wyprawy do Lichenia i z powrotem zaliczyły opóźniony zapłon. Konsekwencją tego był powrót do Gniezna autem z rowerem na pace :)
Tym razem na działkę trafiłem autem, aczkolwiek w bagażniku nie mogło zabraknąć roweru :). Pomimo dość napiętego weekendowego planu wyłuskałem trochę czasu na objechanie jeziora Powidzkiego. Dobrze że zrobiłem to w miarę wcześnie rano, bo jeszcze przed południem temperatura zaczęła dawać solidnie w kość, a co było później to już sami wiecie...