Spontaniczny wypad na spotkanie z daaawno niewidzianym kumplem. Dojazd do Poznania to kolejna wariacja trasy (chyba powoli staję się w tej kwestii specjalistą ;) ). W Antoninku zameldowałem się w tempie iście ekspresowym, następnie trochę kręcenia po centrum (to akurat zawsze na propsie!), piwko na Cytadeli, spacer na Jeżyce i dojazd na dworzec. Powrót składem KW z Marcinem u boku.
Spokojna, spacerowa i jak zwykle pełna abstrakcyjnego (czasem też dość wisielczego) humoru runda po Lasach Czerniejewskich z najlepszą ekipą w tej części galaktyki :)
Ot przyjemne, sobotnie kręcenie w towarzystwie p. Jurka i Marcina. Z ciekawszych przygód po drodze - w okołoskorzęcińskich lasach zaliczyliśmy bliskie spotkanie z gromadką dzików.
Po raz kolejny puściłem się do mojej ukochanej stolicy Wielkopolski. Tym razem jednak z założeniem wyznaczenia nowego (nie wiem już którego) wariantu trasy. Nieoceniona okazała się tu pomoc Grigora, który dokładnie doradził mi w jaki sposób pokonać odcinek z Kostrzyna do Swarzędza. Dzięki Grzechu - poszło bezbłędnie :) Mając spory zapas czasu zawitałem na Cytadelę na loda i piwo z kija. Przyznaję - dla leżaka w cieniu i zimnego Pilznera z Miłosławia warto było jechać.
Obżarstwo to jeden z siedmiu grzechów głównych. Co prawda ja pewnie i tak za całokształt się będę smażył w piekle, ale skoro teraz mogę połączyć przyjemne z pożytecznym i spalić to co w siebie nawpychałem, to dlaczego nie :) Przy okazji trafiłem na pierwsze żniwa. W maju. Dziwne...